Witajcie. Jestem w związku na odległość 5lat. Spotykamy się w każdy weekend najczesciej w sobotę i niedzielę gdy są święta to przez całe święta jesteśmy razem. Zaczynając od poczatku po 2 latach poklocilismy się o kwestie religijne na tyle poważnie że rozstalismy się na 3 miesiące. Teraz dokładnie w sobotę przed samymi świętami także się poklocilismy o kwestie świąteczne. Nazwalam swiecenie jakiej koszyczka p*****lami a mój partner strasznie się oburzyl o to że nazywam rzeczy dla niego ważne w taki sposób i w ogóle. Święta spędziliśmy osobno. Wczoraj rozmawialiśmy i on nagle teraz ma wątpliwości co do związku czy my się za bardzo nie różnimy od siebie (gdy czasami mówiłam ze jesteśmy całkiem inni mówił że wcale nie itd.) Bo nasze spojrzenia na świat i życie są inne czy kiedyś damy rade to przetrwać i czy w ogóle mamy razem jakąś przyszłość. Zrobiło mi się trochę przykro ale i te wątpliwości przeszły na mnie. Ja mam lat 22 a partner 30. Zamieszkać razem będziemy mogli dopiero gdy skończę szkole czyli styczeń luty. Czy gdy pojawiają się wątpliwości u obojga osób to jest sens walczy udowadniać drugiej osobie że jest się wartym? Jest sens czekać aż zamieszkamy razem by sprawdzić czy się nie pozabijamy przy tym wszystkim? Wiem że nas nie znacie i ciężko sobie wyobrazić ale może też przechodziliscie przez falę wątpliwości w związku I udało wam się a może i nie? Proszę odpowiedzcie.
To nie jest kwestia "bycia wartym" tylko zbieżności światopoglądowej. Ja jestem wierząca, mój mąż też, ale do kościoła mu wcześniej po drodze nie było, bo za nudno. Jak zaczęliśmy rozmawiać o ślubie i dzieciach, to długo rozkminialiśmy kwestie wychowania w wierze. Bo to dla mnie ważne akurat. Gdyby nie chciał, ją bym za niego nie wyszła, nie da się całe życie żyć wbrew sobie. Może Twój chłopak też tak myśli..
Czy on jest takie wierzący? Wierzący nie praktykujący. Dużo mówi mało robi jeśli chodzi o wiarę. Czy można być wierzącym na pół gwizdka? Fakt faktem ja do kościoła nie chodzę. Ale komunie przyjęłam bierzmowanie także. Moi rodzice po ślubie są 25 lat kochają się I to widać. Ale do tej pory się ze sobą nie zgadzają. Inaczej patrzą na wszystko a mimo wszystko są ze sobą szczęśliwi. Kwestie religijne jak i rodzaje literatury filmów a nawet smaków mają całkiem inne. Wiem ze każdy związek i człowiek są inni. Chyba oczekuje od kogoś z boku żeby powiedział tak dacie rade na pewno lub nie nie dacie rozstancie się. Nie wiem już sama czy chce mi się walczyć o to wszystko. Ale też sama nie zakończę tego związku.
Bylam w podobnej sytuacji.
Mój były chłopak był prawosławny, ja ateistka. O ile na etapie randkowania nie było z tym problemu, to później jego religijność mi przeszkadzała, przez to traciłam do niego szacunek. I w końcu zadałam sobie pytanie, jak miałoby wyglądać nasze życie za 10 lat: ślub? Ja ogólnie nie bardzo, jeśli już, to tylko cywilny. Post? Nigdy w życiu. A co, jeśli wpadniemy i będę chciała zrobić aborcję? Miałabym słuchać jego wywodów o Piekle? Czy potrafiłabym żyć z kimś, kogo poglądy są dla mnie śmieszne i po prostu głupie? W końcu się rozstaliśmy i nie żałuję.
Teraz jestem z facetem o podobnych mi poglądach i jeśli chodzi o ten duchowy wymiar związku, to jest bez porównania lepiej. Wiem też, że jeśli się kiedyś rozstaniemy, to nie zwiążę się już z religijnym człowiekiem.
Ja nie wyśmiewam jego poglądów ani wartości on bardziej nie chce zrozumieć ani uszanować moich poglądów. Nie chodzę do kościoła i on tez nie chodzi. Normalnie obchodze święta i chciałabym wziąć ślub kościelny a on znowu mówi ze to tylko papierek. Gdy będę miała dzieci kiedyś też będę je wychowywała w wierzę znaczy się chrzest komunia bierzmowanie normalne święta. Ale wiadomo że z wiekiem człowiek dostrzega różne niezrozumiałe rzeczy i o pewnych sytuacjach zaczyna mieć swoje zdanie. A od czasu do czasu nie mogę jego zrozumieć. Zachowuje się jak stary mocher. Do kościoła nie chodzi nie żyje w zgodzie z dekalogiem ale poucza innych. Nie rozumiem tego zachowania. Przekreslic wszystko bo nie umiemy pewnych rzeczy sobie wyjaśnić? Jak poprawić komunikację w związku? Czasami nie potrafię rozmawiać o poważnych rzeczach. .
Zdecydowanie uważam, że przeciwieństwa się NIE przyciągają, a żeby związek miał sens ludzie jednak muszą podobnie patrzeć na świat...
Wcale nie wysmialam tej swieconki. Może trochę opiszę całe zajscie. Pokocilismy się przez telefon właśnie. Mam w domu teraz wiele problemów. Ogromne długi rodziców i babcia z alzheimerem. Ja w sobotę byłam w pracy od godziny 7 do godziny 20. Partner zapytał się czy idę ze swieconka odpowiedziałam ze nie to zapytał czy ktoś inny ode mnie idzie i tutaj powiedziałam że nie mamy czasu na takie pierdoly (ale koleżanka była tak miła i wzięła nasz koszyczek ). I wcale nie miałam niz złego na myśli i zrobiła się kłótnia. Tylko o to że to tak nazwalam . I ja jego poglądów nigdy nie wysmialam ani poglądów na cokolwiek to bardziej on moich poglądów nie chce zrozumieć ani uszanować
Z tego co ja widzę to wasz konflikt nie ma zbyt wiele wspólnego z poglądami na religię, bo te macie dosyć podobne.
Nie bardzo rozumiem po co chcesz brać ślub w kościele, do którego nie chodzisz...ale Twoja hipokryzja nie jest tematem tego wątku. Myślę,że problem leży gdzie indziej. Musicie sobie porozmawiać o tym, dokąd zmierzacie. Czy ten związek się rozwija i jak sobie wyobrażacie przyszłość. Relacja musi się rozwijać,albo umiera
Najdziwniejsze zdanie w całym wątku:
(...) Chyba oczekuje od kogoś z boku żeby powiedział tak dacie rade na pewno lub nie nie dacie rozstancie się. (...)
Pytasz, w jaki sposób poprawić komunikację w związku.
Podstawową rzeczą jest... słuchanie i usłyszenie tego, co mówi druga osoba. Niemniej ważna jest uczciwość - w tym wypadku polegająca na krytycznym spojrzeniu na własne zachowanie i własne komentarze. Z Twych postów wynika, że uznajesz swoje zachowanie za słuszne, jego za paskudne. Naprawdę nie widzisz rzeczywistości? Oprócz wspomnianej wyżej hipokryzji, uderza Twa pogarda. Póki z niej nie zrezygnujesz wszelkie zabiegi poprawiające komunikację będą pozorne.
Wasza niezgoda nie ma tła religijnego, bo oboje jesteście "polskimi katolikami"- do kościoa od święta, zasady kościelne tez nie bardzo, ale tradycja rzecz świeta i tylko niech ktoś krzywo na Święty Polski Kosciol spojrzy...polska hipokryzja, ale to nie tu leży Wasz problem, bo w tej kwestii oboje jesteście tacy sami.
Nie chodzę do kościoła i on tez nie chodzi. Normalnie obchodze święta i chciałabym wziąć ślub kościelny a on znowu mówi ze to tylko papierek. Gdy będę miała dzieci kiedyś też będę je wychowywała w wierzę znaczy się chrzest komunia bierzmowanie normalne święta. /.../Zachowuje się jak stary mocher. Do kościoła nie chodzi nie żyje w zgodzie z dekalogiem ale poucza innych.
Jedno warte drugiego! Tak jak ktoś napisał - to nie jest problem religii, tylko wasze relacji, bardzo słabej relacji. Jak zrozumiałam z twoich wypowiedzi - dla żadnego z was wartości religijne nie mają większego znaczenia, ot chodzi o zachowanie wartości społecznych - że jesteś w gronie społeczności katolickiej, nawet jeśli nie wierzycie, to papierek musi być kościelny, dzieci, ochrzczone, itd.
Jeśli kiedyś zamieszkacie razem, jeśli kiedyś będziecie mogli się poznać głębiej - to odkryjesz, że każda pierdoła może być iskrą, która rozpali nowy konflikt. Teraz czepiacie się pozorów religijności, a potem... zupa będzie za słona, albo dziecko będzie za głośno krzyczeć...