Jestesmy 5 lat po slubie, 7 w zwiazku. Mamy dwojke dzieci i na tym chyba wszystko co dobre sie konczy. Wlasciwie od poczatku zwiazku bylo cos nie tak, bo brakowalo z jego strony uczuc - jakichkolwiek. Ciagle wywolywalam klotnie co kilka miesiecy o to ze mnie nie wspiera, nie zalezy mu na mnie i jest mu obojetne to czy z nim bede czy nie, nigdy sam z siebie nie powiedzial ze kocha, potrzebuje czy mu zalezy, nigdy pierwszy nie wyciagnie pierwszy reki na zgode - woli przemilczec az sama sie odezwe, przeprosze. Wieczny egoista myslacy tylko o sobie i o swoich potrzebach, zaangazowany tylko w prace. Nie potrzebuje rozmow, milosci, seksu - wlasciwie ode mnie nie potrzebuje nic. Siebie za ideal nie mam, aczkolwiek nie zaniedbywalam nigdy obowiazkow malzenskich: wspieram, kocham, pomagam, czekam az wroci z kilkutygodniowej delegacji, pracuje i wychowuje dzieci. I stad pytanie do wszystch czytajacych, bo byc moze ktos ma lub mial podobnie. Czy ze mna cos nie tak ? Mam dosc poczucia ze jestem niepotrzebna, niekochana i zaniedbywana. Kilka prob odejscia ? Odpowiada: "Jak tam chcesz". Kazda proba rozmow o tym problemie: "swirujesz, wymagania masz z kosmosu". Szansy na zmiane napewno nie ma. Co zrobic ? Moze ktos cos poradzi ?
1 2016-06-16 13:29:37 Ostatnio edytowany przez kajamaj1991 (2016-06-16 13:39:06)
Widzisz sama, że Twój obecny partner ma Cię totalnie gdzieś i jest mu na chwilę obecną obojętne, co sobie myślisz. Zbywa Cię, bo mu pierzesz brudne gacie, sprzątasz, sama wychowujesz WASZE dzieci, a on sobie przyjeżdża jak król z delegacji, na gotowe. Kopnij go w dupę, taka moja rada
3 2016-06-16 14:53:16 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-06-16 14:55:17)
A ja widzę to zupełnie inaczej. Twój mąż nie jest wylewny, nie okazuje uczuć tak, jakbyś tego oczekiwała, co nie znaczy, że ich nie ma. Na Twe szantaże emocjonalne i prowokacje odpowiada spokojem i Tobie zostawia decyzje co do tego, w jaki sposób masz się zachowywać i jakie podejmować decyzje. Wiem, że nieuleganie manipulacji, bycie spokojnym niesamowicie wkurza. Bo jak to?! Ty 'stajesz na uszach', a on nie reaguje. Ano, jest odporny na zachowania nieadekwatne do metryki.
Skoro Ty prowokujesz, Ty wszczynasz kłótnie, to dlaczego on ma wyciągać rękę na zgodę i przepraszać?
Czujesz się niepotrzebną. To duży problem. Masz wdrukowaną równość 'jestem potrzebna = jestem kochana'. Tymczasem to fałszywe przekonanie, częstokroć wyniesione z domu rodzinnego.
Z jakiegoś powodu jesteście razem od siedmiu lat, z jakiegoś powodu zdecydowaliście się mieć dwoje dzieci. Może najwyższy czas, byś sobie te powody przypomniała?
Związek dojrzałych ludzi to nie relacja opiekuńczo-wychowawcza, Twój mąż jest dorosłym człowiekiem, nie kolejnym dzieckiem i nie wymaga (poza poważną chorobą) opieki, z Twego opisu wynika, że jest sprawnym. Myślę też, że jemu nie pasuje być Twym dzieckiem, nie na to się z Tobą umawiał, nie za takie zachowania Cię pokochał i zdecydował z Tobą stworzyć rodzinę.
Z jakiegoś powodu jesteście razem od siedmiu lat, z jakiegoś powodu zdecydowaliście się mieć dwoje dzieci. Może najwyższy czas, byś sobie te powody przypomniała?
Związek dojrzałych ludzi to nie relacja opiekuńczo-wychowawcza, Twój mąż jest dorosłym człowiekiem, nie kolejnym dzieckiem i nie wymaga (poza poważną chorobą) opieki, z Twego opisu wynika, że jest sprawnym. Myślę też, że jemu nie pasuje być Twym dzieckiem, nie na to się z Tobą umawiał, nie za takie zachowania Cię pokochał i zdecydował z Tobą stworzyć rodzinę.
Fajno napisane, podobnie myślę...
7 lat, 5 słabych, 2 pierwsze, jakie? To chyba było dobrze, co się zmieniło? MOże patrzysz tylko przez pryzmat siebie a nie związku, przecież jest Was dwoje. Przerobiłem "rozwód" po dwóch latach z dzieckiem w tle...radzę daleko od takich myśli, czasem myśli powodują krok..za daleko a na wstecznym nie działa.
Wasz związek się zmienił, tak jak zmieniają się ludzie. Macie więcej doświadczeń, więcej lub innych pragnień, potrzeb...TY jesteś taka sama?
A ja widzę to zupełnie inaczej. Twój mąż nie jest wylewny, nie okazuje uczuć tak, jakbyś tego oczekiwała, co nie znaczy, że ich nie ma. Na Twe szantaże emocjonalne i prowokacje odpowiada spokojem i Tobie zostawia decyzje co do tego, w jaki sposób masz się zachowywać i jakie podejmować decyzje. Wiem, że nieuleganie manipulacji, bycie spokojnym niesamowicie wkurza. Bo jak to?! Ty 'stajesz na uszach', a on nie reaguje. Ano, jest odporny na zachowania nieadekwatne do metryki.
Skoro Ty prowokujesz, Ty wszczynasz kłótnie, to dlaczego on ma wyciągać rękę na zgodę i przepraszać?Czujesz się niepotrzebną. To duży problem. Masz wdrukowaną równość 'jestem potrzebna = jestem kochana'. Tymczasem to fałszywe przekonanie, częstokroć wyniesione z domu rodzinnego.
Z jakiegoś powodu jesteście razem od siedmiu lat, z jakiegoś powodu zdecydowaliście się mieć dwoje dzieci. Może najwyższy czas, byś sobie te powody przypomniała?
Związek dojrzałych ludzi to nie relacja opiekuńczo-wychowawcza, Twój mąż jest dorosłym człowiekiem, nie kolejnym dzieckiem i nie wymaga (poza poważną chorobą) opieki, z Twego opisu wynika, że jest sprawnym. Myślę też, że jemu nie pasuje być Twym dzieckiem, nie na to się z Tobą umawiał, nie za takie zachowania Cię pokochał i zdecydował z Tobą stworzyć rodzinę.
Moje odczucia spowodowane sa lekcewazeniem mnie i tego czego oczekuje, bo uwazam ze okazywanie sobie jakichkolwiek uczuc nie jest jakims mega wysilkiem.
Na pytanie - co jest najwazniejsze w zyciu odpowiada "kasa", nie rodzina czy dom. Wspolne wakacje, wyjscie do kina ? "Po co? mi to nie jest potrzebne ".
A poczatki ? Od poczatku chyba sama sobie wmowilam ze jestem kims waznym w jego zyciu.
Czy poznałaś kogoś, kto Ci się spodobał?
Czy poznałaś kogoś, kto Ci się spodobał?
Nie.
8 2016-06-16 20:38:38 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-06-16 20:40:02)
Moje odczucia spowodowane sa lekcewazeniem mnie i tego czego oczekuje, bo uwazam ze okazywanie sobie jakichkolwiek uczuc nie jest jakims mega wysilkiem. (...)
To Twoja opinia, a ja pozwolę sobie się z nią nie zgodzić. Wiem, że są osoby, dla których okazywanie uczuć jest umiejętnością, której nie posiedli, bo wychowano je w przeświadczeniu, że należy być twardym, a uczucia okazują tylko słabeusze. Wiem też, że głównymi ofiarami takiego sposobu wychowania są mężczyźni. Jeśli jednak prawdą jest to, że mąż Cię lekceważy, to zastanów się od kiedy i dlaczego tak się dzieje.
(...) Na pytanie - co jest najwazniejsze w zyciu odpowiada "kasa", nie rodzina czy dom. Wspolne wakacje, wyjscie do kina ? "Po co? mi to nie jest potrzebne ". (...)
Jeśli prowadzicie ze sobą walkę, a wszystko co o waszej relacji napisałaś, o tym świadczy, jeśli jego prowokujesz, to jasnym jest dla mnie, że jego odpowiedź jest reakcją na Twe zaczepki. Ciekawą rzeczą jest to, w jaki sposób spędzacie czas wolny, czy cokolwiek robicie razem, a jeśli nie, to jakie komentarze (was obojga) takim zachowaniom towarzyszą. Oprócz tego istotną sprawą jest to, jak ze sobą rozmawiacie, bo ten sam tekst można powiedzieć w różny sposób, zależy to i od gestów, i od mimiki, i od tonu głosu, i od wielu innych czynników.
Twierdzisz, że od początku wmówiłaś sobie, że jesteś dla niego kimś ważnym. Jeśli jest to prawdą, to na jakiej podstawie to zrobiłaś i jaki cel przyświecał Ci podczas zakłamywania rzeczywistości?
Wiem też, że wielokrotnie problemy w związkach spowodowane są... nadgorliwością kobiet powstałą na początku związku. Owa nadgorliwość (to nie jest najlepsze słowo, ale teraz nie mogę znaleźć bardziej adekwatnego) polega na 'zagłaskiwaniu na śmierć' swego TŻ. Kobiety te skaczą wokół mężczyzn, nie pozwalając im na jakiekolwiek działanie, zachowują się wobec nich nie jak partnerki, nie jak ukochane i kochające, ale jak niezwykle nadopiekuńcze oraz kontrolujące matki. Po pewnym czasie, w trakcie którego mężczyźni 'stają okoniem' wobec opisanych wyżej praktyk, stwierdzają, że ich wysiłki są daremne, że wywołują tylko agresję kobiet. Wobec tego, dla tzw. świętego spokoju i ocalenia swego zdrowia psychicznego wycofują się oddając pola kobietom. To one od tej chwili mają decydować o wszystkim, to jedynie ich zdanie się liczy, to one przejmują wszelkie obowiązki domowe, a mężczyźni, w najlepszym wypadku, uciekają w pracę, bo tylko tam są doceniani, tylko tam ich zdanie się liczy i tylko tam istnieją jako wolni, samostanowiący i decyzyjni ludzie. A kobiety... w końcu przyznają, że 'nie tak miało być'.
Czy można taką relację zmienić, uczynić związek dobrym? Czasem tak, wymaga to jednak wzajemnej szczerości i pracy obojga.
(Odpowiedzi na moje pytania, Twe refleksje, są ważnymi dla Ciebie, nie dla kogokolwiek z forum.)
To Twoja opinia, a ja pozwolę sobie się z nią nie zgodzić. Wiem, że są osoby, dla których okazywanie uczuć jest umiejętnością, której nie posiedli, bo wychowano je w przeświadczeniu, że należy być twardym, a uczucia okazują tylko słabeusze. Wiem też, że głównymi ofiarami takiego sposobu wychowania są mężczyźni. Jeśli jednak prawdą jest to, że mąż Cię lekceważy, to zastanów się od kiedy i dlaczego tak się dzieje.
Owszem, wzielam to pod uwage od samego poczatku, ze pewnie jest taka wlasnie osoba.
Dzieje sie tak, bynajmniej tak uwazam, poniewaz jest w 100% zaangazowany tylko i wylacznie w prace. Nie interesuje go, co u mnie, dzieci itp.
Jeśli prowadzicie ze sobą walkę, a wszystko co o waszej relacji napisałaś, o tym świadczy, jeśli jego prowokujesz, to jasnym jest dla mnie, że jego odpowiedź jest reakcją na Twe zaczepki. Ciekawą rzeczą jest to, w jaki sposób spędzacie czas wolny, czy cokolwiek robicie razem, a jeśli nie, to jakie komentarze (was obojga) takim zachowaniom towarzyszą. Oprócz tego istotną sprawą jest to, jak ze sobą rozmawiacie, bo ten sam tekst można powiedzieć w różny sposób, zależy to i od gestów, i od mimiki, i od tonu głosu, i od wielu innych czynników.
Razem nie robimy nic, kompletnie. Kiedy jest w domu raz w miesiacu na kilka dni, wiecznie ma "cos" do zalatwienia. A moje propozycje na wspolne wyjscie tlumaczy brakiem checi ze swej strony.
Twierdzisz, że od początku wmówiłaś sobie, że jesteś dla niego kimś ważnym. Jeśli jest to prawdą, to na jakiej podstawie to zrobiłaś i jaki cel przyświecał Ci podczas zakłamywania rzeczywistości?
Od czasu kiedy pojawily sie dzieci na swiecie ( bo sa z jednej ciazy) zaklepalam w glowie fakt ze musimy byc razem, stworzyc tym istotom dom i rodzine. Ta postawa totalnie wylaczyla mi myslenie o tym jak faktycznie jest miedzy nami.
Wiem też, że wielokrotnie problemy w związkach spowodowane są... nadgorliwością kobiet powstałą na początku związku. Owa nadgorliwość (to nie jest najlepsze słowo, ale teraz nie mogę znaleźć bardziej adekwatnego) polega na 'zagłaskiwaniu na śmierć' swego TŻ. Kobiety te skaczą wokół mężczyzn, nie pozwalając im na jakiekolwiek działanie, zachowują się wobec nich nie jak partnerki, nie jak ukochane i kochające, ale jak niezwykle nadopiekuńcze oraz kontrolujące matki. Po pewnym czasie, w trakcie którego mężczyźni 'stają okoniem' wobec opisanych wyżej praktyk, stwierdzają, że ich wysiłki są daremne, że wywołują tylko agresję kobiet. Wobec tego, dla tzw. świętego spokoju i ocalenia swego zdrowia psychicznego wycofują się oddając pola kobietom. To one od tej chwili mają decydować o wszystkim, to jedynie ich zdanie się liczy, to one przejmują wszelkie obowiązki domowe, a mężczyźni, w najlepszym wypadku, uciekają w pracę, bo tylko tam są doceniani, tylko tam ich zdanie się liczy i tylko tam istnieją jako wolni, samostanowiący i decyzyjni ludzie. A kobiety... w końcu przyznają, że 'nie tak miało być'.
Czy można taką relację zmienić, uczynić związek dobrym? Czasem tak, wymaga to jednak wzajemnej szczerości i pracy obojga.
Ta teoria to strzal w dziesiatke. Bo tak jest. <br>
Praca obojga ? Nie ma mowy. Maz nigdy nie potrzebuje rozmow ze mna, wyjasnienia jakis nieporozumien. Uwaza to wszystko za moje ogromne wymagania.
Skoro trafiłam w dziesiątkę, to... sporo pracy nad sobą samą przed Tobą. Sporo pracy (oczywiście, jeśli na nią się zdecydujesz) nad zmianą sposobu myślenia i o sobie, i o swym mężu, i o relacjach między kobietą a mężczyzną, jeśli tego dokonasz to zmienisz (tak, Ty) swe zachowanie.
Owszem. Masz racje. Ale patrzac na to z innej perspektywy, nie moge liczyc na jakiekolwiek zainteresowanie, okazywanie uczuc?
Jasne, nie zmusze do tego, zeby chcial w ogole interesowac sie mna czy dziecmi.
Pozostaje mi przyjac jego taktyke i olewac doslownie wszystko.
Nie zrozumiałaś tego, co napisałam.
Każdy mężczyzna wycofa się z czegokolwiek, jeśli będzie traktowanym jak intruz, jeśli będzie miał wypełniać polecenia kobiety. A Ty, zamiast zmienić swe zachowanie, powrócić do rolo zony, dalej chcesz być obrażoną i wszechwidzącą a do tego wkurzoną, strzelającą fochami i rozpoczynającą 'zimną wojnę'.
teraz nie mam czasu, by dokładniej to wszystko opisać, będziesz chciała, to zajrzę po południu.
Autorko a tak z innej beczki jak się mają sprawy z sexem??bo z tego co zrozumiałam w pierwszym poście nie uprawiacie sexu wogóle??
Nie zrozumiałaś tego, co napisałam.
Każdy mężczyzna wycofa się z czegokolwiek, jeśli będzie traktowanym jak intruz, jeśli będzie miał wypełniać polecenia kobiety. A Ty, zamiast zmienić swe zachowanie, powrócić do rolo zony, dalej chcesz być obrażoną i wszechwidzącą a do tego wkurzoną, strzelającą fochami i rozpoczynającą 'zimną wojnę'.teraz nie mam czasu, by dokładniej to wszystko opisać, będziesz chciała, to zajrzę po południu.
Przyznam, że kompletnie nie rozumiem tej teorii... On nie okazuje uczuć, nie wspiera, nic razem nie robią, nie rozmawiają nawet... A ona ma zmienić zachowanie, powrócić do roli żony??? Pracować nad związkiem bez jego udziału? Tzn. co dokładnie ma zrobić ta kobieta, która jest jak dla mnie tylko w formalnym związku. Ok, zgodziła się na to na samym początku i akceptowała to przez lata, ale z tego powodu ma nadal w tym tkwić? Oczywiście nie chodzi mi o to, że ma od razu pakować mu walizki, ale dlaczego ona nie ma prawa czuć tego co czuje i chcieć to zmienić?
Autorko a tak z innej beczki jak się mają sprawy z sexem??bo z tego co zrozumiałam w pierwszym poście nie uprawiacie sexu wogóle??
Tak. Nie uprawiamy. Gdy wraca z delegacji wydawaloby sie ze powinno byc to rzecza oczywista. Jednak jest calkiem odwrotnie. Twierdzi ze nie ma na to ochoty. Trwa to pewnie dobre pol roku.
Faktem jest ze zaakceptowalam to na poczatku ale z ta mysla ze sie dotrzemy, ze dzieci nas poniekad zbliza. To nie jest tak ze od poczatku robilam afere o to wszystko. Probowalam rozmawiac, rozwiazac problem az doszlo do systematycznych klotni. Ale uwierzcie, ze widzac taka olewczosc, brak zainteresowania (pomijam fakt ze potrafi sie nie odzywac tygodniami - bo pracuje) jest naprawde nieprzyjemne.
Faktem jest ze zaakceptowalam to na poczatku ale z ta mysla ze sie dotrzemy, ze dzieci nas poniekad zbliza. To nie jest tak ze od poczatku robilam afere o to wszystko. Probowalam rozmawiac, rozwiazac problem az doszlo do systematycznych klotni. Ale uwierzcie, ze widzac taka olewczosc, brak zainteresowania (pomijam fakt ze potrafi sie nie odzywac tygodniami - bo pracuje) jest naprawde nieprzyjemne.
Domyślam się, a Twoje poczucie wartości traci na tym codziennie. Pomijam fakt, że dzieci widzą i chłoną ten chłód. Chyba, że przy dzieciach on zachowuje się inaczej...
Autorko- być może Twój mąż ma inne oczekiwania wobec życia. Być może żałuje że się ożenił i ma dzieci i jest uwiązany FORMALNIE. Jeśli potrafi się tygodniami nie odzywać, nie interesować dziecmi nie zapytać choćby co u nich to ja nie widzę żadnej możliwości żeby mu na dzieciach zależało a tym bardziej na Tobie. Dziwię się wszystkim forumowiczom że nie czytacie między wierszami i doszukujecie się u autorki przyczyny. Nie mówię ze nie wpłynęłas na to bo Ty najlepiej o tym wiesz. I owszem są faceci którzy mają problemy z okazywaniem uczuć ale na litość Boską on się tyle czasu nie odzywa nawet do własnych dzieci??
druga sprawa...nie chce z Tobą uprawiać sexu-a sex jest wbrew pozorom bardzo ważny w związku-ja bym sobie odpowiedziała na pytanie dlaczego on nie ma ochoty?
Mam odkozyc uczucia na bok i nauczyc sie zyc bez nich ? Jakis seks - tez radzic z tym sama ? Nie wspomne o tym ze nawet dzieci w zyciu nie uslyszaly od taty slowa "kocham" .. czy tez one nie moga tego wymagac ? Wpajac im od malego ze nigdy tego nie uslysza podobnie jak ja ?
Domyślam się, a Twoje poczucie wartości traci na tym codziennie. Pomijam fakt, że dzieci widzą i chłoną ten chłód. Chyba, że przy dzieciach on zachowuje się inaczej...
Moja samoocena jest juz dawno na dnie. Bo ciagle przypomina mi o tym jakim nieudacznikiem jestem.
Autorko- być może Twój mąż ma inne oczekiwania wobec życia. Być może żałuje że się ożenił i ma dzieci i jest uwiązany FORMALNIE. Jeśli potrafi się tygodniami nie odzywać, nie interesować dziecmi nie zapytać choćby co u nich to ja nie widzę żadnej możliwości żeby mu na dzieciach zależało a tym bardziej na Tobie. Dziwię się wszystkim forumowiczom że nie czytacie między wierszami i doszukujecie się u autorki przyczyny. Nie mówię ze nie wpłynęłas na to bo Ty najlepiej o tym wiesz. I owszem są faceci którzy mają problemy z okazywaniem uczuć ale na litość Boską on się tyle czasu nie odzywa nawet do własnych dzieci??
druga sprawa...nie chce z Tobą uprawiać sexu-a sex jest wbrew pozorom bardzo ważny w związku-ja bym sobie odpowiedziała na pytanie dlaczego on nie ma ochoty?
No jak ma sie odzywac jak przeciez PRACUJE . O to tez kiedy zrobie wojne to przeciez ja jestem winna bo robie problem z niczego. A dzieci jednak tesknia i potrzebuja rowniez ojca.
A co do seksu, nie wiem.. ponoc mamy byc "samowystarczalni" . Tak wiec po co jest cos takiego jak zwiazek malzenski, jak i tak ze wszystkim mam byc sama ?
Przecież wasz charakter związku jest zupełnie inny niż się wydaje? Chodzi o to, że jest to związek typu z marynarzem, kierowcą, itp. gdzie Twój mąż jest przeważnie poza domem.
Moje rady:
1. Wypracować formy kontaktu, kiedy mąż przebywa poza domem, np. poprzez rozmowy telefoniczne, skype ale odwiedzanie męża.
2. Wypracować sposoby spędzania czasu razem, kiedy mąż jest w domu. Nie tylko do razem spędzać ale narzucić sobie wyjście na kawę, wyjazd gdzieś, wyjście na spacer, do kina, na kawę razem...do kuchni.
Wasze wszystkie problemy wynikają bowiem z zaniku więzi między wami, która wynika z tego, ze tej więzi oboje nie podtrzymujecie między sobą. Stąd pójście w materializm.
Domyślam się, a Twoje poczucie wartości traci na tym codziennie. Pomijam fakt, że dzieci widzą i chłoną ten chłód. Chyba, że przy dzieciach on zachowuje się inaczej...
Moja samoocena jest juz dawno na dnie. Bo ciagle przypomina mi o tym jakim nieudacznikiem jestem.
Nikt, nawet z ogromną wiarą w siebie nie jest w stanie jej utrzymać będąc tak traktowany przez tak długi czas.
przecież nie pracuje 24h??po skończonej robocie bierze głupi telefon i dzwoni do dzieci. Praca to bzdurna wymówka. On po prostu nie chce bo mu nie zależy. Widocznie do dzieci uczuć nie ma. I nie mówcie że to nie możliwe. bo jest grom kobiet i mężczyzn którzy do swoich dzieci uczuć nie maja. A sex??cóż ja domyślam się jaki jest tego powód ale co bede wprost mówić. Nikt tego głośno tu jeszcze nie napisał. Może nie można
25 2016-06-17 10:42:21 Ostatnio edytowany przez Aga30 (2016-06-17 10:42:54)
Przecież wasz charakter związku jest zupełnie inny niż się wydaje? Chodzi o to, że jest to związek typu z marynarzem, kierowcą, itp. gdzie Twój mąż jest przeważnie poza domem.
Moje rady:
1. Wypracować formy kontaktu, kiedy mąż przebywa poza domem, np. poprzez rozmowy telefoniczne, skype ale odwiedzanie męża.
2. Wypracować sposoby spędzania czasu razem, kiedy mąż jest w domu. Nie tylko do razem spędzać ale narzucić sobie wyjście na kawę, wyjazd gdzieś, wyjście na spacer, do kina, na kawę razem...do kuchni.
Wasze wszystkie problemy wynikają bowiem z zaniku więzi między wami, która wynika z tego, ze tej więzi oboje nie podtrzymujecie między sobą. Stąd pójście w materializm.
No ok, ale do męża chyba nic nie trafia? On nie widzi problemu i zmiany nie chce. Jak w tej sytuacji wypracować cokolwiek?
A sex??cóż ja domyślam się jaki jest tego powód ale co bede wprost mówić. Nikt tego głośno tu jeszcze nie napisał. Może nie można
Też myślę, że to jest powód...
Przecież wasz charakter związku jest zupełnie inny niż się wydaje? Chodzi o to, że jest to związek typu z marynarzem, kierowcą, itp. gdzie Twój mąż jest przeważnie poza domem.
Moje rady:
1. Wypracować formy kontaktu, kiedy mąż przebywa poza domem, np. poprzez rozmowy telefoniczne, skype ale odwiedzanie męża.
2. Wypracować sposoby spędzania czasu razem, kiedy mąż jest w domu. Nie tylko do razem spędzać ale narzucić sobie wyjście na kawę, wyjazd gdzieś, wyjście na spacer, do kina, na kawę razem...do kuchni.
Wasze wszystkie problemy wynikają bowiem z zaniku więzi między wami, która wynika z tego, ze tej więzi oboje nie podtrzymujecie między sobą. Stąd pójście w materializm.
Pierwsza opcja ? Odpada gdyz to ja kiedy nie zadzwonie to mu "uciazam" - przeszkadzam. Nie drecze go telefonami, no ale raz na kilka dni poczuwam sie do "narzucania" . On z kolei nie czuje takiej potrzeby kontaktowania sie ze mna.
Druga opcja spedzabia czasu ? Moja propozycja wspolnych wakacji rodzinnych w tym roku - twierdzi ze jemu wakacje nie sa potrzebne a z jego propozycji wynika ze mamy jechac same .
Kino ? Kolacja ? - nie ma czasu bo przeciez ma wazniejsze sprawy na glowie .
przecież nie pracuje 24h??po skończonej robocie bierze głupi telefon i dzwoni do dzieci. Praca to bzdurna wymówka. On po prostu nie chce bo mu nie zależy. Widocznie do dzieci uczuć nie ma. I nie mówcie że to nie możliwe. bo jest grom kobiet i mężczyzn którzy do swoich dzieci uczuć nie maja. A sex??cóż ja domyślam się jaki jest tego powód ale co bede wprost mówić. Nikt tego głośno tu jeszcze nie napisał. Może nie można
Wiem . Zdrada. Jasne ze przeszlo mi to przez mysl. Rozwazalam, pytalam czy ma kogos itp.
Oczywistym jest ze i tak sie nie przyzna.
Bolesław napisał/a:Przecież wasz charakter związku jest zupełnie inny niż się wydaje? Chodzi o to, że jest to związek typu z marynarzem, kierowcą, itp. gdzie Twój mąż jest przeważnie poza domem.
Moje rady:
1. Wypracować formy kontaktu, kiedy mąż przebywa poza domem, np. poprzez rozmowy telefoniczne, skype ale odwiedzanie męża.
2. Wypracować sposoby spędzania czasu razem, kiedy mąż jest w domu. Nie tylko do razem spędzać ale narzucić sobie wyjście na kawę, wyjazd gdzieś, wyjście na spacer, do kina, na kawę razem...do kuchni.
Wasze wszystkie problemy wynikają bowiem z zaniku więzi między wami, która wynika z tego, ze tej więzi oboje nie podtrzymujecie między sobą. Stąd pójście w materializm.
Pierwsza opcja ? Odpada gdyz to ja kiedy nie zadzwonie to mu "uciazam" - przeszkadzam. Nie drecze go telefonami, no ale raz na kilka dni poczuwam sie do "narzucania" . On z kolei nie czuje takiej potrzeby kontaktowania sie ze mna.
Druga opcja spedzabia czasu ? Moja propozycja wspolnych wakacji rodzinnych w tym roku - twierdzi ze jemu wakacje nie sa potrzebne a z jego propozycji wynika ze mamy jechac same .
Kino ? Kolacja ? - nie ma czasu bo przeciez ma wazniejsze sprawy na glowie .
Bardzo to jest przykre.
Bardzo przykre. Dlatego tez opisalam to tutaj, bo nie wiem sama czy ze mna jest cos nie tak ? Czy mam az tak wygorowane wymagania ? Byl czas kiedy faktycznie myslalam ze jestem jakas zawzieta jedza ktora chce postawic na swoim, bo wmawia mi ze biore te probleny z kosmosu, ale na dzien dzisiejszy mam dosyc.
Bardzo przykre. Dlatego tez opisalam to tutaj, bo nie wiem sama czy ze mna jest cos nie tak ? Czy mam az tak wygorowane wymagania ? Byl czas kiedy faktycznie myslalam ze jestem jakas zawzieta jedza ktora chce postawic na swoim, bo wmawia mi ze biore te probleny z kosmosu, ale na dzien dzisiejszy mam dosyc.
Masz jakiś plan co dalej?
kajamaj1991 napisał/a:Bardzo przykre. Dlatego tez opisalam to tutaj, bo nie wiem sama czy ze mna jest cos nie tak ? Czy mam az tak wygorowane wymagania ? Byl czas kiedy faktycznie myslalam ze jestem jakas zawzieta jedza ktora chce postawic na swoim, bo wmawia mi ze biore te probleny z kosmosu, ale na dzien dzisiejszy mam dosyc.
Masz jakiś plan co dalej?
Nie mam .. jestem bezsilna. Moze cos zmienic w sobie ? Ale co ? Odpuscic te wszystkie podstawy zwiazku i tez uznac jak on za "dziecinade" ?
Aga30 napisał/a:kajamaj1991 napisał/a:Bardzo przykre. Dlatego tez opisalam to tutaj, bo nie wiem sama czy ze mna jest cos nie tak ? Czy mam az tak wygorowane wymagania ? Byl czas kiedy faktycznie myslalam ze jestem jakas zawzieta jedza ktora chce postawic na swoim, bo wmawia mi ze biore te probleny z kosmosu, ale na dzien dzisiejszy mam dosyc.
Masz jakiś plan co dalej?
Nie mam .. jestem bezsilna. Moze cos zmienic w sobie ? Ale co ? Odpuscic te wszystkie podstawy zwiazku i tez uznac jak on za "dziecinade" ?
To by oznaczało, że odpuszczasz siebie... Nie wiem... Ja odeszłam, a były wspólne wakacje i kolacje...
by oznaczało, że odpuszczasz siebie... Nie wiem... Ja odeszłam, a były wspólne wakacje i kolacje...
Odeszlas ii ? Nie zalujesz ? I czy sytuacja byla podobna ?
Czyli masz męża tylko na papierze?
1. Dlaczego ma taka pracę, dlaczego nie znajdzie czegoś na miejscu?
2. i tak WSZYSTKO każdego dnia robisz sama?
3. Sama zajmujesz się dziećmi?
4. Jak z kasą, masz swoją?
5. Rozumiem, że bycie w tym związku od niebycia w nim różni tylko to, że teraz czekasz aż on przyjedzie - a jak przyjedzie to ma Cię w dupie?
Czyli gdybyś nie była z nim to jedyna różnica byłaby taka, że byś na niego nie czekała i nie doświadczała rozczarowania co miesiąc? Ach, no i mogłabyś, po jakimś czasie spotkać kogoś, kto Cię pokocha?
W moim odczuciu sprawa jest prosta - on nie potrzebuje rodziny - Ciebie i dzieci. Może kogoś ma a może nie, ale to i tak bez różnicy. Ważny jest stosunek do Was.
Czyli masz męża tylko na papierze?
1. Dlaczego ma taka pracę, dlaczego nie znajdzie czegoś na miejscu?
2. i tak WSZYSTKO każdego dnia robisz sama?
3. Sama zajmujesz się dziećmi?
4. Jak z kasą, masz swoją?
5. Rozumiem, że bycie w tym związku od niebycia w nim różni tylko to, że teraz czekasz aż on przyjedzie - a jak przyjedzie to ma Cię w dupie?
Czyli gdybyś nie była z nim to jedyna różnica byłaby taka, że byś na niego nie czekała i nie doświadczała rozczarowania co miesiąc? Ach, no i mogłabyś, po jakimś czasie spotkać kogoś, kto Cię pokocha?
W moim odczuciu sprawa jest prosta - on nie potrzebuje rodziny - Ciebie i dzieci. Może kogoś ma a może nie, ale to i tak bez różnicy. Ważny jest stosunek do Was.
Chyba trafilas w sedno sprawy.
1. Ta prace wybral sam, bez konsultowania tego ze mna.
2. Robie wszystko sama bez niczyjej pomocy i wsparcia.
3. Dzieci tak.. wychowuje wlasciwie sama - nigdy go nie ma na waznych wydarzeniach w zyciu dziewczynek ( dzien mamy i taty w przedszkolu, urodziny itp.)
4. Kasa ? Prowadze swoja dzialalnosc, w ktorej idzie mi nawet lepiej niz "dobrze" utrzymuje wszystko sama ( oplacam sama rachunki, zakupy, utrzymanie dzieci)
Wlasnie to rozczarowanie najgorsze.. bo niby jest ta druga polowka na ktora sie liczy a jednak i tak za kazdym razem zostaje sama ze wszystkim.
37 2016-06-17 13:00:28 Ostatnio edytowany przez Bolesław (2016-06-17 13:03:38)
Bolesław napisał/a:Przecież wasz charakter związku jest zupełnie inny niż się wydaje? Chodzi o to, że jest to związek typu z marynarzem, kierowcą, itp. gdzie Twój mąż jest przeważnie poza domem.
Moje rady:
1. Wypracować formy kontaktu, kiedy mąż przebywa poza domem, np. poprzez rozmowy telefoniczne, skype ale odwiedzanie męża.
2. Wypracować sposoby spędzania czasu razem, kiedy mąż jest w domu. Nie tylko do razem spędzać ale narzucić sobie wyjście na kawę, wyjazd gdzieś, wyjście na spacer, do kina, na kawę razem...do kuchni.
Wasze wszystkie problemy wynikają bowiem z zaniku więzi między wami, która wynika z tego, ze tej więzi oboje nie podtrzymujecie między sobą. Stąd pójście w materializm.
No ok, ale do męża chyba nic nie trafia? On nie widzi problemu i zmiany nie chce. Jak w tej sytuacji wypracować cokolwiek?
Skoro odrzucasz podstawowe, elementarne sposoby naprawy waszych relacji i więzi, to nie pozostaje nic innego jak stwierdzenie, że jesteś tak samo odpowiedzialna (w tej chwili już przy pełnej świadomości) jak Twój mąż, za rozpad relacji i więzi między wami. A więź ma to do siebie, że aby była, to musi być podtrzymywana.
To jak z podlewanie roślinki w doniczce. Można się spierać kto ma to zrobić, robić a roślinka, jak to roślinka niepodlewana uschnie. Podobnie ma się rzecz z relacją i więzią. Nie ma znaczenia kto pierwszy i jak. Ważne żeby ta więź, kontakt, jakaś relacja była podtrzymywana.
Oczywiście są wyjazdy, rozłąki ale ja np. nie wyobrażam sobie żeby w małżeństwie można było ze sobą dniami nie rozmawiać? Będąc ostatnio miesiąc za granicą w pracy, codziennie kontaktowałem się przez skype z żoną i dziećmi.
Autorka tutaj razem z mężem niszczą swój związek i robią to świadomie. Ważniejszy jest dla nich honor, sposób życia a nie wspólna relacja i małżeństwo. Są jakieś oczekiwania ale ZERO chęci pracy nad zmianą tego. Naprawdę to nie ma tutaj kogo żałować. Ludzie sami sobie gotują taki los jaki mają. Powyższa sytuacja jest tego klasycznym wręcz przykładem.
by oznaczało, że odpuszczasz siebie... Nie wiem... Ja odeszłam, a były wspólne wakacje i kolacje...
Odeszlas ii ? Nie zalujesz ? I czy sytuacja byla podobna ?
Doszły mi inne troski, bardziej przyziemne. Nie byliśmy małżeństwem, ale mamy dziecko i wspólny kredyt. Teraz też nie jest super, ale przynajmniej wiem, że to wynika z tego, że jestem sama. Bycie w związku, w którym nie ma żadnej więzi, wsparcia, zrozumienia i wszystkie decyzje podejmowane są z mamą było dla mnie straszne. Ale ja mam dość nisko ustawiony próg tolerancji.
Autorko jesteś niezależna od męża. Zastanów się teraz czy chcesz tkwić w takim małżeństwie ?czy chcesz aby Twoje dzieci cierpiały przez wieczne rozłąki z ojcem?są jeszcze małe ale czym większe tym bardziej świadome. Tatuś na kilka dni w miesiącu z własnego wyboru to żaden tatuś. Moim zdaniem on dąży do tego abyś Ty złożyła pozew. Nie zależy mu na rodzinie. Ewidentnie to widac i myślę że każdy do tego wniosku doszedł już dawno. Zastanów się czy cchesz do końca życia być samotna?bo teraz jesteś samotna w małżeństwie...ale wcale nie musisz
Skoro odrzucasz podstawowe, elementarne sposoby naprawy waszych relacji i więzi, to nie pozostaje nic innego jak stwierdzenie, że jesteś tak samo odpowiedzialna (w tej chwili już przy pełnej świadomości) jak Twój mąż, za rozpad relacji i więzi między wami. A więź ma to do siebie, że aby była, to musi być podtrzymywana.
To jak z podlewanie roślinki w doniczce. Można się spierać kto ma to zrobić, robić a roślinka, jak to roślinka niepodlewana uschnie. Podobnie ma się rzecz z relacją i więzią. Nie ma znaczenia kto pierwszy i jak. Ważne żeby ta więź, kontakt, jakaś relacja była podtrzymywana.
Oczywiście są wyjazdy, rozłąki ale ja np. nie wyobrażam sobie żeby w małżeństwie można było ze sobą dniami nie rozmawiać? Będąc ostatnio miesiąc za granicą w pracy, codziennie kontaktowałem się przez skype z żoną i dziećmi.
Autorka tutaj razem z mężem niszczą swój związek i robią to świadomie. Ważniejszy jest dla nich honor, sposób życia a nie wspólna relacja i małżeństwo. Są jakieś oczekiwania ale ZERO chęci pracy nad zmianą tego. Naprawdę to nie ma tutaj kogo żałować. Ludzie sami sobie gotują taki los jaki mają. Powyższa sytuacja jest tego klasycznym wręcz przykładem.
Właśnie..piszesz o swojej rozlace z rodziną. Jak Ty zachowalbys się gdyby tobie żona wyrzucala to że ja nekasz telefonami., narzucasz sie i tlumaczylaby to brakiem czasu ?
Pomimo moich prób jakiejkolwiek ugody on jest nieugiety.
W twoim domniemaniu co moglabym zrobic ? Zaakceptować brak zainteresowania mna i dziećmi? Ileż można próbować dotrzeć do człowieka który świadomie daje do zrozumienia ze jest sie zbednym w jego zyciu ?
Autorko jesteś niezależna od męża. Zastanów się teraz czy chcesz tkwić w takim małżeństwie ?czy chcesz aby Twoje dzieci cierpiały przez wieczne rozłąki z ojcem?są jeszcze małe ale czym większe tym bardziej świadome. Tatuś na kilka dni w miesiącu z własnego wyboru to żaden tatuś. Moim zdaniem on dąży do tego abyś Ty złożyła pozew. Nie zależy mu na rodzinie. Ewidentnie to widac i myślę że każdy do tego wniosku doszedł już dawno. Zastanów się czy cchesz do końca życia być samotna?bo teraz jesteś samotna w małżeństwie...ale wcale nie musisz
Próbuje znaleźć sensowne rozwiązanie. Wypowiedzi są różne jak widać. Staram się rozważyć wszystkie wypowiedzi i dotrzeć do źródła problemu. Dzieci sa w tym najważniejsze. Ale i na nich sie to odbija bo ciągle dopytuja dlaczego tata nie dzwoni, a jak dzwonia one to nie odbiera myśląc ze to "natrętna żona ".
a jakie ma ojciec relacje z dziećmi jak już jest w domu??
Ty byś chciała, żeby był inny, ale on nie jest inny. Może jest psychopatą i nie ma wcale uczuć, może ma kochankę i Wy mu wadzicie, może jest chory psychicznie a może wyrachowany. możesz sobie zadawać te pytania do końca życia. Fakt jest faktem - ma Was w głębokim poważaniu.
Ja przez lata żyła z emocjonalnym zombie, bardzo cierpiałam jak odeszłam od niego z dziećmi, ale teraz dziękuję Bogu za to. Jego obojętność była wyniszczająca, miałam poczucie wartości na poziomie 0, byłam zrozpaczona. Po jakimś czasie okazało się że mnie także zdradzał, stąd może brak potrzeb.
Do tego bez skrupułów mnie poniżał, bo byłam mu obojętna. Czekałam aż przyjedzie a on przyjeżdżał żeby wywołać kłótnię i obrażony znów pojechać w pizdu na 3 dni.
Także rozumiem co czujesz. sama nie pociągniesz związku. Ty się tu starasz a on być może ma super życie w te pozostałe 27 dni jak Was nie widzi.
Chciałaś mieć dzieci za wszelką cenę, nawet jeśli się nie uda relacja, no to teraz masz. Od początku wiedziałaś że tak się stanie.
Skoro odrzucasz podstawowe, elementarne sposoby naprawy waszych relacji i więzi, to nie pozostaje nic innego jak stwierdzenie, że jesteś tak samo odpowiedzialna (w tej chwili już przy pełnej świadomości) jak Twój mąż, za rozpad relacji i więzi między wami. A więź ma to do siebie, że aby była, to musi być podtrzymywana.
To jak z podlewanie roślinki w doniczce. Można się spierać kto ma to zrobić, robić a roślinka, jak to roślinka niepodlewana uschnie. Podobnie ma się rzecz z relacją i więzią. Nie ma znaczenia kto pierwszy i jak. Ważne żeby ta więź, kontakt, jakaś relacja była podtrzymywana.
Oczywiście są wyjazdy, rozłąki ale ja np. nie wyobrażam sobie żeby w małżeństwie można było ze sobą dniami nie rozmawiać? Będąc ostatnio miesiąc za granicą w pracy, codziennie kontaktowałem się przez skype z żoną i dziećmi.
Autorka tutaj razem z mężem niszczą swój związek i robią to świadomie. Ważniejszy jest dla nich honor, sposób życia a nie wspólna relacja i małżeństwo. Są jakieś oczekiwania ale ZERO chęci pracy nad zmianą tego. Naprawdę to nie ma tutaj kogo żałować. Ludzie sami sobie gotują taki los jaki mają. Powyższa sytuacja jest tego klasycznym wręcz przykładem.
Właśnie..piszesz o swojej rozlace z rodziną. Jak Ty zachowalbys się gdyby tobie żona wyrzucala to że ja nekasz telefonami., narzucasz sie i tlumaczylaby to brakiem czasu ?
Pomimo moich prób jakiejkolwiek ugody on jest nieugiety.
W twoim domniemaniu co moglabym zrobic ? Zaakceptować brak zainteresowania mna i dziećmi? Ileż można próbować dotrzeć do człowieka który świadomie daje do zrozumienia ze jest sie zbednym w jego zyciu ?
Co bym zrobił? Od razy bym pomyślał, że się coś za tym kryje, rzuciłbym pracę i wrócił do domu. Bo czegoś takiego nie można tolerować. Skoro żona nie chcę ze mną rozmawiać to albo mnie nie kocha albo ma kogoś na boku. Proste. Natomiast stworzenie związku z taką osobą to jakiś absurd dla mnie. Ma racje Spock, że od początku wiedziałaś jak jest ale z jakiś powodów się z tym mężczyzną związałaś.
Wg. mnie czujesz się niepewnie bo kiedyś ta sytuacja Ci nie przeszkadzała a teraz przeszkadza. A w waszym związku niewiele się zmieniło.
I do wszystkich, jak się coś w związku zmienia to trzeba od razu reagować. Szukać przyczyn tego i przeciwdziałać.
Mnie najbardziej w pamięci utkwił z tego forum przytoczony przez jakiegoś krewnego opis kobiety (to chyba była jej/jego ciotka), która w momencie kiedy jej mąż zaczął wychodzić do pubu do kolegów zaczęła chodzić z nim (mimo, że On nie chciał), co zupełnie ten problem rozwiązało. Można? Można.
A ja to bym wolała być samotna - a nawet i sama jak palec! - niż tkwić w takim czymś, gdzie bym się czuła totalnie olewana.
W ogóle to zastanawiam się, co decyduje o tym, że Ty jeszcze to ciągniesz. Czy to siła przyzwyczajenia? Strach przed zmianami? Czy jednak może czujesz jakieś głębsze przywiązanie do tego człowieka? Co was trzyma razem, oprócz wspólnego domu i dzieci?
A jak już o dzieciach mowa. To mimo wszystko dziećmi bym się za wiele nie martwiła pod tym względem. Bo ojca przecież mają i będą go miały, niezależnie od spraw formalnych pomiędzy Tobą a nim. Ich relacja z ojcem to inna sprawa, a Twoja relacja z mężem inna. Ojca nikt dzieciom nie zabiera i on ojcem pozostanie zawsze. Jeśli tylko będzie tego chciał, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby miał z nimi częsty kontakt po rozwodzie (choć raczej wątpliwe, ze by chciał takiego kontaktu kiedyś, skoro już teraz nie chce).
Żal mi tych Twoich dzieci, że mają takiego zimnego, obojętnego ojca. Ale też z drugiej strony jednak rozumiem Cię, że byłaś zaślepiona i za niego wyszłaś, łudząc się mrzonkami i własnymi nadziejami. Jak wiele zresztą osób przed Tobą i wiele jeszcze będzie takich po Tobie.
Myślałaś po prostu, ze on się z czasem zmieni, po ślubie zacznie być bardziej serdeczny i rodzinny. Że on tylko nie umie okazywać uczuć, ale na pewno je w sercu gdzieś tam chowa...
A tymczasem zonk - okazała sie być totalna zimna ryba, zamiast kochającego męża.
I teraz cóż, trzeba albo przyjąć to do wiadomości, że ten typ tak ma, albo dalej żyć jak we śnie, łudząc się marzeniami.
Tylko co Ci po tych marzeniach, jak Ty nie wejdziesz facetowi do głowy i mu tam nie naprostujesz. A ewidentnie ma jakiś problem z tworzeniem związków z ludźmi (jak nawet z dziećmi własnymi nie potrafi, to na prawdę coś tu nie halo).
47 2016-06-17 15:45:00 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-06-17 15:46:18)
Albo, albo. Albo mąż od momentu poznania był nieczułym egocentrykiem, albo jego zachowanie w trakcie małżeństwa uległo diametralnej zmianie. Jeśli to pierwsze, to otwartym nadal pozostaje pytanie o przyczyny Twych decyzji. Skoro mieliście tak skrajnie odmienne wyobrażenie o waszym życiu, to dlaczego postanowiłaś z nim żyć i dlaczego usiłowałaś/usiłujesz dopasować dorosłego człowieka do swoich wyobrażeń i wtłoczyć w ramki?
Jeśli to drugie, to jakie są przyczyny zmiany jego zachowania?
Napisałam w ostatnim swym poście o schemacie związku opiekuńczo-wychowawczego. Ty oceniłaś, że trafiłam w dziesiątkę. To dlatego napisałam o zmianie Twego zachowania, bo to Ty zamiast być żoną, zmieniłaś się nie tylko w praczkę, sprzątaczkę, zaopatrzeniowca, it.p. (a te role nie są tożsame z rolą żony - partnerki), ale też, a może przede wszystkim, w osobę, która jako jedyna w związku WIE. I to wie NAJLEPIEJ, niezależnie od tematu. To z takiego związku mężczyźni wycofują się, choćby tylko w pracę. A że seksu brak? Który z mężczyzn chciałby być w łóżku z apodyktycznym, wszechwiedzącym i wydającym rozkazy, dowódcą?
Pytasz o to, co robić.
To zależy o przyczyn stanu rzeczy. Jeśli mąż był i jest nieczułym egocentrykiem, odpornym na jakiekolwiek argumenty, to zwiewać od niego w tempie światła. Jeśli to drugie, czyli jego zobojętnienie ma źródło w Twej roli matki-despotki-gospodyni domowej, to zachęcałabym Cię do zmiany sposobu myślenia o tym, co między kobietą a mężczyzną jest naprawdę ważne. I podpowiem, na pewno nie jest to obiad, kurz stojący na baczność i świeżo uprane skarpetki.
Z waszych wszystkich wypowiedzi przelozonych na moje odczucia i to jak faktycznie jest i bylo miedzy nami wnioskuje że chyba faktycznie byłam zaslepiona i nie sądziłam na początku ze moze z tego zrobić sie aż taki problem. I to mój błąd. Aczkolwiek sądziłam że się jakos dotrzemy.
Jeśli nie chodzi o kobietę to może o pieniądze..
Utarło się, że to mąż jest tym, który trzyma kasę i który ma zarabiać więcej - wiadomo Pan Domu, Głowa rodziny.
Jesteś od niego niezależna, być może więcej od niego zarabiasz i jego duma została urażona, bo to on powinien być tym, który rodzinę utrzyma, stąd też praca traktowana jest przez niego jako najlepsza i najbardziej atrakcyjna forma spędzania czasu.
Pracoholik często posiada cechy typowe dla osobowości narcystycznej i zazwyczaj przecenia swój potencjał i nie zdaje sobie sprawy ze swych słabości. Od innych oczekuje akceptacji i uznania, zaś krytyka jest przez niego traktowana jako poważne zagrożenie.
Cokolwiek jest przyczyną, sama tego nie rozwiążesz ale skoro on nie chce rozmawiać to zostaje Ci tylko roztanie.
50 2016-06-17 21:03:12 Ostatnio edytowany przez kajamaj1991 (2016-06-17 21:03:45)
Ostatnio sie dowiedzialam ze taką rodzinę to on sobie stworzy nową i ze nie jesteśmy pepkiem świata. Ot taka odpwiedz na próbę rozmowy dostałam. Dziewczynki maja kolejne urodziny na wakacjach.. na moje pytanie czy się pojawi w tym szczególnym dniu odpowiedział że umyslalam sobie jakąś pierdole i on nie będzie kasy tracił przez moje kaprysy. Cóż moge zrobic ? Jestem bezradna. Nie mam wpływu ani sily na takowe zachowania. Chyba czas pomyśleć nad rozstaniem.
Hej ja mam taki sam problem w mal żeństwie . To naprawdę nie jest dobre dla kobiety. Nigdy nie słyszałam , że ładnie wyglądam , że ugotowałam smaczny obiad , cokolwiek miłego.Natomiast tylko krytykę i fochy mam na okrągło . To jest okropne i rozumiem cię
Jestesmy 5 lat po slubie, 7 w zwiazku. Mamy dwojke dzieci i na tym chyba wszystko co dobre sie konczy. Wlasciwie od poczatku zwiazku bylo cos nie tak, bo brakowalo z jego strony uczuc - jakichkolwiek. Ciagle wywolywalam klotnie co kilka miesiecy o to ze mnie nie wspiera, nie zalezy mu na mnie i jest mu obojetne to czy z nim bede czy nie, nigdy sam z siebie nie powiedzial ze kocha, potrzebuje czy mu zalezy, nigdy pierwszy nie wyciagnie pierwszy reki na zgode - woli przemilczec az sama sie odezwe, przeprosze. Wieczny egoista myslacy tylko o sobie i o swoich potrzebach, zaangazowany tylko w prace. Nie potrzebuje rozmow, milosci, seksu - wlasciwie ode mnie nie potrzebuje nic. Siebie za ideal nie mam, aczkolwiek nie zaniedbywalam nigdy obowiazkow malzenskich: wspieram, kocham, pomagam, czekam az wroci z kilkutygodniowej delegacji, pracuje i wychowuje dzieci. I stad pytanie do wszystch czytajacych, bo byc moze ktos ma lub mial podobnie. Czy ze mna cos nie tak ? Mam dosc poczucia ze jestem niepotrzebna, niekochana i zaniedbywana. Kilka prob odejscia ? Odpowiada: "Jak tam chcesz". Kazda proba rozmow o tym problemie: "swirujesz, wymagania masz z kosmosu". Szansy na zmiane napewno nie ma. Co zrobic ? Moze ktos cos poradzi ?
A owszem poradzę , jest jedna rada i to chyba byłaby najskuteczniejsza, przestań zwracać na męża uwagę zajmij się dziećmi,domem, a udawaj, że męża nie widzisz absolutnie, może wtedy coś zrozumie, a napewno zdziwi się widząc Twoje zachowanie i zacznie wypytywać o powód. Spróbuj w ten sposób,bo kłótnie do niczego dobrego nie prowadą,to raz, a dwa dlaczego Ty go zawsze pierwsza przepraszasz? weź na wstrzymanie i skoro on Ciebie nie przeprosi,kiedy zawini,Ty broń Boże tego nie rób i to nigdy w życiu.Rób coś zupełnie odwrotnego,niż robiłaś do tej pory,a zobaczysz sama ,że efekty będą. Powodzenia.
Hej ja mam taki sam problem w mal żeństwie . To naprawdę nie jest dobre dla kobiety. Nigdy nie słyszałam , że ładnie wyglądam , że ugotowałam smaczny obiad , cokolwiek miłego.Natomiast tylko krytykę i fochy mam na okrągło . To jest okropne i rozumiem cię
I zamierzasz z tym żyć ?
A owszem poradzę , jest jedna rada i to chyba byłaby najskuteczniejsza, przestań zwracać na męża uwagę zajmij się dziećmi,domem, a udawaj, że męża nie widzisz absolutnie, może wtedy coś zrozumie, a napewno zdziwi się widząc Twoje zachowanie i zacznie wypytywać o powód. Spróbuj w ten sposób,bo kłótnie do niczego dobrego nie prowadą,to raz, a dwa dlaczego Ty go zawsze pierwsza przepraszasz? weź na wstrzymanie i skoro on Ciebie nie przeprosi,kiedy zawini,Ty broń Boże tego nie rób i to nigdy w życiu.Rób coś zupełnie odwrotnego,niż robiłaś do tej pory,a zobaczysz sama ,że efekty będą. Powodzenia.
Próbowałam nie raz, wiesz co tym zyskalam ? Nic.. kontakt sie urwał na blisko miesiąc czasu, zero zainteresowania, pytań czy coś jest nie tak.
Nie jesteś w stanie zmienić kogoś, kto absolutnie nie chce tego zrobić.
Powiedz mu wprost, że myślisz o odejściu, że proszenie się o szacunek jest ponad twoje siły i nie wyobrażasz sobie tak dalej żyć. Jeśli takie słowa nie zrobią na nim wrażenia, a ty wiesz, że rzeczywiście nie chcesz tak żyć, po prostu zrób to, co zapowiedziałaś.
Zanim jednak to zrobisz, wszystko przemyśl dokładnie, czy jesteś w stanie to zrealizować. Jeśli tylko grozisz, że odejdziesz, mówisz z płaczem, że masz tego dość, a potem nic z tym nie robisz , tylko płaczesz w poduszkę – nie będzie traktował Cię poważnie.
W tak trudnym związku bez szacunku zwyczajnie nie będziesz szczęśliwa.