Otóż od dwóch lat jestem w związku. Mój partner przez rok naszego związku zmagał się z alkoholizmem. Wybaczal am, wracałam do niego. Chciałam mu pomóc. Od roku pracuje, mieszka u mnie, wyciągnęłam go z całego tego syfu. jednak raz na jakiś czas potrafi sam iść się porZądnie napić. gdy jesteśmy razem Jan imprezie bywa bardzo nerwowy, agresywny, całkiem inny niż zawsze. Na codzień jest czuły jednak jeśli ma wybuchy złości potrafi mnie obrazić, wyjsc, robić sceny. nie pozwala mi na wyjścia do klubu bez niego itp. Jest bardzo o.mnie zazdrosny. Co chwilę powtarzA mi że nie dałby sobie rady beze mnie i że nie chce mnie stracić. stwierdził ze beze mnie by się zabił. pewnie to tylko szantaż ale momentami już nie mogę. sama nie wiem. wyrzucić go z domu? sam bez rodziny itp nie da sobie rady. boję się żeby się nie zapil ani nic gorszego. proszę mi doradzixc
Myśl o sobie naiwna dziewczyno, dobra duszyczko, matko tereso od pijaków i agresorów. Co ciebie obchodzi to, co on ze sobą zrobi? Niech idzie gdzie giry go poniosą i nachla się tak dużo, że aż mu bebech pęknie od wódy- CO TO CIEBIE OBCHODZI? Bedziesz holowała jakiegos pijaka, utrzymywała go i dawała mu dach nad głową? A gdyby sytuacja była odwrotna- on miałby chatę, nie chlałby i nie miał problemów z agresją, a ty nie miałabyś rodziny, dachu nad głową, chlałabyś regularnie z jakimis pijaczkami i na dodatek awanturowała się w jego domu, to pomyśl dziewczyno przytomnie- KTO CHCIAŁBY ZADAWAĆ SIĘ Z TOBĄ, CZY TENFACET MARNOWAŁBY SWOJE ZYCIE DLA KOGOŚ TAKIEGO, JAK TY? Przecież wiadomo, że nie. Zaliczyłabyś kopa i tyle. Mało kto bowiem jest aż tak głupi, jak ty, żeby tak dawać się wykorzystywać.
Zakończ tę znajomość i wywal pijaka ze swojego domu. Nie jesteś jego matką, a on nie jest małym chłopaczkiem, byś miała obowiązek troszczyć się o barachło.
Ale na codzień bywa czuły. i pracuje
I co z tego, że na co dzień potrafi być czuły i troskliwy oraz to, że pracuje. Też mi dopiero wielki wyczyn. Tego tylko by brakowało, żeby siedział w twoim domu za friko i wyżerał ci z lodówki jedzenie, na które ty ciężko pracujesz. I może jeszcze wołał o kasę na chlanie. Siądź spokojnie i policz sobie ile kasy idzie na zatracenie przez jego chlanie. Czy wódę stawiają mu kumple, a on tak cały czas na sępa? Ile kasy tracisz non stop przez tego pijaka? a nie boisz się tego, że jego upodobanie w chlaniu będzie się potęgowało? Skąd wiesz czy za rok albo dwa on nie bedzie chlał jeszcze częściej i jeszcze bardziej do upadłego.
Czego ty oczekujesz po tej znajomości? chciałabyś wyjść za tego człowieka i urodzić mu dziecko?
od roku się ogarnia i pije tylko w soboty. jedynie raz na kilka miesięcy coś mu odjebie i leci w tango z kolegą
bardzo się zmienił, ale ja cały czas żyje w niepokoju czy czegos nie odwali. zmienił się, ale na pewno nie na stałe
Pije tylko w soboty- to znaczy, że pije regularnie. Jesli to nie nałogowiec, to znaczy, że ja jestem świętym tureckim. To nałogowiec, ale ty możesz, rzecz jasna, wyznawać filozofię Pollyanny, która nawet w nagorszych rzeczach potrafiła dostrzec światełko w tunelu. Ja filozofii Pollyanny nie popieram, bo znam troszkę życie i wiem, jak wychodzi się na naiwności i dobroci ludzkiej. dla ciebie fakt, że facet chleje tylko raz z tygodniu, to zielone światło i nadzieja na cudowną przyszłość- dla mnie coś takiego byłoby powodem do ucieczki od takiego człowieka. I na dodatek on jest agresywny i manipuluje tobą.
Czego spodziewasz się po tej znajomości? Chciałabyś zostać żoną tego faceta? Pytam cię o to jeszcze raz.
Coraz bardziej myślę, ze nie. Chyba zasługuje na kogoś lepszego. Ale kocham go i chciałabym mu pomóc.
Chciałabyś mu pomóc? A dlaczego ty miałabyś mu pomagać? Wróć do pierwszego mojego wpisu.
Wiele juz było takich dobrych duszyczek, które poświęciły się w imię miłości i źle na tym wyszły- zapewniam cię o tym z całego serca.
Jeśli nie chcesz się z nim związać, to nie trać na niego czasu. To związek bardzo mocno podwyższonego ryzyka- albo w to wchodzisz cała i ze wszystkimi konsekwencjami, albo nie ryzykujesz i zaczynasz NOWE ŻYCIE.
Powtarzam ci raz jeszcze- nie wierz w cudowne zmiany innego człowieka, a w szczególności, gdy rzecz dotyczy nałogowca
oraz
nie wiąż się z nałogowcem, bo przejedziesz się na swojej naiwności
Oliwia niestety dobrze Ci radzi. Nie bądź Matką Teresą, to się sprawdza ekstremalnie rzadko i co najważniejsze druga osoba musi naprawdę chcieć się zmienić. Jeśli nie chce, to się tylko będziesz poświęcać mieć z tego nerwy, a raz na jakiś czas wzloty radości. Nie bądź uzależniona od adrenaliny, którą on Ci dostarcza, bo później robi się sytuacja bez wyjścia. Nie mówiąc o tym, że wiele kobiet chce pomóc takim dysfunkcyjnym mężczyznom i dopiero po latach wychodzi, że zrobiły straszną głupotę porywając się z motyką na Słońce.
Zakładam, że jesteś normalną kobietą i chcesz być w normalnym, zdrowym związku - teraz w takim nie jesteś i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.
Uciekaj póki możesz!! Mam ojca alkoholika to jakie życie zgotowal mojej mamie i Nam sam Pan Bóg tylko jeden wie. Póki niemasz dzieci odejdź daj sobie spokój.Pozniej może być za późno,on jest uzależniony pije regularnie to nie jest normalne.
Otóż od dwóch lat jestem w związku. Mój partner przez rok naszego związku zmagał się z alkoholizmem. Wybaczal am, wracałam do niego. Chciałam mu pomóc. Od roku pracuje, mieszka u mnie, wyciągnęłam go z całego tego syfu. jednak raz na jakiś czas potrafi sam iść się porZądnie napić. gdy jesteśmy razem Jan imprezie bywa bardzo nerwowy, agresywny, całkiem inny niż zawsze. Na codzień jest czuły jednak jeśli ma wybuchy złości potrafi mnie obrazić, wyjsc, robić sceny. nie pozwala mi na wyjścia do klubu bez niego itp. Jest bardzo o.mnie zazdrosny. Co chwilę powtarzA mi że nie dałby sobie rady beze mnie i że nie chce mnie stracić. stwierdził ze beze mnie by się zabił. pewnie to tylko szantaż ale momentami już nie mogę. sama nie wiem. wyrzucić go z domu? sam bez rodziny itp nie da sobie rady. boję się żeby się nie zapil ani nic gorszego. proszę mi doradzixc
Nie oszukuj się, on nie zrezygnował z picia. Sam fakt, że jak już się dorwie to pije na umór, jaka to pociecha, że robi to rzadziej?
Teraz jest Ci wdzięczny, chociaż i tak raz na jakiś czas wychodzi z niego bydlę (być może ta agresja, to efekt odstawienia?), a gdy już sobie Ciebie zaklepie, gdy zostaniesz jego żoną, urodzisz Wasze dziecko (biedne to będzie dziecko), Twój ukochany rozwinie skrzydła.
Problemy dnia codziennego, opieka nad dzieckiem, rutyna....zawsze znajdzie się powód, żeby się znieczulić i nachlać. Wtedy mu już nie podskoczysz , za parę lat obudzisz się z ręką w nocniku i stwierdzisz, że zmarnowałaś sobie życie.
Ach, no i jeszcze z tej wdzięczności szantażuje Cię samobójstwem, zatruwa życie zazdrością.
On pracuje od roku, czyli przez rok holowałaś bezrobotnego pijaka, a teraz zadowalasz się ochłapami w postaci przejawów normalności.
Dobrze wiesz, że siedzisz na beczce z prochem, stąd Twoje obawy i lęk o przyszłość.
Nie wyciągnełaś go skoro pije! Nie twoim obowiązkiem jest go wyciągać..
Kup sobie książkę "koniec współuzaleznienia" i przeczytaj .. Zobaczysz ze robisz te same błedy jak inne kobiety wspóluzaleznione .
Otóż od dwóch lat jestem w związku. Mój partner przez rok naszego związku zmagał się z alkoholizmem. Wybaczal am, wracałam do niego. Chciałam mu pomóc. Od roku pracuje, mieszka u mnie, wyciągnęłam go z całego tego syfu. jednak raz na jakiś czas potrafi sam iść się porZądnie napić. gdy jesteśmy razem Jan imprezie bywa bardzo nerwowy, agresywny, całkiem inny niż zawsze. Na codzień jest czuły jednak jeśli ma wybuchy złości potrafi mnie obrazić, wyjsc, robić sceny. nie pozwala mi na wyjścia do klubu bez niego itp. Jest bardzo o.mnie zazdrosny. Co chwilę powtarzA mi że nie dałby sobie rady beze mnie i że nie chce mnie stracić. stwierdził ze beze mnie by się zabił. pewnie to tylko szantaż ale momentami już nie mogę. sama nie wiem. wyrzucić go z domu? sam bez rodziny itp nie da sobie rady. boję się żeby się nie zapil ani nic gorszego. proszę mi doradzixc
Witam ,chciałabym żebyście mi doradziły czy dobrze zrobiłam kończąc tą znajomość. Otóż z Tomkiem spotykałam się pół roku. Był ode mnie starszy o 12 lat, nie do końca w moim typie ale po czasie udało mu się siebie jakoś do mnie przekonać. Z początku naszej znajomości chcąc być szczera z Tomkiem mówilam mu , że spotykam się jeszcze z kimś... w momencie kiedy doszło do zbliżenia między nami i zaczęło robić się poważnie zakończyłam poprzednie relacje i skupiłam się tylko na nim...Po drugiej spędzonej nocy zostawił mi nawet klucze i poszedł do pracy...co było dla mnie dowodem na to, że traktuje naszą relacje poważnie. Po jakimś czasie zaczelismy się do siebie zbliżać i opowiadać o swojej przeszłośći. Wiedziałam, że jest to raczej typ lubiący imprezy i kobiety . W końcu miał 40lat i był kawalerem bez dzieci... Martwił mnie jednak jego stosunek do pieniędzy , które były dla niego w życiu najważniejsze. Postanowiłam dać szansę tej relacji, ja sama zmagałam się z cięzką przeszłością , byłam molestowana i miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji z mężczyznami w przeszłośći. O wszystkim powiedziałam Tomaszowi chcąc abyśmy jak najwięcej o sobie wiedzieli. Zaczęliśmy zagłebiać się w swoje byłe związki , on opowiadał mi o swoich partnerkach a ja o mężczyznach ,chyba przekroczyliśmy pewną granicę. Później już mówiliśmy wsyzstko ja np o tym kto do mnie pisze , kto mnie podrywa (może niepotrzebnie) ale nie chciałam go w niczym oszukiwać. Pewnego razu dostałam zaproszenie od kolegi na urodziny na które Tomek miał nie iśc ze względu na prace. Poźniej wraz ze znajomymi mieliśmy udać sie do klubu. Tomek po skończonej pracy pojawił się wraz z kolegami w lokalu i oznajmił , że ide z nim i zmieniamy miejsce. Byłam trochę zła bo w końcu pokrzyżował moje plany , ale stwierdziłam, że pójdę z nim (chodź nasze wcześniejsze balety nie kończyły się najlepiej) Wychodząc z lokalu jeden ze znajomych złapał mnie za rękę i zapytał gdzie idę wtedy Tomek zrobił awanturę , zaczał sie wydzierać do mojego kolegi i prawie doszło do rękoczynów, w tym momencie oddałam mu jego klucze wkurzona i wrócilam do znajomych.. po czym dostałam smsa, że zachowałam się jak wywłoka i że pozabija wszytstkich moich adoratorów . Zaczęłam pytać co z moimi rzeczami bo musze je odebrać bo zostawiłam klucze z tobą u niego i nie mam jak dostać się do domu , po czym stwierdził ,że mogę je sobie zabrać za 2 dni.. Rano po imprezie poszłam do niego bo nie miałam jak się dostać do domu i skończyło się na seksie ...czego rano żałowałam bo wciąż miałam jego smsy i słowa w głowie.. Wybaczyłam . Przeprosił, jak się później okazało grzebał też w mojej torbie z rzeczami.. miał ją zamiar wyrzucić przez okno.. Nasza znajomość zaczynała robić się toksyczna, nie ufalismy sobie , byliśmy zaborczy i zazdrośni tłumacząc sobie, że się tak mocno kochamy...zaczęłam podświadomie uciekac...wychodzić ze znajomymi, kolegami , bo nie czułam sie doceniana. Kiedyś po kłotni wywołanej przez niego pojechalam się spotkać z kolegą który zrobił mi masaż.. do niczego nie doszło oczywiscie. O wszystkim powiedziłam Tomkowi. Potem przy każdej kłotni mówił mi żebym szła się "łahać ze swoimi kolegami na miasto" itd, wybuchał często po czym przepraszał chodź uwazał , że to moja wina i ja do tego doprowadziłam..skończylam studia a on sądził, że powinnam iśc do pracy kleić tipsy, albo że jak wyjadę za granicę to i tak szybko do niego wrócę.. że bez niego się stoczę,że lepiej żebym go nie zostawiała bo on i tak szybko sobie kogoś znajdzie. Raz zrobiłam mu awanturę ,że wyszedł gdzieś z kolezankami. Czułam zazdrośc i wsciekłośc, nie potrafilam mu zaufać przez to co mi kiedyś opowiadał o swoich kobietach, że były piękne itd, że on nie ma żadnego problemu w poznawaniu kogoś nowego.
Zaczęłam chodzić na psychoterapie stąd wykorzystywał moją słabą psychikę w tym czasie... zaczęłam być zmęczona psychicznie każdą kłotnią ,zastanawialam się co zrobić zeby naprawić naszą znajomośc , probowałam rozmawiać . Któregos wieczoru siedziałam w domu i myslalam co dalej a on sobie wyszedł do klubu bez poinformowania mnie o tym chodź wiele razy prosiłam żeby mi mowił, jak dla mnie okazał brak szaczunku dla moich uczuć. Nie byłam też świeta wiem o tym, czasami doprowadził mnie do takiego stanu że nawet dostał ode mnie w twarz...za ostre słowa które mi powiedział...Po kolejnej kłótni o błahą sprawę w której znowu zaczął krzyczeć bez powodu stwierdziłam , że muszę być sama , że meczy mnie to wszystko i nasza znajomośc mnie nie uskrzydla tylko dołuje... napisałam mu o tym , on raczej nie potraktował mojej decyzji poważnie i zaczął pisać jakby nigdy nic. Kiedy po 3dniach wciąż byłam nieugięta napisał ,że on chce ze mną być ale nie będzie się też za mną uganiał i że dziekuje za wszystko i za piękne chwile i jak coś moge zawsze na niego liczyć. Ja postanowiłam już na dobre zakończyć tą relacje , oddałam mu klucze ale jeszcze wtedy przytulaliśmy się i całowaliśmy i chciał żebym przyjechała wieczorem, jednak stwierdziłam, że to zły pomysł... Nie odzywałam się w ogóle a on pisał co pare dni, pytał się jak sobie radzę i że tęskni, ale byłam nieugieta. Minął miesiąc wiem że od jakiegoś czasu się z kimś spotyka i nie rozumiem dlaczego więc pisze że bardzo mnie kocha i że na pewno jakiś czas bedzie i że pomimo że nie jesteśmy razem to ma mnie w sercu... w konću zdenerwowałam się i napisałam żeby może lepiej się zajął nową relacją.. bo jak można kogoś kochać i mieć juz kogoś nowego nie rozumiem? W końcu wiedziałam , że taki z niego typ człowieka.. ale ja bym tak nie potrafila .Czy uważacie , że dobrze zrobiłam że zakończyłam tą znajomość? On sądzi że miłość wszystko zwycięzy i widocznie go nie kochałam , ale czy można dawać się poniżac pomimo miłości? Czy o związek nie należy dbać , pięlegnować go? Liczyć się z czyimiś uczuciami? Wspierać kogos... Tyle razy go prosiłam bo nie czułam tego od niego... nie interesował się zabardzo co z moją uczelnią, pracą , jak się czuję psychicznie... przecież zwierzałam mu sie ile przeszłam... że nie jest mi się łatwo otworzyc...Sama nie wiem czy mogę nazwać tą relacją toksyczną?Nie mówię ze zawsze był najgorszy ... widziałam że jest za mną , że potrafił rzucić wszytko zęby spedzić ze mna dzien. Kochał mnie to na pewno .Chyba sam nie może uwierzyć , że jednak go zostawiłam bo zawsze wracalam...Boję się , że sama też nie potrafie stworzyć normalnego związku i przez moje zachowania prowokowałam go do tego wszystkiego... jestem cięzką osobą i w sumie rzadko bywałam w związkach zawsze przed tym uciekałam ,chyba bałam się odpowiedzialności. A moze przy kims innym bede potrafiła byc całą sobą??