Witam,
Kiedyś jeszcze mocno wierzyłam w powiedzenie "co nas nie zabije to wzmocni". Mówi się o czymś podobnym też w różnych artykułach i poradnikach, że koniec związku, zwłaszcza tych toksycznych doda nam z czasem nową energię, pozwoli spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, że będzie to świetna lekcja życiowa i spojrzymy kiedyś z optymizmem na przyszłość, bogatsze o doświadczenia.
A więc chciałabym zapytać co zrobić gdy czuję zupełnie na odwrót? Jestem osobą młodą, ale tak się złożyło, że miałam już za sobą kilka nieudanych związków (2 lata, 10 mies, teraz 1,5 roku -decyduję się odejść; z przerwami). Nie twierdzę, że nie wyciągałam żadnych wniosków z tych związków. Pierwszy był cholernie toksyczny, była przemoc i agresja. Po zakończeniu tej relacji zaczęłam poszukiwać dla siebie wsparcia, trafiłam m.in. na pozycje "toksyczne namiętności","kobiety, które kochają za bardzo". Dużo przeanalizowałam również w moim zachowaniu, patrząc z perspektywy czasu bardzo dojrzałam pod względem emocjonalnym. Zdaję sobie sprawę, że to proces. Dalej czeka mnie dużo pracy nad sobą, nad swoim poczuciem wartości i td.
Natomiast przykre dla mnie jest to, że choć staram uczyć na błędach to ciągle pojawią się jakieś następne. Co z tego jak kolejny partner jest przeciwieństwem poprzedniego, jak są jakieś inne z nim problemy i żadne rozmowy, kompromisy nie dają efektów (a raczej nie idą na żadne). Po prostu załamka Nauczona doświadczeniami po raz pierwszy sama zadecydowałam zakończyć związek, co mi faktycznie dodaje sił, bo czuję, że w końcu to ja decyduję o swoim dobru i szczęściu, a nie ktoś za mnie.
No tylko problem w tym, że już tego 3-go związku nie chciałam w ogóle. Już się bałam kolejnych rozczarowań, raczej preferowałam niezobowiązujące relacje (dlatego nie wymieniam ich jako związek, a też były). Lecz partner nie odpuszczał, prosił bym dała szansę, że nigdy się nie dowiem jeśli nie zaryzykuję. No i stało się, zakochałam i to wzajemnie. Po 1,5 roku znowu czuję to uczucie porażki.
Już wtedy miałam opory. Faktycznie, już lepiej znoszę rozstania, nie jestem już załamana jak kiedyś, żyję, mam się dobrze. Ale już mi wkracza przeświadczenie, że w ogóle nie warto zaczynać nigdy nic na poważnie, bo i tak to z czasem szlag trafi Nie wiem, może nie mam odpowiedniego wzorca szczęśliwej długotrwałej pary
help!