Może zacznę od początku, ale nie chcę, żeby był to długi post.
Z mężem przed ślubem chodziliśmy 7 lat, ja skończyłam studia, myślałam, że mi się życie ułoży. Mam 25, mąż 28, ja jestem bezrobotna, mieszkamy u rodziców (moich).
Małżeństwem jesteśmy od kwietnia, i od tej pory są ciągłe kłótnie. Kiedy mąż mi się oświadczył, mówił, że wszystko się ułoży, ja wierzyłam. Mówił, że pójdziemy na stancję i będziemy żyć. Jednak po ślubie mu się odmieniło, zamieszkał u mnie w domu rodzinnym - mamy 3 pokoje i jest 6 osób... 1 łazienka, 1 kuchnia. Nie da się tak funkcjonować. Mąż się uparł na BUDOWANIE domu, matka obiecała mu działkę. Ja nie mam pracy, codziennie płaczę.
Moje koleżanki mówią, że jestem niewdzięczna, bo powinnam CIESZYĆ SIĘ, że moja matka POZWOLIŁA mi mieszkać w MOIM pokoju (całe 7 m2!) - jest ciasno, kupiliśmy łóżko, które zajmuje pół pokoju, bo moje było jednoosobowe, szafę, bo mąż zniósł ubrania, sprzęt rtv.
Nie wiem, co mam robić, przed ślubem miałam wyjechać, ale mąż mówił, że będzie tęsknił, że mam z nim być "w biedzie, ale razem" to jego motto.
A ja każdego dnia płaczę i nie mam sił, nie mogę znaleźć pracy, proponują mi staże za 800zł, ale jak się za to utrzymać? Miałam już 2 staże i po żadnym mnie nie zatrudnili...
Mąż się uparł na budowę, a mamy może z 50 tys. on uważa, że starczy, jestem tak załamana, bo wiem, że budowa domu to co najmniej 300 tys tanimi materiałami.
Chciałam mieć dziecko, myślałam, że urodzę w wieku 26 lat, ale się na to nie zanosi.
Nie mamy prywatności, seks tylko po cichu, zero spontaniczności, zero wyjazdów, zero rozrywki typu kino...
Jestem bezrobotna od stycznia, miałam kilka rozmów, mąż tylko nalega "znajdź pracę, to będzie więcej na budowę", tyle, że ja NIE CHCĘ DOMU i nie dlatego, że nie mamy środków, ale NIGDY NIE CHCIAŁAM domu, chciałam prywatność, teraz wiem, że zjeb...zwaliłam sobie życie...
Co mam robić? Myślę o wyjeździe, tyle, że mąż mi zabrania, on NIE WYJEDZIE, bo chce tu osiąść, a ja dłużej nie wytrzymam, całe dnie siedzę i patrzę w ścianę, nie widzę sensu życia, nic nie mam. Moje oszczędności się skończył i o wszystko muszę prosić męża, czuję się okropnie
Nie mamy spadku, nie mamy bogatych rodziców, nie dostaniemy domu. Do męża się wynieść nie mogę, bo u nich jest jeszcze "lepiej" - mąż ma 6 rodzeństwa i tylko 4 pokoje...
Jestem załamana, nie wiedziałam, że tak sobie zje... życie, nie wiem, co robić...
I nie najgorsze jest tutaj brak pracy, tylko zmiana zdania męża i zafiksowanie się na temat budowy "bo on obcym płacił za wynajem nie będzie", niż moja psychika i dobre samopoczucie.
Dodam, że z rodzicami mam okropny kontakt, mam wiele żalu do nich i nie jest mi łatwo tu mieszkać...
Myślałam, że nigdy mnie to nie spotka, a jednak... moje życie to koszmar, nie wiem co dalej robić?