Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-( - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 78 ]

1 Ostatnio edytowany przez Lorelaine (2014-10-22 09:23:37)

Temat: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Witam wszystkich. Mam 33 lata. W małżeństwie 13 rok, znamy się natomiast ze 20...Mamy dziecko. Relacja układa się tak, że zyjemy w osobnyh światach. On- praca, komputer, odebranie dziecka ze szkoły, siedzenie w domu, allegro. Czasami coś zrobi w kuchni. Ja - dziecko do szkoły, dom, praca. Prowadze własną działalnośc.
W przeszłości mieliśmy wiele zawirowań, wiele oboje sobie zarzucaliśmy, wykończyła nas moja praca do późna, brak rozmów, męża niskie zaangażowanie w cokolwiek ( brak planów i decyzji, brak inicjatywy w czymkolwiek, nawet co do spraw koniecznych- jak kupno auta dla mnie, remont w mieszkaniu ). Oddalilismy sie, ja odnowiłam kontakt ze starą miłością, myślałam o odejściu. Był kryzys. Skończyłam z tym, on mi niby wybaczył, ale pomimo moich starań, karał mnie milczeniem, obojętnością, komputer cały czas, zero inicjatywy. Nawet miałam wrażenie, że taki układ mu pasuje- miał przynajmniej pretekst, żeby dalej nic nie robić.
Wjezdzał bardzo mocno na moje poczucie wartości. Mówił- "gdyby nie ja, byłabys nikim. Nikt cie nie chciał, tylko ja cię wziałem, przygarnąłem. Ktoś ci sprawił komlement- chyba nie był trzeźwy?". Znosiłam to w ogromnym bólu, bo rozumiałam, że zawiniłam wdając się niepotrzebnie w znajomośc z facetem, który uderzał do mnie przed moim ślubem. Przysporzyło to mojemu męzowi cierpień, więc w pewnym sensie musiałam znowu zasłuzyć na jego miłośc. Ale ten stan się przeciągał, a on traktował mnie coraz gorzej. Nie wspierał w niczym. Nie odzywał się. Odmawiał udzielenia pomocy. Wyśmiewał, krytykował. Popadłam w depresję. Lezałam tylko w łóżku, nie mogąc nic zrobić. Nie specjalnie sie tym przejmował. Brałam leki i one wyprowadziły mnie w końcu na prostą. Choć nie obyło się bez jego szorstkich slów ( np w kłótni- " Nażryj się więcej leków, może będziesz normalna! " ). Nie mogłam tego znieść, więc się wyprowadziłam. Zrozumiałam, że takie postepowanie to przemoc przychiczna.
Wyprowadziłam się do rodziców. Mieszkałam tam rok, z dzieckiem. On wpłacał mi na konto na utrzymanie dziecka, kwotę podpisaną jako alimenty. Dziecko miało z nim kontakt codzienny, on odbierał ze szkoły i brał do siebie, potem ja odbierałam po pracy, i tak na zmianę. Z mojej strony były tez propozycje wspólnych wyjazdów z dzieckiem, np do kina. Był niechętny, ale się zgodził. Czasem jak przywoził mi dziecko, to rozmawialiśmy, zapraszałam go, robiłam herbatę. Ale na nic więcej mi nie pozwolił, można powiedzieć, że zrzucał mnie z kolan, nie chciał żadnego kontaktu fizycznego. Jednak w tym czasie rozmawialismy jak dobrzy znajomi, on tez jakos tak zadbał bardziej o siebie, chwaliłam go za to, bo nigdy nie było to jego mocna stroną.
Trwał to rok, ani razu z jego strony nie pojawiła się propozycja reanimacji związku czy powrotu.
Pod koniec lata, w zeszłym roku, poczułam się gorzej - nawrót depresji. Pogorszyły się moje stosunki z ojcem, musiałam się wyprowadzić. Mąż wieział o tym, powiedział, że mogę wrócić, że tam jest nasze miejce. Ja nie chciałam, ale nie miałam na szybko innej opcji, powiedziałam mu, że wracam, ale będziemy zyc oddzialnie, az sobie cos znajde.
No i tak sie zasiedziałam, jestem tu nadal. Dlaczego? Brakowało mi rodzinnosci. Wiem, ze nasze dziecko czuje sie bezpiecznie i dobrze przy nas oboje. Ja tez czuje sie bezpieczniej. Boje sie, ze gdybym zachorowała, nie moge na nikogo liczyc z rodziny. Cokolwiek by sie złego stało, jestem sama. Mam meza, i mam rodzinę. Chce tego z jednej strony. Opcja bycia rozbitkiem zyciowym nie pasuje mi.
Stosunki nasze poniekąd sie poprawiły. Mąż nie jest tak zimny jak kiedys, ale nie wydaje sie szczesliwy w tej relacji. Mnie tez jest smutno, czuje sie samotna. To nie jest człowiek wylewny, mało mówi co czuje, jest zamkniety w sobie. Nadal jego głownym zajeciem jest komputer. Żyjemy każde w swoim pokoju.
Próbuję znaleźć szczęście w takim zyciu. Skupiam sie na pracy. Ale brakuje mi uczucia, zainteresowania, rozmów. Nie sądzę, aby mąż mi jeszcze kiedys powiedział, ze mnie kocha. Okazuje mi uczucia tylko jesli ja wyjde z inicjatywą. Jesli przytulę, odda tym samym, jesli się odezwę- odpowie, jesli zaproponuję, to cos tam robimy wspólnie. Ale to jest jakies jałowe i bez zycia. Nie ma w tym radosci. Jakbysmy byli skazani na siebie.
Mam te chwile, i walcze z tym, choc mi trudno...chwile w których czuję, że go po prostu nie lubię. Nie lubię jego podejścia do życia, mimiki, ubioru. To jest trudne dla mnie- bo czasem mam do niego uczucie ciepłe, rodzinne, a czasem go nie znoszę, i wszystko się we mnie przewraca na druga stronę, jak on coś mówi, albo zachowa się w okreslony sposób. Męcza mnie te uczucia.
Byłam nawet u psychologa. Naprawdę chciałabym utrzymac rodzine. Po spotkaniu z psychologiem uswiadomiłam sobie, ze on jest jaki jest i inny nie bedzie, i ze zupełnie szczesliwa nigdy się juz nie poczuję.
W dodatku ustalilismy, ze szukamy domu, zeby sie wyprowadzic z wynajmu. Dobija mnie sama mysl, ze takie decyzje sa dopiero po 13 latach małzeństwa. Ale chciałam tego zawsze, chciałam domu, bo to azyl i spełnienie marzeń. Niestety coraz smutniej mi na tę myśl, bo podejrzewam, ze w tym domu bedzie nadal tak jak jest, bez specjalnego zycia, zaangazowania, w osobnych swiatach. To powazna decyzja, a ja mam coraz więcej wątpliwości.
Czuję się rozdarta. Mąż nie jest złym człowiekiem, ale nie pasujemy do siebie, mentalnie, społecznie, charakterologicznie.
Czy jest szansa, abym znalazła szczescie w tym, co jest? Zostając, mam rodzinę....odchodząc, moze szanse na inne zycie osobiste, ale etykietke kobiety po przejsiach, zdaną tez na siebie, z niepewną przyszłością....
Nie wiem, co robić....
Ostatnio pomyslałam, że po prostu zajme sie sobą, zrobie cos dla siebie. Chciałam isc na roczną podyplomówkę, Jak mu o tym powiedziałam, wkurzył się i powiedział, ze " kategorycznie tego nie przyjmuje do wiadomosci". Nawet mnie nie zapytał, co to za studia i po co....Odebrał mi tym moją małą radośc. Ale tez ktos mi moze słusznie powiedział, ze te studia to dla mnie taka trochę ucieczka...Choć czuję od dawna, ze chciałabym się uczyć dalej, rozwijać. Po jego reakcji nie chce mi się już tych studiów. Od tego momentu zeszło ze mnie powietrze. W domu się mijamy. On podobno szuka domu na allegro i tablicy.Ja tez patrzyłam na jakies propozycje, ale nie czuję tego do końca. Nie wiem, czy to ma sens....

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Życie w końcu przecieknie Ci przez palce , chcesz w to brnąć?
Weź męża na długą rozmowę o Waszej egzystencji, jeśli nic z tego nie wyjdzie lub nie będzie chciał rozmawiać, to na chwilę obecną jest nieuleczalny i musisz iść w swoją stronę, sama.
Będziecie męczyć się tak aż po kres Waszych dni? Na co to komu?
Ty wiesz czego chcesz tylko nie umiesz zacząć, jakbym skądś to znała....

3

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Lorelaine, dom to nie są ściany i dach. Dom to ludzie, którzy mieszkają w środku. Ty nie będziesz miała domu, bez względu na to czy jakieś ściany kupicie czy nie.

Trzyma Cie przy mężu tylko chęć "tworzenia rodziny". Ale co to za rodzina? Dwoje obcych ludzi pod jednym dachem + wspólne dziecko to na pewno jest rodzina? Owszem, dla Twojego dziecka właśnie taki będzie wzorzec rodziny, Ty najwyraźniej masz inny skoro Ci ta sytuacja nie pasuje.

Zakup domu zmieni tyle, że da Ci poczucie totalnego ugrzęźnięcia. Uwiązanie domem sprawi, że będziesz jeszcze mniej pewna swojej chęci pozostania z mężem.

Ty masz dopiero 33 lata! Ja również i nie wyobrażam sobie skazania się na dożywocie z obcym człowiekiem, nie wyobrażam sobie perspektywy, że nigdy nie zaznam bliskości, ciepłych uczuć ze strony mężczyzny. Tak się nie da. Ile lat jesteś w stanie tłumić naturalne potrzeby? Może Ci się nawet uda pozbyć tych potrzeb, ale za jaką cenę?

Lorelaine, nie znasz innego dorosłego życia jak życie z tym facetem. Nic więc dziwnego, że boisz się zmian. Jednak jeśli wykorzystałaś wszystkie możliwości, jeśli jesteś przekonana (a twierdzisz, że jesteś), że wasz związek się nie zmieni - odejdź. Nie będziesz sama. Uwolniona od największego ciężaru swojego życia szybko znajdziesz życzliwe Ci osoby.

4

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

W skrócie. Mój mąż jest świnia, bo:
1. Zdradziłam go przed ślubem.
2. On to na mnie odreagowywał, przez co...
3. Dostałam depresji (jaka jestem bidulka), więc...
4. Uciekłam do rodziców, ale...
5. Tam też mi nie pasowało, więc...
6. Dostałam depresji i...
7. Uciekłam do męża.
8. Mąż też jest świnia, bo jak ja chcę samochód to on nie wykazuje inicjatywy, a...
9. Jak chcę dom, to wykazuje inicjatywy, ale ja już się odmyśliłam i nie wiem czy chcę...

Rada: dorosnąć.

5

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

EeeTam - strasznie upraszczasz.
Autorka wyraźnie pisze, że tyle lat już pokutowała, naprawiała i wychodziła z inicjatywą.
Co jeszcze ma zrobić? Klęczeć i żebrać o miłość???
Naprawianie związku jest uwarunkowane pełnym zaangażowaniem każdej ze stron.
Inaczej nie wyjdzie z tego nic.

6 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2014-10-22 10:12:11)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Betsy80
Po zdradzie czasem nie ma już czego naprawiać, a zresztą z jej strony nie widzę tego naprawiania (a Ty widzisz? To daj mi cytat z tego jej "naprawiania", bo może coś mi umknęło). Widzę za to postawę księżniczki, która na problemy reaguje "Mam depresję, więc uciekam". Do tego dużą roszczeniowość połączoną z postawą "Sama nie wiem czego chcę".

Betsy80 napisał/a:

Naprawianie związku jest uwarunkowane pełnym zaangażowaniem każdej ze stron.

Po zdradzie? Patrz, a wydawało mi się, że to zdradzający musi pierwszy się postarać, a nie zwiewać do mamusi, bo ma depresję...

7 Ostatnio edytowany przez Betsy80 (2014-10-22 10:15:26)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

To ON nic nie naprawia.

I nawet nie zauważa jej gestów, komplementów, prób nawiązania kontaktu, otoczył się murem pokrzywdzonego przez los i z takim statusem ofiary tylko sobie czeka, aż kolejny raz będzie mógł odrzucić Lorelaine. Bo przecież musi ją karać całe życie.

8

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:

W skrócie. Mój mąż jest świnia, bo:
1. Zdradziłam go przed ślubem.
2. On to na mnie odreagowywał, przez co...
3. Dostałam depresji (jaka jestem bidulka), więc...
4. Uciekłam do rodziców, ale...
5. Tam też mi nie pasowało, więc...
6. Dostałam depresji i...
7. Uciekłam do męża.
8. Mąż też jest świnia, bo jak ja chcę samochód to on nie wykazuje inicjatywy, a...
9. Jak chcę dom, to wykazuje inicjatywy, ale ja już się odmyśliłam i nie wiem czy chcę...

Rada: dorosnąć.

Sprostowanie: nie zdradziłam męża przed ślubem. Zanim się z nim związałam, był facet, ale jako znajomy, i nic więcej mnie z nim nie łączyło. W trakcie małżeństwa odnowiłam z nim znajomośc, to prawda. Żałuję tego. Rozumiem swoją winę. Opisałam to, ponieważ nie chcę aby post dał obraz mnie idealnej i męza - świni. Zrobiłabym to, przemilczając niewygodne dla mnie fakty. Ludziom zdarzają się pomyłki, a w małżeństwach przychodzą kryzysy. Chciałam to naprawiać, cierpiałam długi czas za swoje winy, ale nie mogłam już tego wytrzymać. Mąż nie wiedział kiedy przestać. Zadręczyłby mnie. Rozumiem jego skrzywdzenie. Rozumiem, ze nie jestem idealna. Stoję na rozdrożu, poniewaz te lata uswiadomiły mi, ze nie jestesmy złymi ludzmi, tylko po prostu do siebie nie pasujemy. Pragnę rodzinności, ale męczę się w takiej relacji, gdzie nie ma bliskości. To powód do kpiny? Co było, to się już nie wróci. Pytam, co moge TERAZ zrobić, aby jakos zyc. Zyje tylko w chwili obecnej. Co było, nie cofnę. Trzeba z tym zyc. Napisałam post, bo włąśnie pytam- JAK ZYC, teraz. To prawda, ze brak mi konsekwencji. Z boku moze wydawac sie to łatwe. Ale ja po prostu nie chcę nikogo krzywdzić. Nie widzę dla siebie dobrego rozwiązania.  Pytam niejako innych, tu na forum- czy to ma sens, to, co jest teraz?
Co do depresji, nie pisze tego, zeby wzbudzac współczucie. To jest choroba. Czasami wraca. To fakt z mojego zycia. Ja bym oczekiwała, i kazdemu zyczyła, aby w chorobie potrafił i chciał wspierac, chocby trzymając kogos za rękę, interesując się jego stanem. To tak wiele? Gdybys złamała nogę- chciałabys, zeby ktos to bagatelizował, kpił z tego, zrzuciał winę na Ciebie? Depresja jest chorobą, powtarzam, napisałam o niej tak jak o kazdej innej chorobie, mozesz tam sobie wstawić zamisat tego słowa - grypa, wrzód żołądka, cokolwiek chcesz. Chodziło mi o wsparcie i bycie przy mnie. To chyba nie takie wygórowane oczekiwanie? Nie zrzucam winy na nikogo, nawet na niego za to, ze zachorowałam. Mam takie genetyczne predyspozycje. W kazdym razie cięzko jest to przechodzic w samotnosci, to było sensem mojego postu, a nie to, ze "jaka ja biedna jestem, litujcie się nade mną!"

9

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:

Betsy80
Po zdradzie czasem nie ma już czego naprawiać, a zresztą z jej strony nie widzę tego naprawiania (a Ty widzisz? To daj mi cytat z tego jej "naprawiania", bo może coś mi umknęło). Widzę za to postawę księżniczki, która na problemy reaguje "Mam depresję, więc uciekam". Do tego dużą roszczeniowość połączoną z postawą "Sama nie wiem czego chcę".

Betsy80 napisał/a:

Naprawianie związku jest uwarunkowane pełnym zaangażowaniem każdej ze stron.

Po zdradzie? Patrz, a wydawało mi się, że to zdradzający musi pierwszy się postarać, a nie zwiewać do mamusi, bo ma depresję...

NIe bedę polemizować. ja sobie te sprawy już ułożyłam. Nie wybielam się. W trakcie małzeństwa zaangazowałam się emocjonalnie z kims innym, spotkałam kilka razy, do zdrady fizycznej omal nie doszło. Ostateczność się nie wydarzyła. Mąz zna wszystkie fakty z tym związane. Byłam ostatnio u psychologa, uświadomiłam sobie, opowiadając swoją historię, że zraniłam go. Żałuję tego. Starałam się naprawiać. Dbałam o dom , rodzinę, o siebie, proponowałam wspólne wakacje, nawet w tym roku. I nie chciał. Ostatecznie pojechałam z córką i siostrami. Mąz jest bardzo uparty i potrafi się zaciąć. Nasza relacja istnieje o tyle, o ile ja wychodzę z inicjatywą. W każdej jednej sprawie. Na wesele mojej siostry tez nie chciał iśc, ostatecznie poszedł, mając minę taką, że zabrało mi to całą radośc z imprezy. Sprawy, które tu opisuję, to są STARE sprawy, to było z 4 lata temu, 5? A życie jest marne do dzis...Psycholog mi powiedział, że nie muszę cierpiec całe życie. Wiem, że mąz mnie karał nieadekwatnie i zbyt długo. Rozumiem jego ból. Proponowałam mu TERAPIĘ, wspólną lub indywidualną, odmówił. To co mam jeszcze zrobić???

10

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Do mamusi nie zwiałam, tak po prostu, bo mi się chciało. W domu były wojny, wyzywanie mnie  od szmat, przemoc psychiczna. To wszystko plus fakt, że miałam depresję- sprawiło, że nie byłam tego w stanie wytrzymać, a wolałam żyć, niż się zabić, bo mam wolę życia w sobie i mam też dla kogo życ. Miałam zostać i stać się wrakiem psychicznym?  Absolutnie nie żałuję swojej decyzji. Rok poza domem pomógł mi odbudować poczucie wartości, zrozumieć, że nie moge się zgadzac na psychiczną agresję. Wzmocniłam się. Maz mnie już nie niszczy, bo sam czuje, że już takiej władzy nie ma. Są rzeczy, które mnie nie zabolą, chocby chciał. I dobrze. terror psychiczny się skończył definitywnie. Nie żałuję, a nawet się cieszę, że wtedy znalazłam siłe na taki manewr!!!

11

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Betsy80 napisał/a:

To ON nic nie naprawia.

I nawet nie zauważa jej gestów, komplementów, prób nawiązania kontaktu, otoczył się murem pokrzywdzonego przez los i z takim statusem ofiary tylko sobie czeka, aż kolejny raz będzie mógł odrzucić Lorelaine. Bo przecież musi ją karać całe życie.

Tak wasnie się czuję. Psycholog ujął to podobnie.

12

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Cóż to za psycholog powiedział ci ,że już nigdy nie będziesz szczęśliwa?

Co do twoich problemów:

Po pierwsze - jak większość ludzi potrzebujesz do życia poczucia bezpieczeństwa, akceptacji, spokoju, troski,domu..czyli innymi słowy chcesz być szczęśliwa i spełniona. Problem polega na tym, że szukasz tego nie tam gdzie trzeba. Masz sporo oczekiwań wobec otoczenia. Potrzebujesz kogoś kto wyciągnie cię z depresji, wybaczy zdradę, przyjmie podczas kryzysu z mężem, przyjmie podczas kryzysu z ojcem, będzie cieszył się twoimi studiami, doceni twoje starania, będzie czuły, troskliwy, kochający...i tak bez końca. Chcesz aby zawsze był obok ciebie ktoś, kto zadba o twoje szczęście, kto zwróci na ciebie uwagę. Ale ludzie niestety maja swoje światy, swoje uczucia, swoja drogę i szczęście każdego leży w jego własnych rekach. Twoje leży w twoich. Jeżeli nie nauczysz sie być szczęsliwa sama ze sobą to szczęścia nie da ci ani mąż w nowym domu, ani nowy pełen czułości związek, na który gdzieś pewnie po cichu masz nadzieję.

Po drugie - boisz sie wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Popatrz ile razy już sie szarpałaś z losem, nie wiedziałaś czego chcesz, uciekałaś. Jak było źle w małżeństwie, to zwiałaś do innej osoby, potem do rodziców, jak pogorszyła sie relacja z ojcem to znowu ucieczka do męża. Nie masz pewnego gruntu pod nogami, stąd ta niepewność, to nieustanne szamotanie się. Stwórz ten grunt, którego tak ci brakuje, ale znowu - zrób to w sobie, a nie w otoczeniu. Stań na własnych nogach. Odpowiedź na wszystkie pytania znajdziesz gdy poczujesz się dobrze sama ze sobą.

Po trzecie - człowiek zawsze jest sam. Sami sie rodzimy i sami umieramy. Sami musimy ogarniać swoje uczucia, lęki, sami upadamy i sami sie podnosimy. Wszyscy jesteśmy życiowymi rozbitkami smile Twój mąż też. Pracuj nad sobą nie nad nim. Wszystko czego potrzebujesz jest w tobie.

13

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
MamaMamusia napisał/a:

Cóż to za psycholog powiedział ci ,że już nigdy nie będziesz szczęśliwa?

Co do twoich problemów:

Po pierwsze - jak większość ludzi potrzebujesz do życia poczucia bezpieczeństwa, akceptacji, spokoju, troski,domu..czyli innymi słowy chcesz być szczęśliwa i spełniona. Problem polega na tym, że szukasz tego nie tam gdzie trzeba. Masz sporo oczekiwań wobec otoczenia. Potrzebujesz kogoś kto wyciągnie cię z depresji, wybaczy zdradę, przyjmie podczas kryzysu z mężem, przyjmie podczas kryzysu z ojcem, będzie cieszył się twoimi studiami, doceni twoje starania, będzie czuły, troskliwy, kochający...i tak bez końca. Chcesz aby zawsze był obok ciebie ktoś, kto zadba o twoje szczęście, kto zwróci na ciebie uwagę. Ale ludzie niestety maja swoje światy, swoje uczucia, swoja drogę i szczęście każdego leży w jego własnych rekach. Twoje leży w twoich. Jeżeli nie nauczysz sie być szczęsliwa sama ze sobą to szczęścia nie da ci ani mąż w nowym domu, ani nowy pełen czułości związek, na który gdzieś pewnie po cichu masz nadzieję.

Po drugie - boisz sie wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Popatrz ile razy już sie szarpałaś z losem, nie wiedziałaś czego chcesz, uciekałaś. Jak było źle w małżeństwie, to zwiałaś do innej osoby, potem do rodziców, jak pogorszyła sie relacja z ojcem to znowu ucieczka do męża. Nie masz pewnego gruntu pod nogami, stąd ta niepewność, to nieustanne szamotanie się. Stwórz ten grunt, którego tak ci brakuje, ale znowu - zrób to w sobie, a nie w otoczeniu. Stań na własnych nogach. Odpowiedź na wszystkie pytania znajdziesz gdy poczujesz się dobrze sama ze sobą.

Po trzecie - człowiek zawsze jest sam. Sami sie rodzimy i sami umieramy. Sami musimy ogarniać swoje uczucia, lęki, sami upadamy i sami sie podnosimy. Wszyscy jesteśmy życiowymi rozbitkami smile Twój mąż też. Pracuj nad sobą nie nad nim. Wszystko czego potrzebujesz jest w tobie.

Dziękuję za te uwagi. Masz rację. Nie mam gruntu pod nogami. Ważne jest też, aby szcześcia szukać w sobie. Staram się to robić, i dokonałam dużego postępu w tym zakresie, mam swoje zainteresowania, pracę, przyjaciół.
Nie oczekuję, że związek będzie lekiem na całe zło. Potrzebuję jedynie więzi psychicznej, tego, aby tworzyć z kims relację przyjacielską. To mnie unieszczęsliwia. Jest obco i chłodno w moim domu. I mogę stanąc na rzesach, ciagle to czuję. To nie tak, że nie mogę żyć bez kogos. Nawet czasami chciałabym, lubię samotnośc. lubię siebie. Potrzebuję jednak poczucia bezpieczeństwa. Nie wiem, jak można je sobie stworzyć. Nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe, aby czuć się pewnie na jakimś gruncie.
Z męzem spróbuję jeszcze porozmawiać. Może cos jednak zaproponuje. Powiem tak, jak czuję. "Chcę tej rodziny, ale są pewne rzeczy trudne dla mnie i czy możemy je zmienic? Czy jest na to szansa?".

14

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Lorelaine napisał/a:

Chciałam to naprawiać, cierpiałam długi czas za swoje winy

Cierpieniem naprawiałaś? Świetny pomysł. A wyprowadzka po zdradzie do mamusi na rok - mistrzostwo świata. Nie dość, że zdradziłaś, to jeszcze olałaś.
Zresztą czasem nawet jak na rzęsach staniesz to zdrady druga strona Ci nie wybaczy. A Tobie do stawania na rzęsach daleko, na razie skupiasz się na własnym cierpieniu.

W pełni podpisuję się pod tym co napisała MamaMamusia.

15

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Lorelaine napisał/a:

"gdyby nie ja, byłabys nikim. Nikt cie nie chciał, tylko ja cię wziałem, przygarnąłem. Ktoś ci sprawił komlement- chyba nie był trzeźwy?"

Takie podejście partnera oznaczałoby dla mnie koniec związku, bo wzajemny szacunek uważam za niezbędny składnik udanej relacji. Nie potrafiłabym szanować człowieka, który w ten sposób zwraca się do kogoś, z kim jest blisko.


EeeTam napisał/a:

To daj mi cytat z tego jej "naprawiania", bo może coś mi umknęło

"ale pomimo moich starań, karał mnie milczeniem"
"Z mojej strony były tez propozycje wspólnych wyjazdów z dzieckiem, np do kina. Był niechętny, ale się zgodził. Czasem jak przywoził mi dziecko, to rozmawialiśmy, zapraszałam go, robiłam herbatę. Ale na nic więcej mi nie pozwolił, można powiedzieć, że zrzucał mnie z kolan, nie chciał żadnego kontaktu"
"Okazuje mi uczucia tylko jesli ja wyjde z inicjatywą"
Nie wspominając o pokornym znoszeniu wszystkich krzywdzących przytyków.

mało?

Za zdradę odpowiedzialny jest zdradzający. Za kryzys związku odpowiedzialne są najczęściej obie strony.
Żeby naprawić związek, obie strony muszą się starać. I teraz zadanie dla Ciebie Eee Tam:
Daj mi cytat potwierdzający JEGO starania.

16

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

"Cóż to za psycholog powiedział ci ,że już nigdy nie będziesz szczęśliwa?". To nie tak. Opowiadałam o nas, o naszej relacji. Podsumowanie było trafne- żyjemy obok siebie, i że oczywiście mozna tak zyć, że ludzie tak żyja, ale że to szcześcia nie daje, i że najprawdopodobniej będzie to trudno odbudować. To była opinia także na podstawie innych faktów, o których nie pisałam na forum, bo już nie chciałam się rozrabniac, - maż życiowo stoi, a ja się rozwijam, jest różnica międy nami w dochodach, w statusie, wykształceniu. Nie poruszam tego watku, bo ja się z tymi rzeczami pogodziłam, i dla mnie nie są one kwestią istotną. Według psychologa, mają one znaczenie, zachwiały poczuciem wartości meża, a on się nie czuje dobrze w tym kontekście w relacji ze mna ale to tłumi. Ja to potwierdzam, bo to widzę. Nie chcę jednak, żeby te rzezy odgrywały większą rolę, bardzo się staram nie dawac powodów mezowi do tego, zeby sie źle przy mnie czuł, nie podkreślam swoich osiągnięć. Chcę budować relację rodzinną, a nie licytacyjną- czyli kto zrobił więcej. Choć być może ma to jakieś znaczenie dla jego samopoczucia, sam fakt, że obiektywnie ujmując, jestem na innym etapie rozwojowym. Nie wiem jaka jest waga tego faktu. On jest człowiekiem zbyt skrytym.

17 Ostatnio edytowany przez Lorelaine (2014-10-22 11:14:00)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:
Lorelaine napisał/a:

Chciałam to naprawiać, cierpiałam długi czas za swoje winy

Cierpieniem naprawiałaś? Świetny pomysł. A wyprowadzka po zdradzie do mamusi na rok - mistrzostwo świata. Nie dość, że zdradziłaś, to jeszcze olałaś.
Zresztą czasem nawet jak na rzęsach staniesz to zdrady druga strona Ci nie wybaczy. A Tobie do stawania na rzęsach daleko, na razie skupiasz się na własnym cierpieniu.

W pełni podpisuję się pod tym co napisała MamaMamusia.

Słuchaj, to była dla mnie ostatecznośc, ta wyprowadzka. Nie chciałam mu pozwolić na zniszczenie mnie do końca. To było 2 lata po fakcie! Uznałam, że skoro powiedział, że mi wybaczył, to OBOJE będziemy się angażować w relację i odbudowywanie więzi. Tymczasem w ciągu 2 lat TYLKO JA miałam sie starać i udawadniać, aż do tego stopnia, że mnie ponizał, wyzywał, wyśmiewał, kpił, ironizował. Myślałam, że to koniec związku. Koniec relacji. Nie chciałam rozwodu, bo to jest porażka życia dla wszystkich. Liczyłam na zmiane. W trakcie rozłąki nadal dązyłam do nawiązywania relacji z nim, były propozycje z mojej strony różne. I to nie ja do niego wróciłam, tylko on sam na wieśc, że mam trudną sytucję, zaproponował mi, z otwartymi ramionami, że mam wracać, że on chce nas obie, mnie i córkę, że mamy być rodziną. Postanowiłam spróbować, wierzyłam w zmianę. Z czasem ja też poczułam, że chcę rodzinności i na tym wciąz mi zależy. Problemem jest brak więzi psychicznej, brak wspólnej podstawy do tego, aby tworzyc udany, szczesliwy związek. Szukam tutaj rad, jak to budować. Nie piszę o wszystkim, co robię, - ale chyba rozmowy, które inicjuję, gesty, które wykonuję, propozycje , które składam, to jest jednak COŚ??? Proponuje m terapię, sama chodze do psychologa, no k....a, robię coś!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

18 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2014-10-22 11:28:12)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Poczucie bezpieczeństwa powinno wynikać  z twojego wewnętrznego przekonania o sobie, a nie z obecności przy tobie kogokolwiek. Pewnie, że fajnie jest mieć osobę, z które istnieje więź psychiczną, coś w rodzaju porozumienia dusz, ale to nie może być tak, że ta osoba rekompensuje ci jakieś braki w tobie, załatwia ci coś. Jeśli zbudujesz poczucie bezpieczeństwa w sobie, to będziesz mogła powiedzieć następującą rzecz - " Dam sobie radę ze wszystkim bo jestem silna, czuję sie dobrze i bezpiecznie nawet jak jestem zupełnie sama, umiem rozpoznawać swoje uczucia i leki i wiem jak stawiać czoła przeciwnosciom"
Tak naprawdę możemy polegać tylko na sobie. Każdy może nas zawieść, oszukać , zranić, zdradzić. Dlatego ponad wszystkim warto dbać o dobry kontakt z samym sobą i pracować nad sobą.

19

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
MamaMamusia napisał/a:

Poczucie bezpieczeństwa powinno wynikać  z twojego wewnętrznego przekonania o sobie, a nie z obecności przy tobie kogokolwiek. Pewnie, że fajnie jest mieć osobę, z które istnieje więź psychiczną, coś w rodzaju porozumienia dusz, ale to nie może być tak, że ta osoba rekompensuje ci jakieś braki w tobie, załatwia ci coś. Jeśli zbudujesz poczucie bezpieczeństwa w sobie, to będziesz mogła powiedzieć następującą rzecz - " Dam sobie radę ze wszystkim bo jestem silna, czuję sie dobrze i bezpiecznie nawet jak jestem zupełnie sama, umiem rozpoznawać swoje uczucia i leki i wiem jak stawiać czoła przeciwnosciom"
Tak naprawdę możemy polegać tylko na sobie. Każdy może nas zawieść, oszukać , zranić, zdradzić. Dlatego ponad wszystkim warto dbać o dobry kontakt z samym sobą i pracować nad sobą.

Dziękuję Ci za te słowa, chcę nad tym pracować.

20

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

EeeTam - wyprowadziła się do mamusi. I miała rację jak widać, on miał to gdzieś.
Bo jakby została to by ją nadal gnoił, szmacił, poniżał i wylewał wiadro pomyj.
Rozumiem, czuł się zraniony i nie radził sobie na początku z tymi emocjami.
Ale w pewnym momencie następuje kres, inteligentny człowiek zrozumie, że chociaż druga osoba popełniła błąd to nikt nie ma prawa równać jej z błotem przez resztę życia. Tak, to jest znęcanie się psychiczne, przemoc, to jest karalne.
Gdyby została i znosiła to przez kolejne lata wtedy byłaby dobrą i żałującą żoną, tak?
Śmiechu warte.

Lorelaine, musisz wziąć sprawy w swoje ręce. To jest wegetacja.
Tak nie da się funkcjonować.
Chcesz mieć dom to zbuduj go najpierw w sobie i z osobą, która będzie szła z Tobą ręka w rękę.

21

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Życzę więc powodzenia!

22

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Czarna Kotka napisał/a:

"ale pomimo moich starań, karał mnie milczeniem"
"Z mojej strony były tez propozycje wspólnych wyjazdów z dzieckiem, np do kina. Był niechętny, ale się zgodził. Czasem jak przywoził mi dziecko, to rozmawialiśmy, zapraszałam go, robiłam herbatę. Ale na nic więcej mi nie pozwolił, można powiedzieć, że zrzucał mnie z kolan, nie chciał żadnego kontaktu"
"Okazuje mi uczucia tylko jesli ja wyjde z inicjatywą"
Nie wspominając o pokornym znoszeniu wszystkich krzywdzących przytyków.

mało?

Wręcz ZERO. Wprawdzie przyprawiłam ci rogi, ale chodźmy do kina. Dla mnie staranie bezwartościowe. Okazywanie uczuć... też bym się nią brzydził.

Czarna Kotka napisał/a:

Za zdradę odpowiedzialny jest zdradzający. Za kryzys związku odpowiedzialne są najczęściej obie strony.

Wyświechtany slogan nijak mający się do rzeczywistości.

Czarna Kotka napisał/a:

Daj mi cytat potwierdzający JEGO starania.

Wybacz, ale to nie zdradzony i porzucony na rok facet powinien się pierwszy starać.


Lorelaine napisał/a:

Tymczasem w ciągu 2 lat TYLKO JA miałam sie starać i udawadniać, aż do tego stopnia, że mnie ponizał, wyzywał, wyśmiewał, kpił, ironizował.

No patrz jaki bezczelny, a Ty tylko rogi mu przyprawiłaś...
Ironizuję oczywiście. Moim zdaniem, facet powinien od razu odpowiedzieć Ci pięknym za nadobne i to z procentem i dopiero potem ewentualnie zastanawiać się co z tym związkiem. W takiej sytuacji byłoby mu łatwiej.

23

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Eetam, jesteś niesprawiedliwy, nawet nie wiesz, jak bardzo.
Fakt, zdradziła, ale on zdecydował, że jej wybaczy i spróbują jeszcze raz.

I co? Został z nią, żeby ją poniżać? Mścić się? Bez przesady.
Autorka bardzo się starała wszystko naprawić, ale jeśli druga strona nie chce nic naprawiać, to ja nie widzę sensu w takiej relacji.

Autorko! Zrobiłaś co mogłaś. Jak widać, nie da się zrobić nic więcej. Myśl o dziecku i o sobie.
Nie sądzę, by Twoje dziecko czuło się dobrze i bezpiecznie w domu, w którym ojciec traktuje matkę jak szmatę.

Porozmawiaj z mężem po raz ostatni i zapytaj go - czego on chce.

24

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Betsy80 napisał/a:

EeeTam - strasznie upraszczasz.
Autorka wyraźnie pisze, że tyle lat już pokutowała, naprawiała i wychodziła z inicjatywą.
Co jeszcze ma zrobić? Klęczeć i żebrać o miłość???
Naprawianie związku jest uwarunkowane pełnym zaangażowaniem każdej ze stron.
Inaczej nie wyjdzie z tego nic.

Jakbym widziala swoj zwiazek.Ja tez mialam swoje grzechy kiedy nie bylismy razem ,a teraz musze odpokutowac za to wszystko ,bo maz mnie przygarnal-jak to on okreslil cala sytuacje.Ja juz pokutuje 10 rok i konca nie widac,ciagle przy malych sprzeczkach  jest mi wypominana moja wina,ale tak mysle ,ze nawet czlowiek ,ktory siedzi w wiezieniu ,kiedy odpokutuje swoja wine jest wolny,ja widocznie mam u swojego meza dozywocie.

25

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Cynicznahipo napisał/a:

Eetam, jesteś niesprawiedliwy, nawet nie wiesz, jak bardzo.
Fakt, zdradziła, ale on zdecydował, że jej wybaczy i spróbują jeszcze raz.

Po 1. Powiedzenie "wybaczę" nie oznacza wybaczenia.
Po 2. Chyba na wybaczenie takie prawdziwe trzeba sobie zapracować.

Cynicznahipo napisał/a:

Autorka bardzo się starała wszystko naprawić, ale jeśli druga strona nie chce nic naprawiać, to ja nie widzę sensu w takiej relacji.

Pytam po raz kolejny - czym się starała, zaproszeniem do kina? Czy może ucieczką na rok i roszczeniową postawą?

26

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Swoją postawą się starała. Tak, swoją postawą, gestami, próbami rozmowy, prośbami o bliskość.
Tak samo stara się mój mąż tylko, że ja nie odrzucam jego gestów, dzięki temu idziemy razem do przodu. tak to działa.
I gdybym go nękała całymi latami, gdyby zachorował na depresję i nie widział żadnego wyjścia też by się wyniósł.
I to byłoby zrozumiałe.
Nie ma w tym nic egoistycznego ani dziwnego.

27

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Moja droga, z tego co piszesz, to nie jesteś szczęśliwa. A co masz zrobić, żeby być - tego nie wie nikt z tego forum, to wiesz najlepiej Ty sama. Musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czego tak naprawdę chcesz - dla siebie, dziecka... To Wy jesteście tu najważniejsi. I pamiętaj, że nigdy nie jesteś sama. Jeśli czujesz, że nie ma sensu tkwić w tym związku, to nie brnij w niego, bo to będzie Cię jeszcze bardziej unieszczęśliwiać. Owszem, zmiany są trudne, szczególnie na początku. Ale bez zmian stoi się w miejscu.

28

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:
Cynicznahipo napisał/a:

Eetam, jesteś niesprawiedliwy, nawet nie wiesz, jak bardzo.
Fakt, zdradziła, ale on zdecydował, że jej wybaczy i spróbują jeszcze raz.

Po 1. Powiedzenie "wybaczę" nie oznacza wybaczenia.
Po 2. Chyba na wybaczenie takie prawdziwe trzeba sobie zapracować.

Cynicznahipo napisał/a:

Autorka bardzo się starała wszystko naprawić, ale jeśli druga strona nie chce nic naprawiać, to ja nie widzę sensu w takiej relacji.

Pytam po raz kolejny - czym się starała, zaproszeniem do kina? Czy może ucieczką na rok i roszczeniową postawą?

No heloł, dla Ciebie decyzja o ratowaniu związku nic nie znaczy? Podjął decyzję, że zaczynają od nowa i co zrobił? NIC.
Autorka robiła i nadal robi wiele rzeczy (nie chce mi się wklejać fragmentów jej postów, poczytaj sobie DOKŁADNIE), co oznacza, że STARA SIĘ i ZASŁUGUJE na lepsze, a przynajmniej NORMALNE traktowanie!

Moim zdaniem Autorka NIE MA roszczeniowej postawy. A uciekła do rodziców, bo jej mąż żyć nie dawał i traktował gorzej niż jakąś szmatę. Sorry, NIKT by tego nie wytrzymał.

29

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:
Cynicznahipo napisał/a:

Eetam, jesteś niesprawiedliwy, nawet nie wiesz, jak bardzo.
Fakt, zdradziła, ale on zdecydował, że jej wybaczy i spróbują jeszcze raz.

Po 1. Powiedzenie "wybaczę" nie oznacza wybaczenia.
Po 2. Chyba na wybaczenie takie prawdziwe trzeba sobie zapracować.

Cynicznahipo napisał/a:

Autorka bardzo się starała wszystko naprawić, ale jeśli druga strona nie chce nic naprawiać, to ja nie widzę sensu w takiej relacji.

Pytam po raz kolejny - czym się starała, zaproszeniem do kina? Czy może ucieczką na rok i roszczeniową postawą?

Starałam się, juz pisałam, poprzez propozycje bycia razem, spędzania czasu, przebywania razem, dbając o męża, dbając o dom. Starałam się, odrzucając definitywnie tamtą historię z mojego życia, zrywając kontakt. Starałam się, wracając po pracy wcześniej, zeby tylko móc przebywać z rodziną. Zrezygnowałam ze studiów uzupełniających, bo mąz mówił, że sobie tego nie wyobraża, że należy odbudowywac relacje. OK. Siedziałam w domu. Byłam przykładną żoną i matką. Rozmawialismy o terapii, bo uznałam, że są problemy do przeanalizowania i że nalezy pracować nad odbudowaniem więzi. NIE CHCIAŁ.

Jaką według ciebie mam postawę roszczeniową ? W czym konkretnie?

Skoro się umówilismy, że jednak jestesmy rodziną, to nalezy konsekwentnie wypełniac swoje role i dokładac starań. Piaty rok po mojej " zdradzie" - i mam być karana?
Psycholog mi powiedział, że to nie musi być dożywocie.
A skoro mąż nie potrafi już wejśc na normalny poziom relacji, to niech skapituluje, niech powie, zrozumiem to, i puszcze go wolno. Nic na siłę.
jeśli natomiast deklaruje chec utrzymania rodziny, to niech zrobi tez cokolwiek w tę stronę, a nie tylko biernie czeka.

30

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:
Czarna Kotka napisał/a:

"ale pomimo moich starań, karał mnie milczeniem"
"Z mojej strony były tez propozycje wspólnych wyjazdów z dzieckiem, np do kina. Był niechętny, ale się zgodził. Czasem jak przywoził mi dziecko, to rozmawialiśmy, zapraszałam go, robiłam herbatę. Ale na nic więcej mi nie pozwolił, można powiedzieć, że zrzucał mnie z kolan, nie chciał żadnego kontaktu"
"Okazuje mi uczucia tylko jesli ja wyjde z inicjatywą"
Nie wspominając o pokornym znoszeniu wszystkich krzywdzących przytyków.

mało?

Wręcz ZERO. Wprawdzie przyprawiłam ci rogi, ale chodźmy do kina. Dla mnie staranie bezwartościowe. Okazywanie uczuć... też bym się nią brzydził.

Czarna Kotka napisał/a:

Za zdradę odpowiedzialny jest zdradzający. Za kryzys związku odpowiedzialne są najczęściej obie strony.

Wyświechtany slogan nijak mający się do rzeczywistości.

Czarna Kotka napisał/a:

Daj mi cytat potwierdzający JEGO starania.

Wybacz, ale to nie zdradzony i porzucony na rok facet powinien się pierwszy starać.


Lorelaine napisał/a:

Tymczasem w ciągu 2 lat TYLKO JA miałam sie starać i udawadniać, aż do tego stopnia, że mnie ponizał, wyzywał, wyśmiewał, kpił, ironizował.

No patrz jaki bezczelny, a Ty tylko rogi mu przyprawiłaś...
Ironizuję oczywiście. Moim zdaniem, facet powinien od razu odpowiedzieć Ci pięknym za nadobne i to z procentem i dopiero potem ewentualnie zastanawiać się co z tym związkiem. W takiej sytuacji byłoby mu łatwiej.

Skoro ZERO, to CO właściwie wg Ciebie powinna była robić?
Slogan jest wyświechtany właśnie dlatego, że bardzo dobrze ma się do rzeczywistości.
ODBUDOWAĆ relację zdradzona osoba powinna się również starać. Jeśli postanawia że chce kontynuować relację. Jeśli to właśnie postanowi, to czeka ją praca nad wyrzuceniem z siebie/przepracowaniem negatywnych emocji i odzyskaniem zaufania. Nikt za nią tego nie zrobi.

Twój punkt widzenia na sprawę widzę tak, jakbyś z szachownicy wyciął same czarne pola, zbudował z nich ludzika i twierdził na tej podstawie, że cała szachownica jest czarna.

31

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Czarna Kotka napisał/a:
EeeTam napisał/a:
Czarna Kotka napisał/a:

"ale pomimo moich starań, karał mnie milczeniem"
"Z mojej strony były tez propozycje wspólnych wyjazdów z dzieckiem, np do kina. Był niechętny, ale się zgodził. Czasem jak przywoził mi dziecko, to rozmawialiśmy, zapraszałam go, robiłam herbatę. Ale na nic więcej mi nie pozwolił, można powiedzieć, że zrzucał mnie z kolan, nie chciał żadnego kontaktu"
"Okazuje mi uczucia tylko jesli ja wyjde z inicjatywą"
Nie wspominając o pokornym znoszeniu wszystkich krzywdzących przytyków.

mało?

Wręcz ZERO. Wprawdzie przyprawiłam ci rogi, ale chodźmy do kina. Dla mnie staranie bezwartościowe. Okazywanie uczuć... też bym się nią brzydził.

Czarna Kotka napisał/a:

Za zdradę odpowiedzialny jest zdradzający. Za kryzys związku odpowiedzialne są najczęściej obie strony.

Wyświechtany slogan nijak mający się do rzeczywistości.

Czarna Kotka napisał/a:

Daj mi cytat potwierdzający JEGO starania.

Wybacz, ale to nie zdradzony i porzucony na rok facet powinien się pierwszy starać.


Lorelaine napisał/a:

Tymczasem w ciągu 2 lat TYLKO JA miałam sie starać i udawadniać, aż do tego stopnia, że mnie ponizał, wyzywał, wyśmiewał, kpił, ironizował.

No patrz jaki bezczelny, a Ty tylko rogi mu przyprawiłaś...
Ironizuję oczywiście. Moim zdaniem, facet powinien od razu odpowiedzieć Ci pięknym za nadobne i to z procentem i dopiero potem ewentualnie zastanawiać się co z tym związkiem. W takiej sytuacji byłoby mu łatwiej.

Skoro ZERO, to CO właściwie wg Ciebie powinna była robić?
Slogan jest wyświechtany właśnie dlatego, że bardzo dobrze ma się do rzeczywistości.
ODBUDOWAĆ relację zdradzona osoba powinna się również starać. Jeśli postanawia że chce kontynuować relację. Jeśli to właśnie postanowi, to czeka ją praca nad wyrzuceniem z siebie/przepracowaniem negatywnych emocji i odzyskaniem zaufania. Nikt za nią tego nie zrobi.

Twój punkt widzenia na sprawę widzę tak, jakbyś z szachownicy wyciął same czarne pola, zbudował z nich ludzika i twierdził na tej podstawie, że cała szachownica jest czarna.

Czarna Kotka, ujełas to w taki sposób, w jaki sama to widzę. Jeśli ktoś postanawia, że relacja ma trwać, mówi o wybaczeniu, to znaczy, że zamierza podjąć tez pracę na rzecz przerobienia negatywnych emocji. Jest to praca dla siebie i dla związku, i jest konieczna. Osoba, która zdradziła, powinna w tym pomagać, starać się , jednak oczywiste jest, że SAMA nie wykona tej pracy. Do tanga trzeba dwojga...Związek to DWIE osoby, a nie działania i chęci tylko jednej z nich....

32

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Uzupełniłabym tylko, że nikt nie odbiera zdradzonej osobie prawa do wyrażania bólu, do pretensji, do żalu. Ten etap trzeba przeżyć, a psim obowiązkiem zdradzającego jest to wytrzymać i stworzyć jak najlepsze warunki do odzyskania zaufania.
Tylko zawsze w takich wypadkach w końcu zapada decyzja: rozstajemy się, albo próbujemy dalej.
PRÓBUJEMY. My. Nie jedna strona. Obie.

Mimo to nic, nawet zdrada, nie jest dla mnie usprawiedliwieniem traktowania kogoś (kogokolwiek, a już bliskiej osoby to kosmos jakiś) "beze mnie byś była nikim". Dla mnie osoba z takim podejściem do innych nie jest partnerem do wchodzenia w jakiekolwiek relacje.

33

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:

Po 1. Powiedzenie "wybaczę" nie oznacza wybaczenia.
Po 2. Chyba na wybaczenie takie prawdziwe trzeba sobie zapracować.

EeeTam- jeśli Pan mąż mówi wybaczam to w moim mniemaniu oznacza ze autorka juz zapracowała sobie na to . Od tego momentu idziemy razem jako równe sobie osoby . Mąż  mówi wybaczam , idziemy dalej razem ale na jego warunkach . Będę Cie karał dożywotnie bo przecież 5lat temu mnie zdradziłaś. On nic nie robi oby poprawić sytuacje. Nie wyciągnął żadnych wniosków z tej sytuacji.

Ja jako zdradzona wiem ze w pewnym monecie pada decyzja . Co dalej ???

Próbujemy dalej - to próbujemy oboje wszystko sklejać gdzie końcowy efekt nie jest znany .

34

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Autorko
ile trwal romans? Sama powiedxialas mezowi czy sie dowiedział?  Dlaczego romans sie skończył bo chciałaś Ty czy kochanek kopnął?

35

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:

W skrócie. Mój mąż jest świnia, bo:
1. Zdradziłam go przed ślubem.
2. On to na mnie odreagowywał, przez co...
3. Dostałam depresji (jaka jestem bidulka), więc...
4. Uciekłam do rodziców, ale...
5. Tam też mi nie pasowało, więc...
6. Dostałam depresji i...
7. Uciekłam do męża.
8. Mąż też jest świnia, bo jak ja chcę samochód to on nie wykazuje inicjatywy, a...
9. Jak chcę dom, to wykazuje inicjatywy, ale ja już się odmyśliłam i nie wiem czy chcę...

Rada: dorosnąć.

W istocie ujęto to najważniejsze. Jako mężczyzna powiem tak - nigdy nie zaufałbym kobiecie, która mnie zdradziła. Podziwiam Twojego męża bo potrafił jak sądzę może i nie do końca, ale jednak - wybaczyć Ci, ale nie masz co się łudzić. Według mnie posiadanie nawet przysłowiowego przyjaciela płci przeciwnej będąc w małżeństwie to zdrada nie mówiąc o innych formach kontaktów - co już w ogóle absurd z byłym facetem. Małżeństwo jest związkiem świętym i nie ma tu miejsca na intruzów a jeśli jest to sytuacja jest chora. Ja osobiście po takim czymś rzuciłbym Ciebie i znienawidził do końca życia. Ciesz się tym co masz bo to i tak dużo, w porównaniu ze skalą przewinień albo odejdź i żyj sama. Jak nie odpowiadał Ci charakter i sposób bycia męża to:
Po 1: Nie trzeba było brać ślubu.
Po 2: Nie trzeba było mieć dzieci.
Po 3: Wcześniej oczekiwać zmiany zachowania pod groźbą rozpadu związku i podejmować rozsądne decyzje. Czasem są smutne ale jedyne możliwe.

Ludzie co jest z Waszym myśleniem?

36

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Ezali, masz 25 lat.
Wszystko przed Tobą.
Uwierz mi, mój mąż w tym wieku mówił tak samo, myślał tak samo, robił tak samo.
I ja też.
Życie jest pełne niespodzianek i nikt nie jest święty.

37 Ostatnio edytowany przez ezail (2014-10-22 20:18:57)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Jejku jak mnie to denerwuje... Wszyscy zawsze wiedzą lepiej ode mnie jaki jestem i będę.  Mówili, że zacznę palić w wojsku, a nie zapaliłem nigdy w życiu. Mówili, że nie poradzę sobie na farmacji a zrobiłem dodatkowe 2 fakultety. Mówili, że zacznę chodzić na randki a ja powiedziałem że dopiero po studiach i tak się stało. Jaki bym zły nie był, to jestem człowiekiem honoru i duma nie pozwala mi łamać danego słowa. Małżeństwo jest święte i niech tępi ludzie wbiją sobie na pamięć do łba treść przysięgi i stosują się do tego. A jak to za mało to przetłumaczyć na 10 języków i powtarzać codziennie. Receptura na szczęśliwe małżeństwo jest znana od wieków i moi rodzice są tego najlepszym dowodem. Tylko telewizja, celebryci, politycy i środowiska gender wmawiają ludziom że to niepostępowe.

Dlatego oni są szczęśliwi a postępowi mają nerwice, depresje, popełniają samobójstwa i płaczą nad przegranym życiem.

38

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Betsy80 napisał/a:

Swoją postawą się starała. Tak, swoją postawą, gestami, próbami rozmowy, prośbami o bliskość.

Byłaś przy tym?

Cynicznahipo napisał/a:

No heloł, dla Ciebie decyzja o ratowaniu związku nic nie znaczy? Podjął decyzję, że zaczynają od nowa i co zrobił? NIC.

Ona też podjęła decyzję o byciu z nim, czyli o byciu wierną i co zrobiła?

Lorelaine napisał/a:

Jaką według ciebie mam postawę roszczeniową ? W czym konkretnie?

Pisałem już o tym:
8. Mąż też jest świnia, bo jak ja chcę samochód to on nie wykazuje inicjatywy, a...
9. Jak chcę dom, to wykazuje inicjatywy, ale ja już się odmyśliłam i nie wiem czy chcę...

Czarna Kotka napisał/a:

Skoro ZERO, to CO właściwie wg Ciebie powinna była robić?

Nie wiem. Dlatego właśnie nigdy bym nie zdradził, bo nie wiem czym można to naprawić, jak można wynagrodzić drugiemu człowiekowi taką krzywdę.

Czarna Kotka napisał/a:

Slogan jest wyświechtany właśnie dlatego, że bardzo dobrze ma się do rzeczywistości.

Niestety, nijak się ma do rzeczywistości. Proponuję lekturę wątków w odpowiednim dziale.

Czarna Kotka napisał/a:

Uzupełniłabym tylko, że nikt nie odbiera zdradzonej osobie prawa do wyrażania bólu, do pretensji, do żalu. Ten etap trzeba przeżyć, a psim obowiązkiem zdradzającego jest to wytrzymać i stworzyć jak najlepsze warunki do odzyskania zaufania.

Jesteś pewna, że ucieczka do mamy na rok nie jest dobrym wyjściem? big_smile

ezail napisał/a:

Ludzie co jest z Waszym myśleniem?

To się nazywa solidarność jajników. No nie wiesz, że jak mężczyzna zdradza to najgorsze bydle z niego, a jak kobieta to popełnia błąd lub się pogubiła? big_smile

39

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Tu nie chodzi o jakąś solidarność. Nie jestem solidarny bo to dla głupków. Według mnie zdradzający obiekt płci męskiej bo takich nie nazywam mężczyznami jest świńskim synem niewiernym i tchórzliwym frajerem bez honoru bo nie potrafi zakończyć związku jak na mężczyznę przystało. Kobieta natomiast, która zdradza to zwykła lafirynda niewarta prawdziwej miłości. Krótko mówiąc oceniam takich ludzi równoważnie źle.

Nie można oczekiwać zostania księżniczką nie mając nawet cech zwyczajnej damy. Gdy oczekujemy więcej niż dajemy to zawsze prowadzi do porażki. No bądźmy poważni - ja się puszczam ale to nic takiego i ja oczekuję, że mimo to mój mąż mi wybaczy i będziemy sobie żyć jak gdyby nigdy nic się nie stało. To tak jak historia z płotem i gwoździami. Poprzybijasz, potem gwoździe wyciągniesz ale dziury w płocie zostają i już nic nie wygląda tak samo - proste jak konstrukcja cepa.

40

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Co za bzdury...
Wiadomo, że postąpiła po świńsku, ale nie o tym jest ten wątek.
I ona nie prosi o ocenę, tylko o pomoc.

Facet zdecydował się być z nią dalej po zdradzie. To jego wybór, nikt go nie zmuszał.
Jakby tu pisał facet, napisałabym dokładnie to samo.
Zdrada to ostatnie świństwo, nieważne, kto zdradza. Ale traktowanie kogoś jak szmatę od podłogi, to też świństwo. I też niezależnie od płci.

41

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Cynicznahipo
Rada jest prosta - trochę krytycznie spojrzeć na siebie, na swoje ucieczki od problemów (od męża w zdradę, od męża do mamy, od mamy do męża) oraz swoją roszczeniowość. Postarać się zmienić siebie, bo to może być klucz do zmiany drugiego człowieka.

42

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:

Cynicznahipo
Rada jest prosta - trochę krytycznie spojrzeć na siebie, na swoje ucieczki od problemów (od męża w zdradę, od męża do mamy, od mamy do męża) oraz swoją roszczeniowość. Postarać się zmienić siebie, bo to może być klucz do zmiany drugiego człowieka.

HHahaha, teraz, to mnie rozbawiłeś.
Najlepiej niech zostanie z mężem tyranem, który psa lepiej traktuje od własnej żony i jeszcze mu dupę lizać, bo przecież to jest jej wina, że on taki jest, biedaczek...

Autorka nie jest roszczeniowa. Przyczepiłeś się do tego jednego przymiotnika, jakbyś innych nie znał. Dlaczego niby jest roszczeniowa? Bo co, bo chciała samochód? Ja też bym chciała i co? Nie wiesz, co się działo/dzieje w ich małżeństwie, a piszesz, jakbyś z nimi w łóżku spał albo za materac robił.

Też bym uciekła od faceta, który by mnie źle traktował, proste. Nie dam nikomu sobą pomiatać, nawet mężowi. Może miała zostać i niech dziecko patrzy, jak tatuś pomiata mamusią, super wzorzec do naśladowania.

TAK, zdrada to świństwo. Ale trzeba się na coś zdecydować. Wybaczam zdradę i zaczynamy od nowa, każdy z czystą kartą - albo odpuszczamy i każdy idzie w swoją stronę. Z jakiej racji ona ma ponosić konsekwencje od tylu lat? Może już wystarczy.

43

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Cynicznahipo napisał/a:

Co za bzdury...
Wiadomo, że postąpiła po świńsku, ale nie o tym jest ten wątek.
I ona nie prosi o ocenę, tylko o pomoc.

Facet zdecydował się być z nią dalej po zdradzie. To jego wybór, nikt go nie zmuszał.
Jakby tu pisał facet, napisałabym dokładnie to samo.
Zdrada to ostatnie świństwo, nieważne, kto zdradza. Ale traktowanie kogoś jak szmatę od podłogi, to też świństwo. I też niezależnie od płci.

To prawda, że nikt go nie zmuszał. Miał natomiast prawo podjąć taką decyzję z różnych powodów. Ona zdradzać natomiast prawa nie miała.
Dlaczego?

Proszę bardzo:
"Ja (imię pana młodego) biorę ciebie (imię panny młodej) za żonę i ślubuję ci miłość, WIERNOŚĆ i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci."

To że jest źle nie wynika z problemu męża tylko jest wynikiem braku zgody ze swoim sumieniem.

44

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
ezail napisał/a:
Cynicznahipo napisał/a:

Co za bzdury...
Wiadomo, że postąpiła po świńsku, ale nie o tym jest ten wątek.
I ona nie prosi o ocenę, tylko o pomoc.

Facet zdecydował się być z nią dalej po zdradzie. To jego wybór, nikt go nie zmuszał.
Jakby tu pisał facet, napisałabym dokładnie to samo.
Zdrada to ostatnie świństwo, nieważne, kto zdradza. Ale traktowanie kogoś jak szmatę od podłogi, to też świństwo. I też niezależnie od płci.

To prawda, że nikt go nie zmuszał. Miał natomiast prawo podjąć taką decyzję z różnych powodów. Ona zdradzać natomiast prawa nie miała.
Dlaczego?

Proszę bardzo:
"Ja (imię pana młodego) biorę ciebie (imię panny młodej) za żonę i ślubuję ci miłość, WIERNOŚĆ i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci."

To że jest źle nie wynika z problemu męża tylko jest wynikiem braku zgody ze swoim sumieniem.

Ale ona od 5 lat pokutuje za tą zdradę, którą on jej niby wybaczył.
Ona nie miała prawa zdradzić, poniosła za to karę.
ON NIE MA PRAWA JEJ TAK TRAKTOWAĆ.

45

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Cynicznahipo napisał/a:

Najlepiej niech zostanie z mężem tyranem, który psa lepiej traktuje od własnej żony i jeszcze mu dupę lizać, bo przecież to jest jej wina, że on taki jest, biedaczek...

Chyba zbyt emocjonalnie podchodzisz do tematu, a ja rozmawiam z rozumem, a nie emocjami. Więc pozdrawiam i kończę bezsensowną wymianę zdań.

46

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:
Cynicznahipo napisał/a:

Najlepiej niech zostanie z mężem tyranem, który psa lepiej traktuje od własnej żony i jeszcze mu dupę lizać, bo przecież to jest jej wina, że on taki jest, biedaczek...

Chyba zbyt emocjonalnie podchodzisz do tematu, a ja rozmawiam z rozumem, a nie emocjami. Więc pozdrawiam i kończę bezsensowną wymianę zdań.

Ty po prostu nie rozumiesz - zdradzać nie można, ale traktować drugiego człowieka jak szmatę już można, to jest wg Ciebie usprawiedliwione.
Otóż nie - nie można ani jednego, ani drugiego. Przypominam, że Autorka się nie puściła, więc w moich oczach o wiele gorsze jest to, jak jest traktowana przez męża.

47 Ostatnio edytowany przez Czarna Kotka (2014-10-22 23:42:24)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:

Chyba zbyt emocjonalnie podchodzisz do tematu, a ja rozmawiam z rozumem, a nie emocjami.

Jeśli uważasz, że za Twoim zdaniem w tej sprawie oraz za samą decyzją pisania na forum nie stoją emocje, to, wybacz, ale jesteś mało rozgarnięty.


EeeTam napisał/a:

Nie wiem. Dlatego właśnie nigdy bym nie zdradził, bo nie wiem czym można to naprawić, jak można wynagrodzić drugiemu człowiekowi taką krzywdę.

Widzę właśnie że nie wiesz.

EeeTam napisał/a:

Niestety, nijak się ma do rzeczywistości. Proponuję lekturę wątków w odpowiednim dziale.

Niestety ma się. Proponuję lekturę wątków w odpowiednim dziale. Udało się TYLKO tym parom, gdzie obie strony zaczęły pracować nad relacją.

EeeTam napisał/a:

Jesteś pewna, że ucieczka do mamy na rok nie jest dobrym wyjściem

Jakoś zupełnie przypadkiem zapomniałeś wspomnieć, ze ucieczka miała miejsce po dwóch latach gnojenia pani przez biednego misia.
Gnojenia po całości. Przypuszczam że jednego dnia byś nie wytrzymał będąc tak traktowanym, ale dla niej to ma być pikuś.
Zaraz napiszesz że to nie Ty zdradziłeś pana , tylko Autorka, więc uprzedzając: użyłam słowa ETAP. Nieprzypadkowo, bo to ma być etap. Po którym, jeśli nastąpiła decyzja o odbudowie związku, następuje  - uwaga niespodzianka - odbudowa związku. Autorka nad tym pracuje. Czy jej mąż też nad tym pracuje, czy tylko rozwala te małe kawałki, które ona próbuje zbudować?


EeeTam napisał/a:

To się nazywa solidarność jajników

Przyganiał kocioł garnkowi. Tak się zafiksowałeś na tej zdradzie, że pomijasz całe spektrum innych powodów, dla których ten związek jest zły. Najpoważniejszym z nich jest ten, że pan ma skłonność do stosowania przemocy psychicznej.

48

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
ezail napisał/a:
Cynicznahipo napisał/a:

Co za bzdury...
Wiadomo, że postąpiła po świńsku, ale nie o tym jest ten wątek.
I ona nie prosi o ocenę, tylko o pomoc.

Facet zdecydował się być z nią dalej po zdradzie. To jego wybór, nikt go nie zmuszał.
Jakby tu pisał facet, napisałabym dokładnie to samo.
Zdrada to ostatnie świństwo, nieważne, kto zdradza. Ale traktowanie kogoś jak szmatę od podłogi, to też świństwo. I też niezależnie od płci.

To prawda, że nikt go nie zmuszał. Miał natomiast prawo podjąć taką decyzję z różnych powodów. Ona zdradzać natomiast prawa nie miała.
Dlaczego?

Proszę bardzo:
"Ja (imię pana młodego) biorę ciebie (imię panny młodej) za żonę i ślubuję ci miłość, WIERNOŚĆ i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci."

To że jest źle nie wynika z problemu męża tylko jest wynikiem braku zgody ze swoim sumieniem.

Wiernośc jest jednym z aspektów przysięgi. Tak samo i RÓWNORZĘDNIE jak miłość. Nie opisywałam tu całej historii zycia, bo nie mam na to ochoty ani czasu. Po ślubie mieszkaliśmy pod jednym dachem z męża bratem, który mnie katował psychicznie, tępił ze wszystkich sił. To było pierwsze pół roku po slubie, które z założenia powinno być okresem najszczesiwszym. Nie było. Maz dał się wciągnąć w gierki brata. Nie stanął po mojej stronie, nie obronił mnie. Patrzył biernie na to wszystko, twierdząc, że to moja wina, bo źle reaguję. Tymczasem szwagier okazywał mi jawną wrogość, krytykował wszystko- od moich zakupów spożywczych poprzez fakt, że wtedy nie pracowałam. Mówił o tym domu: " tu NIC nie jest twoje". Dla 20 letniej dziewczyny to jest szok. Utrata gruntu i tozsamości. Latami musiałam to odrbiać, jakos się wydźwignęłam z poziomu zero. Ja w tamtym domu byłam pokorna, cicha, wykonywałam swoje obowiązki, sprzątając po brudasie szwagrze, i zbierając za to cęgi. Dziś myślę, że to moja wina, zgadzałam się na takie traktowanie, dzis zwyczajnie bym to wszystko nagrała, postarała się o świadków i założyła sprawę o znęcanie psychiczne. Ale byłam słaba i nie zrobiłam tego. Jedynym oparciem był maż, ale on nie sprostał.
Uważam, że on pierwszy nie dochował słów przycięgi. Dlaczego wiernośc ma miec większe znaczenie od miłości i uczciwości? Czytał ktoś w ogóle kodeks rodzinny? Jest tam mowa o obowiązku wzajemnej pomocy. Akurat w tym aspekcie mąż nic nie zrobił, nie ochronił mnie. Ucinając dyskusje dalsze, ON SAM ZDAJE SOBIE Z TEGO SPRAWĘ, dziś tego żałuje i za to przeprasza.
Potem takich sytuacji różnych było jeszcze wiele.

Co do zdrady, było to zaangażowanie emocjonalne a nie fizyczne. Bo ja się z facetem NIE PRZESPAŁAM. Zakończyłam to, zrozumiałam, że nie tędy droga, że zbłądziłam. Biorę winę na siebie, bo problemy należało rozwiązywać inaczej, niekoniecznie szukając "przyjaciele" do zwierzeń. Byłam sama ze swoimi myslami, mąz był nieobecny i niewspierający- to też był jego wybór- pozostawał w pracy dłużej niż musiał, pomimo moich próśb. Nie wierzę, że w sytuacji, kiedy jesteśmy oboje blisko siebie, kiedy interesujemy się sobą i dbamy o siebie, znajdzie się miejsce dla kogoś trzeciego. Nie usprawiedliwiam się, ale uważam, że każdy pracuje na to jaką ma z partnerem więź! I codziennie dokonuje wyborów- praca/rodzina/koledzy/rozrywki czy partner.

Odnośnie samochodu, bo widze, że nie możecie tego przeżyć.
Auto mąz obiecywał mi już wtedy jak w ciązy będąc, kiedy jeszcze układało się super, miałam rzekomo dojezdzać, bo on taki troskliwy, zadba o komfort matki cięzarnej. Obiecywał, i zawsze było- już, już, już się załatwia. NIGDY nic konkretnego z tego nie wyszło, bo maż taki jest- ZACZYNA COS I NIE KOŃCZY. Nawet w ścianie mam gwoździe do dziś wbite tylko do połowy!
Takich przykładów można by mnozyć. Niedotrzymane obietnice totalnie zachwiały moim poczuciem wartości. Ciągnęło się to latami- w czasie których maż BARDZO potrafił się zaangażować w sprawy znajomych, nawet dalekich, aby pomóc im w znalezieniu dobrego egzemplarza samochodu, bo się na tym zna.

Jaka była prawda?

Taka, że nie dązył do kupna tego samochodu, bo wolał, abym była zalezna od niego. SAM PRZYZNAŁ TO W ROZMOWIE Z MOIM OJCEM.
Dlatego wzięłam sprawy w swoje ręce!
Zarobiłam na ten samochód, i SAMA GO KUPIŁAM z komisu.
Nie przyłozył do tego ręki, WY WSZYSCY NAZYWAJĄCY MNIE ROSZCZENIOWĄ KOBIETĄ!!!

Dzięki temu moje dziecko nie musi zapieprzac kilka kilometrów do szkoły,
a ja mogę normalnie pracować,
i tez nie zapieprzam z zusu do skarbowego po 10 kilometrów!!!!
I nie przynosze towaru z hurtowni na plecach,
tylko funkcjonuje jak każdy normalny człowiek!!!!
i SAMA O TO ZADBAŁAM!

Nie wiem, czy to nie jest mój ostatni post....
Wczoraj rozmawiałam z męzem,
wiele sobie wyjaśniliśmy.

Internet tworzy sztuczną rzeczywistośc, w której się zatracacie,
biorąc z niej to, co wam pasuje, aby stworzyc wj własny obrazek, w który wierzycie, i który albo besztacie albo bronicie.
Fakty są inne.

Żałuję, że w ogóle tu pisałam.

Wychodzi z Was ZŁO w czystej postaci. Czujecie ulgę mogąc kogoś zgnoić i wcisnąc butem w podłoge.
Polecam Wam inne wątki z tego forum,
gdzie kobiety opisują ze szczegółami jak zdradzały swoich mezów na schadzkach na zapleczach magazynów,
i jak było świetnie w seksie- bo to było z uczuciem ( sic! ), i to je dowartościowywało.

JA NIC TAKIEGO NIE PRZEŻYŁAM. NIE ZROBIŁAM NICZEGO TAKIEGO.
ZEJDZCIE ZE MNIE,
POSZUKAJCIE SWOJEJ OFIARY GDZIE INDZIEJ,
BO TO NIE TEN ADRES!!!!!

49

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
ezail napisał/a:

Jejku jak mnie to denerwuje... Wszyscy zawsze wiedzą lepiej ode mnie jaki jestem i będę.  Mówili, że zacznę palić w wojsku, a nie zapaliłem nigdy w życiu. Mówili, że nie poradzę sobie na farmacji a zrobiłem dodatkowe 2 fakultety. Mówili, że zacznę chodzić na randki a ja powiedziałem że dopiero po studiach i tak się stało. Jaki bym zły nie był, to jestem człowiekiem honoru i duma nie pozwala mi łamać danego słowa. Małżeństwo jest święte i niech tępi ludzie wbiją sobie na pamięć do łba treść przysięgi i stosują się do tego. A jak to za mało to przetłumaczyć na 10 języków i powtarzać codziennie. Receptura na szczęśliwe małżeństwo jest znana od wieków i moi rodzice są tego najlepszym dowodem. Tylko telewizja, celebryci, politycy i środowiska gender wmawiają ludziom że to niepostępowe.

Dlatego oni są szczęśliwi a postępowi mają nerwice, depresje, popełniają samobójstwa i płaczą nad przegranym życiem.

Ezail wprawdzie nie mam dwóch fakultetów ( jesteś dobry, szybko je zdobyłeś), byłem w wojsku, paliłem papierosy ale już od 30 lat nie palę ( a Ty ile masz lat? A,  jak dobrze kojarzę to 25. Przyznam szczerze, podziwiam Twoje doświadczenie życiowe i dojrzałość).
Jestem z jedną kobietą od ponad 40 lat i bardzo dobrze pamiętam słowa przysięgi składane 37 lat temu przed urzędnikiem SC jak i przed księdzem.
Mieliśmy i mamy do siebie pełne zaufanie. Mamy przyjaciół i przyjaciółki. Spotykamy się z nimi razem i osobno. Ale tak jak napisałem wcześniej, zaufanie w związku to podstawa. Bez zaufania nie ma związku.
Z Twojej wypowiedzi widzę, że Ty cierpisz. Ty kobiecie nie ufasz i jestem przekonany, że ją kontrolujesz i sprawdzasz na każdym kroku.
Żal mi Ciebie bo co to jest za życie. No tak życie w klatce http://emotikona.pl/emotikony/pic/2glowawmur.gif.
Z nikim się nie spotykać, z nikim nie rozmawiać, nie mieć przyjaciół, nie mieć znajomych to według Ciebie jest receptą na dobre życie http://emotikona.pl/emotikony/pic/2wow2.gif.
Jeżeli ja bym tak postępował ( nie pozwalał żonie spotykać się z nikim, nie wychodzić samej z domu etc.), to jestem przekonany, że Nas już by nie było.
Ja jej nie kontroluję a ona i tak mi mówi, że ją duszę.
Każdy człowiek pragnie swobody, jakiegoś luzu.
A czy wszędzie są zdradzacze i zdradzaczki.
Oświadzczam Ci, że nie.
Właśnie przykładem jest mój związek oparty na szacunku i zaufaniu do partnera.
Na koniec powiem Ci, że zdrady nie toleruję ( nie zdradziłem i nie zdradzę ).
Moja żona ma takie same zdanie nna ten temat.
A czy jestem honorowy to musiałbyś zapytać mojej żony.

50 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2014-10-23 09:54:48)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Czarna Kotka napisał/a:

Jeśli uważasz, że za Twoim zdaniem w tej sprawie oraz za samą decyzją pisania na forum nie stoją emocje, to, wybacz, ale jesteś mało rozgarnięty..

Ty za to z kulturą bardzo na bakier jesteś, a i co do rozgarnięcia można by niejedno wytknąć...
I nie rozumiem czemu Cyniczna miałaby emocjonalnie podchodzić do problemów obcych jej ludzi. No ale co kto lubi big_smile

Czarna Kotka napisał/a:

Widzę właśnie że nie wiesz..

Ty, z tego co widzę, też nie wiesz, bo jakoś nie widzę tu Twoich rad pt. "jak naprawić to co spieprzyłam swoją zdradą".

Czarna Kotka napisał/a:

Niestety ma się. Proponuję lekturę wątków w odpowiednim dziale. Udało się TYLKO tym parom, gdzie obie strony zaczęły pracować nad relacją.

To odnośnie rozgarnięcia - moje słowa nie tyczyły się naprawiania, tylko Twojego wyświechtanego sloganu, że za rozkład związku zazwyczaj odpowiedzialne są obie strony. Historie opisane w tamtym dziale wyraźnie temu przeczą.

Czarna Kotka napisał/a:

Jakoś zupełnie przypadkiem zapomniałeś wspomnieć, ze ucieczka miała miejsce po dwóch latach gnojenia pani przez biednego misia.
Gnojenia po całości. Przypuszczam że jednego dnia byś nie wytrzymał będąc tak traktowanym, ale dla niej to ma być pikuś.
Zaraz napiszesz że to nie Ty zdradziłeś pana , tylko Autorka, więc uprzedzając: użyłam słowa ETAP. Nieprzypadkowo, bo to ma być etap. Po którym, jeśli nastąpiła decyzja o odbudowie związku, następuje  - uwaga niespodzianka - odbudowa związku. Autorka nad tym pracuje. Czy jej mąż też nad tym pracuje, czy tylko rozwala te małe kawałki, które ona próbuje zbudować?

A gdzieś jest odgórnie nakazane ile czasu mają trwać etapy? To proszę podaj, niekoniecznie co do dnia, ale chociaż w tygodniach.

Czarna Kotka napisał/a:

Przyganiał kocioł garnkowi. Tak się zafiksowałeś na tej zdradzie, że pomijasz całe spektrum innych powodów, dla których ten związek jest zły. Najpoważniejszym z nich jest ten, że pan ma skłonność do stosowania przemocy psychicznej.

A pani do uciekania przed problemami (ucieczka do mamy to nie jedyne takie jej posunięcie!), a do tego roszczeniową postawę. Więc powtarzam to co napisałem: jego nie zmieni, może tylko siebie, a jej zmiana może sprawić, że i on się zmieni.


Lorelaine napisał/a:

mieszkaliśmy pod jednym dachem z męża bratem, który mnie katował psychicznie, tępił ze wszystkich sił

Wiesz co, Ty jesteś jakimś typem ofiary. Wszędzie Cię gnębią, Ty bidulko uciekasz do innych ludzi (sama na nogi stanąć? Co to to nie), którzy też Cię gnębią, więc znowu uciekasz. Przed szwagrem w romans, przed mężem do mamy i taty, przed tatą do męża.

Lorelaine napisał/a:

Wychodzi z Was ZŁO w czystej postaci.

JA NIC TAKIEGO NIE PRZEŻYŁAM. NIE ZROBIŁAM NICZEGO TAKIEGO.
ZEJDZCIE ZE MNIE,
POSZUKAJCIE SWOJEJ OFIARY GDZIE INDZIEJ,
BO TO NIE TEN ADRES!!!!!

Oooo, histeria. Pani się spodziewała samych oklasków, a tu zonk. To też wiele o Tobie mówi.

51 Ostatnio edytowany przez Lexpar (2014-10-23 10:34:33)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Lorelaine napisał/a:

Co do zdrady, było to zaangażowanie emocjonalne a nie fizyczne. Bo ja się z facetem NIE PRZESPAŁAM. Zakończyłam to, zrozumiałam, że nie tędy droga, że zbłądziłam. Biorę winę na siebie, bo problemy należało rozwiązywać inaczej, niekoniecznie szukając "przyjaciele" do zwierzeń. Byłam sama ze swoimi myslami, mąz był nieobecny i niewspierający- to też był jego wybór- pozostawał w pracy dłużej niż musiał, pomimo moich próśb.

Lorelaine ja już trochę żyję na tym świecie i nie potępiam Ciebie.
Rozumiem co niektóre osoby wypowiadające się na tym forum co do definicji zdrady.
Dla jednych emocjonalna jest gorsza od fizycznej, dla innych odwrotnie.
Nie widzę u Ciebie żadnej winy. To Twój mąż jest winny. To on doprowadził do takiej sytuacji.
To Ty zaraz po ślubie jako młoda kobieta czułaś się podle, bo nie miałaś wsparcia ze strony męża.
Czy tego oczekuje młoda i zakochana kobieta biorąca ślub http://emotikona.pl/emotikony/pic/zdziwko.gif.
Jestem przekonany, że kobieta jest bardziej zaangażowana uczuciowo od mężczyzny.
To Ty sama  ( w chwili słabości, zwątpienia i opuszczona przez męża)stwierdziłaś, że idziesz złą drogą, że właśnie składałaś przysięgę która Ciebie zobowiązuje.
A czy Twój mąż nie składał takiej samej przysięgi "... Na dobre i na złe, w miłości i chorobie...".
Też składał i co, jego ona nie zobowiązuje, tylko Ciebie.
Widzisz człowiek jest lichą istotą i też błądzi.
Tylko, że to Twój małżonek zbłdził.
Zostawił Ciebie samą. Nie miałaś w nim wsparcia. Czułaś się opuszczona i w zasadzie zdradzona przez niego. To jest niedopuszczalne
A na taką sytuację czekają tylko pocieszyciele i pocieszycielki aby do końca rozwalić wszystko.
Ty się ogarnełaś i wielki http://emotikona.pl/emotikony/pic/0recourse.gif dla Ciebie.
To nie Ty powinnaś przepraszać i czuć się winna, tylko Twój mąż.
Mogą mnie co niektórzy nawyzywać, ale piszę to jako facet i wierz mi, że mając taką kobietę jak Ty to byłbym szczęśliwy.
Ja też miałem tego typu problemy. Też z  żoną żyłem obok,  ja swoim życiem a ona swoim.
Ale zarówno mnie jak i jej zależało na naszym małżeństwie i RAZEM chcieliśmy go naprawić.
Do tanga trzeba dwojga i my byliśmy tą parą.
Uratowaliśmy Nas i jesteśmy szczęśliwi.
Rozmawiamy ze sobą ( czego wcześniej nie robiliśmy ) o wszystkim, nawet o duperelach, o swojej pracy, o modzie i nawet o polityce.
Wierz mi, że pomimo mojego wieku ( co niektórzy mówią, że już nie powinienem żyć http://emotikona.pl/emotikony/pic/49rotfl.gif) dla mnie jesteś super kobietą.
Jeżeli chcesz pogadać to pisz na priva.

52

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Lorelaine napisał/a:
ezail napisał/a:
Cynicznahipo napisał/a:

Co za bzdury...
Wiadomo, że postąpiła po świńsku, ale nie o tym jest ten wątek.
I ona nie prosi o ocenę, tylko o pomoc.

Facet zdecydował się być z nią dalej po zdradzie. To jego wybór, nikt go nie zmuszał.
Jakby tu pisał facet, napisałabym dokładnie to samo.
Zdrada to ostatnie świństwo, nieważne, kto zdradza. Ale traktowanie kogoś jak szmatę od podłogi, to też świństwo. I też niezależnie od płci.

To prawda, że nikt go nie zmuszał. Miał natomiast prawo podjąć taką decyzję z różnych powodów. Ona zdradzać natomiast prawa nie miała.
Dlaczego?

Proszę bardzo:
"Ja (imię pana młodego) biorę ciebie (imię panny młodej) za żonę i ślubuję ci miłość, WIERNOŚĆ i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci."

To że jest źle nie wynika z problemu męża tylko jest wynikiem braku zgody ze swoim sumieniem.

Wiernośc jest jednym z aspektów przysięgi. Tak samo i RÓWNORZĘDNIE jak miłość. Nie opisywałam tu całej historii zycia, bo nie mam na to ochoty ani czasu. Po ślubie mieszkaliśmy pod jednym dachem z męża bratem, który mnie katował psychicznie, tępił ze wszystkich sił. To było pierwsze pół roku po slubie, które z założenia powinno być okresem najszczesiwszym. Nie było. Maz dał się wciągnąć w gierki brata. Nie stanął po mojej stronie, nie obronił mnie. Patrzył biernie na to wszystko, twierdząc, że to moja wina, bo źle reaguję. Tymczasem szwagier okazywał mi jawną wrogość, krytykował wszystko- od moich zakupów spożywczych poprzez fakt, że wtedy nie pracowałam. Mówił o tym domu: " tu NIC nie jest twoje". Dla 20 letniej dziewczyny to jest szok. Utrata gruntu i tozsamości. Latami musiałam to odrbiać, jakos się wydźwignęłam z poziomu zero. Ja w tamtym domu byłam pokorna, cicha, wykonywałam swoje obowiązki, sprzątając po brudasie szwagrze, i zbierając za to cęgi. Dziś myślę, że to moja wina, zgadzałam się na takie traktowanie, dzis zwyczajnie bym to wszystko nagrała, postarała się o świadków i założyła sprawę o znęcanie psychiczne. Ale byłam słaba i nie zrobiłam tego. Jedynym oparciem był maż, ale on nie sprostał.
Uważam, że on pierwszy nie dochował słów przycięgi. Dlaczego wiernośc ma miec większe znaczenie od miłości i uczciwości? Czytał ktoś w ogóle kodeks rodzinny? Jest tam mowa o obowiązku wzajemnej pomocy. Akurat w tym aspekcie mąż nic nie zrobił, nie ochronił mnie. Ucinając dyskusje dalsze, ON SAM ZDAJE SOBIE Z TEGO SPRAWĘ, dziś tego żałuje i za to przeprasza.
Potem takich sytuacji różnych było jeszcze wiele.

Co do zdrady, było to zaangażowanie emocjonalne a nie fizyczne. Bo ja się z facetem NIE PRZESPAŁAM. Zakończyłam to, zrozumiałam, że nie tędy droga, że zbłądziłam. Biorę winę na siebie, bo problemy należało rozwiązywać inaczej, niekoniecznie szukając "przyjaciele" do zwierzeń. Byłam sama ze swoimi myslami, mąz był nieobecny i niewspierający- to też był jego wybór- pozostawał w pracy dłużej niż musiał, pomimo moich próśb. Nie wierzę, że w sytuacji, kiedy jesteśmy oboje blisko siebie, kiedy interesujemy się sobą i dbamy o siebie, znajdzie się miejsce dla kogoś trzeciego. Nie usprawiedliwiam się, ale uważam, że każdy pracuje na to jaką ma z partnerem więź! I codziennie dokonuje wyborów- praca/rodzina/koledzy/rozrywki czy partner.

Odnośnie samochodu, bo widze, że nie możecie tego przeżyć.
Auto mąz obiecywał mi już wtedy jak w ciązy będąc, kiedy jeszcze układało się super, miałam rzekomo dojezdzać, bo on taki troskliwy, zadba o komfort matki cięzarnej. Obiecywał, i zawsze było- już, już, już się załatwia. NIGDY nic konkretnego z tego nie wyszło, bo maż taki jest- ZACZYNA COS I NIE KOŃCZY. Nawet w ścianie mam gwoździe do dziś wbite tylko do połowy!
Takich przykładów można by mnozyć. Niedotrzymane obietnice totalnie zachwiały moim poczuciem wartości. Ciągnęło się to latami- w czasie których maż BARDZO potrafił się zaangażować w sprawy znajomych, nawet dalekich, aby pomóc im w znalezieniu dobrego egzemplarza samochodu, bo się na tym zna.

Jaka była prawda?

Taka, że nie dązył do kupna tego samochodu, bo wolał, abym była zalezna od niego. SAM PRZYZNAŁ TO W ROZMOWIE Z MOIM OJCEM.
Dlatego wzięłam sprawy w swoje ręce!
Zarobiłam na ten samochód, i SAMA GO KUPIŁAM z komisu.
Nie przyłozył do tego ręki, WY WSZYSCY NAZYWAJĄCY MNIE ROSZCZENIOWĄ KOBIETĄ!!!

Dzięki temu moje dziecko nie musi zapieprzac kilka kilometrów do szkoły,
a ja mogę normalnie pracować,
i tez nie zapieprzam z zusu do skarbowego po 10 kilometrów!!!!
I nie przynosze towaru z hurtowni na plecach,
tylko funkcjonuje jak każdy normalny człowiek!!!!
i SAMA O TO ZADBAŁAM!

Nie wiem, czy to nie jest mój ostatni post....
Wczoraj rozmawiałam z męzem,
wiele sobie wyjaśniliśmy.

Internet tworzy sztuczną rzeczywistośc, w której się zatracacie,
biorąc z niej to, co wam pasuje, aby stworzyc wj własny obrazek, w który wierzycie, i który albo besztacie albo bronicie.
Fakty są inne.

Żałuję, że w ogóle tu pisałam.

Wychodzi z Was ZŁO w czystej postaci. Czujecie ulgę mogąc kogoś zgnoić i wcisnąc butem w podłoge.
Polecam Wam inne wątki z tego forum,
gdzie kobiety opisują ze szczegółami jak zdradzały swoich mezów na schadzkach na zapleczach magazynów,
i jak było świetnie w seksie- bo to było z uczuciem ( sic! ), i to je dowartościowywało.

JA NIC TAKIEGO NIE PRZEŻYŁAM. NIE ZROBIŁAM NICZEGO TAKIEGO.
ZEJDZCIE ZE MNIE,
POSZUKAJCIE SWOJEJ OFIARY GDZIE INDZIEJ,
BO TO NIE TEN ADRES!!!!!

A ja doskonale rozumiem Twoją złość i irytację o to w jaki sposób chcą przedstawić i Ciebie i Twoją sytuację.
Pisząc przekazujemy pewien obraz, ale widz po drugiej stronie wyrabia sobie własny, niekoniecznie trafny, a często przekłamany, bo jemu się tak właśnie wydaje.
Mało kto potrafi wczuć się w sytuację i naprawdę obiektywnie podejść do tematu. Trzeba po prostu nauczyć się przesiewać ważne dla nas informacje zwrotne od tych, które są tylko cudzymi, błędnymi opiniami wystawionymi na podstawie jakiejś tam sobie tylko znanej dorabianej ideologii.
Każdy może sobie pisać, co tam uważa, ale nie każdy potrafi dostrzec to, co jest sednem sprawy. I na dodatek mało kto się do tego przyzna, że być może zapędził się z tematem.

Czasem mam wrażenie, że niektórzy to same chodzące ideały, panujące nad wszystkim, nad sytuacją, nad emocjami, nad każdy elementem ludzkiej psychiki, a co za tym idzie wzory cnót i moralności.
Bo czarne jest czarne a białe to białe.
A gówno prawda. Nie w tym wypadku.
Ludzka psychika i całe egzystencja jest nieograniczona i niewymierna, mimo pewnych standardów, nie da się dopasować wszystkiego do wszystkiego.

To jest moje zdanie, z którym idę przez życie, mimo, że właśnie na każdym kroku muszę walczyć z takim ludzkim zachowaniem " bo ja wiem lepiej, bo ja rozumiem, bo mnie się wydaje " etc. etc.
Cały czas to "ja" "ja" "ja", a sęk w tym, że to właśnie nie my, a ktoś inny i jego sytuacja i nie "nasza skóra"

Nie wiem czy to będzie zrozumiane, nie potrafię inaczej wytłumaczyć, bo za kiepsko wykształcona jestem i może inteligencja ta wyuczona nie najwyższych lotów, a posiłkuję się tylko empatią i tym, co mam wrodzone.

A personalnie do Ciebie autorko - nie widzę nic karygodnego w Twoim postępowaniu i mniemam, że rozumiem Twój problem.

53 Ostatnio edytowany przez Rockfor (2014-10-23 11:28:21)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Już dawno nie widziałem/słyszałem tak radykalnych wypowiedzi jak osoba EeeTam, pełnych nienawiści i jadu. Trzymający się tylko jednego wątku w całej historii "jak tonący brzytwy" i starający się przekrzyczeć wszystkich. Zarzucający innym brak kultury, a sam w dyskusji narzuca swój monolog i swoją najprawdziwiejszą prawdę, która jest bliższa definicji histerii.

EeeTam może napiszesz w paragrafach jak ma wyglądać cierpienie zdradzającej osoby i jak długo jej pokuta ma wyglądać? Mimo, że nie toleruje zdrady, to za takie zadanie nigdy w życiu nie wezmę się, ponieważ ile zdrad tyle przypadków. Piszesz, że Autorka powinna pokutować za swoje, a wziąłeś pod uwagę, że w tej sytuacji najbardziej cierpi ich dziecko? Dziecko na pewno widziało/słyszało jak ojciec znęcał psychicznie nad matką i dalej obecnie ignoruje rodzinę.

Lorelaine naprawdę współczuje Ci. Nawet nie potrafię zrozumieć skąd wzięłaś tyle sił aby wytrzymać takie znęcanie się psychiczne męża, który w tej sytuacji pokazał, że niema żadnej godności. Uważam jeżeli osoba zdradzona nie umie wybaczyć to definitywnie powinna postawić [x]. Jeżeli wybaczyła, to powinna zaangażować się w odbudowę związku.... nie udaje się, powinna postawić [x]. Twój mąż widocznie wybrał inną drogę, a niech będzie jak będzie i do tego żyje swoim cierpieniem, do tego stosując metody wyżywania się na Tobie i pośrednio na Waszym dziecku. Według mnie powinnaś mu postawić ultimatum albo stara się i będą widoczne tego skutki, albo auf Wiedersehen, a ty budujesz na nowo swoje szczęście. Życzę powodzenia

54

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

A może by tak odpuścic sobie obwinianie kogokolwiek w tej sytuacji i zaniechać tego  sakralnego tonu? Pokuta, kara, wina...Czuję się jak na sadzie ostatecznym. Życie Autorki potoczyło sie tak a nie inaczej. Na pewne rzeczy miała wpływ na inne nie, czasem wybierała dobrze, czasem źle. Czasem los wybierał za nią. Ona popełniła błędy i jej mąż też. Każdy je popełnia. Napisała tu  zadając konkretne pytanie i nie zauważyłam aby miała ochotę linczować swojego męża, czy też siebie samą.

Lorelaine, jeżeli jeszcze tu zajrzysz --jeszcze raz życzę ci powodzenia w pracy nad sobą. Dobrze, że chodzisz na terapię. Myślę, że to jest najlepsza droga do odnalezienia wewnętrznego spokoju i poczucia bezpieczeństwa.

55 Ostatnio edytowany przez Czarna Kotka (2014-10-23 12:51:45)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Lorelaine, większość osób tutaj jest Ci przychylna. Skup się na tym, bo przychylność nie bierze sie z niczego.  smile

Lexpar napisał/a:

Mogą mnie co niektórzy nawyzywać, ale piszę to jako facet i wierz mi, że mając taką kobietę jak Ty to byłbym szczęśliwy.

Nazwyzywać? Ja przybijam piątkę. Lorelaine ma naprawdę dużo cech charakteryzujących dobrego partnera, bez względu na płeć. Największe zadanie do popracowania nad- to poczucie własnej wartości i umiejętność obrony własnych granic. Wierzę, Lorelaine że Ci się uda i trzymam za Ciebie kciuki smile

EeeTam napisał/a:

Ty za to z kulturą bardzo na bakier jesteś, a i co do rozgarnięcia można by niejedno wytknąć...
I nie rozumiem czemu Cyniczna miałaby emocjonalnie podchodzić do problemów obcych jej ludzi. No ale co kto lubi big_smile

Oczywiście że podchodzi emocjonalnie. WSZYSCY podchodzimy emocjonalnie.

EeeTam napisał/a:

Ty, z tego co widzę, też nie wiesz, bo jakoś nie widzę tu Twoich rad pt. "jak naprawić to co spieprzyłam swoją zdradą".

Zdrada była tylko na poziomie emocjonalnym, to raz. Pan sobie solidnie zapracował na oddalenie partnerki, to dwa. W zwiazku z czym nie przypisuj jej całej winy za sytuację.


EeeTam napisał/a:

To odnośnie rozgarnięcia - moje słowa nie tyczyły się naprawiania, tylko Twojego wyświechtanego sloganu, że za rozkład związku zazwyczaj odpowiedzialne są obie strony. Historie opisane w tamtym dziale wyraźnie temu przeczą.

Za oddalenie się od siebie, za rutynę, najczęściej tak. nie za zdradę.

EeeTam napisał/a:

A gdzieś jest odgórnie nakazane ile czasu mają trwać etapy? To proszę podaj, niekoniecznie co do dnia, ale chociaż w tygodniach.

Jak widać w praktyce, jest to ograniczone wytrzymałością psychiczną partnera. Zresztą w tym przypadku ta nie-do-końca zdrada to bardziej pretekst do przemocy psychicznej na autorce, bo tendencje do tego w postaci obwiniania jej choćby za konflikt z bratem męża, pojawiały się już wcześniej.
Zresztą test na bulszit jest prosty: czy Ty sam chciałbyś być w związku z kobietą, która by miała podobny charakter do męża autorki? Bierna, oddalająca się, mająca Twoje słowa za nic, obwiniająca Cię za konflikty, w których jesteś ofiarą, w przypadku problemów nie reagująca na Twoje próby naprawy przez LATA, i przez lata jeżdżąca walcem po Twoim poczuciu własnej wartości, przekonana że bez niej byłbyś nikim i nikt by Cię nie zechciał? Podcinająca Ci skrzydła kiedy chcesz się rozwijać i ustawiająca Cię na pozycji zależnej od niej w istotnych sprawach? Nie byłoby problemu, naprawdę?


EeeTam napisał/a:

A pani do uciekania przed problemami (ucieczka do mamy to nie jedyne takie jej posunięcie!), a do tego roszczeniową postawę. Więc powtarzam to co napisałem: jego nie zmieni, może tylko siebie, a jej zmiana może sprawić, że i on się zmieni.

Jeśli zmieni siebie, a na to się zanosi, to najprawdopodobniej ten związek się zakończy, czego jej szczerze życzę, bo nikt nie zasługuje żeby być tak traktowanym.

EeeTam napisał/a:

Oooo, histeria. Pani się spodziewała samych oklasków, a tu zonk. To też wiele o Tobie mówi.

To nie histeria, to rozpacz. Pożyjesz trochę, może nauczysz się to odróżniać.

56

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Czarna Kotka napisał/a:

Lorelaine, większość osób tutaj jest Ci przychylna. Skup się na tym, bo przychylność nie bierze sie z niczego.  smile

Lexpar napisał/a:

Mogą mnie co niektórzy nawyzywać, ale piszę to jako facet i wierz mi, że mając taką kobietę jak Ty to byłbym szczęśliwy.

Nazwyzywać? Ja przybijam piątkę. Lorelaine ma naprawdę dużo cech charakteryzujących dobrego partnera, bez względu na płeć. Największe zadanie do popracowania nad- to poczucie własnej wartości i umiejętność obrony własnych granic. Wierzę, Lorelaine że Ci się uda i trzymam za Ciebie kciuki smile

EeeTam napisał/a:

Ty za to z kulturą bardzo na bakier jesteś, a i co do rozgarnięcia można by niejedno wytknąć...
I nie rozumiem czemu Cyniczna miałaby emocjonalnie podchodzić do problemów obcych jej ludzi. No ale co kto lubi big_smile

Oczywiście że podchodzi emocjonalnie. WSZYSCY podchodzimy emocjonalnie.

EeeTam napisał/a:

Ty, z tego co widzę, też nie wiesz, bo jakoś nie widzę tu Twoich rad pt. "jak naprawić to co spieprzyłam swoją zdradą".

Zdrada była tylko na poziomie emocjonalnym, to raz. Pan sobie solidnie zapracował na oddalenie partnerki, to dwa. W zwiazku z czym nie przypisuj jej całej winy za sytuację.


EeeTam napisał/a:

To odnośnie rozgarnięcia - moje słowa nie tyczyły się naprawiania, tylko Twojego wyświechtanego sloganu, że za rozkład związku zazwyczaj odpowiedzialne są obie strony. Historie opisane w tamtym dziale wyraźnie temu przeczą.

Za oddalenie się od siebie, za rutynę, najczęściej tak. nie za zdradę.

EeeTam napisał/a:

A gdzieś jest odgórnie nakazane ile czasu mają trwać etapy? To proszę podaj, niekoniecznie co do dnia, ale chociaż w tygodniach.

Jak widać w praktyce, jest to ograniczone wytrzymałością psychiczną partnera. Zresztą w tym przypadku ta nie-do-końca zdrada to bardziej pretekst do przemocy psychicznej na autorce, bo tendencje do tego w postaci obwiniania jej choćby za konflikt z bratem męża, pojawiały się już wcześniej.
Zresztą test na bulszit jest prosty: czy Ty sam chciałbyś być w związku z kobietą, która by miała podobny charakter do męża autorki? Bierna, oddalająca się, mająca Twoje słowa za nic, obwiniająca Cię za konflikty, w których jesteś ofiarą, w przypadku problemów nie reagująca na Twoje próby naprawy przez LATA, i przez lata jeżdżąca walcem po Twoim poczuciu własnej wartości, przekonana że bez niej byłbyś nikim i nikt by Cię nie zechciał? Podcinająca Ci skrzydła kiedy chcesz się rozwijać i ustawiająca Cię na pozycji zależnej od niej w istotnych sprawach? Nie byłoby problemu, naprawdę?


EeeTam napisał/a:

A pani do uciekania przed problemami (ucieczka do mamy to nie jedyne takie jej posunięcie!), a do tego roszczeniową postawę. Więc powtarzam to co napisałem: jego nie zmieni, może tylko siebie, a jej zmiana może sprawić, że i on się zmieni.

Jeśli zmieni siebie, a na to się zanosi, to najprawdopodobniej ten związek się zakończy, czego jej szczerze życzę, bo nikt nie zasługuje żeby być tak traktowanym.

EeeTam napisał/a:

Oooo, histeria. Pani się spodziewała samych oklasków, a tu zonk. To też wiele o Tobie mówi.

To nie histeria, to rozpacz. Pożyjesz trochę, może nauczysz się to odróżniać.

Czarna Kotko nic dodać, nic ująć.
Wielkie http://emotikona.pl/emotikony/pic/oklaski.gif za mądre słowa.

57

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Czarna kotko, zgadzam się z każdym słowem, które napisałaś.

EeTam, tak, podchodzę do tego forum emocjonalnie. I wydaje mi się, że tylko maszyny nie okazują emocji.
We wszystko, co robię, wkładam dużo serca i właśnie emocji. I tutaj też bym chciała. Nie widzę w tym nic złego.

58

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Cynicznahipo napisał/a:

Czarna kotko, zgadzam się z każdym słowem, które napisałaś.

EeTam, tak, podchodzę do tego forum emocjonalnie. I wydaje mi się, że tylko maszyny nie okazują emocji.
We wszystko, co robię, wkładam dużo serca i właśnie emocji. I tutaj też bym chciała. Nie widzę w tym nic złego.

Nie Ty jedna wkładasz dużo serca i emocji.

59

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Dziękuję smile


Jeszcze do Eee Tam:

"to czeka Cię powtórka z rozrywki... Związek nie jest od "gnojenia" drugiego człowieka, tylko wspierania. Na pewno Twoja postawa nie pomagała mu się ogarnąć, a wręcz przeciwnie - ściągałaś go w dół. Miał rację, że uciekł z tej toksycznej relacji. "Gnojenie" człowieka przez rok, to już jest znęcanie się - przemoc psychiczna. Może dla własnego dobra zastanów się z czego wynika Twoja przemocowość..."

Poznajesz skąd to cytat?

60 Ostatnio edytowany przez Ewika99 (2014-10-23 19:07:40)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
EeeTam napisał/a:
Lorelaine napisał/a:

Chciałam to naprawiać, cierpiałam długi czas za swoje winy

Cierpieniem naprawiałaś? Świetny pomysł. A wyprowadzka po zdradzie do mamusi na rok - mistrzostwo świata. Nie dość, że zdradziłaś, to jeszcze olałaś.
Zresztą czasem nawet jak na rzęsach staniesz to zdrady druga strona Ci nie wybaczy. A Tobie do stawania na rzęsach daleko, na razie skupiasz się na własnym cierpieniu.

W pełni podpisuję się pod tym co napisała MamaMamusia.

Myślę, że zrobiła bardzo dobrze wprowadzając się do rodzinnego domu. Przynajmniej zaoszczedzila dziecku słuchania, jak tata nazywa mamę szmatą. Tu nie tylko liczy się poszkodowany poprzez zdradę żony mąż, ale przede wszystkim dziecko, które nie powinno być świadkiem przemocy. Jakiejkolwiek. Zresztą, jeśli mąż autorki zawsze był taki oschly i nieprzystepny, to nic dziwnego, że szukała męskiej bliskości gdzie indziej- w sensie emocjonalnym, oczywiście.

61 Ostatnio edytowany przez Ewika99 (2014-10-23 19:06:09)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
ezail napisał/a:
Cynicznahipo napisał/a:

Co za bzdury...
Wiadomo, że postąpiła po świńsku, ale nie o tym jest ten wątek.
I ona nie prosi o ocenę, tylko o pomoc.

Facet zdecydował się być z nią dalej po zdradzie. To jego wybór, nikt go nie zmuszał.
Jakby tu pisał facet, napisałabym dokładnie to samo.
Zdrada to ostatnie świństwo, nieważne, kto zdradza. Ale traktowanie kogoś jak szmatę od podłogi, to też świństwo. I też niezależnie od płci.

To prawda, że nikt go nie zmuszał. Miał natomiast prawo podjąć taką decyzję z różnych powodów. Ona zdradzać natomiast prawa nie miała.
Dlaczego?

Proszę bardzo:
"Ja (imię pana młodego) biorę ciebie (imię panny młodej) za żonę i ślubuję ci miłość, WIERNOŚĆ i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci."

To że jest źle nie wynika z problemu męża tylko jest wynikiem braku zgody ze swoim sumieniem.

Hmmm... W tej formule jest oprócz wierności, również miłość i uczciwość. Z postów autorki wynika, że to mąż pierwszy złamał przysięgę, nie okazując jej bliskości. Tylko ten fakt jest przez panów przemilczany.autorka wyraźnie pisała, że brakowało jej ciepła, które powinien zapewnić jej mąż. Nie dawał jej tego nawet po tym, jak postanowili zacząć jeszcze raz. Więc on też złamał przysięgę. Aha, jest jeszcze taką formuła: na dobre i zle. Czyli razem przechodzimy wszystkie problemy, oboje się staramy. A słowo WYBACZAM powinno być święte, jak cała instytucja małżeństwa. Nie powinno się go rzucać ma wiatr. Ja tu widzę również ogromną winę męża. A Wy, panowie, zalatujecie hipokryzja wyskakujac z cytatem przysięgi małżeńskiej...Aha, jeszcze jedna refleksja mnie naleciala, skoro już mowa o małżeństwie- ksiądz, w momencie załączenia kobiety i mężczyzny węzłem małżeńskim mówi o nich NIE ona i on, a Wy. I to "Wy" ma istnieć aż do końca małżeństwa (czyt. dopóki nas śmierć nie rozlaczy). Logiczne więc, że wszystko co robią, jako mąż i żona, muszą robić wspólnie, a więc walczyć o związek również muszą RAZEM, bo to nigdy nie będzie leżało w interesie tylko jednego małżonka...

62

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Lexpar napisał/a:
ezail napisał/a:

Jejku jak mnie to denerwuje... Wszyscy zawsze wiedzą lepiej ode mnie jaki jestem i będę.  Mówili, że zacznę palić w wojsku, a nie zapaliłem nigdy w życiu. Mówili, że nie poradzę sobie na farmacji a zrobiłem dodatkowe 2 fakultety. Mówili, że zacznę chodzić na randki a ja powiedziałem że dopiero po studiach i tak się stało. Jaki bym zły nie był, to jestem człowiekiem honoru i duma nie pozwala mi łamać danego słowa. Małżeństwo jest święte i niech tępi ludzie wbiją sobie na pamięć do łba treść przysięgi i stosują się do tego. A jak to za mało to przetłumaczyć na 10 języków i powtarzać codziennie. Receptura na szczęśliwe małżeństwo jest znana od wieków i moi rodzice są tego najlepszym dowodem. Tylko telewizja, celebryci, politycy i środowiska gender wmawiają ludziom że to niepostępowe.

Dlatego oni są szczęśliwi a postępowi mają nerwice, depresje, popełniają samobójstwa i płaczą nad przegranym życiem.

Ezail wprawdzie nie mam dwóch fakultetów ( jesteś dobry, szybko je zdobyłeś), byłem w wojsku, paliłem papierosy ale już od 30 lat nie palę ( a Ty ile masz lat? A,  jak dobrze kojarzę to 25. Przyznam szczerze, podziwiam Twoje doświadczenie życiowe i dojrzałość).
Jestem z jedną kobietą od ponad 40 lat i bardzo dobrze pamiętam słowa przysięgi składane 37 lat temu przed urzędnikiem SC jak i przed księdzem.
Mieliśmy i mamy do siebie pełne zaufanie. Mamy przyjaciół i przyjaciółki. Spotykamy się z nimi razem i osobno. Ale tak jak napisałem wcześniej, zaufanie w związku to podstawa. Bez zaufania nie ma związku.
Z Twojej wypowiedzi widzę, że Ty cierpisz. Ty kobiecie nie ufasz i jestem przekonany, że ją kontrolujesz i sprawdzasz na każdym kroku.
Żal mi Ciebie bo co to jest za życie. No tak życie w klatce http://emotikona.pl/emotikony/pic/2glowawmur.gif.
Z nikim się nie spotykać, z nikim nie rozmawiać, nie mieć przyjaciół, nie mieć znajomych to według Ciebie jest receptą na dobre życie http://emotikona.pl/emotikony/pic/2wow2.gif.
Jeżeli ja bym tak postępował ( nie pozwalał żonie spotykać się z nikim, nie wychodzić samej z domu etc.), to jestem przekonany, że Nas już by nie było.
Ja jej nie kontroluję a ona i tak mi mówi, że ją duszę.
Każdy człowiek pragnie swobody, jakiegoś luzu.
A czy wszędzie są zdradzacze i zdradzaczki.
Oświadzczam Ci, że nie.
Właśnie przykładem jest mój związek oparty na szacunku i zaufaniu do partnera.
Na koniec powiem Ci, że zdrady nie toleruję ( nie zdradziłem i nie zdradzę ).
Moja żona ma takie same zdanie nna ten temat.
A czy jestem honorowy to musiałbyś zapytać mojej żony.

Nie kontroluję mojej narzeczonej bo nie daje mi ku temu powodów. Nie przeglądam jej szafek, telefonu, facebooka... Na nic mi takie rzeczy. Jeżeli coś by wynikło to od razu zakończył bym związek bez żadnych skrupułów i ona doskonale o tym wie, myśli podobnie a to ile przeżyliśmy i ile chcemy razem przeżyć jest zdecydowaną motywacją do tego aby nasz związek pielęgnować. Nie uważam, że nie możemy mieć znajomych, oboje ich mamy, są różnej płci i nikt nie robi nikomu o to hałasu. Ale nie jesteśmy z nimi związani ani fizycznie ani emocjonalnie bo to też zdrada. Nie wiem skąd się wziął pomysł, że cierpię? To że mam zasady to nie znaczy, że żyję w klatce. Ona czasem jeździ do koleżanek, ja czasami wyskoczę  na piwo z kolegami i nie robimy sobie o to awantur. A to że na zabawę idę tylko z narzeczoną i nie czuję potrzeby, zawierania nowych znajomości i flirtów to nie znaczy, że nie idę za głosem serca. Tylko jest w tym wszystkim pewien niuans - ona jest moim sercem.

63

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Dziękuję wszystkim osobom, które zechciały się wypowiedzieć w moim temacie.
Dopiszę, co zaszło nowego jeśli chodzi o relacje z meżem.

Porozmawialiśmy. Najpierw o ofertach domu- wydawał się być pozytywnie nastawiony.
Zadałam mu jednak pytanie o nasze relacje. Powiedział mi, że aby było dobrze, musiałabym duuużo w sobie zmienic.
Zapytałam, CO. Nie odpowiedział. Ale to typowe dla niego- rzuci hasło i juz nie rozwija tematu, milczy.

Więc kontynuowałam ja. Że nie wiem, jaką zmianę ma on na mysli. Że moge zmienić różne moje drobne przyzwyczajenia,
starać się, jednak radykalnie nie zmienię siebie, bo jestem już człowiekiem ukształtowanym. Że nie zrobiłabym tego,
bo LUBIĘ siebie, dazyłam do tej zmiany, jaka jest.... 
On do mnie, że nie jestem już tą samą kobietą, za która wychodził, i że z tym jest mu cięzko. Że jestem INNA.

Ja się z tym zgadzam.
Mąż nie zmienił się w takim stopniu jak ja.
Wychodziłam za maz mając lat 20, dzis myślę, że to było za wcześnie.

Za czym on tęskni?
Za osobą, która była, wypłakiwała mu się w rękaw, była słaba, uwieszona na jego ramieniu, bezradna. Może ta bezradnośc i kruchośc bardziej kojarzyła mu się z kobiecością niż to, kim jestem teraz?

Dziś czuję się kimś innym, pracowałam na tę zmianę długo. Pokonywałam strach przed nieznanym. Odbudowałam poczucie wartości.
Skończyłam studia i języki, prowadzę firmę,
samodzielnie otworzyłam sklep ( wyremontowałam, zatowarowałam, itd- bez męza pomocy, bo absolutnie nie chciał się do tego przyłożyć, choć go rozumiem- bo to było zaraz  po moim powrocie do niego ). Prowadzę też drugą działalnośc, zatrudniam ludzi.
To wszystko sprawiło, że nie jestem już zakompleksioną i bezradną dziewczynką. Odbiera się mnie jako kobietę bardzo silną,
zaradną, ambitną.

To prawda, że nie wszystko mam jeszcze ułożone w środku, we wnętrzu.Bo pomimo tego ,w sposób niewidzialny dla otoczenia, nie czuję sie pewnie w swoim zyciu, trzymam się nadal jakiejś nitki i nie chcę jej puścić. Nie wiem, w czym tkwi problem. Mam zachwiane poczucie bezpieczeństwa, wyniesione z domu, i to tkwi we mnie głęboko. Pomimo osiągnięć nie czuje sie osobą całkowicie niezależną, a świadomośc bycia zdaną na siebie, paraliżuje mnie. Moze moja psychika to wyolbrzymia....Nie znam odpowiedzi. Źle się z tym czuję. To pewnie materiał na terapię...

Co do męża...
Oboje mamy taki problem, że jestesmy do siebie przywiązani, ale jednocześnie nie akceptujemy się do końca. Tzn może ja bardziej juz spasowałam, bo maz jest człowiekiem upartym, i mam na niego niewielki wpływ.
Przede wszystkim jestem już zbyt zmęczona, żeby się kłócić, powiedziałam mu to.
Staram się jakoś z nim rozmawiać, choc głębokie rozmowy zdarzają nam się rzadko, on niechętnie się dzieli swoimi odczuciami. Brakuje mi takich rozmów. Z drugiej strony jak już są zaczęte, to widzę, że on jest też utyrany tym wszystkim, zmęczony. Smutny to obrazek, bardzo...

Dodam, czytając Wasze komentarze, że mąż już nie dopuszcza się przemocy psychicznej. Pewnie robił to, bo cierpiał, a ja się zapętliłam w ten chory układ jak w jakies współuzaleznienie. Przerwałam jednak tę spiralę zła i przemocy wyprowadzając się. Odkąd wróciłam, on wie, że nie ma takiewgo wpywu na mnie, aby słowem lub czynem zrobić mi krzywdę. Takie rzeczy się czuje i wie. Nawet nie próbował.
No, może była jedna sytuacja, ... ale opowiem o niej innym razem.

Jestem na rozdrożu.
Wiem, kim jestem, i że inna już nie będę.
On też jest kimś, kto się nie zmieni radykalnie.
Można to zaakceptować, pogodzić się z tym albo nie pogodzic i cierpiec.

Bardziej od tego, jaki jest on....bo z tym się chyba pogodziłam....boli mnie to, że on zyje sentymentem za mną, osobą, którą wspomina, której nie ma. Przecież się nie stanę 20-latką, z tamtym sposobem myslenia, przeciez się nie stanę słaba, żeby on czuł się dobrze, to niewykonalne...Więc co mam robić?

Jak pytałam męza, to mi powiedział, pierwszy raz w życiu, że według niego to nie ma sensu, że cytuję, " on się nie nadaje do zycia i w żaden sposób nie chciałby mnie oszukiwać.".

Walczyć o to jakimis sposobami??? Robić coś? Proponowac? Zaakceptować całą sytuację i zaangażowac się bardziej ( kupno domu, wspólne zycie, inwestycje, upewnianie, że jest dla mnie pomimo wad , ważny ), czy spasować, odpuścić, dać mu spokój, wycofać się i żyć w pojedynkę?

Macie jakieś pytania do mnie?
Coś moge dodać, aby ten obraz naszego życia uszczegółowić?

Mam nadzieję , że znajdą się tu osoby mądre życiowo, i na tyle kulturalne, żeby bez mieszania z błotem i kpiny zdobyć się na trzeźwą ocene sytuacji i mi pomóc....

64

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Lorelaine napisał/a:

Mam nadzieję , że znajdą się tu osoby mądre życiowo, i na tyle kulturalne, żeby bez mieszania z błotem i kpiny zdobyć się na trzeźwą ocene sytuacji i mi pomóc....

chyba zrobiłaś błędne założenie stąd twoje ...rozczarowanie
wchodząc na publiczne forum warto mieć świadomość, że spotkasz tutaj różne opinie - niekoniecznie takie z którymi się zgadzasz i jakie oczekujesz
to od ciebie i tylko od ciebie zależy jakie wypowiedzi weźmiesz sobie do serca i z których podpowiedzi skorzystasz

kto wg ciebie jest mądry czy kulturalny - to twój osąd
zawsze to, co tobie nie odpowiada możesz pomijać

korzystaj i nie ulegaj niepotrzebnym emocjom, bo to tylko świat ... wirtualny a życie to prawdziwe toczy się tam gdzie ty jesteś i tylko TY masz na nie wpływ nie postaci z forum wink

65 Ostatnio edytowany przez LonelyM (2014-10-24 09:05:15)

Odp: Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(
Lorelaine napisał/a:

Dziękuję wszystkim osobom, które zechciały się wypowiedzieć w moim temacie.
Dopiszę, co zaszło nowego jeśli chodzi o relacje z meżem.

Porozmawialiśmy. Najpierw o ofertach domu- wydawał się być pozytywnie nastawiony.
Zadałam mu jednak pytanie o nasze relacje. Powiedział mi, że aby było dobrze, musiałabym duuużo w sobie zmienic.
Zapytałam, CO. Nie odpowiedział. Ale to typowe dla niego- rzuci hasło i juz nie rozwija tematu, milczy.

Więc kontynuowałam ja. Że nie wiem, jaką zmianę ma on na mysli. Że moge zmienić różne moje drobne przyzwyczajenia,
starać się, jednak radykalnie nie zmienię siebie, bo jestem już człowiekiem ukształtowanym. Że nie zrobiłabym tego,
bo LUBIĘ siebie, dazyłam do tej zmiany, jaka jest.... 
On do mnie, że nie jestem już tą samą kobietą, za która wychodził, i że z tym jest mu cięzko. Że jestem INNA.

Ja się z tym zgadzam.
Mąż nie zmienił się w takim stopniu jak ja.
Wychodziłam za maz mając lat 20, dzis myślę, że to było za wcześnie.

Za czym on tęskni?
Za osobą, która była, wypłakiwała mu się w rękaw, była słaba, uwieszona na jego ramieniu, bezradna. Może ta bezradnośc i kruchośc bardziej kojarzyła mu się z kobiecością niż to, kim jestem teraz?

Dziś czuję się kimś innym, pracowałam na tę zmianę długo. Pokonywałam strach przed nieznanym. Odbudowałam poczucie wartości.
Skończyłam studia i języki, prowadzę firmę,
samodzielnie otworzyłam sklep ( wyremontowałam, zatowarowałam, itd- bez męza pomocy, bo absolutnie nie chciał się do tego przyłożyć, choć go rozumiem- bo to było zaraz  po moim powrocie do niego ). Prowadzę też drugą działalnośc, zatrudniam ludzi.
To wszystko sprawiło, że nie jestem już zakompleksioną i bezradną dziewczynką. Odbiera się mnie jako kobietę bardzo silną,
zaradną, ambitną.

To prawda, że nie wszystko mam jeszcze ułożone w środku, we wnętrzu.Bo pomimo tego ,w sposób niewidzialny dla otoczenia, nie czuję sie pewnie w swoim zyciu, trzymam się nadal jakiejś nitki i nie chcę jej puścić. Nie wiem, w czym tkwi problem. Mam zachwiane poczucie bezpieczeństwa, wyniesione z domu, i to tkwi we mnie głęboko. Pomimo osiągnięć nie czuje sie osobą całkowicie niezależną, a świadomośc bycia zdaną na siebie, paraliżuje mnie. Moze moja psychika to wyolbrzymia....Nie znam odpowiedzi. Źle się z tym czuję. To pewnie materiał na terapię...

Co do męża...
Oboje mamy taki problem, że jestesmy do siebie przywiązani, ale jednocześnie nie akceptujemy się do końca. Tzn może ja bardziej juz spasowałam, bo maz jest człowiekiem upartym, i mam na niego niewielki wpływ.
Przede wszystkim jestem już zbyt zmęczona, żeby się kłócić, powiedziałam mu to.
Staram się jakoś z nim rozmawiać, choc głębokie rozmowy zdarzają nam się rzadko, on niechętnie się dzieli swoimi odczuciami. Brakuje mi takich rozmów. Z drugiej strony jak już są zaczęte, to widzę, że on jest też utyrany tym wszystkim, zmęczony. Smutny to obrazek, bardzo...

Dodam, czytając Wasze komentarze, że mąż już nie dopuszcza się przemocy psychicznej. Pewnie robił to, bo cierpiał, a ja się zapętliłam w ten chory układ jak w jakies współuzaleznienie. Przerwałam jednak tę spiralę zła i przemocy wyprowadzając się. Odkąd wróciłam, on wie, że nie ma takiewgo wpywu na mnie, aby słowem lub czynem zrobić mi krzywdę. Takie rzeczy się czuje i wie. Nawet nie próbował.
No, może była jedna sytuacja, ... ale opowiem o niej innym razem.

Jestem na rozdrożu.
Wiem, kim jestem, i że inna już nie będę.
On też jest kimś, kto się nie zmieni radykalnie.
Można to zaakceptować, pogodzić się z tym albo nie pogodzic i cierpiec.

Bardziej od tego, jaki jest on....bo z tym się chyba pogodziłam....boli mnie to, że on zyje sentymentem za mną, osobą, którą wspomina, której nie ma. Przecież się nie stanę 20-latką, z tamtym sposobem myslenia, przeciez się nie stanę słaba, żeby on czuł się dobrze, to niewykonalne...Więc co mam robić?

Jak pytałam męza, to mi powiedział, pierwszy raz w życiu, że według niego to nie ma sensu, że cytuję, " on się nie nadaje do zycia i w żaden sposób nie chciałby mnie oszukiwać.".

Walczyć o to jakimis sposobami??? Robić coś? Proponowac? Zaakceptować całą sytuację i zaangażowac się bardziej ( kupno domu, wspólne zycie, inwestycje, upewnianie, że jest dla mnie pomimo wad , ważny ), czy spasować, odpuścić, dać mu spokój, wycofać się i żyć w pojedynkę?

Macie jakieś pytania do mnie?
Coś moge dodać, aby ten obraz naszego życia uszczegółowić?

Mam nadzieję , że znajdą się tu osoby mądre życiowo, i na tyle kulturalne, żeby bez mieszania z błotem i kpiny zdobyć się na trzeźwą ocene sytuacji i mi pomóc....

Mnie się wydaje, że oboje już "nie spełniacie oczekiwań wobec siebie nawzajem".
Jabłko nie stanie się gruszką choćby nie wiem jakby się chciało.
Najsłuszniejszym rozwiązaniem będzie  zacząć w pojedynkę, bo z tej mąki chyba już nie będzie chleba, dwie wykluczające się receptury - wyjdzie co najwyżej zakalec i nikomu smakować nie będzie

Posty [ 1 do 65 z 78 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Mamy kupować dom, a ja nie wiem, czy chcę z nim być. :-(

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024