Witajcie
Czy któraś z Was też tak ma, że na tabletkach jest super-ekstra, a bez nich przysłowiowa "mogiła"? Ja bez tabletek strasznie źle się czuję 2-3 dni przed okresem, i to nie chodzi nawet o ból, bo ten nie jest duży, ale cały szereg objawów towarzyszących: dreszcze, zawroty głowy, mdłości, bezsenność, osłabienie, płacz bez powodu i cała masa innych dolegliwości. Nie mogę sobie pozwolić, żeby co miesiąc brać zwolnienie z pracy, bo w końcu mnie zwolnią
Przez ostatnie pół roku brałam Sylvie - samopoczucie wspaniałe (nie licząc bólów głowy w 7-dniowej przerwie, raz miałam ból przez bity tydzień i nawet pojechałam do szpitala - dali Ketonal i hydroxyzynę, nic nie stwierdzili i wypuścili). Ani razu nie płakałam nawet przez te pół roku Ostatnio zrobiłam przerwę miesięczną, żeby zobaczyć, czy coś się zmieniło - nie zmieniło się nic, czułam się beznadziejnie źle. Lekarz ginekolog nie widzi innej rady, jak brać pigułki, a na bóle głowy podczas przerwy kazał brać jedno opakowanie za drugim, bez przerw, bez miesiączek (zagranicą to jest norma).
Chyba więc wrócę do brania, tylko kurczę boję się skutków ubocznych za ileś-tam lat. Przyjmując, że będę je brać do menopauzy, a dzieci nie chcę mieć, czeka mnie jakieś 20 lat łykania. Czy któraś z Was zna przypadki, że ktoś był na pigułkach tyle lat i nie skończyło się to potem źle?
Kurczę, już nie mogę się doczekać, kiedy przyjdzie okres i wrócę do tabletek, bo ostatnie dni to był jakiś koszmar...
Już próbowałam magnezu, wiesiołka, melisy i innych cudów - nic nie pomagało...