Witam wszystkich czytających ten opis
Nie wiem jak zacząć...może od początku.
Poznałam chłopaka, i było nam dobrze. On prowadził własną firmę, po 7 miesiącach znajomości zaszłam w ciążę. Po jakimś czasie wzieliśmy ślub a póżniej urodził się drugi syn. w tym czasie studiowałam , prowadziłam też jego firmę i zajmowałam się domem i dziećmi. W międzyczasie zmieniliśmy mieszkanie , szkołę chłopców i zamknęliśmy firmę. Oczywiście pozostały nam po niej długi, ale nie takie za które inni robią sobie krzywdę.
Pracujemy za granicą i je na bieżąco spłacamy i nie zostało tego dużo...Ale nasze życie to klęska, a może moje. Kilkatkrotnie zostałam pobita po akcjach z alkoholem i wiedzą to nieliczni członkowie mijej rodziny bo było mi wstyd się przyznać. Najgorsze jest to że ja sama udaję przed innymi, że jest ok. Ale teraz jestem niezależna, mam swoje dochody z zagranicy i to ja przejawiam defensywność w związku.Ja szuka nowej pracy, ja prowadzę auto bo mąż już nie posiada prawka przez alkohol. Mam założoną niebieską kartę, choć wstyd mi o tym pisać.
Proszę może ktoś mi poradzić co mam robić, ja nadal tkwię w moim piekiełku które sama utrzymuję.Bo chyba sama nie mam wiary w siebie, choć mam ukończone studia wyższe. Chcę być samodzielna, bo o tym marzę...głupie mam marzenia ale nie mam wiary w siebie, wyobyaż sobie mój czytelniku, że ostatnio wyszłam z mioim psem co zajmuje mi ok 20 min. ale po drodze spotkałam naszą wspólną znajomą i zagadałam się. i okazało sęże mó mąż poszedł mnie szukać. a ja byłam 20 metrów od domu. i Na ulicy przeszykał mnie czy nie mam papierosów...bo zawsze się o nie kłócimy choć on pali...Nie wiem co dalej pisać czuję się jakbym miała smycz...jak ja mam to dalej udawać, nie chcę tak dalej, a moi synowie chyba jeszce bardziej... co mam robić?
Ok ..doczytałam do mam ukonczone studia.....i prawda jest taka że tkwić w toksycznym zwiazku może każdy bez względu na urodę, czy też wykształcenie ,czy też zasobnośc materialną .Najważniejsze, abyś rozpoznała problem i to nazwała następnie uświadomiła sobie Swoją wewnętrzną potrzebę którą nakazuje Ci być z nim .Ofiara i kat.To współuzależnienie .Jeśli to trudne natychmiast udaj się do specjalisty potrzebujesz terapii.Nie żyjesz po to aby cierpieć .
hej, no to jak chcesz uciec, to czemu nie przejść do "decyduję" uciec? Sama opisałaś dwie opcje, które masz przed sobą: tkwić czy wyjść. Pewnie, że łatwiej jest zostać. Nie trzeba nic robić, wszystko jest po staremu. Tylko jakim kosztem? Co będzie z tobą za rok? Za dwa? Ile razy jeszcze decydujesz się zostać pobita? Póki decydujesz się zostać, tak będzie to wyglądało. Chyba nie liczysz na cud? Ile razy zadecydujesz pozostawić marzenia żeby utrzymywać faceta, który nadużywa alkoholu i robi ci sceny?
Wiara w siebie bierze się z pracy, nie przychodzi sama. Zobacz, ile już zrobiłaś, ile osiągnęłaś, ile masz planów, marzeń, aspiracji, masz dzieci, szukasz pracy, prowadziłaś firmę... Wszystko to z jakiegoś powodu działało. Nie czekaj, aż ktoś cię uratuje, nie czekaj na księcia z bajki. Policz to co masz, czego potrzebujesz, sprawdź, gdzie i kiedy możesz zniknąć, jakie masz opcje, ile ich jest, kto ci może pomóc, kto chętnie cię wesprze. Po co ci to piekiełko? Dobrze ci w nim?
Wyobraź sobie siebie za 30-40 lat, gdy z nim zostaniesz. Babcia, nienawidząca swojego męża, bita wiele razy, dzieci już dawno, dawno na swoim. Nikt jej już teraz nie chce, bo jest stara. I ta babcia na pewno sobie myśli "gdybym tylko mogła cofnąć czas o 30-40 lat, podjęłabym inną decyzję, byłam wtedy jeszcze młoda, teraz czeka mnie już tylko śmierć, co ja zrobiłam ze swoim życiem? Byłam taka głupia".
Zycie masz jedno. Pomysl o tym.