Witam. Wiem ze to forum dla kobiet ale juz nie wiem z kim pogadac o tym, licze na cokolwiek, porade, wyjasnienie. Zaczne od tego ze nasza znajomosc trwa juz ponad 10 lat. Nie zawsze bylo to tak zagmatwane jak obecnie. Cala historia zaczela sie w liceum, najpierw kolega kolezanka, jak zauwazylismy ze swietnie sie dogadujemy to przyjaciel przyjaciolka. I tak to trwalo lat kilka. Spotkania, rozmowy, co kogo boli lub meczy i wogole. Az ktorego razu jakos tak sie stalo ze wylądowalismy w lozko, raz, drugi, trzeci. kolejny etap nadszedl gdy pewnego razu po imprezie w alkoholowym szale i namietnosci padly slowa "kocham Cie" z mojej strony, juz wtedy mi na niej zalezalo bardziej niz tylko na przyjaciolce, ona odpowiedziala tym samym, ze juz od jakiegos czasu jest zakochana... Wszystko byloby pieknie ladnie gdybym wtedy kogos nie mial, w sumie to pol biedy, tkwilem w zwiazku z ktorego nie mialem jaj zeby sie wydostac i byc z ta na ktorej mi naprawde zalezy. Kontakt oslabl, prawie sie urwal. Nastepne zdarzenia mialy miejsce duzo pozniej, znowu spotkania, rozmowy, moje wyznanie ze naprawde mi na niej zalezy i jej odpowiedz ze "troche za pozno" fakt, byla zareczona wtedy juz... Ustalilismy ze lepiej bedzie jak nie bede jej juz mieszal w glowie, chcialem by byla poprostu szczesliwa, a ze nie ze mna no coz, zasluzylem sobie. Kolejne etapy zycia mijaly, ja wyjechalem z kraju robic kolejna magisterke by zostawic wszystko za soba i zaczac od nowa. Mija troche czasu i sie odezwala, co tam jak tam itd itp. Wkoncu dowiedzialem sie ze zerwala zareczyny (z powodu innego faceta, i nie, to nie ja, ale wtedy tego nie wiedzialem) no to pierwsza mysl "to moja szansa, wracam, walcze i nie odpuszczam, chocbym mial zostac" wrocilem, umowilem sie, do spotkania nie doszlo. I znowu czas mija i znowu jakims cudem kontakt sie nawiązuje, spotykamy sie jak przyjaciele niby, jest ok. Los mnie pokaral, wrocilem do kraju, szpital, operacje itd itp. W podobym czasie telefony byly juz codziennoscia przynajmniej po godzinie, w szpitalu byla codziennie zeby ze mna posiedziec, tak samo jak wrocilem do domu to tez byly wizyty az wkoncu cos sie stalo, spotkanie do spotkania i mozna powiedziec ze zostalismy para, ale juz wtedy zauwazylem ze cos jest nie tak. Zaraz potem niestety znowu wyladowalem w szpitalu, kolejne jeszcze powazniejsze operacje. I wlasniw w tym czasie, gdy potrzebowalem jej jak nigdy przestala sie odzywac, co dopiero odwiedzic mnie choc raz. Czas mija, ja uziemiony, jak to po szpitalach i operacjach i ciaglym lezeniu zawitaly stany depresyjne. Nadszedl nowy rok, nowe postanowienia ( miedzy innemi ze wiecej sie do niej nie odezwe), i znowu ona, zmuszalem sie zeby jej nie odpisac ale przegralem. Podobno postanowila odnowic ze mna kontakt jako noworoczne postanowienie, i znowu ta sama historia, znowu codzienne telefony, rozmowy, odwiedzila mnie, a ja coraz bardziej sie zatracam w niej. Nie wiem juz co o tym myslec, kocham ją, jest spelnieniem moich marzen. Ale dokąd mnie to prowadzi? boje sie jej powiedziec ze ja kocham teraz, a nawet jesli to zrobie to nie wiem czy bede w stanie jej zaufac znowu po ostatnim. Co zrobic?
Na własne życzenie marnujesz sobie życie z nieodpowiednią dla siebie kobietą. Uzależniłeś się od tej huśtawki, a ją niesamowicie kręci taki bajzel (ile ona tych facetów już miała?). Ma cię zawsze na podorędziu, bo wie, że jesteś słaby i będziesz grał w tę gierkę. O jakiej przyszłości z taką manipulantką zatem marzysz? . Najprawdopodobniej, przez te wszystkie lata mści się za to pierwsze odrzucenie - grając na twoich uczuciach, raz przyciąga, a raz odpycha, które jej osobie sprezentowałeś jako pierwszy na samym początku.
Dlatego wciąż potwierdza się moja teza, że każda relacja, oparta na nieczystych intencjach, z brakiem prawdy (ukrywamy coś od samego początku lub wykorzystujemy kogoś dla swoich celów, np. ona dla ciebie była trampoliną do wyjścia z poprzedniego związku), zawsze stanie się karykaturą związku i miłości . Odpuść sobie i zacznij budować życie na nowo, przynajmniej w tej materii.
3 2016-02-09 17:15:47 Ostatnio edytowany przez maydayovsky (2016-02-09 17:17:12)
Miałem podobnie tylko w krótszym odstępie czasowym.
Byłem jak koleżanka napisała "trampoliną do wyjścia ze związku". Dziesiątki odtrąceń, lecz kiedy sobie odpuszczałem, pojawiał sie lament i skamlanie.
Traktuje Cię trochę jak koło zapasowe. Nie ma nikogo pod ręką to się odezwie.
W razie czego nazwie się Twoja przyjaciółką, lecz kiedy Ty jej potrzebujesz jej nie ma.
Nie pozwól sobą manipulować i tracić czas. szkoda życia i serducha.
Sam też byłem zatracony i szkoda mi właśnie tego całego czasu. Niech te przykre sytuacje będą "materiałem" do budowy muru odcinającego Ciebie i Twoje uczucia od niej.
Potrzebna jest tutaj wytrwałość. To ciężkie lecz da się to zrobić.