Hej.miałam opory by zakładać temat w obawie przed odcinkami i innymi nieprzyjemnosciami ale,co mi tam.Mianowicie jestem w 8letnim związku. Mam 33lata on 32mam corke z związku małżeńskiego która do mojego TŹ mówi tato.mieszkamy u niego,dom jest jego mamy, ona zresztą mieszka obok.ponad dwa lata temu przeszliśmy poważny kryzys.ja się kimś zauroczylam, usprawiedliwialam się tym że nie mamy wspólnej kasy ja tyram w markecie a wszystko przejadamy a on się bogaci na własnej działalności. Brakowało mi i nadal brakuje stabilizacji. Jestem jego.. konkubentka?, dziewczyną,? kimś w rodzaju czasoumilacza? To już osiem lat a on nadal zastawia się moja zdradą. Ze nie wiadomo czy ja się nie rozmysle, po co się rozwodzić, niby żartem ale fakty są faktami.Karmię za najniższą krajową przedsiębiorcę który urządza dom jego matki,nie nasz nie jego,nie jesteśmy małżeństwem, wszystko jest pisane na wodzie.boje się. Jestem parobkiem nie na swoim i liczę uciekająca z każdym dniem młodość.rozmowa to albo to co pisałam albo awantura ze go nie doceniam
Amy, przecież wątek o Twoim nieudanym związku już na forum jest... W jakim celu zakładasz kolejny opisujący ten sam problem ? Sadzisz, że tym razem ktoś wreszcie poda Ci receptę na cudowną przemianę Twojego partnera ? Nie chcę Cię dołować, ale szczerze wątpię, żeby bez konkretnych działań z Twojej strony cokolwiek w owym temacie drgnęło...
Juz sobie strzępiliśmy język na ten temat. Czyżby nasze opinie nie przemieniły cudownie twojego konkubenta? ?
Amy... szukasz złotego środka na ta sytuacje. ..sama wiesz, że takiego nie ma.
Kolejny temat, problem ten sam.Zmienia sie jedna wytyczna-dostałaś pracę (gratulacje)
Czemu Ty w ogóle w tym tkwisz?
Kontynuuj swój poprzedni wątek i zapoznaj sie z regulaminem forum