Pomocy
Byłam z D. prawie 4 lata. Poznaliśmy się jak miałam 18 lat, to była moja pierwsza miłość. Wiadomo różnie to między nami bywało, jak się ma 18 lat to człowiek przejmuje się głupotami i widzi problemy w najdrobniejszych błahostkach. Bardzo się kochaliśmy mimo wszystko. Początkowo mieliśmy pod górkę bo otoczenie nie akceptowało naszego związku. On – syn alkoholika i Ja – panienka z dobrego domu. Później jednak się wszystko ułożyło. Przez te 4 lata związku on wyjeżdżał za granicę, do Irlandii. Jednak dobrze znosiliśmy rozłąkę, pisaliśmy ze sobą codziennie, dzwoniliśmy. Tęsknota dobrze nam robiła bo umieliśmy później docenić czas spędzony razem.
Pewnego dnia on mnie porzucił bez podania przyczyny. Próbowałam walczyć, bardzo to przeżyłam. On postanowił wyjechać tam na stałe. 2 lata zajęło mi to żeby się po tym pozbierać, straciłam chęć do życia, przyjaciele wyciągali mnie z alkoholizmu. On nawet nie miał świadomości że ja to tak bardzo przeżyłam. Nie umiałam bez niego żyć, każdy oddech bolał. Nie chciałam go znać, ciężko było mi uwierzyć w to że osoba którą kochałam nad życie porzuciła mnie jak psa. Nie utrzymywaliśmy kontaktu bo ja nie chciałam. Nie wyobrażałam sobie z nim przyjaźni, po tym wszystkim. Przez te 2 lata codziennie o nim myślałam, nie przestałam go kochać ani na chwilę. Starałam się zrozumieć jego decyzje, uszanowałam ją mimo wszystko. Nie mogłam znieść tego bólu. Ja zatwardziały ateista modliłam się do Boga żeby mi ulżył. I stało się D. napisał do mnie. Wybuchłam, emocje które w sobie skrywałam przez 2 lata były tak silne, nie zostawiłam na nim suchej nitki. Było mu przykro i stwierdził że niepotrzebnie pisał skoro go tak nienawidzę. Ja się nawet wtedy cieszyłam że mu wygarnęłam, że się zemściłam. Ulżyło mi ale na chwilę, później żałowałam tego co zrobiłam. W ciągu tych 2 lat rzuciłam się w wir pracy, zrobiłam karierę naukową i zawodową. Wszyscy mi zazdrościli tego że tak wysoko zaszłam, ja jednak robiłam to dla zabicia czasu a nie z aspiracji.
Niedawno on znów się odezwał, emocje już opadły. Wybuntowałam się przeciwko niemu, nie miałam już żalu. Wybaczyłam mu jako człowiekowi, przecież bardzo go kochałam. Rozmawialiśmy jak dawniej, bardzo mi tego brakowało. Był moim najlepszym przyjacielem, partnerem i kochankiem. Przyznał sam że nie miał nikogo przez te 2 lata bo nie umiał o mnie zapomnieć. Ja też nikogo nie miałam bo nie wyobrażam sobie żeby ktoś zajął jego miejsce. Jestem rozżalona bo powiedział że zostawił mnie przez to iż moja rodzina go nie akceptowała, była między nami też różnica wyznaniowa. Pękło mi serce że wszyscy chcieli dla mnie tak dobrze, a w rezultacie wyrządzili mi wielką krzywdę.
Spotkaliśmy się niedawno, było cudownie. Wiem że są między nami jakieś uczucia, zawsze była też ogromna chemia. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu że bardzo go kocham i nie chce bez niego żyć. Nie chcę żyć samą pracą i karierą to przestało mi dawać szczęście. Chciałabym bardzo żebyśmy byli znów razem ale on jest bardzo ostrożny. Mówi że nie chce mi nic obiecywać, wiem że nie jest gotowy na to żebyśmy byli znów razem. Boi się że mnie skrzywdzi, a chce dla mnie jak najlepiej. Mam wrażenie że on próbuje przeczekać aż ktoś się zjawi nowy w moim życiu i o nim zapomnę. Chciałby żebym miała faceta którego będzie akceptowała moja rodzina. On wie że ja nadal go bardzo kocham, chociaż myślę że wygodniej byłoby mu tego nie wiedzieć bo ma wyrzuty sumienia że przez niego nie układam sobie życia z kimś innym. Nie chce żebym poświęciła dla niego pracę i karierę, boi się że mogłabym mieć do niego żal za kilka lat. Uwierzcie mi że rzuciłabym wszystko żeby z nim być, nawet jeśli miałabym wyjechać. Boje się że całe życie będziemy się kochać tak w ukryciu i już nigdy nie będziemy razem. A ja wiem że to jest miłość mojego życia, nie chce już dłużej być nieszczęśliwa. Mam dosyć takiego życia i mojej rodziny która nie pyta nawet co u mnie a do wtrącania w moje sprawy jest pierwsza.
Póki co on tam wrócił i chcę dać mu czas żeby sobie to wszystko przetrawił i poukładał w głowie. Nie chce na niego naciskać ale chce walczyć o nasze szczęście. Nie chciałabym stawiać go pod ścianą i oczekiwać jasnych deklaracji, znam go i wiem że potrzebuje trochę czasu. Może mi mówić żebym nie czekała ale ja i tak czekam i będę czekała. Gdy się rozstawaliśmy 2 lata temu to mówił że już nigdy nie wróci, a jednak wrócił. Ja myślę że to nie przypadek. Wiem że on też coś do mnie czuje, ale się z tym kryje.
Poradźcie mi proszę co robić? Nie chcę oszaleć, jestem niecierpliwa a wiem że jedynie czas może tutaj coś zdziałać. Modlę się żeby to się wszystko dobrze i pomyślnie dla nas ułożyło. Tak bardzo mi zależy