Od momentu kiedy mąż mnie zostawił zaglądam regularnie na to forum podczytując wątki osób, które mają podobne przeżycia co ja, teraz postanowiłam, że napiszę coś i ja od siebie, żeby ktoś postronny spojrzał trzeźwo na moją sytuację.
Jakiś czas temu mąż oznajmił mi, że przestał mnie kochać, zapewniał, że nie ma nikogo po prostu coś w nim pękło, wypaliło się, że to koniec i chce rozwodu. Poczułam ogromny ból, chciałam wierzyć, że to chwilowe załamanie, że naprawdę nikogo nie ma, choć od około 3 miesięcy jego zachowanie się zmieniło (późne powroty z pracy do domu, chowanie telefonu, wyciszanie dźwięków, oziębłość w stosunku do mnie, brak zainteresowania moją osobą, próby rozmowy z mojej strony o tym, co się dzieje, a jego milczenie i wiele innych niepokojących sygnałów), ale ja byłam w ciąży z planowanym i chcianym dzieckiem, dlatego próbowałam sobie wmówić, że zmiana jego zachowania wynika z tego, że ja stałam się za bardzo podejrzliwa, nerwowa, a z drugiej strony, że może wizja tego, że będzie ojcem trochę go przerosła. Przeżyłam koszmar raptem uświadomiłam sobie, że czeka mnie rola samotnej matki, mąż oznajmił, że dziecko będzie kochał, mnie nie , ale ja ciągle miałam nadzieję, że przecież jeśli nikogo nie ma to może jednak coś się jeszcze odmieni). Od tamtego czasu zaglądam na to forum i w tych bardzo trudnych momentach czytałam wątki kobiet, które przechodziły przez coś podobnego i trochę mnie to podbudowało. Niemniej jednak jakoś z czasem powoli w ogromnym bólu i żalu oswajałam się z tą sytuacją, do czasu, kiedy przez przypadek dowiedziałam się, że ma kochankę i to już od kilku miesięcy (teraz wszystko do mnie dotarło, wszystkie sygnały, które mówiły o tym, że pewnie kogoś ma stały się rzeczywistością, a tak zarzekał się, że nikogo nie ma, a ja wierzyłam). Ogromna złość, pytanie jego dlaczego oczywiście retoryczne bo on nie potrafił nic powiedzieć poza tym, że przeprasza, że zje?. Mi życie. W tym momencie postanowiłam sobie, że to koniec moich nadziei i wyobrażeń, o tym, że on się opamięta, że ja wybaczę i stworzymy normalny dom dla naszego dziecka. I może trwała bym w tym postanowieniu, żeby nie to, że jeszcze na chwilę obecną mieszkamy ze sobą i jest dziecko, które faktycznie on kocha i widząc go codziennie, rozmawiając z nim nie mogę wymazać z pamięci tego, co było miedzy nami jeszcze tak niedawno, ale jest też kochanka, dla której chce wziąć ze mną rozwód.
Podczas ciąży całkowicie się ode mnie odciął, zostawił, zajął się swoim zauroczeniem, a ja głupia choć rozum mówi- nie należy się mu druga szansa, czekam na to, że jednak będzie chciał do mnie wrócić. Odnowiłam kontakty ze znajomymi, chodzę po sklepach, na spacery, zajmuję moim kochanym synkiem, ale mimo to nachodzą chwile, kiedy czuję się bardzo samotna. Dodam, że mąż pomaga mi przy dziecku i teraz gdy emocje trochę już opadły normalnie ze sobą rozmawiamy, ale wiem, że dla mnie jest to nie zdrowe bo gorzej jest mi się z tego wyleczyć. Nie pokazuje mu, że tak trudno mi o nim zapomnieć, wrecz staram się pokazać, że jestem twarda.
Sprowadźcie mnie na ziemie, bo jestem głupia myśląc, że gdyby tylko on chciał to dałabym mu drugą szansę choć mu się nie należy. Mam mojego ukochanego dzidziusia i czasu nigdy bym nie cofnęła, bo nie wyobrażam sobie, że miałoby go nie być na świecie, ale jak zapomnieć o tym, co było między nami? jak pogodzić się z tym, że mężczyzna, któremu urodziłam syna ma inną, która jest dla niego tak ważna? Czy on będzie kiedyś tego żałował? Czy zatęskni za tym, co miał, kiedy zauroczenie minie? A może zauroczenie nie minie i przerodzi się w miłość? Ale mnie też zapewniał o miłości i co z tego zostawił, gdy najbardziej go potrzebowałam? Te pytania tak często sobie zadaję...