Drogie kobiety,
bardzo proszę Was o pomoc.
W moim życiu nigdy nikogo naprawdę nie kochałem, do czasu gdy 5 lat temu poznałem ją M. - zwariowałem kompletnie, oddałbym wszystko i wszystkich za bycie z nią. Przez pierwsze 2 lata to była bajka, wiedziałem i tylko upewniałem się, że to kobieta mojego życia. Niestety ona miała trudny charakter i często robiła problemy z niczego, po jakimś czasie zaczęło mnie to irytować. Zacząłem dawać jej nauczki, byłem zły, chłodny, czasami bezlitosny. Podkreślam - od zawsze i ani przez chwilę nie zacząłem wątpić w to że tylko ją chcę, że z nią chcę spędzić życie pomimo jej wad.
Po pewnym czasie zacząłem mieć bardzo dużo stresów w pracy i nie miałem żadnej cierpliwości - zaczęliśmy się jeszcze bardziej kłócić, wyzywałem ją, zacząłem się zachowywać totalnie źle, mówiłem że jej nie kocham, że ją nienawidzę - trwało to przez ostatni rok. Ona wtedy pokazywała, że jest w stanie zrobić dla mnie wszystko, pokazała mi co to prawdziwa miłość, na dobre i na złe. Cierpiała strasznie, bo myślała że jej nie kocham, a ja się na niej wyżywałem za moje niepowodzenia. Nie próbowałem nawet jej tłumaczyć, że kocham ją, ale nie daję sobie z tym wszystkim rady. Po pewnym czasie chciałem odpocząć od wszystkiego, wiedziałem że dalej nie mogę jej tak traktować, muszę odetchnąć. Zacząłem urywać celowo kontakt, wiedziałem że mnie kocha, nie obawiałem się niczego.
Ona w tym czasie przechodziła ciężką depresję. Po pół roku nabrałem siłę by wrócić, zacząć na nowo ją szanować, jednak okazało się, że od 4 miesięcy jest z kimś, jest szczęśliwa, nie chce do mnie wrócić, bo on dał jej stabilizację, bezpieczeństwo i szacunek, to czego w tym czasie nie mogłem dać ja. Pytanie do Was - co mogę zrobić aby do niej wrócić? Wiem, że kochała mnie bardzo, wytrzymała wiele zanim wszystko się rozsypało. Nie mogę sobie wybaczyć, że tak dobrą osobę potraktowałem w ten sposób, tym bardziej że gdy nerwy opadły, wiem że nic się nie zmieniło - kocham ją ponad wszystko i nigdy więcej nie chcę być dla niej zły..