Dzień dobry. Założyłam tutaj profil, bo jestem w trudnej sytuacji a natknęłam się na to forum przez przypadek i liczę, że ktoś obiektywnie będzie mógł ocenić naszą sytuację i pomoże. Bardzo przepraszam za tak długą opowieść, ale starałam się opisać to jak najkrócej, ale wiem że w tej sprawie wszystko się liczy.
Zacznę od początku, bo myślę że to wszystko może mieć znaczenie. Poznaliśmy się kilka lat temu w liceum (byliśmy w tej samej klasie), On nigdy nie miał dziewczyny. Zabiegał o mnie i się starał, nieśmiało w żartach mówił że mnie kocha. Chciał ze mną być, ale ja nie chciałam- On nie podobał mi się z wyglądu, a w szczególności bałam się że go nie pokochałam i Go zranie. Miałam też świeże złe doświadczenia oraz bałam się że będę Jego zabawka, bo jeśli On nigdy nie miał dziewczyny to chce być ze mną tylko po to żeby mieć jakakolwiek dziewczynę- jak to zazwyczaj bywa w tym wieku, tak właśnie wtedy myślałam. W końcu bardzo się z Nim zaprzyjaźniłam i zaczęliśmy być ze sobą, ale odrazu go ostrzegłam że mogę Go zranić, bo nie wiem czy coś czuje. Po kilku tygodniach stał się dla mnie całym światem i się zakochałam, bo był inny od początku nie zależało Mu na zbliżeniu, rozumiał mnie, ze mamy jeszcze na to czas. Bałam się związków, chociaż byłam młodą gówniarą (19lat) poprzedni chłopak z którym byłam bardzo mnie skrzywdził- poroniłam i wyżywał się na mnie. Długo cierpiałam i nie chciałam z nikim być, miałam próbę samobójczą, chodziłam na terapię i udało mi się wyjść z tego stanu. Gdy zaczęłam być z moim obecnym chłopakiem - Poznałam Jego rodziców, On poznał moich. Zna cała moja historię życia o tym, ze zostałam zgwałcona, że pochodzę z trudnej rodziny i mam dużo problemów. Pierwszy raz się tak przed kimś otworzyłam, czułam że mnie rozumie i mówił że Mu to nie przeszkadza, dużo rozmawialiśmy. Miałam mało znajomych, byłam zamknięta w sobie więc traktowałam Go jak bratnia duszę i On mnie też, rozmawialiśmy o wszystkim. On pochodzi z dobrej rodziny, nie ma żadnych poważniejszych problemów. Związek przez 2 lata był cudowny, oczywiście były też złości ale to szybko mijało, rozmawialiśmy, rozumieliśmy się, były wspólne wakacje z rodzicami, planowanie wspólnej przyszłości. Po 2,5 latach zamieszkalismy ze sobą, zmusiła mnie do tego sytuacja rodzinna w moim domu, to On zaproponował abym wprowadziła się do Niego. Rok mieszkaliśmy razem u Niego, ja w między czasie rzuciłam pracę i długo szukałam następnej, ale On to rozumiał. Później znalazłam prace, zdążyłam ją zmienić, jeździliśmy na wakacje, planowalismy remont domu - wyremontowalismy, kupiliśmy samochód, On stracił prace - ja go wspierałam. Myślę, że to normalny związek i kolej rzeczy. Znalazł inna pracę (dobra), kupił lepszy samochód, wyciągnęłam Go na studia na które chciał iść ale w siebie nie wierzył, że da radę - po 3 latach dostał się na wymarzone medyczne studia, mieszkanie prawie wykończone- rzekłabym idealnie. Ciągle się wspieraliśmy. Ja nie zdałam matury i w tym roku skończyłam szkole policealna i chciałbym szukać pracy w zawodzie.
W Tym czasie było w naszym związku kilka sytuacji:
1. W grudniu tego roku planowaliśmy spędzić wigilię tylko razem, ja i On - nasza pierwsza wigilia. Nasze plany pokrzyżował Jego tata, zapraszając nas do siebie i nie było jak odmówić. W dniu wigilii ja się bardzo źle czułam, byłam jeszcze w pracy 10 godz i nie miałam ochoty nigdzie iść. Nie poszłam na wigilię, wytłumaczylam dlaczego. Mój chłopak nie miał mi tego za złe, nie był zły. Ale Jego tata już tak, powiedział mojemu chłopakowi że się na mnie zawiódł. Od tego czasu moje stosunki z Jego tata wyglądały lekko mówiąc "dziwnie", unikaliśmy się. Czułam, ze Jego ojciec jest na mnie zły.
2. W lutym mój chłopak zaczął pracować na dwa etaty w dwóch firmach, po 16/18 godz, gdy wracał do domu ja nie chciałam z Nim rozmawiać bo wiedziałam ze jest zmęczony, a On chciał spać. Pracował od pon do pt, w weekendy miał szkole. Straciliśmy czas dla siebie, nie mieliśmy czasu na rozmowę, na spacer. Nasza rozmowa w większości była przez telefon.
3. Rozmawiając pewnego dnia o przykrości powiedziałam coś okropnego, co wiem teraz że mogło Go zaboleć. Powiedziałam, że nigdy nie chce mieć dzieci, chyba że adoptowane. Dodałam, że gdybym zaszła w ciążę to bym usunęła bo się boję, bo po prostu nie chce. Wiem, że On chciałby mieć ze mną szczęśliwą rodzinę. Zdaje sobie sprawę z tego co powiedziałam i nie wiem czemu to zrobiłam. Tak na prawdę marzę o rodzinie z Nim.
4. W między czasie w mojej rodzinie nasilily się problemy. Mój brat wpadł w uzależnienie od narkotyków i pewnej nocy o godz. 1 w nocy musieliśmy razem z moim facetem wsiąść w samochód i jechać do mojego rodzinnego domu. Cała akcja trwała do godz. 4 rano. Mój chłopak na następny dzień miał na godz.6 do pracy, gdyby wtedy mi odmówił i powiedział, że mnie nie zawiezie bo ma jutro prace zrozumiałabym to i wziela taksówkę. Gdy sprawa się wyjaśniła, powiedziałam, że doceniam Jego poświęcenie i bardzo Mu dziękuję i przepraszam że teraz w pracy będzie nie wyspany.
5. W maju dostaliśmy zaproszenie na majówkę od Jego znajomych, na początku się zdziwiłam że On chce tam jechać, bo majówka to były Jego jedyne 3 wolne dni od pracy. Myślałam, że chce spokojnie odpocząć w domu. Ja nie pojechałam, teraz gdy o tym myślę sama nie wiem czemu - pierwszego dnia majówki miał byc u kolegi za którym nie przepadam, a drugiego dnia u innego kolegi- Jego akurat lubię i to moje lenistwo sprawiło że nie chciałam tam jechać. Mój chłopak pytał czemu nie chce jechać, mówiłam Mu że nie przepadam za jednym kolega i nie lubię nocować poza domen z obcymi ludzmi (trauma po wydarzeniach z poprzednim chłopakiem). Chyba to zrozumiał, mówił ze jest Mu trochę przykro że nie jadę ale zrozumiał, później nie wracał do tematu.
6. Pewnie dnia, było to chyba w kwietniu nawet nie wiem dlaczego zaczęłam się z Nim kłócić, to pewien przez to że nie mieliśmy dla siebie czasu. Chciałam żeby mnie zauważył, porozmawiał, a bałam się powiedzieć Mu o tym wprost i wyszła z tego ogromna kłótnia, w której On stwierdził że pomiędzy nami coś się stało. Później się pogodziliśmy i sprawa rozeszła się po kościach, nie wracaliśmy do tego.
7. W czerwcu nadal pracował na dwa etaty i mieliśmy mało czasu dla siebie. W jedynym dniu w miesiącu wolnym od Jego pracy, Koledzy z pracy zaprosili Go na bilarda. Myślałam, że pojedzie i wróci i resztę dnia siedzimy razem, chciałam nawet zaproponować że na bilarda pojadę z Nim, ale zrobiło mi się głupio gdy powiedział w ostatnim momencie że On zostanie u jednego z Nich na noc. No co wtedy mogłam zrobić? Nic. Było mi przykro, powiedziałam Mu że chciałam ten dzień spędzić z Nim ale nie mogę zabronić Mu kolegów. Kilka dni później mój żal i gorycz się przelała i napisałam Mu, że Go nienawidzę, że On nie docenia tego co dla Niego robię, że nie mówi mi że mnie kocha, że ja rozumiem że On często pracuje całymi dniami i jest zmęczony i nie każe Mu sprzątać mieszkania, Ale jest mi źle kiedy On ma do mnie pretensje że chce żeby umył naczynia i że On nic dla mnie nie robi, a mi brakuje spędzania z Nim czasu. Teraz gdy to przemyślałam, wiem że zachowałem się jak świnia, bo prawda jest taka że On staje dla mnie na rzęsach. Haruje na dwa etaty, żeby spłacić kredyt i nas utrzymać bo ja w Tym czasie byłam bez pracy, miałam kilkaset złotych własnych oszczędzonych i tylko tym dokładałam się do naszego budżetu.
Aby go przeprosić zrobiłam Mu uroczysta kolację i przeprosiłam, że się uniósłam, bo rozumiem że On też potrzebuje znajomych. Myślałam, że między nami jest już wszystko dobrze.
Pisze o tym wszystkim, bo wiem że ma to duże znaczenie dla wydarzeń, które się później wydarzyły.
A więc:
-od tej wigili na która nie poszłam minął 3-4 miesiące
- od wydarzenia z moim bratem 3 miesiace
- od zaproszenia na majówkę 2 miesiace
- od mojej sprowokowanej kłótni 3 miesiące
- Od bilarda z kolegami 2 tygodnie
Od tej pory On nigdy nie mówił, że ma do mnie o coś żal, nie poruszał tematu. Nie mówił, że coś Mu w tym przeszkadza. W czwartek wrócił do domu i powiedział, ze musimy się rozstać bo mamy różne charaktery, nie dogadujemy się. A następnie wyszedł na całą noc do kolegi i powiedział, że musi to sobie przemyśleć. Ten kolega, u którego był w nocy za mną nie przepada i boję się że podburzył mojego chłopaka jeszcze bardziej przeciwko mnie. Na drugi dzień w rozpacz pojechałam do Jego mamy, z która mam bardzo dobry kontakt i odpowiedziałam całą sytuację. Byłam u psychologa, żeby się trochę wyciszyć, bo wpadłam w histerię. On również namówiony przez swoją mamę poszedł do psychologa. Pani psycholog analizując to wszytko powiedziała, że Jego mogła wypalić praca i nie mieliśmy czasu na rozmowę, a On woli uciec niż rozmawiać. Nie wiem o czym On z Nią rozmawiał, ale psycholog obiecała nam wspólną wizytę i teraz nie można się do Niej dodzwonić, więc nie wiem na czym stoję. Jego mama z Nim rozmawiała i dowiedziałam się tego, że chce się ze mną rozstać bo ma do mnie żal za te wszystkie powyższe sytuację czyli wigilia, majówka, problem z moim bratem. On stwierdził, że się dla mnie poświęcał ale nie dostawał nic w zamian. Ja to widzę trochę inaczej, również dużo dla Niego poświęcałam: nie wyjechałam za granice, wspierałam Go w poszukiwaniu pracy i szkoły, dowartosciowywałam Go, byłam przy Nim zawsze gdy potrzebował pomocy. Wspierałam Go po 20 godzinach pracy, starałam się Mu ulżyć jak tylko mogłam. Wiem, że dla każdego poświęcenie znaczy co innego. Wiem też że to co zrobiłam albo właściwie toczego nie zrobiłam chociażby nie chciałam widzieć się z Jego kolegami mogło Go zaboleć, ale próbowałam te sytuacje tłumaczyć i wyjaśniać - On nie chciał, albo kończyło się to na 5 min rozmowach. Co jest niewystarczające, żeby wyjaśnić problem. Teraz On mówi, że musi ode mnie odpocząć i ciągle mówi, że jest pewny swojej decyzji. Chciałabym ja, jak również Jego mama żebyśmy wybrali się w trójkę do terapeuty albo psychologa na rozmowę, aby ktoś był pośrednikiem naszych odczuć i pomógł zrozumieć co wzajemnie czujemy oraz wytłumaczył że to tylko kryzys, który można zarzegnać, a który normalne że pojawia się w związku. Nie wiem czy On da się namówić na taką rozmowę, Jego mama dopiero będzie z Nim na ten temat rozmawiać, problem jest to że jest to bardzo uparty człowiek i mówi że Jego decyzja jest ostateczna, bo przestał mnie kochać - gdy mówił, że z nami koniec, płakał tak jak ja więc myślę że nadal coś do mnie czuje. Nie wiem co o tym myśleć, bo mówił że nie tęskni i jak jeszcze raz się Go o to zapytam to On się wkurzy i w ogóle nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Chciałabym aby ktoś pozwolił Mu zrozumieć, że ja zasługuje na szansę, taką jak On dostał na początku naszego związku - nie kochałam Go na początku, ale dałam Mu szansę i się w Nim zakochałam. Ponadto przez Jego pracę mało mieliśmy czasu dla siebie i się oddaliliśmy, nie było czasu na rozmowy - a ja wierzę, że w naszym przypadku szczera rozmowa i chęć poprawy i moja i Jego (bo wiem że wina leży pośrodku) da efekty, gdybym wiedziała co Mu przeszkadzało będę to zmieniać.
Jak Go przekonać, że nie wszystko skończone a to tylko zwykły nasz pierwszy kryzys, który można pokonać?
Co dalej - wspólny psycholog, terapia dla par? Był ktoś w podobnej sytuacji?
Staram się teraz myśleć racjonalnie, ale czy dobrze odczytuje Jego emocje? Co myślicie o tej sytuacji?