SomethingEvenBetter, doskonale ciebie rozumiem, sama mam 23 lata i nie tak dawno przechodziłam przez identyczną sytuację. Podziwiam ciebie, że sama zdecydowałaś się to zakończyć. Ja niestety nie miałam w sobie tyle stanowczości co ty, rozstaliśmy się już dopiero jak pojawiła się u niego inna na horyzoncie. Pomimo, że nasz związek był toksyczny, to bardzo go kochałam. Jak się ostatecznie wyprowadził to przez dwa tygodnie w ogóle z nerwów nie mogłam nic przełknąć nawet, dobrze, że bliscy się mną zajęli (chociaż rodzina nie rozumiała po czym w ogóle rozpaczam, powinnam się cieszyć). Działałam jak robot praca dom uczelnia spać, nie chciałam nic. Tęskniłam bardzo, cicho w głowie brzmiała myśl, że ok jest tragicznie, ale przecież we dwójkę byśmy pokonali ten kryzys, jeszcze wszystko możemy wypracować, wystarczy, że trochę się postaramy. I ta nadzieja mnie niszczyła od środka. Czułam się jak żywy trup, nic mnie nie cieszyło i byłam przekonana, że nigdy już nie będę umiała się cieszyć, bo straciłam coś tak cennego, miłość życia...
Wspominam ci o tym, bo pewnie przechodzisz przez to samo. Pocieszę cię, że to, o czym mówię miało miejsce już ze 2 lata temu. I uwierz mi, sama kiedyś się przekonasz, że życie jeszcze nie raz przyniesie coś dobrego
I to zazwyczaj w najmniej oczekiwanej chwili. Popatrz, ja, wtedy taka zakochana i załamana - gdzieś po około pół roku przestałam uważać go za miłość życia. Tutaj zrobiłam błąd, bo na siłę starałam się wejść w nowy związek. Nie polecam, nawet jak ta osoba będzie się bardzo ubiegać o twoje względy. Nie śpiesz się, musisz wszystko na spokojnie poukładać sobie w głowie.
Teraz najlepsze co możesz zrobić to nie zmuszać siebie do niczego, daj czas odpocząć. Potrzebujesz spać? -spij. Nie chcesz na siłę nigdzie iść - nie idz. Może jeszcze tego nie widzisz, ale z czasem zobaczysz sama, ile nerwów kosztowała ciebie ta relacja. Twój organizm jest dosłownie wyniszczony nerwami i stresem, to naturalne, nie wymagaj od niego zbyt wiele.
Oczywiście to sprawa indywidualna, u mnie szczyt cierpień nastąpił jakoś w drugim miesiącu. Później , jak trochę poczujesz się na siłach postaw przed sobą nowy cel. Nieważne jaki. Bylebyś miała czym głowę zająć i do czego dążyć. Kiedyś przyjdzie taki moment, że coś tam jednak się zachce.
Jak zachcesz pomówić o tym, możesz napisać tutaj albo do mnie na skrzynkę. Chętnie wysłucham i może coś doradzę.
Mam nadzieję, że czytając, że ktoś kto przeżywał identyczne co ty, jest teraz szczęśliwy, znalazł dobrą pracę, sporo podróżuje i powiększa swoje zainteresowania. I nawet czasami nie wspomina tamtego związku. Szczerze to teraz on dla mnie nie istnieje, tak jakbym nigdy go w ogóle nie kochała. Potrzebowałam, i tobie też polecam, w przyszłości popracować nad sobą, nad zrozumieniem siebie, poczytać np. książki o toksycznych związkach. Ja sporo nad sobą popracowałam i teraz już wiem, że kierowało mną nie miłość, a brak wiary w siebie, strach przed życiem, potrzebowałam za wszelką cenę mieć kogoś bliskiego. Może ty też masz podobne odczucia? Lub jakieś swoje? Warto w przyszłości nad tym pomyśleć. Na razie regeneruj siły i umysł.Dużo odpoczywaj.
Trzymaj się cieplutko :* Już zrobiłaś krok ku temu, by pokochać siebie.