Problem z mieszkaniem... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Problem z mieszkaniem...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 14 ]

Temat: Problem z mieszkaniem...

Cześć dziewczyny.
Kupno mieszkania powinno raczej wiązać się z radością obojga partnerów. No właśnie. Powinno...

Mam problem. Spory. GIGANTYCZNY wręcz. I zupełnie nie wiem jak to rozwiązać. Po tym co wczoraj usłyszałam nie bardzo wiem nawet czy moje tłumaczenie czegokolwiek ma w ogóle sens. Mam wrażenie, że mój partner w ogóle mnie nie rozumie. Albo nie chce zrozumieć. W sumie zaczęłam się zastanawiać już nawet nad tym czy może to że mną jest coś nie tak. Pozwólcie, że opiszę mój problem w punktach, bo szczerze mówiąc jestem tak rozbita, że jeśli chciałabym to opowiedzieć normalnie mógłby wyjść z tego totalny bełkot...

1. Mój partner podjął decyzję o kupnie mieszkania. Co prawda mówił o tym od jakiegoś czasu, ale w związku z kończącym się programem MDM zdecydował się na to praktycznie z dnia na dzień (na ten nowy program, bodajże MIESZKANIE +, nie załapałby się ani sam ani tym bardziej my jako para czy małżeństwo, przez zarobki) - tą decyzję popieram w 100%. Szkoda stracić szansę na dość spore dofinansowanie.

2. W związku z tym, że ja co prawda mam dochody (i to nawet całkiem dobre), ale po pierwsze na umowę zlecenie, a po drugie tylko na połowę mojego faktycznego wynagrodzenia, nie mogę być drugim kredytobiorcą. Tzn. mogę, ale mój dochód nie podniesie zdolności kredytowej, a może spowodować negatywną opinię banku zdecydowaliśmy, że kredyt będzie na niego (szczerze mówiąc teraz mam wrażenie, że to on bardziej zdecydował, ja się zgodziłam, bo co miałam zrobić...)

3. Dowiedzieliśmy się, że na czas trwania umowy (czy jak to tam nazwać) MDM - 5 lat - jedynym właścicielem nieruchomości może być kredytobiorca. No okej, dla mnie logiczne

4. Partner zarzeka się, że po tych 5 latach od razu zostanę uznana za współwłaściciela. Okej. Sprawiedliwe

5. Wypłynął temat moich rodziców i ich pomocy - od razu lojalnie uprzedziłam, że raczej nie może (możemy) spodziewać się pomocy z ich strony, przynajmniej na razie, bo i z jakiej racji, skoro na papierach to on będzie jedynym właścicielem. Przecież nie będą finansować czegoś, co przez przynajmniej 5 lat nie będzie własnością ich dziecka. Zrozumiał, bez zastrzeżeń.

No i tutaj zaczęły się problemy...

1. Napomknęłam delikatnie, że niezbyt odpowiada mi kolejność w jakiej to wszystko jest zaplanowane. Nie mam jakiegoś parcia na ołtarz czy coś w tym stylu, ale jeśli mam być szczera wolałabym kupować mieszkanie jako małżeństwo. No ale MDM, zaraz się skończy, kaplica, brak kasy. ROZUMIEM.

2. Byliśmy u doradcy finansowego. Opowiedział wszystko. Wyszło na to, że na start (jeszcze przed uruchomieniem całej machiny kredytowej) potrzeba około 15000 zł. Nie mamy takiej kwoty (przypominam, że decyzja została podjęta trochę spontanicznie, bo mieliśmy w planach zacząć rozglądać się za mieszkaniem za rok, dwa), więc partner podjął decyzję o poproszeniu swoich rodziców o pomoc.

3. Jego rodzice się zgodzili, ale uwaga, zażądali, żebym nie była ujęta w żadnych papierach. Ani kredytowych, ani akcie własności. Nigdzie. Ja nawet staram się to zrozumieć, próbują zabezpieczać swoje dziecko. No ale ku***. Jakbym miała być współkredytobiorcą to co, już by nie pomogli? Bo niby z jakiej racji? Mnie się mniej należy mieszkanie do którego chciałam się dokładać?!

4. Ja wiem i rozumiem, że i tak przez najbliższe 5 lat nie mogę być w żadnych papierach. Naprawdę. Ale boli mnie reakcja mojego partnera, który na takie dictum że strony rodziców nie zareagował, tylko stwierdził, że rozumie. Ja nie rozumiem. I wiem jaka byłaby moja reakcja na takie zachowanie ze strony moich rodziców. Może to głupie, ale pewnie nie wzięłabym od nich ani złotówki, bo wydaje mi się to nielojalne wobec partnera.

Powiedziałam mu o tym wszystkim najpierw na spokojnie. Potem już trochę mniej. Aktualnie się do siebie nie odzywamy. Od podobno za to, że stwierdziłam, że mam to już wszystko w doopie, niech sobie robi co chce. Ja się nie odzywam, bo autentycznie serce mi pęka. Może przesadzam, może nie. Czuję się zdradzona. Naprawdę.

Na koniec dodam jeszcze, że zaczął wyciągać jakieś stare brudy. Głównie jeśli chodzi o moje wcześniejsze problemy finansowe związane z ex. Wymyślił sobie, że niby ja mu nic nie powiedziałam, a dzwonili do niego z działów windykacyjnych dwóch firm. Może tak, może nie. Jak zaczęły się moje problemy byliśmy ze sobą może tydzień i szczerze mówiąc nie widziałam potrzeby wprowadzania go w moje finanse. Chyba nic dziwnego. No ale teraz ma do mnie pretensje, że o niczym nie wiedział, a ja pobiegłam do tatusia po pomoc. No pobiegłam, bo zarabialam 7 zł na godzinę i nie było mnie stać na opłacenie rachunków, które miał zapłacić ex, a były niestety na moje nazwisko. Moja wina, że tego nie przypilnowałam, wiem. Ale rozstanie z ex było na tyle burzliwe i problematyczne, że przysięgam, że nawet o tym nie pomyślałam.

No więc obecny partner zasunął mi tekstem, że jak on ma mi zaufać i wziąć ze mną kredyt, jeśli ciągle mam jakieś problemy. Rozumiecie? CIĄGLE!!!
I że nie mam oszczędności. Szkoda, że on też nie ma. No ale jak widać to jest problemem tylko u mnie. I że ciągle mówię, że w razie czego tata mi pomoże. Czy to coś złego? On też po brakującą kwotę poszedł do rodziców...


Podsumowując. Ja chciałam na początku pomóc. Ten blok nawet jeszcze nie powstał, więc pierwsze wpłaty byłyby na poziomie 200-300 zł. Przez około rok. Chciałam zaproponować, że mogę przez ten rok ja to płacić, a on niech zbiera na wykończenie. Chciałam wziąć w tym udział, bo go kocham i mu ufam. Mimo, że w zasadzie w razie jakiegokolwiek nieszczęścia moje pieniądze poszłyby w błoto. W coś, co nie jest moje. Ale związek, to nie tylko przytulanie. Trzeba sobie ufać.

Jednak po tym jak potoczyła się wczorajsza rozmowa i jak potraktowali mnie jego rodzice oświadczyłam mu, że dopóki to mieszkanie nie będzie prawnie również moje nie dostanie ode mnie ani złotówki. Będę robiła zakupy jak zawsze, może wezmę na siebie opłaty za internet. Ale nie zapłacę nic, co odciąży go w kwestii kredytu. Nawet czynszu. Dołożę się do wyrównania rachunków. Wszystko. Skoro rozumie swoich rodziców, bo to ich pieniądze i mogą robić z nimi co chcą, to powinien zrozumieć też mnie, prawda?

Dodam jeszcze tylko, że na koniec kłótni usłyszałam, że nie ma zamiaru mi się oświadczyć przez najbliższy rok (o to też kiedyś się pospinaliśmy), bo za dużo spraw jest między nami niepozałatwianych. Chodzi o tą nieszczęsną windykację, że niby go oszukałam. I o seks, ale to temat na inną historię. Więc jak rozumiem związanie się kredytem na 30 lat jest dla niego ok, ale ślub ze mną to za dużo. Za to moje partycypowanie w kosztach JEGO mieszkania jest już jak najbardziej w porządku.

Kończąc mój już i tak za długi wywód.


Co ja mam do cholery zrobić?!


PS Jesteśmy ze sobą 3 lata, od ponad 2 mieszkamy razem, od 1,5 mamy praktycznie wspólny budżet (tylko konta osobne).

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Problem z mieszkaniem...

Słusznie rodzice mówią... dadzą pieniądze synowi, a nie jakiejś obcej dziewczynie, która nawet nie wiadomo czy będzie jego żoną.

Mieszkanie MDM na chłopaka? A czy nie trzeba być rodziną czasem? Wychowywać dzieci?

3

Odp: Problem z mieszkaniem...

Podsumuję tak: nie ma czegoś takiego jak dopłata. To ściema. Każdy kredyt kosztuje tyle samo, tylko inaczej jest rozłożony w czasie.

4 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2016-07-20 14:35:14)

Odp: Problem z mieszkaniem...

To jest ogólnie jakaś chyba ściema, bo środki MDM na ten rok wyczerpały się 5 lipca i nie można już składać wniosków, o ile się orientuję smile

5

Odp: Problem z mieszkaniem...

Myślę, że daleko jesteście od bycia rodziną, każde z was liczy się z partnerem jak z zupełnie obcym, podejrzanym kontrahentem. Zarówno wy rozliczacie się między sobą jak zupełnie obcy ludzie, jak i wasze rodziny patrzą się na was jak na ludzi, którzy przypadkiem żyją obok siebie.

Czego oczekujesz w związku z tą sytuacją? On bierze na siebie ryzyko kredytu, a ty chyba musisz wziąć na siebie ryzyko 5 lat - może w tym czasie zostaniecie małżeństwem, a może się rozejdziecie.

Mieszkania nie kupuje się spontanicznie, bo ostatni dzwonek, to może się bardzo zemścić na was.
Poza tym, sam zakup to tylko część kosztów i problemów, potem trzeba mieszkanie urządzić... a wy chyba w ogóle nie dogadujecie się w elementarnych sprawach.
Nie życzę ci źle, ale chyba wasz związek nie przetrwa "kupowania" mieszkania.

6

Odp: Problem z mieszkaniem...

Hej, a jak dla mnie wszystko jest w porządku. Jego mieszkanie, wkład jego rodziców. Ty się dokładaj w połowie do czynszu i rachunków jak tam zamieszkacie. Wiesz, miłość miłością, ale sprawy finansowe powinny być uregulowane. Pamiętam, źe byłemu pożyczyłam paredziesiat tysięcy na umowę. I wiesz co?  I bardzo dobrze. Przynajmniej je odzyskałam. Z kolei moja sąsiadka mieszkała z chłopakiem i on wyłożył na tak zwaną gębę kasę na wykończenie. I się chwilę potem rozstali. Żadnej umowy, ona nie miała z czego go spłacić. Nieprzyjemności strasznie. Nie wiem jak oni to rozwiązali. Pamiętam, że dzwonił i ja wyklinal

7

Odp: Problem z mieszkaniem...

Trochę niepokojące jest że, mieszkanie o którym piszesz, fizycznie jeszcze nie istnieje. Dla mnie, kupowanie na 30 letni kredyt, mieszkania w bloku który istnieje tylko " na papierze ", jest szaleństwem. Nie jeden już się na takim zakupie przejechał, gdzie po kilku latach okazało się, że deweloper ogłosił bankructwo, syndyk majątek przekazał na pokrycie długów wobec wykonawców i podwykonawców, a ludzie zostali z ręką w nocniku, z kredytem i bez mieszkań.

Kupowanie mieszkania szczególnie na kredyt, nie powinno być na hura, taką decyzję powinno się dobrze przemyśleć, poznać rynek i dopiero się decydować. 

Jeśli chodzi o Waszą sytuację, na razie nie jesteście małżeństwem, więc rodzice chłopaka mają rację, jeszcze nie wiadomo co będzie za 5 lat, tym bardziej, że chłopakowi się do ślubu nie pali.
Poczekaj, zobaczysz jak Wasze wspólne życie będzie się układać, na razie mieszkacie ze sobą tylko 2 mies. to bardzo  krótko aby wspólnie podejmować decyzję o kredycie.
Nic tak nie dzieli ludzi jak kasa.

8

Odp: Problem z mieszkaniem...

Na moje oko, to macie kompletnie inne potrzeby i spojrzenie na ten związek. Ty byś już chciała "wspólnych" ustaleń, co najmniej na poziomie narzeczeństwa, on podchodzi do tego bardziej luźno i pragmatycznie. Po prostu chce sobie kupić mieszkanie i zabezpieczyć się w ten sposób na przyszłość. Jeszcze poważnie o tobie nie myśli. Ty z kolei i tak. Niestety muszę cię rozczarować, ale lepiej będzie jak trochę przystopujesz, potraktujesz ten związek jako rokujący, choć niekoniecznie może się to skończyć małżeństwem. Nie wkładałabym w ten dom za dużo, bo jeśli facet po 3 latach ci nie ufa, wyciąga jakieś bezsensowne argumenty typu windykacja (a co on miał z tym wspólnego???), mówi ci wprost, że oświadczyn nie planuje - jednym słowem za dużo sobie dziewczyno naprodukowałaś oczekiwań o "was". A rodzice dobrze przestrzegają syna - nawet nie jesteście narzeczeństwem, rodziny razem nie planujecie. Po rozpadzie związku byłby tylko kłopot, jeśli byś gdzieś widniała i część zobowiązań byłaby na ciebie. Wake up! smile.

9

Odp: Problem z mieszkaniem...

Moj chlopak tez wlasnie kupuje dla nas mieszkanie. Bedzie na niego, wiec to on bierze kredyt, ja nie mam nic do tego. Jego rodzice sie dokladaja, on bedzie sam splacal raty, a rachunki dzielimy na polowe. Od razu wiedzielismy, ze tak bedzie. To nie jest moje mieszkanie i nie bedzie, bo nie kupujemy go jako malzenstwo.

10 Ostatnio edytowany przez zbyt.zaradny (2016-07-20 16:00:56)

Odp: Problem z mieszkaniem...

Mnie co innego dziwi: nie macie w rezerwie nawet tych glupich 15.000 a bierzecie sie za kupno mieszkania.
A rodzice partnera maja racje. On bierze kredyt, on kupuje mieszkanie, oni pomagaja - to i mieszkanie ma byc jego a nie jakiejs obcej dziewczyny.
I w druga strone - oczywiscie ze nie powinnas dokladac komus do kredytu na jego mieszkanie.

11

Odp: Problem z mieszkaniem...

Właściwie wszystko już zostało napisane. Nie wiem jak można decydować się na kupno mieszkania, gdy nie ma się nawet odłożonych oszczędności, a bloku w ogóle nie wybudowano. Dla mnie to jest bardzo nieodpowiedzialne. Co do rodziców, to zupełnie zrozumiałe, że chcą chronić interesy swojego dziecka. Już widzę jak czyiś rodzice zaproponowaliby inaczej. A partner co może powiedzieć poza: "rozumiem" (bo chyba o to się złościsz?)? To nie są jego pieniądze, więc nie może stawiać rodzicom warunków. Może jedynie zrezygnować z ich pomocy, gdy jej warunki nie będą mu odpowiadać i wtedy nie będzie żadnego mieszkania. Co swoją drogą chyba byłoby najlepszą opcją, bo jakoś marnie to widzę, gdy ktoś podejmuje tak ważną decyzję pod wpływem chwili i zupełnie nie bierze pod uwagę tego, że to może być nieodpowiedni moment. Jeśli ze swojej pensji nie był w stanie mieć odłożonych nawet tych 15 tys., to ile będzie mógł odkładać na czarną godzinę, gdy zostanie mocno obciążony przez kredyt? A jakieś oszczędności trzeba mieć, gdy poważnie się myśli o życiu i założeniu rodziny. Za każdym razem będzie pożyczał od rodziców, gdy np. trzeba będzie wymienić lodówkę, pralkę? Dlatego mniej bym się przejmowała tym, czym Ty się przejmujesz, a bardziej zmartwiłaby mnie lekkomyślność partnera i jego zbyt beztroskie podejście do tak ważnych kwestii.

12

Odp: Problem z mieszkaniem...

Macie totalna rację z tym, że on nie za bardzo poważnie myśli o tym związku ale ja chciałam na coś innego zwrócić uwagę bo trochę naskoczyliscie na autorkę. Może się mylę ale ja zrozumiałam, że jeśli rodzice chłopaka dadzą tą kasę to autorka NIGDY nie będzie mogła stać się wswspółwłaścicielem, nawet po ślubie, czy po tych 5 latach kiedy np zaczęłaby po równo spłacać kredyt a to już nie jest fair względem niej. Załóżmy że w ciągu tych 5 lat jednak wezmą ślub to przecież wtedy ich finanse będą wspólne. Więc co? Chłopak ma wziąć dodatkowa pracę na spłatę kredytu, tak żeby ona nie odczula braku tych pieniędzy w domowym budżecie, czy może Ty bierzesz 1500 na kredyt, to ja 1500 na przetupanie, bo niby dlaczego mam na tym tracić?  No nie tak to powinno wyglądać. Ale powtarzam to jest kwestia poważnego myślenia o związku i ufaniu sobie wzajemnie. Bo o ile nie są małżeństwem, ona nie dokłada się do kredytu to to wszystko jest totalnie w porządku, ale jeśli wezmą ślub to zabieranie z domowego budżetu kasy na ratę, a pewnie mało to nie będzie, to już jest nie w porządku, jeśli w razie "w" ona będzie musiała natychmiast zrobić aut z mieszkania.

13

Odp: Problem z mieszkaniem...
Malineczka00 napisał/a:

Macie totalna rację z tym, że on nie za bardzo poważnie myśli o tym związku ale ja chciałam na coś innego zwrócić uwagę bo trochę naskoczyliscie na autorkę. Może się mylę ale ja zrozumiałam, że jeśli rodzice chłopaka dadzą tą kasę to autorka NIGDY nie będzie mogła stać się wswspółwłaścicielem, nawet po ślubie, czy po tych 5 latach kiedy np zaczęłaby po równo spłacać kredyt a to już nie jest fair względem niej. Załóżmy że w ciągu tych 5 lat jednak wezmą ślub to przecież wtedy ich finanse będą wspólne. Więc co? Chłopak ma wziąć dodatkowa pracę na spłatę kredytu, tak żeby ona nie odczula braku tych pieniędzy w domowym budżecie, czy może Ty bierzesz 1500 na kredyt, to ja 1500 na przetupanie, bo niby dlaczego mam na tym tracić?  No nie tak to powinno wyglądać. Ale powtarzam to jest kwestia poważnego myślenia o związku i ufaniu sobie wzajemnie. Bo o ile nie są małżeństwem, ona nie dokłada się do kredytu to to wszystko jest totalnie w porządku, ale jeśli wezmą ślub to zabieranie z domowego budżetu kasy na ratę, a pewnie mało to nie będzie, to już jest nie w porządku, jeśli w razie "w" ona będzie musiała natychmiast zrobić aut z mieszkania.

Co to znaczy nigdy? Umowa darowizny kasy i jednocześnie zarządzenie tymi pieniędzmi przez rodziców?
Jeśli ich związek przetrwa i pobiorą się, to zawsze mają szereg furtek - od spłacenia rodziców i przecięcia zależności od nich, sprzedaż i kupno nowego mieszkania - już jako małżeństwo, na ich oboje, itd.

Zakup mieszkania, urządzanie mieszkania to duży ciężar, wielu psychologów przestrzega, że jest to gwóźdź do trumny - jeśli związek nie jest zbyt silny, problemy mogą przerosnąć młodych ludzi... a niestety to co napisała autorka nie robi dobrego wrażenia, nie są w stanie dogadać się ze sobą, z rodzinami, nie są w stanie z głową podejmować poważnych decyzji, ot taki spontan - bo ostatnia chwila, by się załapać na jakiś tam program, nie mając za bardzo grosza w kieszeni.

14

Odp: Problem z mieszkaniem...

Hm... Trochę mi się to kupy nie trzyma.
Raz, że faktycznie słyszałam, że MDM na ten rok się skończyło, dwa, tylko 15 tys. wkładu własnego? Pewnie to zależy od miasta i banku, ale u mnie trzeba mieć między 20 a 25 tys. Trzy: kupowanie mieszkania, którego jeszcze nie ma jest strzałem w kolano. U mnie w mieście te bloki przeznaczone na MDM stoją w połowie puste, więc można chociaż zobaczyć jak na żywo wyglądają mieszkania. Dalej. Jakim cudem Twój chłopak łapie się na kredyt skoro musi mieć spore zarobki, żeby go dostać, a nie potrafi odłożyć 15 tys.? Nie oceniam, bo wiem, że wynajmowanie i życie kosztują, ale ja nie zarabiam tyle, żeby dostać kredyt, a zawsze coś mi się uda z wypłaty odłożyć (właśnie z myślą  o wpłacie własnej do kredytu). Skoro mieliście i tak kupować mieszkanie za rok czy dwa to zdążylibyście w tym czasie odłożyć taką kwotę, skoro do tej pory tego nie zrobiliście?
Sam fakt, że mieszkanie będzie na Twojego chłopaka to nic dziwnego. Teraz wiele małżeństw się zabezpiecza podpisując intercyzę, a skoro Twój chłopak ma takie podejście przygotuj się, że, gdy dojdzie do ślubu, też będzie chciał, żebyś coś takiego podpisała. Moja sytuacja jest podobna. Mój chłopak się teraz buduje, ale on za wszystko płaci. Nasze zarobki są nieporównywalne, więc on nie oczekuje ode mnie żadnej finansowej pomocy, poza tym, dla mnie jest oczywiste, że ten dom będzie jego. Ja się do niego "dołożę" na pewno inwestując potem w wyposażenie. Ale to dopiero po wspólnym zamieszkaniu tam, żebym wiedziała, że dotrwamy do tego momentu i w razie czego będę się mogła zwinąć wraz ze wszystkim, co kupiłam. Miłość miłością, ale jak to mówi moja przyjaciółka "najpierw jest wielka miłość, a potem jest wielkie g...". Osoba, którą obecnie kochamy może się za kilka lat okazać pasożytem żądnym naszej gotówki. Znam co najmniej jeden taki przykład, kiedy mąż tak kochał swoją żonę, że sprzedał swoje "kawalerskie" mieszkanie i kupił "wspólne", a po rozwodzie kochana żoneczka zażądała, by on sprzedał to mieszkanie i ją spłacił, gdzie ona nic w to mieszkanie nie zainwestowała, bo wszystko zrobił ze swojej kieszeni (i swojego kredytu). Niestety, czasy są takie, że trzeba uważać.
Jeszcze odnośnie tego podejrzanego kredytu. Prawda jest taka, że im szybciej go spłacicie/spłaci, tym lepiej, bo wtedy zaoszczędzicie na odsetkach. Bank będzie musiał zwrócić nadpłacone odsetki. Zawsze chociaż trochę do przodu. Tutaj jest więcej na ten temat: aeger.pl/wczesniejsza-splata-pozyczki/

Posty [ 14 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Problem z mieszkaniem...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024