Czy to przechodzi? Czytam forum już długo i wiem po Waszych historiach, że potrzeba czasu. Nie ogarniam, jak się mogłam wplątać w taki syf
Próbuję uwolnić się od toksycznej i wyniszczającej relacji.
Ja po przejściach, z dzieckiem, przeciętna. Ale z fantastyczną pracą i przyjaciółmi na których mogę polegać, z córeczką która jako 5letni ludzik jest partnerem do wszystkiego :]
On „półbóg”, piękny, młody, zadbany, zaradny życiowo.
I tak się męczę od kilku mies, bo serce ciągnie, ale oczy widzą dużo i mózg próbuje się uratować z tego syfu.
Setki kobiet za nim, jedno bądź kilkurazowe przygody. Zdradzał swoją kobietę, bo ona nie chciała sexu (to takie oczywiste, że sprawiał wrażenie zdziwionego moją reakcją).
Pisanie do innych, niezobowiązujące kawy, bawienie się na całego.
Brak refleksji, że coś w tym nie gra, „nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia”, „nie zdradziłem nawet w myślach” gdy wyszło, że miał konto na Tinderze i spotkał się z jakąś panną na kawie. Dowiedziałam się że z nią pisał, błagał, przepraszał itp. Twierdził że zrozumiał błąd. Ale że byli na kawie dowiedziałam się od niej po 2 miesiącach – znowu błagał, przepraszał, zrozumiał że to było złe. Jakby 30letniemu facetowi trzeba było palcem pokazywać jakie zachowania są ok. a jakie nie, gdy za nim dwa kilkuletnie związki (mam wrażenie że z głupimi i nieświadomymi tego co on robił gęsiami, bo wrażenie potrafi robić dobre).
Wprowadzanie mnie do takiego stanu, że stałam się żenująca… z pewnej siebie, energicznej babki stałam się nerwowa, niespokojna, rozchwiana.
Co tydzień jest w jakimś klubie, imprezuje z kolegami (wszyscy mają kobiety i zdradzają je na prawo i lewo). Często jakieś dragi, alkohol do oporu, te imprezy nie kończą się o 2-3 tylko o 8 rano.
Wiem że korzystał z burdeli, choć naprawdę nie musiałby…
Uzależniony od pornosów, masturbacji (kilka razy w ciągu dnia), seksu.
Gdy się mamy spotkać najczęściej coś wyskoczy, ja się już wyszykuję a jego tak boli kręgosłup że nie da rady, musi jechać do Klienta, auto się psuje, milion innych rzeczy, czym pokazuje że ma mnie gdzieś.
Wiem że się nie nadaje do życia. Czasami myślę… Boże, czemu sama siebie pcham w takie dziadostwo. Byle był? Wiem że palcem by nie kiwnął w domu, że siedziałabym sama od rana do wieczora, po czym wydarły się i poszedł na imprezę z kumplami, że zabiłoby go codzienne życie i szybko szukałby rozrywki.
Widzę jaki jest niedojrzały, jak wybucha o bzdury, kłóci się z całym światem.
Jaki jest płytki. Wręcz myślę, że wstydziłabym się nieraz za niego (widzimy się zwykle w 4 oczy). Nawet jego dobry kumpel potrafił mi powiedzieć, że kłamie nawet w sytuacjach gdy nie musi.
Potrafi sprawić, że czuję się jak nikt.
WARIUJĘ JUŻ!!!!
Nie wiem co w nim takiego widzę. Poza wyglądem i chemią przecież to samo dno.
Uzależniłam się od manipulanta i tak po ludzku złego faceta.
Mam tak dość ;( chcę go wymazać z życia, zapomnieć że istnieje. Już więcej widzieć i wiedzieć o nim nie mogę.
Nie wiem czemu on mnie chce, czemu mi głowę zawraca. Wie że mam dziecko, daleko mi do długonogiej blondyny jakie preferuje.
Wiem że się nie zmieni, nie mam co się łudzić, że gdy dam mu wszystko to odwdzięczy się tym samym. Potrafię się zebrać w sobie i kazać iść mu precz, a za parę godzin jestem sparaliżowana, tęsknię, nie chce mi się żyć. Co jest ze mną nie tak?
Jestem chora psychicznie i wyczerpana. Co zrobić żeby się uwolnić, nie uważać że coś tracę, nie żałować i nie rozpamiętywać ;( naprawdę stosunek szczęśliwych chwil i dobrego traktowania to 1:10.
Mam na każdym kroku znaki, że trzeba brać nogi za pas, a stoję w tym bagnie po uszy i jeszcze buczę, że tak go kocham i tak chcę. Skoro piszę o nim jaki podły jest, widzę to – to przecież to nie miłość. To nienormalne uzależnienie.
Raz myślę jak wyżej, a dwie godziny później nie chce się żyć, wszystko bez niego wydaje się bez sensu, jakby był motorem napędowym. Jakbym już nigdy nic dobrego miała przed sobą.
Makabra.