Mam problem ze znalezieniem miłości...już tłumaczę....Byłam z jednym facetem około roku, ale czegoś mi brakowało - w sumie fizycznie mi pasował, ale nie intelektualnie, zrozumiałam, że nie mam z nim tematów i dziś wiem, że dobrze że to zakończyłam...Po jakimś czasie pojawił się ktoś inny, inteligenty, ale już mnie aż tak nie rozśmieszał, za to odpowiedzialny, poukładany, ale też spokojny. Podeszłam do tego spokojnie, czekając co mi czas przyniesie, sprawdzając czy pasujemy do siebie...nie byłam pewna do końca, ale łączą nas wspólne pasje...spróbowałam i po ok pół roku czuje się już zmęczona...On jest bardziej w tym związku niż ja, ale też nie jest jakiś natarczywy, daje mi czas, nie wymaga za wiele...ALe w środku coś mnie męczy, czegoś braknie, nie czuje żeby ogarniało mnie szczęście, nie bawi mnie do łez, nie rzucam się na niego...To jest coś spokojnego..I nie rozumiem tego, dlaczego tak mam? Dlaczego nie umiem zatracić się? Cieszyć tym związkiem? Zastanawiam się jak to robią inni? Jak się zakochują? Czy to oznacza, że to nie jest ta moja połówka i powinnam szukać dalej (choć naprawdę nie chciałabym go ranić, wiecie jak to jest łamać komuś serce)...Spróbujcie mnie zrozumieć i powiedzieć co jest grane?
2 2016-06-06 22:58:19 Ostatnio edytowany przez Tomek4811 (2016-06-06 23:01:26)
Czy to oznacza, że to nie jest ta moja połówka i powinnam szukać dalej (choć naprawdę nie chciałabym go ranić, wiecie jak to jest łamać komuś serce)...Spróbujcie mnie zrozumieć i powiedzieć co jest grane?
Dam Ci radę od faceta który stoi z boku ale ma wiele znajomych kobiet, które stały w podobnych rozterkach. Sporo z moich znajomych tak miało no i powiem, że to niestety jest poker i to o sporą stawkę. Pokończyły bardzo różnie. Niestety większość z tych które zbytnio przebierały jak miały 30+ to nadal szuka jak ma 40+. Każdy z kandydatów był wg nich jakiś wybrakowany a najbardziej to by chciały z tymi którzy ich nie chcą..... Right.... :-S Ale z drugiej strony te, które wybrały z czystego rozsądku, też nie są jakieś super szczęśliwe.
Moja rada jest taka, że w sprawach sercowych trzeba kierować się sercem. Podejmując jednak decyzję co z tym chłopakiem pamiętaj, że życie daje nam tak na prawdę tylko kilka tych prawdziwych szans i jeśli je zmarnujemy to później jest już bardzo ciężko to nadrobić.
3 2016-06-12 22:17:03 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-06-12 22:17:46)
Byłam w podobnej sytuacji i niestety uległam presji, związałam się z człowiekiem, który wywoływał we mnie takie uczucia. Posypało się po dziesięciu latach męki i harówki (bo jednak walczyłam, by wytrwać i nie dać się przeciwnościom, skoro czegoś się podjęłam). W końcu powiedziałam dość, bo zaczęło się między nami prawdziwe piekło: moja nieustanna frustracja i jego narastająca cicha przemoc.
Argument Tomka o przebieraniu w mężczyznach zupełnie mnie nie przekonuje. Owszem, nie warto być zapatrzoną w siebie księżniczką, nie ci panowie są najwartościowsi, którzy potrafią najatrakcyjniej się zaprezentować. Myślę, że warto zastanowić się nad swoimi potrzebami, ustalić priorytety. Kto powiedział zresztą, że odpowiedzialny i poważny facet nie może być dowcipny?
Serio, wolę zostać sama niż być z kimś na zasadzie: "na bezpticzu i żopa sołowiej".
Mam w sobie dwie myśli jedna namawia mnie bym z nim była i starała się zmienić, nie próbowała zawsze mieć wszystkiego, chcę być realistką, nie przebiarać zbytnio, okazać się dojrzałością! Ale druga częśc mnie chce tego szaleństwa zakochania, tego patrzenia sobie w oczy i cieszenia się ze swojej obecności. Na początku znajomości jakoś bardziej go doceniałam i mam wrażenie było lepiej, choć i wtedy nie byłam pewna, ale widziałam więcej jego zalet...teraz zaczynają przytłaczać mnie jego wady i nade wszystko braknie mi po prostu śmiechu. Nie umiem żartować z nim do łez i szaleć za nim.....Kurczę, naprawdę tego nie rozumiem...Może ja za szybko się nudzę, może muszę naprawdę jakoś siebie zmienić?! Ale co mam zrobić żeby było mi lepiej, żebym tyle nie oczekiwała...Jak ożywić tą znajomość...On należy bardziej do spokojnych ludzi, ale z pasjami....Ja lubie poznawać ludzi, uwielbiam spędzać czas w dobrym towarzystwie, gdzie jest ktoś energiczny, z poczuciem humoru, wiecie z taką energią, że i nas nią zaraża....Tutaj zaczyna doskwierać mi po prostu nuda...i brak takiej spontaniczności i energii..co mogę jeszcze zrobić?
Z lwa starowicza: musi być porozumienie na poziomie głowy, serca, cipki. Jak inteligencją pasujecie do siebie, jak charaktery w miarę zgodne, jak dacie radę razem ŻYĆ ze sobą.... Jeśli on ci jest bliski, jeśli jesteś jego a on twój... jeśli coś czujesz, przyjaźń, sympatię, troskę, chcesz go mieć blisko... jeśli w końcu seks kończycie z rumieńcami na policzkach, z błyskiem w oczach, uśmiechem na buzi.... tooooooo nie kombinuj ... to może być twój mąż....
Chrzanić żarty do łez, chrzanić imprezy, motylki w brzuchu, szampana na plaży, bukiety róż, furę i komórę, disco i muzykę i filmy i psa... to nie są ważne rzeczy....
Otóż to. Jak nie dziabie przynajmniej jedno z trzech to nie ma się co męczyć.
Jest przyjaźń, on też jest dobrym człowiekiem, troskliwym...to w nim doceniałam...ale nie patrze na niego z błyskiem w oku, od jakiegoś czasu to mnie męczy...Czyli jest jedna z tych rzeczy, seks też jest okay, ale zaczyna doskwierać mi takie znużenie, czuje się jakbym była z nim już z 20 lat...przez to wszystko czuje, że nie jestem z nim szczera...Kiedyś myślałam, że to wszystko jest jakoś prostsze, kiedyś myślałam, że mam poukładane w głowie, ale w takich sytuacjach czuje mętlik, chaos w mojej głowie....
8 2016-06-13 08:15:16 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2016-06-13 08:15:39)
Autoroko, próbujesz się z tym facetem związać z rozsądku. To prędzej czy później się rozwali. Sama widzisz, jak już się męczysz, bo to nie to. Kolega Gary dobrze wyłożył ci trzy podstawowe obszary, w których musi klikać, aby związek był satysfakcjonujący. U Ciebie coś szwankuje. Przemyśl w którym aspekcie i nie marnuj czasu.
9 2016-06-13 08:41:51 Ostatnio edytowany przez Gary (2016-06-13 08:43:24)
Wg mnie w każdym związku są problemy na jednym z tych trzech poziomów. Więc jeśli na dwóch poziomach nie ma zgodności, to znaczy, że raczej mała szansa na powodzenie -- bez sensu jest wiązać się z kimś kto jest tylko przyjacielem, albo tylko się go kocha, albo tylko jest dobry seks.
Z drugiej strony, @kuleczkaona, po pierwszym etapie zakochania kiedy motylki odlecą, z wina uleci gaz, zostaje właśnie nuda, rutyna, normalne życie. Jesteś Ty i on... co z siebie macie? Seks? Fajnie spędzacie czas? Dałabyś za niego nerkę?
W małżeństwach ze stażem kilkuletnim rzadko jest błysk w oku... rzadko jest szaleństwo... Może to Ty się nie wyszalałaś? A może będziesz zmieniać facetów jeden po drugim, aby ciągle się narkotyzować chemią zakochania?
Są dziewczyny, które nigdy nie były zakochane. Są też takie, które wyszły za mąż, bo myślały, że takie mega-zakochanie, że nie można spać i jeść to tylko w bajkach. Mają fajne rodziny, fajne małżeństwa, dzieci, życie... i cóż z tego że nie ma błysku w oku? Nic nie szkodzi... ważne, że się jest ogólnie szczęśliwym.
Właśnie obawiam się, że będę tak zmieniała i szukała i zmieniała i szukała....tego nie chcę...Próbuje za dużo nie myśleć, ale zaczyna strasznie dokuczać mi ten mętlik...i przeszkadza mi to, że on taki i siaki....to że spokojny, że brak mu stanowczości, że nie potrafi czasem wykrzyknąć co mu nie pasuje, że mało się odzywa...to jest straszne że to widzę, a im więcej czasu z nim przebywam, tym bardziej to jest wyraziste. Nie lubie takich sytuacji, nie lubie się wachać, bo to po prostu męczy....Ale chce stabilizacji, dzieci, rodziny, męża kochającego i ciepłego, chce kogoś wiernego i odpowiedzialnego...Dlatego zastanawiam się, co tu jest problemem, czy ja? Ja nie koniecznie chce wielkiego zakochania i zachukania, chcę po prostu nie mieć tego mętliku, wątpliwości, czy to ten, czy nie......I zastanawiam się, czy każdy tak ma, tylko przymyka oka na niektóre rzeczy, nie rozmyśla tyle i jest z druga osobą, czy jednak jest potrzebne coś więcej, co powoduje że właśnie tą osobę się wybiera...Moja rodzina uważa, że zakochanie jest czymś złym, że nie liczą się właśnie motylki w brzuchu, a to czy kandydat jest rozsądny i odpowiedzialny..że dziś tak wiele par się rozstaje, bo każdy chce tylko zabawy i przyjemności, a prawdziwe życie nie tylko jest zabawne, ale i monotonne, nudne...i ja wiem, że po części mają rację. I jak tu podjąć dobrą decyzję? Kurczę, gdy targają nami emocje, wszystko staje sie bardziej skomplikowane.
Bo po drugiej stronie płotu trawa zawsze jest zieleńsza...
Autorko, jak sama nie wiesz czego chcesz to nikt nie wyciągnie szklanej kuli i nie powie Ci, że "o to ten, bierz tego i basta". Albo bierzesz takiego z pakietem wad "do zaakceptowania" (każdy ma wady, ideałów nie ma) albo zmieniasz na inny model z innymi wadami (j.w.)
Moja rodzina uważa, że zakochanie jest czymś złym, że nie liczą się właśnie motylki w brzuchu, a to czy kandydat jest rozsądny i odpowiedzialny..
Kandydat... . A co ty myślisz? W sensie samodzielnie?
.
Drapie cię i skrobie, bo facet ci nie odpowiada. Poczytaj tutaj sobie wątki o kobietach, które wychodzą za mąż z rozsądku, a potem doprawiają rogi mężowi (zakochanemu wciąż zazwyczaj), bo już wytrzymać nie mogą, przestają udawać. Moim zdaniem jesteś młoda jeszcze, powinnaś pospotykać się z różnymi facetami, a na samym końcu dojrzeć. Twoje nastawienie przy wyborze partnera do życia jest skalkulowane: musi mieć to, to i tamto. Powinnaś przez kolejne lata skupić się raczej na tym, czego ty tak naprawdę pragniesz, jaka jesteś, usamodzielnić się jakoś myślowo, ale o także finansowo, aby tych mężczyzn nie obciążać takim podejściem. Jasne, ze rodzina powie ci, że motylki w brzuchu to be, bo chcieliby cię wydać za najlepszego "kandydata", no ale to twoje życie, decyzje i wybory. Oby były autentyczne i samodzielne .
Mam problem ze znalezieniem miłości...już tłumaczę....Byłam z jednym facetem około roku, ale czegoś mi brakowało - w sumie fizycznie mi pasował, ale nie intelektualnie, zrozumiałam, że nie mam z nim tematów i dziś wiem, że dobrze że to zakończyłam...Po jakimś czasie pojawił się ktoś inny, inteligenty, ale już mnie aż tak nie rozśmieszał, za to odpowiedzialny, poukładany, ale też spokojny. Podeszłam do tego spokojnie, czekając co mi czas przyniesie, sprawdzając czy pasujemy do siebie...nie byłam pewna do końca, ale łączą nas wspólne pasje...spróbowałam i po ok pół roku czuje się już zmęczona...On jest bardziej w tym związku niż ja, ale też nie jest jakiś natarczywy, daje mi czas, nie wymaga za wiele...ALe w środku coś mnie męczy, czegoś braknie, nie czuje żeby ogarniało mnie szczęście, nie bawi mnie do łez, nie rzucam się na niego...To jest coś spokojnego..I nie rozumiem tego, dlaczego tak mam? Dlaczego nie umiem zatracić się? Cieszyć tym związkiem? Zastanawiam się jak to robią inni? Jak się zakochują? Czy to oznacza, że to nie jest ta moja połówka i powinnam szukać dalej (choć naprawdę nie chciałabym go ranić, wiecie jak to jest łamać komuś serce)...Spróbujcie mnie zrozumieć i powiedzieć co jest grane?
Ania? Czemu nie mówiłaś, że zaczniesz tu pisać...pół roku się spotykamy . Mam te same przemyślenia co Ty...tylko po co to robimy? PO co dalej się widujemy? Oszukujemy siebie, drugą osobę czy świat cały?
...Tajemnicza Lady masz rację, ale strasznie się boję takich decyzji, czy dobrze zrobie, czy źle..,,,,no i fakt sugeruje się też opiniami innych,,,,.w głowie też krążą myśli, że nie wolno tak zmieniać facetów, że tak nie można przecież, że przez to ich też ranie....Boje się też, że przez to moje szukanie nie znajdę w końcu nikogo...Ale fakt najpierw ja muszę wiedzieć co mi odpowiada, a co nie i chyba masz rację jeśli już coś strasznie mi przeszkadza, to znak że powinnam szukać czegoś innego, ( i tu chyba też odzywa się rozsądek i dlatego z nim nadal jestem )...
...Namazu nie wiem kim jesteś, pomyliłeś się
...
...Namazu nie wiem kim jesteś, pomyliłeś się
ironia...mam taką samą sytuację jak Ty, tyle, że z męskiego punktu widzenia - pokazałem Ci go
Można tu dużo gadać o tym, że nie powinno się być zbyt wybrednym, bo można zostać samym na stare lata, ale ja myślę, że do miłości nie można się zmuszać. Musisz to czuć! Jeśli nie czujesz, to nie znaczy, że jesteś grymaśna czy coś.
17 2016-06-23 13:57:20 Ostatnio edytowany przez zyfika (2016-06-23 14:00:23)
Słuchaj, no to najwyżej będziesz szukała, poznasz wielu facetów, z niektórymi będziesz w związkach. Dzięki temu wiele się nauczysz, zdobędziesz wiedzę na temat facetów i wiedzę na temat samej siebie. Aż dojdziesz do tego punktu, do którego ja doszłam. Uświadomisz sobie co jest dla Ciebie najważniejsze i gdy to będziesz wiedzieć, będziesz wiedziała jakiego mężczyzny szukasz. I wtedy wybierzesz dobrze
A jeśli takiego nie spotkasz, to najwyżej będziesz mieć więcej związków w życiu, zakochasz się wiele razy i też fajnie
A samotności na stare lata to bym się nie bała bo mężczyźni i tak krócej żyją więc później to sobie raczej młodszego trzeba szukać , ewentualnie mieć koleżanki, dzieci Albo inna opcja...na starość to będą już roboty do seksu i wszelkiej pomocy więc jakoś damy radę