Pan X widziany na kilku imprezach. Dwa tygodnie temu tańczymy obok siebie, ja zerkam na niego, on na mnie. Tańczymy razem, jestem w takiej euforii, że nie wiem co do mnie mówi, a może nie mówił nic? Moja koleżanka źle się czuje, wychodzę z nią na chwilę. Wracamy, on z kolegami pije przy barze. Koniec, to tyle.
W zeszły czwartek on ma obronę, ja z koleżankami już po sesji, idziemy na imprezę. Północ, widzę go przy barze z kolegami. Nie tańczą tego wieczoru w ogóle, zostają później we dwóch, siedzą przy stoliku i piją piwo. Idziemy usiąść na kanapie, mijamy ich, odwracają się za nami. Później jeszcze jedna taka akcja, aż w końcu idziemy usiąść trzeci raz, decydujemy, że idziemy do domu. Wstajemy, kolega pana X od razu podchodzi i nas zagaduje, że oni się dzisiaj obronili i czy idziemy z nimi gdzieś na miasto na piwo. Bez chwili zastanowienia, wow, odpowiadam, że oczywiście, że tak.
Szybko okazuje się, że jest prawie 3 w nocy, nie jesteśmy wcale w centrum, porażka. Ja mieszkam trochę daleko, oni już nie w mieście, koleżanka, z którą zostałam, w akademiku, porażka. Jednak udaje się jej z nim wejść do środka, a ja z panem X zostajemy sami. Rozmawiamy, on ma autobus do domu po 4. Mówię w pewnym momencie, że będę szła do domu powoli. Pyta czy może iść ze mną, bo i tak ma trochę czekania, a tak to przynajmniej będzie miał jakieś zajęcie. Tak, tak powiedział.
Docieramy pod mój blok, jest mi go szkoda, bo naprawdę wyglądał na zmarzniętego - szkoda, że nie szedł w cienkich rajstopach, tak jak ja, to by zobaczył! Proponuję mu, że może do mnie wejść poczekać na ten swój autobus. Zgadza się z tą swoją urzekającą nieśmiałością. Właśnie to było w nim takie super, nie zachowywał się jak napalony debil, totalnie, ani razu, ani pół raza. Wchodzimy do mnie, rozmawiamy, po czym pytam czy kładziemy się spać, on znowu nieśmiało pyta "to jak się położymy?", bo widzi jak małe łóżko mam. Mówię mu, że normalnie. Kładziemy się, on pyta czy może się przytulić. Jeszcze przykrył mnie kołdrą.
Dalej już poszło, całowanie, obmacywanie, bez seksu. Jasne, że czasem zastanawiam się czy nie żałuję, że nic nie było, ale to chyba jednak lepiej...?
Czy ja naprawdę jestem tak spragniona jakiejkolwiek czułości, niewiemczegojeszcze, że mi tak odbija w takich sytuacjach? Bo czułości było co nie miara, chcę jeszcze. Nie mówię, że mi się to często zdarza, ale to już jakiś drugi raz w ciągu ostatnich kilku miesięcy. W pewnej chwili zapewne zasnęliśmy na chwilę, budzik miał nastawiony tak żeby iść na ten autobus po 8, ale kiedy zadzwonił to sprawdził tylko kiedy ma następny. Zapytałam go rano, spontanicznie, jakoś tak mi to do głowy wpadło, czy wie jak mam na imię, odpowiedział "nie"... -,- I nic, cisza. A jak szliśmy do mnie to jeszcze próbowałam bardzo umiejętnie w trakcie rozmowy zasugerować mu, że już mnie kiedyś widział... Wtedy niemal od razu powiedział "doskonale pamiętam, że tańczyłem z Tobą w zeszłym tygodniu"...
Czy naprawdę taka jest smutna prawda? Że koleś i tak nie miał co ze sobą zrobić i tylko dlatego do mnie polazł? Poza tym miał nadzieję pewnie, że zaliczy, to się niestety (ha) nie wydarzyło (ha x2). A tak w ogóle to jestem beznadziejna.
W sumie jak mi powiedział, że przed 10 będzie wychodził to mu odpowiedziałam "ok, spoko", a on "aha, to spoko", ale nie przejęłam się tym. Już życie mnie trochę nauczyło, ekhem ekhem. I ten najgorszy moment, kiedy on mówi, że się będzie zbierał. Przedpokój, buty, kurtka, klucze, telefon... Staje naprzeciwko mnie i mówi "dzięki za nocleg", ja mówię "nie ma sprawy". On rzuca mi nieśmiałego buziaka, ale jednak nie przelotnego (tak, moja szczegółowość, to mnie niszczy)... W drzwiach jeszcze pyta czy ma iść w lewo czy w prawo, odwraca się na koniec jeszcze raz i mówi "cześć". A ja zostaję sama.
"DZIĘKI ZA NOCLEG"?!?!?! No, w sumie nie wiem czego innego się spodziewałam...
Jak ja bym chciała żeby to wyglądało? Żeby wziął ode mnie ten głupi numer telefonu i żeby później z tego skorzystał. NIE MÓGŁ SIĘ WYSILIĆ TAK MINIMALNIE? A ja jak tępa idiotka oczywiście sobie wyobrażam, że pewnie nieśmiałość mu nie pozwoliła, JASNE.
Jak to ja, najchętniej bym do niego napisała, ale na fb to tak zbyt bezpośrednio, że jakaś obca dziewczyna wie jak on się nazywa?
Mam ochotę zacząć go obserwować na insta, ale to słabe też zapewne, poza tym tam też nazywa się tak jak się nazywa w rzeczywistości. Poza tym ja mogę sobie kliknąć "obserwuj" i na tym by się pewnie zakończyło, bo on nie korzysta często z tego co widzę, a poza tym mógłby nawet nie odwiedzić mojego profilu z ciekawości...
Jestem tępa.
I co zrobić?
Jestem świadoma tego, że powinnam sobie odpuścić, ale nie umiem, tak świetnie się przy nim czułam...