Witam, piszę na forum dlatego, że nie mam nikogo bliskiego z kim mogłabym porozmawiać na tego typu tematy.
Jestem w związku od dwóch lat, oboje zostawiliśmy dla siebie partnerów bo bardzo się w sobie zakochaliśmy.
Ja wyprowadziłam się z domu aby móc zamieszkać z nim kilkaset km od domu aby zacząć wszystko od nowa.
Początki były w miarę udane, wiele miłości, zrozumienia i wspólnych rozmów. Po jakimś czasie zaczynały się sceny zazdrości z jego strony.
Zaczęliśmy się kłócić o przeszłość wypominając sobie nawzajem ile dla siebie zostawiliśmy (wiem że to błąd).
Postanowiliśmy wyjechać z kraju aby się czegoś dorobić ale wcale nie jest lepiej. Mieszkamy sami, prawie w ogóle nie mamy znajomych, ja prawie całe dnie siedzę w domu bo pracuję tylko 3 razy w tygodniu a jego prawie całymi dniami nie ma.
Wielokrotnie podejrzewał mnie o zdradę, mimo że nie miał na to żadnych podstaw. Siedzę w domu jest źle, pracowałam na cały etat to też było źle...
Od jakiegoś czasu mój facet ( 31 lat) obraża się o tzw. pierdoły. Wystarczy, że zażartuję z czegoś albo coś powiem nie tak a on już jest obrażony. Zdarza się, że nawet nie wiem o co chodzi a on nie chce mi powiedzieć. Wtedy następują dni ciszy... Nie idzie rozmawiać, tłumaczyć...
Strasznie mnie denerwują te jego "fochy" bo jest to dla mnie dziecinne zachowanie, nie idzie z nim w ogóle rozmawiać, jak tylko zaczynam coś mówić ignoruje mnie co strasznie podjudza moje nerwy.
Ogólnie odkąd mieszkam z nim strasznie się wyciszyłam ale jak się pokłócimy jestem jak tykająca bomba.. Wielokrotnie chciałam po prostu odejść i mieć święty spokój ale nie potrafię. Po przemyśleniu wszystkiego wiem, że kocham go i ciężko by mi było..
Wielokrotnie słyszałam niemiłe słowa z jego ust za które nawet nie potrafi przeprosić, wszystkie tłumaczenia z jego strony są wymuszane dla niego najlepiej by było gdybyśmy w ogóle nie wyjaśniali sobie naszych niedomówień a ja lubię wszystko wyjaśnić.
Ciężko mi się żyje z kimś na kim tak naprawdę nie mam oparcia, w związku z tym, że mieszkamy za granicą a ja w miarę znam język ( on w ogóle) wszystko jest na mojej głowie. Wszelkie urzędy, mieszkanie, opłaty, zakupy dosłownie wszystko.. On ma wszystko na tacy podane i wszystko o co poprosi załatwione. Niestety ale od jakiegoś czasu czuję się jakbym to ja była mężczyzną w tym związku bo nie pamiętam nawet kiedy mogłam na niego liczyć...
Nie chciałabym kończyć związku z tych powodów (chociaż czasami jest ciężko wytrzymać), chciałabym raczej jakiejś dobrej rady jak mogłabym dotrzeć do niego.
Pozdrawiam