Witam!
Mój wcześniejszy temat uważam za zamknięty, poza tym tytuł jest nieaktualny, i źle mi się kojarzy.
Mam doła. Czuje się beznadziejnie bo straciłam pracę. Od jakiegoś czasu chodziły plotki, że jest nowy zarząd i nowe porządki. Wyleciało wiele osób. Czułam, że przy moim szczęściu, stracę to stanowisko. Z drugiej strony cały czas miałam nadzieje, przecież dobrze pracowałam, starałam się. Dostałam wezwanie ,,na dywanik'' wóz albo przewóz premia vel wypowiedzenie. Wyszłam z płaczem. A jednak. Zaraz potem dzwonił mąż ciekawy jak poszło, słowa nie mogłam powiedzieć, więc od razu się zorientował. Spotkaliśmy się. Powiedziałam mu, że w tej sytuacji nie możemy do siebie wrócić, bo ja nie chce żeby on mnie utrzymywał, i na razie nie mieliśmy razem mieszkać. On wręcz przeciwnie żebym się niczym nie martwiła, ogólnie wielkie wsparcie z jego strony. Miałam przez kilka dni to przemyśleć. Przeszłam załamanie nerwowe, bo jeszcze inne problemy się nawarstwiły. A on naprawdę mnie wspierał. Do tego jeszcze mieliśmy święto w rodzinie, raczej wszyscy okazali zadowolenie, że przyszliśmy razem, że się pogodziliśmy. Nawet nasze zdrowie wypili. Mąż był wobec mnie bardzo czuły, co wszyscy zauważyli. Ale jak wyszedł na taras ze swoim ojcem, zauważyłam, że jest w średnim nastroju. Ogólnie przyjęcie byłoby udane, ale na koniec spotkała mnie przykrość ze strony, teścia, który z ciotką rozmawiał na tym samym tarasie i mnie nie widzieli i ciotka powiedziała, ,,dobrze, że twój syn poszedł po rozum do głowy i jest z żoną'' A on jej na to, że ,,tak wybrał dla świętego spokoju''. Nie powinnam się tym przejmować, bo starszy człowiek wypił za dużo i gada głupoty. Ale zrobiło mi się cholernie przykro i zaczęłam rozmyślać czy może tak jest. On wybrał mnie bo bał się, że córka się odwróci, rodzina, że straci szacunek innych. Nie no ludzie w którym my wieku żyjemy, paranoja. Powtarzam sobie, że wybrał mnie bo mnie kocha. Ale czasem nachodzą mnie wątpliwości. Z tym brakiem pracy czuje się fatalnie, oczywiście mam już coś nowego na horyzoncie ale dopiero pod koniec sierpnia. Na razie jestem bez pracy. Staram się więc chociaż żeby w domu było wszystko zrobione pranie, prasowanie, sprzątanie. On mi wiele razy powtarzał, że czuje się za mnie odpowiedzialny, to miłe, ale nie chce żeby czuł się zobowiązany. Ogólnie cieszę się, że jesteśmy razem, bo ja od początku tak właśnie chciałam. Bo naprawdę kocham męża. Nie chce go wykorzystywać a to teraz tak właśnie wygląda. Może przesadzam, ale czasem mam wrażenie, że on ma jakieś swoje wątpliwości. I jakoś nie mogę sobie z tym poradzić. Nie wiem, powiedzcie co o tym myślicie...
Zdecydowanie za mało razy słyszę słowo ,,Kocham Cię'' jak mu to wypominam to on mówi, że przecież powinnam o tym wiedzieć. Przy ludziach okazuje mi mnóstwo czułości. A jak jesteśmy sami to ja głównie inicjuje przytulanie, pocałunki. Ostatnio do późna pracuje, że niby musi dokumenty przejrzeć, czy on mnie unika, niby jak po niego idę tak przed północą to się kładziemy już razem. Ale może się narzucam. Nie wiem czy ja coś robię nie tak?