Zainspirowała mnie wypowiedź forumowej Koleżanki, pozwolę sobie zacytować:
Mnie by chyba nie przyszło do głowy, że można stawiać partnera wyżej niż dziecko i że można twierdzić, że partner będzie przy nas do końca życia, a dziecko odejdzie, i porównywać to w ten sposób. Nie mam dzieci, ale słyszałam od wielu matek, że miłość do dziecka to uczucie, którego nie da się z niczym porównać, silniejsze od jakiegokolwiek innego. Partnera nigdy nie możemy być pewni, jak przychodzi tak może i odejść, natomiast dziecko - niezależnie od tego, co zrobi, czy nas opuści, czy nie - kochamy miłością bezwarunkową. Miłość do partnera nigdy nie jest bezwarunkowa. Dziecku dajemy życie, jesteśmy za nie odpowiedzialne/-ni, więc to kompletnie inny rodzaj relacji, niż relacja z mężem/partnerem.
Gdyby mi moja mama powiedziała, że jej partner jest dla niej ważniejszy niż ja czy moja siostra, to bym się chyba na nią śmiertelnie obraziła i już nigdy w życiu do niej nie odezwała Pewnie dlatego, że właśnie w takim przekonaniu zostałam przez nią wychowana - że facet to rzecz nabyta, a dziecko się kocha i już. I myślę, że wcale nie zostałam niemądrze wychowana
Ciekawi mnie, jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Czy kochamy bardziej męża, czy dziecko? Czy fakt, że bardziej kochamy męża, świadczy o tym, że jesteśmy kiepskimi matkami? A jeśli bardziej kochamy dziecko, to znaczy, że w naszym związku źle się dzieje, a my, matki, mamy pieluszkowe zapalenie mózgu? Jak jest, a jak być powinno (o ile w ogóle da się jednoznacznie stwierdzić, co i jak powinno wyglądać w tak delikatnej i intymnej tematyce, jaką są uczucia)? A może w ogóle nie da się, Waszym zdaniem, powiedzieć, że kogokolwiek kochamy "bardziej", ewentualnie "inaczej"?
Zapraszam do dyskusji