Wielka niemożność - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Wielka niemożność

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 82 ]

Temat: Wielka niemożność

Od wielu miesięcy towarzyszy mi jakiś dziwaczny paraliż działania.

Nie znajduję siły na zrobienie czegokolwiek, najprostsze rzeczy okazują się problemem. Nie daję rady włączyć pralki, posprzątać, planuję iść na spacer, ale nie mogę wyjść z domu. Są takie weekendy, że nie mogę się podnieść. Kupiłam nowe kijki do nordic walkingu, mam je już miesiąc i jeszcze ani razu nie zostały użyte. Zapominam, trudno mi się skoncentrować, coś chcę przeczytać lub obejrzeć, ale odpływam myślami gdzie indziej. Planuję różne rzeczy, ale nic z tego nie dochodzi do skutku.

I tak dzień za dniem.

I coraz bardziej nie mogę.

Źle się odżywiam, źle wyglądam.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Herne (2025-06-22 23:26:29)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Od wielu miesięcy towarzyszy mi jakiś dziwaczny paraliż działania.

Nie znajduję siły na zrobienie czegokolwiek, najprostsze rzeczy okazują się problemem. Nie daję rady włączyć pralki, posprzątać, planuję iść na spacer, ale nie mogę wyjść z domu. Są takie weekendy, że nie mogę się podnieść. Kupiłam nowe kijki do nordic walkingu, mam je już miesiąc i jeszcze ani razu nie zostały użyte. Zapominam, trudno mi się skoncentrować, coś chcę przeczytać lub obejrzeć, ale odpływam myślami gdzie indziej. Planuję różne rzeczy, ale nic z tego nie dochodzi do skutku.

I tak dzień za dniem.

I coraz bardziej nie mogę.

Źle się odżywiam, źle wyglądam.

To wygląda na pierwszy rzut oka jak depresja, ale ja trochę przewrotnie zapytam: Kiedy ostatni raz robiłaś sobie najprostsze badania? Taki zwykły przegląd u zwykłego łapiducha typu popatrzenie w oczy + badanie krwi?
Szczególnie pod kątem poziomów rożnych nietypowych rzeczy, np...witaminy D

edit: troszkę się cofnąłem w przeszłość.
Znalazłaś pracę? I widzę, że "po" korporacji jesteś - nie przemagłowało Cię to zbytnio i nie trzyma dalej?

Odp: Wielka niemożność

Badania robiłam i wg badań wszystko jest ze mną ok. Nawet poziom witaminy D3 mam w normie, zresztą pewnie dlatego że cały czas ją suplementuję.
Pracę też mam. Czy czuję się przemaglowana przez korporację? Tak, zdecydowanie tak.

4 Ostatnio edytowany przez Herne (2025-06-22 23:54:56)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Badania robiłam i wg badań wszystko jest ze mną ok. Nawet poziom witaminy D3 mam w normie, zresztą pewnie dlatego że cały czas ją suplementuję.
Pracę też mam. Czy czuję się przemaglowana przez korporację? Tak, zdecydowanie tak.

To gratulacje, że znalazłaś smile, z tego co pisałaś, chwilkę musiałaś się poboksować z tematem. Mam nadzieję, że obecna praca jest spokojniejsza smile

Ok - skoro przemaglowanie zdecydowanie tak, to zasadnym byłoby może odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to dalej nie ma jakiegoś wpływu na Ciebie jak jakieś odległe echo.
Osobiście nie mam zbyt dobrych wspomnień dotyczących atmosfery pracy w tego typu miejscach. Ale to było dawno temu, może się coś zmieniło w międzyczasie wink

Skoro siedlisko duszy, czyli ciało, w porządku, to pozostaje zając się samą duszą smile. Kwestia rozpoznania ewentualnych epizodów depresyjnych wydaje się tutaj być kluczowa.
Tym bardziej, że:

Lucy-on-the-roof napisał/a:

(...)
I coraz bardziej nie mogę. (...)

Jak widać samo nie przechodzi. I eskaluje.

5

Odp: Wielka niemożność

To, co opisujesz – ten paraliż działania, trudności z najprostszymi rzeczami, brak energii, koncentracji i poczucie niemocy – nie jest niczym dziwnym. I zdecydowanie nie świadczy o słabości. To bardzo wyraźny sygnał, że coś w psychice domaga się troski i wsparcia.

To nie jest lenistwo ani "wymówki”, tylko często objaw stanu depresyjnego albo przeciążenia psychicznego. W takim stanie naprawdę trudno "wziąć się w garść” – bo to nie kwestia chcenia, tylko realnego braku sił. I warto to sobie uczciwie powiedzieć.

Nie wiem jak do tego podchodzisz, ale moim zdaniem warto porozmawiać z jakimś specjalistą. To nie musi być od razu długa terapia, bo czasem wystarczy, żeby ktoś Cię nakierował.
Jeśli masz problem z mobilizacją do działania, to może lepsze będą mikrokroki. Nie spacer – tylko założenie butów i wyjście z domu. Nie sprzątanie – tylko wyrzucenie jednej rzeczy. Każdy drobiazg się liczy.

Przypadkiem nie obwiniaj się za to, co się dzieje, bo to, że leżysz i nic nie robisz nie jest Twoją porażką, ale reakcją na przeciążenie. Twój organizm mówi Ci: "nie dam rady” – i to trzeba uszanować.

Skoro napisałaś, to znaczy, że gdzieś w środku jest jeszcze jakaś siła. I to już coś! Nie musisz robić wielkich rzeczy. Czasem wystarczy, że po prostu zrobisz dla siebie coś małego, co sprawi Ci choć drobną przyjemność.

Odp: Wielka niemożność

Aktualna korporacja jest - na tle poprzednich - całkiem niezła. Czyli ludzie z którymi pracuję są w większości ok., a czasem nawet fajni. Ale ogólny system zarządzania jest typowy dla korporacji - taki sobie folwark pańszczyźniany. Lata mijają, ale tu nic się nie zmienia. Czy jest spokojniej? Praca jest bardziej zrozumiała, ale jeszcze nie mam pewności, że będę tu na stałe.

Myślę że u mnie to wszystko nawarstwiało się od dawien dawna, a ostatnie lata mnie w pewnym sensie dobiły.

Ja też mam takie poczucie nieprzystawalności, że nie pasuję, jestem inna, tak ogólnie w życiu, nie po prostu w pracy. Mam takie wspomnienie o mojej babci z dzieciństwa. Babcia wcześnie owdowiała, była samotniczką, żyła sama, w swoim świecie i jakaś taka niepasująca. Pamiętam, jak w trakcie rodzinnych uroczystości toczy się rozmowa i nagle babcia odzywa się ni w pięć, ni w dziesięć, niby na temat, ale tak jakoś obok. I zapada cisza, ale wszyscy są grzeczni, a potem rozmowa toczy się dalej. I ja mam wrażenie, że ze mną jest podobnie, że żyjąc bardzo długo pojedynczo, funkcjonuję stale poza głównym nurtem i stałam się dla świata kimś takim jak moja babcia.

Czuję się bardzo przeciążona, ilość stresu w ostatnich latach przekroczyła moją wytrzymałość. I to poczucie nieprzystawalności. Wiele lat radziłam sobie, niczego się nie bałam, a teraz stres jest codziennie, lęk, poczucie zagrożenia.

7 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2025-06-23 00:38:06)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Wiele lat radziłam sobie, niczego się nie bałam, a teraz stres jest codziennie, lęk, poczucie zagrożenia.

Potrafisz zidentyfikować ten lęk i poczucie zagrożenia?

W Twoich słowach jest coś, co wykracza poza zwykłe narzekanie na korpo czy przemęczenie – to raczej głęboka samotność i próba uchwycenia tego, co się z Tobą dzieje od lat. I nie chodzi tylko o pracę, ale o to, że przez lata jakoś się trzymałaś, może działałaś, ale w środku coś Cię coraz bardziej wyczerpywało.

Ten obraz babci – genialny i bardzo smutny zarazem. To symbol tego, jak człowiek może być fizycznie obecny wśród ludzi, a jednocześnie poza światem, który się właśnie toczy. I że z czasem można samemu zacząć wierzyć, że się tak "odstaje” od świata, że nie da się już inaczej.

Potwierdzasz, że jesteś przeciążona. To bardzo poważny sygnał, ale jeśli przez lata budowało się mechanizmy przetrwania, to teraz nie wystarczy sobie powiedzieć, że od dziś będzie lepiej. Może jesteś w punkcie, w którym trzeba nie "znosić rzeczywistość”, ale powoli budować nową. Z nową jakością relacji, nowym podejściem do siebie samej, z większą czułością wobec własnych ograniczeń.

I to nie są slogany. Piszę to jako ktoś, kto przez lata bardzo chciał wierzyć, że wszystko gra, choć prawda była zgoła inna - i w końcu musiał się zatrzymać, bo organizm powiedział "stop”.

Odp: Wielka niemożność

A kiedy ostatnio byłaś na wakacjach, jakimś wypadzie odpocząć?
Jak dbasz o swoje dobre samopoczucie i kondycje psychiczną? Czy masz jakieś hobby, paczke znajomych, dobre relacje z rodziną? Randkujesz, masz kogoś?

Odp: Wielka niemożność
Priscilla napisał/a:
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Wiele lat radziłam sobie, niczego się nie bałam, a teraz stres jest codziennie, lęk, poczucie zagrożenia.

Potrafisz zidentyfikować ten lęk i poczucie zagrożenia?

To dotyczy różnych sfer. Częściowo to są jakieś namacalne lęki - o zdrowie, o przyszłość, o starość, o pracę. Ale też takie bardziej uogólnione poczucie zagrożenia w związku z tym, co się dzieje w świecie. Przeżyłam w ostatnim roku parę dziwnych sytuacji z agresywnymi osobami. Na przykład jakaś osoba - zapewne z problemami psychicznymi - wsiadła do autobusu, stanęła przy moim siedzeniu i zaczęła wrzeszczeć, gdzieś w przestrzeń, do kogoś. To było przerażające. Albo na przejściu dla pieszych jakiś dziwny człowiek nagle wpada w szał i zaczyna mi wygrażać, a potem rzuca się do biegu, na szczęście mnie mija i leci dalej. W pewnym momencie w mojej okolicy pojawiło się trochę "śniadych" panów, jeden z nich dość natarczywie próbował nawiązać ze mną znajomość. Takie różne namacalne sygnały, że coś się dzieje dziwnego z ludźmi. Media zresztą donoszą o rozmaitych tego typu przypadkach. I to jest coś nowego, czego wcześniej nie było.


Priscilla napisał/a:

W Twoich słowach jest coś, co wykracza poza zwykłe narzekanie na korpo czy przemęczenie – to raczej głęboka samotność i próba uchwycenia tego, co się z Tobą dzieje od lat. I nie chodzi tylko o pracę, ale o to, że przez lata jakoś się trzymałaś, może działałaś, ale w środku coś Cię coraz bardziej wyczerpywało.

Ten obraz babci – genialny i bardzo smutny zarazem. To symbol tego, jak człowiek może być fizycznie obecny wśród ludzi, a jednocześnie poza światem, który się właśnie toczy. I że z czasem można samemu zacząć wierzyć, że się tak "odstaje” od świata, że nie da się już inaczej.

Potwierdzasz, że jesteś przeciążona. To bardzo poważny sygnał, ale jeśli przez lata budowało się mechanizmy przetrwania, to teraz nie wystarczy sobie powiedzieć, że od dziś będzie lepiej. Może jesteś w punkcie, w którym trzeba nie "znosić rzeczywistość”, ale powoli budować nową. Z nową jakością relacji, nowym podejściem do siebie samej, z większą czułością wobec własnych ograniczeń.

I to nie są slogany. Piszę to jako ktoś, kto przez lata bardzo chciał wierzyć, że wszystko gra, choć prawda była zgoła inna - i w końcu musiał się zatrzymać, bo organizm powiedział "stop”.

Tak, "głębokie osamotnienie" pasuje. Ja żyję od lat bardzo pojedynczo, czyli mieszkam sama, spędzam czas głównie sama, radzę sobie ze wszystkim sama. I to mi się wiele lat sprawdzało, ale w pewnym momencie zaczęło męczyć, aż stało się wyczerpujące. Również w takim sensie, że jak jest jakiś temat, to muszę sama szukać informacji, rozwiązania, pomocy. Znajomych mam niewielu. Nie biorę udziału w żadnych typowych socjalnych aktywnościach, nie chodzę na żadne rodzinne uroczystości, wesela, urodziny itp., nie organizuję własnych. Zresztą na własne życzenie i z własnego wyboru. Przez lata to mi się nawet sprawdzało, bo pozwoliło się odciąć od różnych toksycznych spraw. Ale też dało pewien efekt, którego nie przewidziałam - że jak się żyje "poza społeczeństwem", to się tak jakby wypada z obiegu.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

A kiedy ostatnio byłaś na wakacjach, jakimś wypadzie odpocząć?
Jak dbasz o swoje dobre samopoczucie i kondycje psychiczną? Czy masz jakieś hobby, paczke znajomych, dobre relacje z rodziną? Randkujesz, masz kogoś?

Z wypadami/ wakacjami jest taki problem, że ja nie ma siły, żeby wdrożyć jakikolwiek plan, czyli coś planuję, nawet już zrobię opłatę rezerwacyjną, a potem nie mam siły tego zrealizować. Nie daję rady się spakować, nie zdążam na pociąg.

Nie utrzymuję relacji z rodziną (i tego nie planuję zmieniać).

Nie randkuję.

Mam paru znajomych, w bardzo kryzysowej sytuacji w jakimś ograniczonym zakresie mogłabym poprosić o pomoc, sporadycznie rozmawiamy. Ja szczerze powiedziawszy nie mam ochoty na zbyt częste podtrzymywanie kontaktów.

10 Ostatnio edytowany przez Karmaniewraca (2025-06-23 15:58:08)

Odp: Wielka niemożność

Pracujesz zdalnie czy wychodzisz do biura?

Edit jak jeszcze dopytam ile jesteś po terapii

Odp: Wielka niemożność

Nie wiem jakim człowiekiem jesteś, ale ja żeby mieć energię, musze ją sobie wygenerować. Fajne spotkanie, wyjście, wyjazd, hobby. Trudno mieć power i zacięcie jeśil ma się monotonne życie. Czy chcesz iść do psychiatry czy psychologa sama zdecyduj. Moim zdaniem jednak, jeśli masz tak jak ja, mimo że ci się nie chce, powinnaś zmusić się do jakichkolwiek aktywności i to jest najważniejsze teraz. Nie patrz czy cię interesują czy nie, po prostu wyjdz do ludzi. Jeśli mieszkasz w dużym mieście takich zapchajdziur na weekend są tysiące. Premiera książki, oprowadzanie po mieście, spotkanie autorskie, wieczór poetycki, otwarcie wystawy, grupowe zajęcie sportowe, wolontariat dla zwierząt czy ludzi, amatorskie koła sportowe, taneczne albo artystyczne, grupy przy kościołach, na fb single w górach, wycieczki dla singli, szukam towarzysza podróży, nawet wyjdz sobie po pracy na jakiegoś bistro, żeby nie siedzieć sama w domu.
Fajnie miec hobby, ale jak na razie nie masz siły na nic, to lepsze to niż nic.

Wydaje mi się, że wpadłaś w dziwny stan kiedy nie masz siły odpcząć, bo jesteś zbyt zmęczona.
Nie pierdol o babci, nie romantyzuj swojego złego stanu psychicznego. Ona miała 80 lat i przeżyła wojne, więc miała prawo do czego inego niż ty. To nie musi być romantyczne pokrewieństwo waszych dusz, a po prostu babcia miała tendencje do chorób psychicznych i ty ją odziedziczyłaś.
Sytuacje które opisują spowodowały u ciebie stres, a ty nie rozładowałaś go. Jesteś zestresowana, więc musisz się odstresować. Odstresowanie u mnie to aktywny proces, może u ciebie też? Niektórzy wyluzują siedząc w domu i oglądając serial, inni potrzebują mocniejszego walnięcia-wyjść, zaszaleć, przepić,wyjeździć na rowerze, przeimprezować, wypocić na siłowni, albo wyciszyć na łonie natury.
Może jakiś dziennik samopoczucia? Jeśli nastrój utrzyma się kilka dni warto skorzystać z telefonu zaufania, albo poczekać na wizytę u psychiatry, albo psychologa. Warto samopoczucie monitorować dziennikiem, czy może aplikacją, bo masz czarno na białym ile dni masz doła, ile dni jest dobrze. Bez takiego monitoringu można przoczyć, albo wyolbrzymić problem.

12

Odp: Wielka niemożność
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Nie pierdol o babci, nie romantyzuj swojego złego stanu psychicznego. Ona miała 80 lat i przeżyła wojne, więc miała prawo do czego inego niż ty. To nie musi być romantyczne pokrewieństwo waszych dusz, a po prostu babcia miała tendencje do chorób psychicznych i ty ją odziedziczyłaś.

Jak zwykle wznosisz się na wyżyny empatii. Gratuluję.

Lucy-on-the-roof napisał/a:

Ja też mam takie poczucie nieprzystawalności, że nie pasuję, jestem inna, tak ogólnie w życiu, nie po prostu w pracy. Mam takie wspomnienie o mojej babci z dzieciństwa. Babcia wcześnie owdowiała, była samotniczką, żyła sama, w swoim świecie i jakaś taka niepasująca. Pamiętam, jak w trakcie rodzinnych uroczystości toczy się rozmowa i nagle babcia odzywa się ni w pięć, ni w dziesięć, niby na temat, ale tak jakoś obok. I zapada cisza, ale wszyscy są grzeczni, a potem rozmowa toczy się dalej. I ja mam wrażenie, że ze mną jest podobnie, że żyjąc bardzo długo pojedynczo, funkcjonuję stale poza głównym nurtem i stałam się dla świata kimś takim jak moja babcia.

Zawsze czułaś się taka odmienna, czy to pojawiło się z czasem?
Piszesz, że nie utrzymujesz kontaktów z rodziną, dlaczego?
A relacja z babcią jaka była?

13 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2025-06-23 18:21:58)

Odp: Wielka niemożność

Może to efekt kumulacji negatywnych emocji, które gromadziły się latami, przez co zapanował w Twoim życiu marazm i chaos. Życiowy marazm to przede wszystkim wycofanie się ze wszelkich aktywności, które jeszcze jakiś czas temu sprawiały Tobie radość czy dawały satysfakcję. Niewykluczone, że jest to przeciążenie psychiczne, ale co do właściwej diagnozy powinien wypowiedzieć się specjalista.
Zgadzam się z Priscillą w temacie podjęcia mikrokroków. Powoli, bez pośpiechu. Lepsze to niż nicnierobienie, które jedynie jeszcze bardziej potęguje Twoje odrętwienie. Pomyśl także nad sprawieniem sobie jakiejś przyjemności, która kiedyś dawała Ci wiele frajdy, zadowolenia.

Odp: Wielka niemożność
Mrs.Happiness napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Nie pierdol o babci, nie romantyzuj swojego złego stanu psychicznego. Ona miała 80 lat i przeżyła wojne, więc miała prawo do czego inego niż ty. To nie musi być romantyczne pokrewieństwo waszych dusz, a po prostu babcia miała tendencje do chorób psychicznych i ty ją odziedziczyłaś.

Jak zwykle wznosisz się na wyżyny empatii. Gratuluję.

Empatia nie polega na podążaniu w czarną otchłań psychicznych dołków i ojojoaniu, szczególnie jeśli widzisz, że są kierowane hipochondrycznym romantyzmem. Czasem empatia to też zawołanie Halo tu Ziemia! Wracaj do nas!
Jesteś zresztą kłótliwym snowflakiem, bo przecież mogłaś przewinąć moją wypowiedz bez czytania. Musiałaś ją przeczytać w całości i mimo, że 90% treści jest co najmniej neutralna, jeśli nie wspierająca, to specjalnie skupiasz się na słowie "pierdolić". Nie zapraszam do dyskusji, strofuj sobie kogoś innego.

15 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-06-23 17:54:43)

Odp: Wielka niemożność
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Empatia nie polega na podążaniu w czarną otchłań psychicznych dołków i ojojoaniu, szczególnie jeśli widzisz, że są kierowane hipochondrycznym romantyzmem. Czasem empatia to też zawołanie Halo tu Ziemia! Wracaj do nas!

Widzę, że diagnoza już postawiona. Brawo. Jesteś wielka.
A teraz, skoro mowa o zejściu na ziemię, to może przestań projektować.
Empatia to przede wszystkim umiejętność ZROZUMIENIA i WCZUCIA SIĘ w czyjąś sytuację, a nie umniejszanie temu, bo ktoś miał gorzej (babcia przeżyła wojnę, więc jej było wolno tak się czuć), czy sugerowaniu, że przesadza (romantyzuje swój stan).
Taki odbiór ze strony otoczenia co najwyżej POGŁĘBI poczucie nieprzystawania, odmienności.
Dziewczyna dała do zrozumienia, że nie ma kontaktu z rodziną, nie ma partnera, ma paru znajomych, z którymi sporadycznie rozmawia, jest samotna, więc może niech chociaż na forum sobie swobodnie napisze, co jej leży na wątrobie.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Jesteś zresztą kłótliwym snowflakiem...

Zalecam sprawdzić definicję tego słowa, dr. Smutna, bo jak zwykle kula trafiła w płot.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

bo przecież mogłaś przewinąć moją wypowiedz bez czytania. Musiałaś ją przeczytać w całości i mimo, że 90% treści jest co najmniej neutralna, jeśli nie wspierająca, to specjalnie skupiasz się na słowie "pierdolić". Nie zapraszam do dyskusji, strofuj sobie kogoś innego.

Skomentowałam ten fragment, bo jest zwyczajnie szkodliwy.
Prosić o pozwolenie na publicznym forum nie czuję potrzeby.

16 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2025-06-23 18:12:48)

Odp: Wielka niemożność

Mi to zajeżdża depresja albo mocnym wypaleniem zawodowym

I do lekarza marsz.  Po to są zeby pomóc

17

Odp: Wielka niemożność

Jak się źle odżywiasz,  to nie licz na dobre samopoczucie psychiczne i fizyczne.
I wszelkie inne rozwazania do momentu gdy tego nie zmienisz nie mają sensu.

18

Odp: Wielka niemożność
Bert44 napisał/a:

Mi to zajeżdża depresja albo mocnym wypaleniem zawodowym

I do lekarza marsz.  Po to są zeby pomóc


Ja bym poszła do psychiatry. W trybie pilnym.
Samotność sprzyja rozwojowi zarówno depresji jak i stanów lękowych. Wypalenie zawodowe jest znakomitą pożywką dla tejże depresji. I jest też coś takiego jak błędne koło - depresja powoduje między innymi wycofanie się z aktywności, wycofanie się skutkuje osamotnieniem, osamotnienie "karmi" depresję. Znane, opisane.
Tu niestety sposób odżywiania nie naprawi tego, co się sypie.
Bardzo charakterystyczne jest takie "racjonalnie wiem, że powinnam, ale nie mogę". Chcę ale nie mam siły. Kupiłam kijki i stoją.
Depresja może się rozwijać latami, to nie zawał, można rozwijającej się powoli u siebie czy u kogoś depresji nie zauważać bardzo długo. Możliwe, że się u Ciebie rozwinęła. Najwyżej psychiatra stwierdzi, że depresja to to nie jest, wtedy się można dalej zastanawiać o co chodzi i co się dzieje.

19 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2025-06-23 19:16:44)

Odp: Wielka niemożność

Zanim zaczniesz przywoływać definicje empatii z tonem wszechwiedzącego terapeuty... Tylko przypomne, że nie jesteś psychologiem, a twoje wypowiedzi brzmią jakbyś próbowała nim być. I tu właśnie mamy problem

Pisząc do kogoś w trybie „projekcji”, „pogłębiania alienacji” czy oceniając czyjąś reakcje jako „umniejszanie cierpienia”, wchodzisz w role do której nie masz kompetencji. Mylisz empatie z przejmowaniem kontroli nad cudzym doświadczeniem. I robisz to tonem, który zamiast wspierać, brzmi jakbyś stawiała diagnoze i podważała czyjeś emocje czyli dokładnie to co niby potępiasz

Jeśli naprawdę chcesz komuś pomóc to może najpierw po prostu posłuchaj, a nie narzucaj swoich narracji. Bo inaczej to też nie empatia, tylko teatr terapełtyczny bez licencji.

Słuchałam ostatnio podkastu i była tam taka anegdotka o kobiecie, która przez lata normalnie funkcjonowała, aż obejrzała program Oprah o przemocy domowej. Silna empatyczna reakcja Oprah i widowni uruchomiły w niej wspomnienia traumy, której wcześniej w ogóle nie była świadoma. Jej funkcjonowanie się posypało bo wcześniej sobie jakoś żyła, nie rozczulała się nad sobą, a potem nagle miała coś w rodzaju PTSD.

Uważam że czasem nie warto drążyć czyichś emocji jeśli nie zamierzasz komuś realnie pomóc, tylko chcesz wymusić zwierzenie albo utwierdzić się we własnym obrazie sytuacji. Empatia to nie przesłuchanie, to też odpowiedzialność. A tej odpowiedzialności i tak nie poniesiesz. Ja zresztą tez, ale moja wypowiedz jest na tyle oschła że przynajmniej, nie robię takiego wrażenia smile

Czy moja wypowiedz była chamska? Tak, jedno zdanie było chamskie.
Czy ty bawiąc się w spektakl terapii masz prawo kogokowliek pouczać o empatii? No niezbyt. Rozgrzebywanie traum obcych ludzi, =/= empatia.

20 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-06-23 20:03:51)

Odp: Wielka niemożność
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Zanim zaczniesz przywoływać definicje empatii z tonem wszechwiedzącego terapeuty... Tylko przypomne, że nie jesteś psychologiem, a twoje wypowiedzi brzmią jakbyś próbowała nim być. I tu właśnie mamy problem

Definicja empatii jest dostępna dla każdego z dostępem do internetu lub słownika języka polskiego. Nie trzeba ukończyć studiów z psychologii, aby móc się nią posługiwać.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Pisząc do kogoś w trybie „projekcji”, „pogłębiania alienacji” czy oceniając czyjąś reakcje jako „umniejszanie cierpienia”, wchodzisz w role do której nie masz kompetencji. Mylisz empatie z przejmowaniem kontroli nad cudzym doświadczeniem. I robisz to tonem, który zamiast wspierać, brzmi jakbyś stawiała diagnoze i podważała czyjeś emocje czyli dokładnie to co niby potępiasz

Rozumiem, że Ty posiadasz kompetencje, by diagnozować Lucy?
Bo przypomnę uprzejmie, że to nie ja bez żenady określiłam źródło jej dolegliwości jako hipochondryczny romantyzm i stwierdziłam, żeby nie pierdoliła, bo babcia przeżyła wojnę, więc miała prawo do innych rzeczy.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Jeśli naprawdę chcesz komuś pomóc to może najpierw po prostu posłuchaj, a nie narzucaj swoich narracji. Bo inaczej to też nie empatia, tylko teatr terapełtyczny bez licencji.

Dobra rada. Zastosuj się do niej następnym razem.
A przy okazji uważnie przeczytaj mój komentarz, bo skupiłam się w nim na zadaniu pytań, które uważam za istotne oraz na tym, by maksymalnie ją zrozumieć. Ty dawałaś rady, owszem, ale jednocześnie oceniałaś i umniejszałaś.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Uważam że czasem nie warto drążyć czyichś emocji jeśli nie zamierzasz komuś realnie pomóc, tylko chcesz wymusić zwierzenie albo utwierdzić się we własnym obrazie sytuacji. Empatia to nie przesłuchanie, to też odpowiedzialność. A tej odpowiedzialności i tak nie poniesiesz. Ja zresztą tez, ale moja wypowiedz jest na tyle oschła że przynajmniej, nie robię takiego wrażenia smile

Lucy napisała ten temat, żeby o swoich problemach porozmawiać z forumowiczami. Mam czas i ochotę, więc się włączyłam w dyskusję. Jeśli będzie chciała odpowiedzieć na zadane pytania, to z chęcią ją wysłucham i postaram się doradzić na tyle, na ile potrafię. Czy to będzie realna pomoc dla niej, trudno orzec, bo nie znam jej na tyle, by wiedzieć, czego potrzebuje, ale jest szansa, że poczuje się choć odrobinę mniej samotna. Jestem otwarta na kontakt, w tym prywatny, gdyby wolała niektóre kwestie poruszyć w warunkach, że tak to ujmę, chronionych.

Z Shinim też regularnie rozmawiam i ogromnie mnie cieszy, jak długą drogę już przeszedł oraz że mogę być świadkiem tej przemiany.

Tak naprawdę to nic nie wiesz o mnie, ani moich motywacjach.

Odp: Wielka niemożność

Dziękuję za wypowiedzi, wybaczcie ale nie dam rady odnieść się do każdego pytania czy porady.

Może zacznę trochę od końca, tak ogólnie, czyli od porad takich zadaniowych, żeby zrobić to czy tamto, wyjechać, wyjść do ludzi, zadbać o odżywianie itp.

Intencje zapewne są dobre, ale mi podejście zadaniowe nie pomaga. Czyli klasyczne wzięcie się w garść nie działa. Wręcz przeciwnie - im bardziej sobie narzucę, że muszę to czy tamto, tym bardziej prawdopodobne, że nie wyjdzie. Korzystam z mikrokroków, o jakich wspomniała Priscilla, ale na zasadzie przypływów energii. Słucham muzyki i nagle poczuję jakąś chęć/ gotowość żeby coś zrobić. Zmyję naczynia, wstawię pralkę, zetrę biurko. Myślę, że takie "zmuś się" działa w sytuacji chwilowych życiowych kryzysów u zdrowych osób, a u mnie to jest chyba stan przewlekły, który ciągnie się już od dawna i nie jest to pierwszy raz, gdy ogarnia mnie niemoc.


Muqin napisał/a:

Ja bym poszła do psychiatry. W trybie pilnym.

Nie wiem, czy chcę iść do psychiatry.
Nie wiem też, jak znaleźć dobrego psychiatrę.
Mam obawy, że lekarz po prostu przepisze mi jakieś leki, tak na odczepne, może niekoniecznie potrzebne, może uzależniające, albo z efektami ubocznymi.

Jakieś 2-3 lata temu wyszedł u mnie mocny niedobór witaminy D3. Ale, żeby to wyszło musiałam sama wpaść na pomysł, żeby sobie to sprawdzić. Więc nie wiem, co mi jest, czy to kwestia psychologiczna (a trochę kiepskich przeżyć mam), a może po prostu wchodzę w wiek okołomenopauzalny, a może czegoś mi jednak w organizmie brakuje (tylko jak z tą wit. D3 muszę zgadnąć sama), a może po prostu za mało w moim życiu ludzi i rozmowy (a niewyrażone emocje blokują). Mam trochę doświadczeń z lekarzami i one niekoniecznie są zawsze pozytywne.

W tym roku miałam badania w ramach profilaktyki 40+ i m.in. sprawdza się wagę. Moje BMI nie jest aktualnie najlepsze. Co mi poradził lekarz? No żeby walczyć z uczuciem głodu, może post jakiś czasem nawet zrobić, chodzić na spacery, starać się żeby wagę zmniejszyć, że to nie będzie łatwe, ale trzeba próbować. Tyle to ja wiem i bez lekarza. wink  Pytałam, czy poleca mi jakieś badania wykonać, czy jest w ramach NFZ dietetyk, co sądzi o tym wszystkim w kontekście tego, że może wchodzę w wiek okołomenopauzalny, czy sądzi, że może to być związane z brakiem witamin lub minerałów. I nic. Walczyć z uczuciem głodu, post i spacery.


Karmaniewraca napisał/a:

Pracujesz zdalnie czy wychodzisz do biura?

Edit jak jeszcze dopytam ile jesteś po terapii

Pracuję hybrydowo - część tygodnia zdalnie, a część w biurze. Mój epizod z terapeutką to jakieś przynajmniej 15 lat temu i trwał ok. 2 lat.

Mrs.Happiness napisał/a:

Zawsze czułaś się taka odmienna, czy to pojawiło się z czasem?
Piszesz, że nie utrzymujesz kontaktów z rodziną, dlaczego?
A relacja z babcią jaka była?

To poczucie narastało stopniowo, chyba w największym stopniu wpływał na to mój dom rodzinny, na zewnątrz nowoczesny, liberalny, dobrze funkcjonujący, a w środku bardzo przemocowa i kontrolująca matka, która zabraniała mówić, co się dzieje, nie wolno było okazywać emocji, krótka smycz i izolowanie od rówieśników. To z czasem tak mnie jakoś odcięło od normalnego rówieśniczego życia, szczególnie w okresie dojrzewania, potem już tego nie nadrobiłam. Po studiach zaczęłam stopniowo odcinać kontakty, aż całkowicie ustały. Z babcią w dzieciństwie w moim subiektywnym poczuciu było dobrze, ale z dzisiejszej perspektywy to uważam, że spędziłam z nią za dużo czasu, wysłuchałam za dużo historii, wchłonęłam za wiele z jej emocji i że ona wcale nie była taką fajną osobą, jak wtedy chciałam myśleć.


I tak na koniec: postanowiłam na razie spróbować napisać na forum, to pewnie nie będzie wystarczające w 100%, ale na początek tyle mogę zrobić.

22

Odp: Wielka niemożność

A jak twoja sytuacja osobista, masz rodzinę, dzieci, faceta, męża, narzeczonego? Czy jesteś sama, mieszkasz sama?
drugi człowiek to nie lekarstwo, ale paradoksalnie może wiele pomóc, nawzajem sobie możecie pomóc, nie mylić z wzajemnym terapeutyzowaniem się.

23 Ostatnio edytowany przez Karmaniewraca (2025-06-23 21:04:11)

Odp: Wielka niemożność

To ważna informacja z witaminą D. Zanim zaczniesz brać leki na depresję, zadbaj o niedobór witaminy D. przy dużych niedoborach jest dawka 20 000 raz w tygodniu przez kilka tygodni.Tylko zbadaj ja jeszcze raz i idź do lekarza żeby przepisał Ci witaminę D na receptę. To jedno i bardzo dużo.
Potem stopniowo spacery, ruch. Dobrze że masz hybrydę,zdalna potrafi zakisic człowieka na amen, to druga sprawa ale jak to w miarę odpada to witamina D jest jakimś cholernym lekiem antydepresyjnym.

Dobra z tą terapia to pytałam,  bo ludzie po terapii czasem dostają ekstremalnych zachowań antyspołecznych, wydaje się im że wszyscy są toksyczni, że każdy przekracza ich granicę i tak krok po kroku zostają sami no i sory ale bycie obrażonym chujem nie służy nikomu stąd kolejny krok do izolacji, samotności i rzeczywistej depresji.

24

Odp: Wielka niemożność

Lucy
rozumiem w pełni obawy przed psychiatrą. Medycy są jacy są, nie wszyscy to partacze ale...no  człek czasem bardziej się obawia trafienia na konowała niż diagnozy, znam ten ból. Tym niemniej moim zdaniem warto, nie do pierwszego lepszego z netu  ale do jakiegoś w miarę dobrą opinię mającego.  Alternatywnie psycholog-psychoterapeuta, bo z tego co piszesz fundamenty pod depresję i lęki masz też w historii życia czyli rodzinie pochodzenia.
Jedno co na tym etapie mogę z czystym sumieniem i na pewno to apelować, żebyś zebrała te siły co je jeszcze masz i poszła po pomoc zewnętrzna w realu. W mojej ocenie to już za daleko zajechało, żeby metoda małych kroków zadziałała prawidłowo, choć ogólnie jest dobra.  Patentu na nieomylność rzecz jasna nie mam, używam rozmawiając z Tobą własnej intuicji oraz równie własnego doświadczenia tak zwanego życiowego, trochę go mam.
Instrukcję "jak znaleźć sensownego psychiatrę" mogę ( na życzenie) spróbować sporządzić.


Wiesz, Smutna, empatia ma co najmniej 3 odmiany https://hrstandard.pl/2013/12/30/trzy-rodzaje-empatii/ i jeszcze na dodatek wielu ludzi myli ją ze zwykłą litością czy współczuciem. Z tego co powyżej właściwie tylko empatii kognitywnej można się w jakimś stopniu nauczyć, bo tu w grę wchodzą też  rozum i wiedza.  Czasem warto odróżniać, bo może się okazać, ze dwie osoby niechcący mówią o zupełnie innych rzeczach i nawet się mogą solidnie pokłócić tylko dlatego, że tak naprawdę nie mówią o tym samym czymś.

Co do odpowiedzialności to cóż, "przede wszystkim nie szkodzić" chyba nie jest złe , tak na początek. A niektóre twoje wypowiedzi, Smutna - nie spełniają tego warunku.
Klimaty "ogarnij się, nie histeryzuj, nie przesadzaj "itp to jest zwyczajnie opcja bardzo podwyższonego ryzyka, a ty ją stosujesz czasem wręcz z marszu, a czasem ewidentnie z wyboru. To drugie zdołałam samodzielnie zaobserwować w twoich tekstach do Shini. Pierwsze miało miejsce w tym wątku.
Żeby nie było - są ludzie, do których właśnie teksty brutalne typu "przestań jojczeć i weź się w garść" są jak najbardziej odpowiednie w ramach pomagania. Ale - tym można zaszkodzić bardzo, bardzo silnie, nawet takiego zamiaru nie mając.  Klasyka tego, czego nie wolno mówić osobom w depresji. Takie brutalne teksty pomóc mogą tylko czasami i tylko niektórym. Jak pisałam, narzędzie bardzo ograniczonym zastosowaniu, a niebezpieczne nad wyraz.

Pisałaś, że 80-letnia babcia "miała prawo" bo wojna i wczesne wdowieństwo. A Lucy - z tego by wynikało - prawa nie ma. Sorki, ale to bezsens.
Stan czyjejś  psychiki to nie kategoria praw i obowiązków, to kategorie jeśli już zdrowia i choroby/zaburzeń. No nie powiesz komuś, że nie ma prawa mieć nadciśnienia, żeby już wielkich dział nie uruchamiać i ominąć nowotwory. Grypę też ktoś ma albo nie ma, a łażenie w przestrzeni publicznej z grypą bo "to na pewno tylko przeziębienie" mądre nie było i nie jest, za to iluś kretynów jak najbardziej to praktykowało.

Bardzo możliwe, że babcia Lucy cierpiała na jakąś wersje zaburzeń depresyjnych i zwyczajnie nie była leczona. Depresji rzecz jasna nie dziedziczy się wprost, ale podatność i owszem. W wywiadzie u psychiatry jak najbardziej pada (przynajmniej zgodnie z zasadami sztuki) pytanie "choroby psychiczne w rodzinie", przy podejrzeniu depresji może brzmieć "depresja w rodzinie". Tak samo jak u innych lekarzy pytają w wywiadzie o nowotwory w rodzinie, zawały w rodzinie i inne takie, co to dziedzicznej podatności statystycznie zauważalnej nie wykluczono, co najmniej.


SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Słuchałam ostatnio podkastu i była tam taka anegdotka o kobiecie, która przez lata normalnie funkcjonowała, aż obejrzała program Oprah o przemocy domowej. Silna empatyczna reakcja Oprah i widowni uruchomiły w niej wspomnienia traumy, której wcześniej w ogóle nie była świadoma. Jej funkcjonowanie się posypało bo wcześniej sobie jakoś żyła, nie rozczulała się nad sobą, a potem nagle miała coś w rodzaju PTSD.


Przyznam, razi mnie nieco określenie "anegdotka" w kontekście tego, co opisane.
Historia prawdopodobna, raczej straszna niż zabawna.
Z tego co opisane zadziałał trigger i pękła tama. Zdarza się i jest trudne, zwłaszcza dla osoby, która tego doświadczy. Dla bliskich rzecz jasna też niełatwe. Zdarza się także w terapii, acz raczej nie na taką skalę jak opisana.
Tym niemniej koncepcja "nie tykaj wypartej, zminimalizowanej, zracjonalizowanej traumy póki jakoś żyjesz"" nie jest godna polecenia. Bo tamta opisana pani całe życie pozornie udane funkcjonowała nosząc w sobie coś na kształt uzbrojonej bomby. Że palnęło akurat w takiej wersji - smutne, straszne, okropne, trudne itd. Ale to palnąć mogło w każdej chwili, bo było. Mogło  panią wywalić psychicznie w kosmos od wpływem czegoś, o czym pani pojęcia nie miała, także czegoś absolutnie pozornie idiotycznego, byłabyś zapewne  zdziwiona jako i ja w swoim czasie byłam dowiedziawszy się,  jak dziwaczne bywają takie triggery  i jak zaskoczenia potrafią zadziałać. Jakby pani traumy nie miała nie byłoby historii. Jakby jej nie zamknęła mechanizmami obronnymi pt. "nie rozczulaj się nad sobą" możliwe, że dało by się tą bombę rozbroić.

25

Odp: Wielka niemożność
Karmaniewraca napisał/a:

To ważna informacja z witaminą D. Zanim zaczniesz brać leki na depresję, zadbaj o niedobór witaminy D. przy dużych niedoborach jest dawka 20 000 raz w tygodniu przez kilka tygodni.Tylko zbadaj ja jeszcze raz i idź do lekarza żeby przepisał Ci witaminę D na receptę. To jedno i bardzo dużo.
Potem stopniowo spacery, ruch. Dobrze że masz hybrydę,zdalna potrafi zakisic człowieka na amen, to druga sprawa ale jak to w miarę odpada to witamina D jest jakimś cholernym lekiem antydepresyjnym.

Dobra z tą terapia to pytałam,  bo ludzie po terapii czasem dostają ekstremalnych zachowań antyspołecznych, wydaje się im że wszyscy są toksyczni, że każdy przekracza ich granicę i tak krok po kroku zostają sami no i sory ale bycie obrażonym chujem nie służy nikomu stąd kolejny krok do izolacji, samotności i rzeczywistej depresji.

To jak przerwą terapię zbyt wcześnie i liznęli ją pobieżnie, wtedy zgoda, zgadzam się z Tobą.

Witamina D zapewne nie zaszkodzi, zwłaszcza, ze to kobieta po 40stce.

26

Odp: Wielka niemożność
złoto napisał/a:
Karmaniewraca napisał/a:

To ważna informacja z witaminą D. Zanim zaczniesz brać leki na depresję, zadbaj o niedobór witaminy D. przy dużych niedoborach jest dawka 20 000 raz w tygodniu przez kilka tygodni.Tylko zbadaj ja jeszcze raz i idź do lekarza żeby przepisał Ci witaminę D na receptę. To jedno i bardzo dużo.
Potem stopniowo spacery, ruch. Dobrze że masz hybrydę,zdalna potrafi zakisic człowieka na amen, to druga sprawa ale jak to w miarę odpada to witamina D jest jakimś cholernym lekiem antydepresyjnym.

Dobra z tą terapia to pytałam,  bo ludzie po terapii czasem dostają ekstremalnych zachowań antyspołecznych, wydaje się im że wszyscy są toksyczni, że każdy przekracza ich granicę i tak krok po kroku zostają sami no i sory ale bycie obrażonym chujem nie służy nikomu stąd kolejny krok do izolacji, samotności i rzeczywistej depresji.

To jak przerwą terapię zbyt wcześnie i liznęli ją pobieżnie, wtedy zgoda, zgadzam się z Tobą.

Witamina D zapewne nie zaszkodzi, zwłaszcza, ze to kobieta po 40stce.

Wiem,że ludzie którzy nie doświadczyło deficytu witaminy D traktują temat, nie zaszkodzi a może pomoże. Ale to naprawdę ważne dla naszego mózgu i często przedwcześnie przepisywane są leki na depresję zamiast uzupełnienie niedoboru. Nie odopuszczalnym tego tematu i nie lekceważyła, zwłaszcza że można to najszybciej załatwić

Odp: Wielka niemożność

Porozmawiałaś z chatbotem? Jesli chodzi o dziwne choroby to chatgpt daje radę.

Odp: Wielka niemożność
Muqin napisał/a:

Lucy
rozumiem w pełni obawy przed psychiatrą. Medycy są jacy są, nie wszyscy to partacze ale...no  człek czasem bardziej się obawia trafienia na konowała niż diagnozy, znam ten ból. Tym niemniej moim zdaniem warto, nie do pierwszego lepszego z netu  ale do jakiegoś w miarę dobrą opinię mającego.  Alternatywnie psycholog-psychoterapeuta, bo z tego co piszesz fundamenty pod depresję i lęki masz też w historii życia czyli rodzinie pochodzenia.
Jedno co na tym etapie mogę z czystym sumieniem i na pewno to apelować, żebyś zebrała te siły co je jeszcze masz i poszła po pomoc zewnętrzna w realu. W mojej ocenie to już za daleko zajechało, żeby metoda małych kroków zadziałała prawidłowo, choć ogólnie jest dobra.  Patentu na nieomylność rzecz jasna nie mam, używam rozmawiając z Tobą własnej intuicji oraz równie własnego doświadczenia tak zwanego życiowego, trochę go mam.
Instrukcję "jak znaleźć sensownego psychiatrę" mogę ( na życzenie) spróbować sporządzić.

To poproszę taką instrukcję. Przyda się mi, może też i komuś innemu.

29

Odp: Wielka niemożność
Karmaniewraca napisał/a:
złoto napisał/a:
Karmaniewraca napisał/a:

To ważna informacja z witaminą D. Zanim zaczniesz brać leki na depresję, zadbaj o niedobór witaminy D. przy dużych niedoborach jest dawka 20 000 raz w tygodniu przez kilka tygodni.Tylko zbadaj ja jeszcze raz i idź do lekarza żeby przepisał Ci witaminę D na receptę. To jedno i bardzo dużo.
Potem stopniowo spacery, ruch. Dobrze że masz hybrydę,zdalna potrafi zakisic człowieka na amen, to druga sprawa ale jak to w miarę odpada to witamina D jest jakimś cholernym lekiem antydepresyjnym.

Dobra z tą terapia to pytałam,  bo ludzie po terapii czasem dostają ekstremalnych zachowań antyspołecznych, wydaje się im że wszyscy są toksyczni, że każdy przekracza ich granicę i tak krok po kroku zostają sami no i sory ale bycie obrażonym chujem nie służy nikomu stąd kolejny krok do izolacji, samotności i rzeczywistej depresji.

To jak przerwą terapię zbyt wcześnie i liznęli ją pobieżnie, wtedy zgoda, zgadzam się z Tobą.

Witamina D zapewne nie zaszkodzi, zwłaszcza, ze to kobieta po 40stce.

Wiem,że ludzie którzy nie doświadczyło deficytu witaminy D traktują temat, nie zaszkodzi a może pomoże. Ale to naprawdę ważne dla naszego mózgu i często przedwcześnie przepisywane są leki na depresję zamiast uzupełnienie niedoboru. Nie odopuszczalnym tego tematu i nie lekceważyła, zwłaszcza że można to najszybciej załatwić


Nie tylko na to, ale i na kości to pomoże. Na osteoporozę.
Co do leków na depresje, to już by musiał zaordynować lekarz. Dostają je ludzie, którzy ich potrzebują, a nie losowo wybrani z ulicy. Tutaj nie bawmy się w leczenie.

30 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2025-06-23 21:40:07)

Odp: Wielka niemożność
Muqin napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Słuchałam ostatnio podkastu i była tam taka anegdotka o kobiecie, która przez lata normalnie funkcjonowała, aż obejrzała program Oprah o przemocy domowej. Silna empatyczna reakcja Oprah i widowni uruchomiły w niej wspomnienia traumy, której wcześniej w ogóle nie była świadoma. Jej funkcjonowanie się posypało bo wcześniej sobie jakoś żyła, nie rozczulała się nad sobą, a potem nagle miała coś w rodzaju PTSD.


Przyznam, razi mnie nieco określenie "anegdotka" w kontekście tego, co opisane.
Historia prawdopodobna, raczej straszna niż zabawna.
Z tego co opisane zadziałał trigger i pękła tama. Zdarza się i jest trudne, zwłaszcza dla osoby, która tego doświadczy. Dla bliskich rzecz jasna też niełatwe. Zdarza się także w terapii, acz raczej nie na taką skalę jak opisana.
Tym niemniej koncepcja "nie tykaj wypartej, zminimalizowanej, zracjonalizowanej traumy póki jakoś żyjesz"" nie jest godna polecenia. Bo tamta opisana pani całe życie pozornie udane funkcjonowała nosząc w sobie coś na kształt uzbrojonej bomby. Że palnęło akurat w takiej wersji - smutne, straszne, okropne, trudne itd. Ale to palnąć mogło w każdej chwili, bo było. Mogło  panią wywalić psychicznie w kosmos od wpływem czegoś, o czym pani pojęcia nie miała, także czegoś absolutnie pozornie idiotycznego, byłabyś zapewne  zdziwiona jako i ja w swoim czasie byłam dowiedziawszy się,  jak dziwaczne bywają takie triggery  i jak zaskoczenia potrafią zadziałać. Jakby pani traumy nie miała nie byłoby historii. Jakby jej nie zamknęła mechanizmami obronnymi pt. "nie rozczulaj się nad sobą" możliwe, że dało by się tą bombę rozbroić.

Anegdotka w kontekście: podkast był o czym innym, trwał 2 godziny, to zostało wspomniane miedzy wierszami na 5 minut. Nie znam dat, nazwisk ...

To czy i jaka terapia poprawia jakość życia to już temat rzeka. Nieprzepracowana trauma może być motorem do działania, siłą napędową. Jedni ludzie pod wpływem traumatycznych wydarzeń dostają kopa który ich niesie na stratosfery produktywności, inni zamykają sie w sobie, wycofują, uciekają z życia. Nie uważam, że jestem kompetentna żeby grzebać w cudzych trauma świadoma takiego efektu. Forum jest towarzyskie, nie psychologiczne. Może są takie?

Oglądałaś Friends? Tam Fibi miała chłopaka Rogera, psychologa. Uważam ze lepiej nie być takim Rogerem międlącym innych.
Tu Roger w akcji: https://www.youtube.com/watch?v=uAtbMo_2YI8

31 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-06-23 21:51:35)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Może zacznę trochę od końca, tak ogólnie, czyli od porad takich zadaniowych, żeby zrobić to czy tamto, wyjechać, wyjść do ludzi, zadbać o odżywianie itp.

Intencje zapewne są dobre, ale mi podejście zadaniowe nie pomaga. Czyli klasyczne wzięcie się w garść nie działa. Wręcz przeciwnie - im bardziej sobie narzucę, że muszę to czy tamto, tym bardziej prawdopodobne, że nie wyjdzie. Korzystam z mikrokroków, o jakich wspomniała Priscilla, ale na zasadzie przypływów energii. Słucham muzyki i nagle poczuję jakąś chęć/ gotowość żeby coś zrobić. Zmyję naczynia, wstawię pralkę, zetrę biurko. Myślę, że takie "zmuś się" działa w sytuacji chwilowych życiowych kryzysów u zdrowych osób, a u mnie to jest chyba stan przewlekły, który ciągnie się już od dawna i nie jest to pierwszy raz, gdy ogarnia mnie niemoc.

Tutaj warto byłoby spróbować zmienić ZMUSZAM SIĘ w CHCĘ.
Chcę dziś dobrze zjeść, więc ugotuję sobie smaczny posiłek.
Chcę mieć czyste ubrania, więc zrobię pranie.
Chcę o siebie zadbać, więc wyjdę na spacer, ładnie się ubiorę etc.
Tak, żeby całe życie nie było zależne od tego, czy danego dnia akurat nadejdzie przypływ.
Piszesz, że matka była mocno kontrolująca, więc obstawiam, że często czułaś się przymuszona i mnóstwo rzeczy robiłaś wbrew swojej woli?

Lucy-on-the-roof napisał/a:

To poczucie narastało stopniowo, chyba w największym stopniu wpływał na to mój dom rodzinny, na zewnątrz nowoczesny, liberalny, dobrze funkcjonujący, a w środku bardzo przemocowa i kontrolująca matka, która zabraniała mówić, co się dzieje, nie wolno było okazywać emocji, krótka smycz i izolowanie od rówieśników. To z czasem tak mnie jakoś odcięło od normalnego rówieśniczego życia, szczególnie w okresie dojrzewania, potem już tego nie nadrobiłam. Po studiach zaczęłam stopniowo odcinać kontakty, aż całkowicie ustały.

Rozumiem, pewnie nawet bardziej, niż jestem w stanie wyartykułować.
Jak się obecnie czujesz z tym, że nie masz kontaktu z rodziną?

Lucy-on-the-roof napisał/a:

Z babcią w dzieciństwie w moim subiektywnym poczuciu było dobrze, ale z dzisiejszej perspektywy to uważam, że spędziłam z nią za dużo czasu, wysłuchałam za dużo historii, wchłonęłam za wiele z jej emocji i że ona wcale nie była taką fajną osobą, jak wtedy chciałam myśleć.

Zapytałam o babcię, bo przyszło mi do głowy, że być może podświadomie się na niej wzorowałaś jako dziecko, dlatego obrałaś podobny kierunek w życiu i dostrzegasz ją w swoim własnym odbiciu.
Oczywiście to tylko strzał, ale co o tym sądzisz?

Lucy-on-the-roof napisał/a:

I tak na koniec: postanowiłam na razie spróbować napisać na forum, to pewnie nie będzie wystarczające w 100%, ale na początek tyle mogę zrobić.

Ważne, że szukasz pomocy. Jak będziesz gotowa, to podejmiesz kolejne kroki.
Dodam jeszcze, że również uważam, że warto byłoby przynajmniej wstępnie skonsultować się ze specjalistą.

Odp: Wielka niemożność
Muqin napisał/a:

Jak pisałam, narzędzie bardzo ograniczonym zastosowaniu, a niebezpieczne nad wyraz.

Jakie narzędzie? Wyraźnie napisałam, że to MOJE doświadczenie, MOJE metody. Można skorzystać, można olać. Nigdzie nie pisze, że to uniwersalne zasady jak każdy może podneść swój nastrój z dowolnie kiepskiego. Swoją wypowiedz sformatowałam bardzo po prostacku, celowo, wielokrotnie pisząc że to działa na mnie. Bo z tego poziomu tutaj na forum jestem. Jestem randomem w necie. Nie narzucaj mi etosu pracy terapeuty z 20 letnim stażem, okej?
Nigdzie nie powołuję się na jakieś kompetencje, co ty robisz nagminnie między wierszami, chociaż nie występujesz tutaj jako psycholog, wielokrotnie powołujesz się na swoje wielkie wyczucie, doświadczenie i wiedzę. Czy to etyczne dawać porady poza gabinetem? Albo sugerowac że masz duże doświadczenie nie wiadomo w czym, chociaż tak naprawdę to dyplomu nie masz?
Powoływanie się na jakieś doświadczenie, sugerując rozmówcy że je masz, ale nie podając jakie to doświadczenie i kompetencje, więc nie może go ocenić jest równie nieetyczne.

Moje doświadczenie jest jasne: mi to pomogło. Kropka. Nie znam się na niczym i niczego nie wiem. Nie będę się bawić z wami w teatrzyk terapeutyczny.

33

Odp: Wielka niemożność

Lucy - skoro sądzisz, że instrukcja w moim wykonaniu ci może pomóc ok, sporządzę. Z tym, że raczej dopiero w piątek/sobotę, ale chyba się nie pali. smile oczywiście ta instrukcja to z pewnym przymrużeniem oka, ale zaszkodzić nie zaszkodzi.

Smutna - sorki, chętnie z tobą porozmawiam, ale jak ci emocje nie będą w spokojnej i rzeczowej rozmowie przeszkadzać. Póki co zrobiłaś się napastliwa, zaczynasz lecieć personalnie, a tak to mi się nie chce. Może kiedyś na spokojnie wrócimy do tematu. A może nie.

34 Ostatnio edytowany przez Samba (2025-06-23 23:04:06)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:
Muqin napisał/a:

Ja bym poszła do psychiatry. W trybie pilnym.

Nie wiem, czy chcę iść do psychiatry.
Nie wiem też, jak znaleźć dobrego psychiatrę.
Mam obawy, że lekarz po prostu przepisze mi jakieś leki, tak na odczepne, może niekoniecznie potrzebne, może uzależniające, albo z efektami ubocznymi.

Wchodzisz na Znanylekarz i patrzysz na opinie i wybierasz lekarza.
Szkoda, że jesteś na "nie" jeśli chodzi o psychiatrę - ten niejednokrotnie mi pomógł. Nie sugeruj się tym, że przepisze pierwszy lepszy lek z brzegu, bo nawet jeśli przepisze coś co w większości przepisuje na twoje "schorzenie", to on zadziała prawidłowo i jest szansa, że wyciągnie cię z tego dołka, w którym się nurzasz. Ja bym na twoim miejscu pierwsze co zrobiła, to umówiła się z nim i poprosiła o leki na pewno przeciwlękowe, a może też przepisze coś na depresję. Mądry lekarz nie przepisze tobieleków, które uzależniają, akurat o to, to bym się martwiła na samym końcu.

35

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Tak, "głębokie osamotnienie" pasuje. Ja żyję od lat bardzo pojedynczo, czyli mieszkam sama, spędzam czas głównie sama, radzę sobie ze wszystkim sama. I to mi się wiele lat sprawdzało, ale w pewnym momencie zaczęło męczyć, aż stało się wyczerpujące. Również w takim sensie, że jak jest jakiś temat, to muszę sama szukać informacji, rozwiązania, pomocy. Znajomych mam niewielu. Nie biorę udziału w żadnych typowych socjalnych aktywnościach, nie chodzę na żadne rodzinne uroczystości, wesela, urodziny itp., nie organizuję własnych. Zresztą na własne życzenie i z własnego wyboru. Przez lata to mi się nawet sprawdzało, bo pozwoliło się odciąć od różnych toksycznych spraw. Ale też dało pewien efekt, którego nie przewidziałam - że jak się żyje "poza społeczeństwem", to się tak jakby wypada z obiegu.

Napisałaś, że nie spotykasz się z ludźmi i nie bierzesz udziału w typowo towarzyskich aktywnościach z własnego wyboru, po czym wspomniałaś, że miałaś kontrolującą matkę, która odcinała cię od rówieśników. To pozwala mi sądzić, że ten "wybór" tylko częściowo jest Twój, bo to co zadziało się w Twoim dzieciństwie przyniosło długofalowe konsekwencje. W moim odczuciu relacja z matką mogła być tym pierwszym przewróconym klockiem domina – uruchomiła cały łańcuch, który w mniej lub bardziej widoczny sposób prowadzi do miejsca, w którym jesteś dzisiaj.


I jeszcze na koniec, bo właśnie wpadło mi w ręce zestawienie sygnałów świadczących o emocjonalnym wyczerpaniu. Co prawda nie lubię podpierać się tego typu tekstami, zwłaszcza krążącymi po Facebooku, ale mam nieodparte wrażenie, że zobaczysz w tym siebie, dlatego podrzucam. 

Sygnały świadczące o emocjonalnym wyczerpaniu:

1. Masz wieczorem energię tylko na scrollowanie i nic więcej
Twój układ nerwowy jest w stanie zamrożenia. Nie możesz odpocząć, ale nie masz też siły działać.

2. Płaczesz, gdy jesteś sama/y – a w ciągu dnia trzymasz fason
Maskujesz emocje, bo nauczyłaś/eś się, że nie ma na nie miejsca. Wyuczone „radzenie sobie”.

3. Każde drobne „zadanie” Cię przytłacza – nawet odpowiedź na wiadomość
Mózg przeciążony stresem nie rozróżnia wielkich spraw od małych. Wszystko to „zagrożenie”.

4. Czujesz złość i napięcie, ale nie wiesz, skąd się biorą
To tłumione emocje, które nigdy nie dostały przestrzeni. Organizm zaczyna je wypychać bez ostrzeżenia.

5. Nie czujesz radości – nawet gdy „powinnaś/eś”
Gdy jesteś w przewlekłym napięciu, mózg odcina dostęp do przyjemności. To reakcja obronna.

6. Odczuwasz fizyczne zmęczenie, którego nic nie tłumaczy
Przeciążony układ nerwowy wysyła sygnały przez ciało, kiedy emocje są ignorowane zbyt długo.

7. Masz poczucie, że „wszyscy coś od Ciebie chcą”
Gdy nie masz granic, każda prośba brzmi jak żądanie. Bo nie masz już zasobów, by dawać z siebie więcej.

8. Czasem myślisz: „Chciałabym/Chciałbym po prostu zniknąć na chwilę”
To nie dramatyzm. To Twój system alarmowy mówi: „Już nie daję rady.”

36 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2025-06-24 00:22:06)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Nie wiem, czy chcę iść do psychiatry.
Nie wiem też, jak znaleźć dobrego psychiatrę.
Mam obawy, że lekarz po prostu przepisze mi jakieś leki, tak na odczepne, może niekoniecznie potrzebne, może uzależniające, albo z efektami ubocznymi.

Nie jestem psychologiem coś tam poczytałem na poziomie bardzo amatorskim a o psychiatrii nie mam już zielonego pojęcia ale napisze Ci o jednym prsypadku z mojej rodziny.

Chodzi o małolata ktory cala szkole średnia przezyl w odosobnieniu od rówieśników, z dolem jak cholera. Migreny (nie udawane itd). Glownie lezal w lozku. Nie wiem czy przekroczył 50% obecności w szkole. Oczywiście prywatnej bo publiczna tego nie akceptowała. Oceny masakra - ledwo ledwo. Nie dało sie z nim porozmawiać. Jeden wielki chodzacy dół.  Rodzice wyslali go na terapie. Terapia (facet terapeuta) trwała, trwala, trwala. Bez efektów.  Jak pytałem rodziców co tam, jakie diagnozy, co robić to nigdy nie było odpowiedzi. Przez ponad rok. U młodego też bez zmian. Kolezanka zasugerowała mi terapeutke wyspecjalizaowana w pracy z dziećmi. Poszli do niej. Po pierwszym spotkaniu powiedziala ze terapia nic nie da i może ja prowadzić ale w połączeniu z farmakologia. Ze maja iść do psychiatry dziecięcego po badanie i leki. Tak sie stało. Babka na terapii spotkała sie z nim CZTERY razy. Młody bral leki kilka miesięcy i przestał.  To było jakieś...8 lat temu? Nie wiem co było problemem, nie wiem co bral, nie wiem co się zmieniło ale wskoczył na tory. Jest już teraz młodym mezczyzna, z zainteresownaiami, z przyjaciółmi, pewny siebie, wręcz troche zuchwaly, można sie z nim pośmiać, pogadać, jeden z najlepszych studentów na roku, pracuje już nad kariera (dosc alternatywna). Po prostu odratowany fajny czlowiek. Nie wiem co mu pomogło, nie wiem co było problemem ale wiem ze mam w rodzinie fajnego silnego faceta z zasadami. Po terapii i leczeniu psychiatrycznym. Z bajecznym efektem. Warto spróbować i jednocześnie mała lekcja: slaby terapeuta przeicsgnie terapie na lata zarabiając przy tym duzo bez efektów dla potrzebującego pomocy. Ale efekt pracy dobrego terapeuty/psychiatry może być szokujący. Pozytywnie

37

Odp: Wielka niemożność

Potrzebujesz po prostu dłuższego urlopu.

Odp: Wielka niemożność

To na razie tylko króciutko, bo praca czeka.

Mrs.Happiness napisał/a:

warto byłoby spróbować zmienić ZMUSZAM SIĘ w CHCĘ

Taka prosta zamiana słów na mnie niestety nie działa. Czy chcę, czy muszę, to i tak mam w sobie ten wewnętrzny paraliż. Na ten spacer to ja naprawdę chcę iść i wiem z doświadczenia, że bardzo dobrze to na mnie działa. Ale i tak nie mogę się zebrać. Bywa, że to zbieranie się trwa długie godziny, a i tak na koniec nie realizuję mojego celu/ pragnienia. Jest blokada i tyle. Moja niemoc jest czymś, co towarzyszy mi całe życie i cyklicznie do mnie powraca. Mam etapy, kiedy żyję zwyczajnie, a potem jest etap, kiedy to poczucie „niemożności” znowu powraca i wtedy moja codzienność się rozsypuje. Nie pomaga na to urlop czy jakakolwiek inna dłuższa przerwa, bo wtedy po prostu pogrążam się w tej niemocy jeszcze bardziej, zastygam, nieruchomieję, spędzam cały dzień zwinięta w kłębek w łóżku.

39 Ostatnio edytowany przez paslawek (2025-06-24 10:40:15)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

To na razie tylko króciutko, bo praca czeka.

Mrs.Happiness napisał/a:

warto byłoby spróbować zmienić ZMUSZAM SIĘ w CHCĘ

Taka prosta zamiana słów na mnie niestety nie działa. Czy chcę, czy muszę, to i tak mam w sobie ten wewnętrzny paraliż. Na ten spacer to ja naprawdę chcę iść i wiem z doświadczenia, że bardzo dobrze to na mnie działa. Ale i tak nie mogę się zebrać. Bywa, że to zbieranie się trwa długie godziny, a i tak na koniec nie realizuję mojego celu/ pragnienia. Jest blokada i tyle. Moja niemoc jest czymś, co towarzyszy mi całe życie i cyklicznie do mnie powraca. Mam etapy, kiedy żyję zwyczajnie, a potem jest etap, kiedy to poczucie „niemożności” znowu powraca i wtedy moja codzienność się rozsypuje. Nie pomaga na to urlop czy jakakolwiek inna dłuższa przerwa, bo wtedy po prostu pogrążam się w tej niemocy jeszcze bardziej, zastygam, nieruchomieję, spędzam cały dzień zwinięta w kłębek w łóżku.

Odstaw internet i to radykalnie .
Nie rozwiążesz w nim problemu , to tylko taki "śmietnik" nic więcej ,trochę emocji z dostania uwagi od innych obcych , nieznajomych
złudzenie bliskości ,egzaltacje , użalanie się , próżność z dawania rad i oceniania.
powierzchowny przegląd śmieci i "błyskotek"
To co robisz na forum to ich przedłużanie tzn minimalizowanie problemu dołka,lewitowanie nad źródłem,przez złudzenie"upuszczania pary"
wyżalania się niby szczerością ,niby zwierzaniem się , to ucieczkowe półśrodki,mechanizm obronny fałszywego poczucia komfortu
jego skutkiem jest tylko odraczanie , odpychanie , samooszukiwanie .
Nie oglądaj żadnych filmików na jutubach , tik tokach itp.
pobądź w ciszy ze sobą prawdopodobnie odkryjesz ile szumu fabrykuje Twoja głowa .
Nie jesteś pierwsza , która na forum stwarza pozory rozwiązania problemu , ślizganiem się i unikami pod hasłem , że coś robi ze sobą i próbowaniem.
Nikt tu Tobie w internetach nie pomoże nawet pomimo dobrych intencji i zapału do pomocy.

40

Odp: Wielka niemożność
Farmer napisał/a:

Potrzebujesz po prostu dłuższego urlopu.

100% racji.

Zdecydowanie dłuższej przerwy od pracy.
Dłuższej niż standardowe 2-3 tygodnie.

41 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2025-06-25 00:37:09)

Odp: Wielka niemożność

Mysle, że na forum (i w ogóle wszędzie) panuje taki klimat, że terapia to zawsze najlepsze, co można dla siebie zrobić. że jak się źle czujesz, to „idziemy na terapię i będzie dobrze”.

Nie twierdzę, że terapia nie działa. Znam osoby, którym bardzo pomogła, tak jak Bert. Ale to nie znaczy, że zawsze działa i że każdemu służy w każdej sytuacji. Czasem może być nawet gorzej, przynajmniej na jakiś czas. Terapia potrafi otwierać stare rany i ruszać tematy, które są bardzo bolesne, szczególnie jeśli nie trafi się na kogoś uważnego. Zdarzają się terapeuci, którzy bardziej wciskają swój światopogląd niż słuchają. Albo tacy, którzy projektują swoje przekonania na pacjenta i naciskają, żeby coś w życiu zmieniać, mimo że pacjent tego wcale nie potrzebuje.

Lucy warto przed terapią nauczyć się stawiac granice. Wydaje mi się że wielu terapeutów ma jakiś taki podskórny szok poznawczy, kiedy kobieta po czterdziestce mówi, że jest singielką i nie czuje się z tym źle.  I wtedy wchodzi projekcja trzeba wyjść do ludzi, samotność to problem, na pewno w głębi tego związku chcesz, tylko się boisz. Nie każdy terapeuta akceptuje singli i wchodzi w tryb „naprawiania”.  NA reddicie można nawet poczytać o settle for terapist, kiedy terapeuta zamienia się w taką babcie pt a kiedy przyprowadzisz narzeczonego na obiad? Czasem też tego szoku nei ma, ale chce przytrzymać klienta, szuka dziury w całym. Nie mówię, że terapia jest zła. Może pomóc. Ale to wymaga dobrego specjalisty i asertywności zeby powiedzieć, stop, „to mi nie służy”, „to nie ten terapeuta, rezygnuje z niego”, „teraz nie chcę w ten temat wchodzić”.

Co do farmakologii... Moim zdaniem nie ma w tym nic złego. Moim zdaniem liczy się efekt, żeby funkcjonować. Jeśli komuś leki mają pomóc w tym żeby wstać z łóżka ogarnąć się, poczuć ulgę to to nie jest powód do wstydu, ani słabosc. IMO lepiej funkcjonować na lekach niż nie funkcjonować wcale, ale „naturalnie”. To nie znaczy, że ktoś jest słaby albo że coś z nim nie tak. To po prostu jedna z opcji zadbania o siebie. Podobnie jak Bret znam ludzi którym diagnoza autyzmu, adhd, depresji i dobranie leków ułatwiło życie. Nie stali się warzywami uzależnionymi od recept na zawsze.

Psychiatria to też już nie jest to co w filmie Lot nad kukółczym gniazdem. Leki można dobrać precyzyjnie, indywidualnie. Jesli trafi się dobry psychiatra nic nie da na siłę najpierw zapyta, wyjaśni, omówi możliwe skutki uboczne, będzie się starać dobrać coś delikatnego i dostosowanego do tego. Możesz powiedzieć że nie chcesz nic mocnego, że skutek uboczny X to dla ciebie za dużo, wolisz inny lek. Warto też być swiadomym pacjentem, bo czasem o skutkach ubocznych dowiesz się sama z internetu lepiej niż u partacza.

Odp: Wielka niemożność
Farmer napisał/a:

Potrzebujesz po prostu dłuższego urlopu.

OK boomer. Urlop z zakładu pracy o już nie te czasy.

A tak serio bardzo dobra myśl, ale nie wolno narzucać swojego zdania. Trzeba słuchać, nie oceniać, nie podejmować decyzji za kogoś. Pokazać za i przeciw, uczestniczyć w rozmowie, powiedzieć słyszę cię, jestem tu dla ciebie. Nie dziękuj, niech twoja przyszła dziewczyna mi podziękuje za odblokowanie skilla gadanie z babami wink

43 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2025-06-26 18:14:19)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Od wielu miesięcy towarzyszy mi jakiś dziwaczny paraliż działania.

Nie znajduję siły na zrobienie czegokolwiek, najprostsze rzeczy okazują się problemem. Nie daję rady włączyć pralki, posprzątać, planuję iść na spacer, ale nie mogę wyjść z domu. Są takie weekendy, że nie mogę się podnieść. Kupiłam nowe kijki do nordic walkingu, mam je już miesiąc i jeszcze ani razu nie zostały użyte. Zapominam, trudno mi się skoncentrować, coś chcę przeczytać lub obejrzeć, ale odpływam myślami gdzie indziej. Planuję różne rzeczy, ale nic z tego nie dochodzi do skutku.

I tak dzień za dniem.

I coraz bardziej nie mogę.

Źle się odżywiam, źle wyglądam.

Lucy, jest na to rada, która może ci się nie spodobać. Nie wiem czy ktoś już o tym wspomniał.  Włączasz "pamięć motoryczną" i robisz coś  nie zastanawiając się  czy chcesz to zrobisz czy nie. Nie planujesz spaceru tylko wkładasz buty i wychodzisz. Zapominasz, że coś miałaś przeczytać, to nie czytaj i zajmij się tym co akurat masz pod ręką. Trzeba sobie pozwolić odpłynąć myślami, żeby za jakiś czas powrócić do poprzedniego  toku myślenia. Drugi sposób to robienie czegoś "minikroczkami". Jednego dnia przygotuj kijki, drugiego dnia weź je ze sobą  i nie myśl: muszę wyjść z kijkami. Nie chcesz ich zabrać  to następnego dnia możesz wyjść albo innym razem, niech one będą w pobliżu. A może podświadomie czujesz, że one nie są ci potrzebne? Dla Ciebie ważne jest dlaczego czegoś nie chcesz wykonać. Bywa, że to rutynowe czynności cię mogą męczyć albo przeciwnie - to, co  wykonujesz bardzo rzadko. Rób to, co możesz, co wymaga niewiele wysiłku i zawsze podkreślaj, powtarzaj sobie co dziś zrobiłaś, a może to być cokolwiek. Nie kieruj uwagi na to, co musisz i co masz w planie. Nie mów sobie źle się odżywiam, źle wyglądam. Umów się do fryzjera albo do kosmetyczki. Zjedz to, co lubisz i niech to będzie coś zdrowego, może owoce? Wszystko małymi kroczkami i to na co w danej chwili przyjdzie ci ochota.

44 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2025-06-26 20:07:41)

Odp: Wielka niemożność

Tamiraa sugeruje, ze jesli zaczniesz robic wiecej to z niewiadomych powodow twoja motywacja zacznie rosnac.
Aby tak bylo to potrzebna jest pozytywna petla zwrotna - czyli wykonanie czynnosci musialoby wiazac sie z jakas nagroda chociazby w postaci satysfakcji.

Ja watpie, ze taka nagroda sama sie pojawi.
Moim zdaniem w zyciu autorki wystepuje wrecz przeciwnie - negatywna petla zwrotna w postaci tego, ze nawet jesli cos zrobi to wiaze sie to z negatywnymi uczuciami.

Uwazam, ze autorka bardzo swiadomie i elokwentnie opisala etapy - promowanej dzisiaj przez psychoterapeutyczne frazesy, obecna forme feminizmu i liberalizmu - filozofii zycia zakladajacej bycie niezaleznym.

Poczatkowo tego rodzaju liberalizm (maksymalizujacy wolnosc negatywna) daje sporo wytchnienia bo mozemy sie odciac od wielu negatywnych wplywow i uzyskac wiecej spokoju.
Ale wraz z rosnaca wolnoscia wynikajaca z emocjonalnej i materialnej izolacji przed wplywem innych ludzi, pojawia sie pustka, poczucie braku sensu - cos co np. Victor Frankl nazywal "Existential Vacuum" (co wedlug niego da sie wyleczyc szukajac jakiejs zyciowej misji - na czym polegala jego szkola psychoterapii o nazwie logoterapia).

Promowana dzisiaj przez psychoterapeutyczne (i inne) grupy filozofia zycia jest o tyle glupim pomyslem, ze jej efekty - z ktorymi zmaga sie autorka tematu - sa dobrze znane.
Kazda szkola psychoterapii ma swoje zrodlo w filozofii Jean-Paul Sartre.
A o efektach pogladow Sartre moze przeczytac kazdy bo opublikowal on swoj pamietnik - o nazwie "mdlosci".

Dlaczego mdlosci? Jesli przeczytasz to zobaczysz, ze jego zycie, wedlug tych zasad, ktore promowal i ktore teraz sa promowane, bylo podobne do autorki tematu - tylko, ze jeszcze bardziej puste i przeintelektualizowane.
Do tego stopnia, ze myslac o swoim zyciu lub wychodzac z domu mial fizjologiczne odruchy wymiotne.

Proponuje zatem troche przystopowac z ta dyspozycja w kierunku bycia "niezaleznym" bo to eufemizm (synonim slowa "samotnosc" z pozytywna konotacja).
Poszukac sobie kochajacego meza i byc dla niego dobra i zalezna zona.

Bycie zaleznym od siebie wzajemnie jest dobre, nie zle - w przeciwienstwie do tego co glosza ci, ktorzy jeszcze sa zbyt glupi i temperamentni aby dostrzec, ze zycie bez wzajemnej zaleznosci jest calkowicie bez sensu.

45

Odp: Wielka niemożność
JohnyBravo777 napisał/a:

Tamiraa sugeruje, ze jesli zaczniesz robic wiecej to z niewiadomych powodow twoja motywacja zacznie rosnac.
Aby tak bylo to potrzebna jest pozytywna petla zwrotna - czyli wykonanie czynnosci musialoby wiazac sie z jakas nagroda chociazby w postaci satysfakcji.

Ja watpie, ze taka nagroda sama sie pojawi.
.

Nie muszę mieć racji, piszę tylko co innym pomogło. Zakładam, że samo wykonanie prostej czynności już daje satysfakcję i pozwala na kontrolę nad sobą. Wykonuje się coś wkładając jak najmniej energii, praktycznie od niechcenia z dobrym efektem. Przecież to nadmierne oczekiwania od siebie, wymagania stawiane sobie generują niezadowolenie, obojętność i niechęć.

Wspomniałeś o Sartrze, może i dobrze. A mnie na myśl przychodzi "Cudzoziemka", a ściślej zmuszanie się przez dłuższy czas do bycia najlepszą, a potem ponoszenia kosztów własnych decyzji.

46

Odp: Wielka niemożność
Tamiraa napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:

Tamiraa sugeruje, ze jesli zaczniesz robic wiecej to z niewiadomych powodow twoja motywacja zacznie rosnac.
Aby tak bylo to potrzebna jest pozytywna petla zwrotna - czyli wykonanie czynnosci musialoby wiazac sie z jakas nagroda chociazby w postaci satysfakcji.

Ja watpie, ze taka nagroda sama sie pojawi.
.

Nie muszę mieć racji, piszę tylko co innym pomogło. Zakładam, że samo wykonanie prostej czynności już daje satysfakcję i pozwala na kontrolę nad sobą. Wykonuje się coś wkładając jak najmniej energii, praktycznie od niechcenia z dobrym efektem. Przecież to nadmierne oczekiwania od siebie, wymagania stawiane sobie generują niezadowolenie, obojętność i niechęć.


Odp: Wielka niemożność

Przyznaję, że ilość diagnoz i porad mnie zaskoczyła.

Spróbuję się po trochu odnieść do wszystkiego.

Witamina D: mam prawidłowy poziom witaminy D. Jakieś 2-3 lata temu wyszedł u mnie niedobór i od tamtej pory regularnie ją suplementuję w ilości zaleconej przez lekarza. To rozwiązało problem. Regularnie robię badania krwi i wit. D jest w normie.

Internet: rada Paslawka, żeby odstawić Internet jest kompletnie niepraktyczna i nie zamierzam tego robić. Bardzo wiele rzeczy załatwiam przez Internet/ elektronicznie i jest to dla mnie wygodne: rachunki, zakupy, rezerwacje, książki, filmy, praca, wyszukiwanie informacji. A i media społeczne też bywają pomocne.

Mąż: JohnyBravo777 dał mi radę, żeby znaleźć kochającego męża i stać się dla niego dobrą i zależną żoną. Porada tak absurdalna, że aż się zaśmiałam. Bardzo cenię moją autonomię decyzyjną. Bardzo to dla mnie ważne, że swobodnie decyduję o swoich finansach, pracy, życiu. Nie odczuwam pustki egzystencjalnej. Nie szukam męża, a tym bardziej takiego żeby być dla niego „zależną”. Odcięcie się od toksycznej, przemocowej rodziny to najlepsza rzecz, jaką dla siebie w życiu zrobiłam, coś z czego jestem bardzo zadowolona.

Urlop: urlop w moim stanie „niemocy” nie działa. Po pierwsze nie udaje mi się zebrać i wyjechać, a po drugie mam duże obawy, że zasadniczo na tym urlopie robiłabym to samo, czyli po prostu tkwiłabym gdzieś w hotelu nie mając na nic sił. Miałam już w ostatnim czasie dłuższą przerwę od pracy i wcale to nie pomogło mi naładować akumulatorów.

Zadaniowość: sporo osób zaleca, żeby robić coś, cokolwiek, małe rzeczy. A także, żeby mobilizować energię poprzez „oszukiwanie” mózgu np. zamienić „muszę” na „chcę”, robić „z automatu, od niechcenia”, próbować „mikrokroków”. To są techniki powszechnie znane i ja też je znam. Ale jak już pisałam wcześniej, te próby „oszukiwania” własnego mózgu na mnie nie działają. To tak jakby powiedzieć osobie, która ma wysoką gorączkę z powodu anginy, żeby spróbowała sobie mówić, że wcale nie ma, albo wzięła zimną kąpiel. Angina przecież od tego nie minie.

Moja niemoc jest czymś, co cyklicznie pojawia się w moim życiu. Mam lepsze i gorsze okresy w życiu pod tym względem. Sama nie wiem, czy źródłem jest moja psychika (a trochę mam złych przeżyć), czy też coś w moim ciele nie działa, a może są to jakieś kwestie systemowe związane z tym, jak dzisiaj wygląda świat, praca, społeczeństwo, relacje międzyludzkie.

Priscilla, myślę, że w dużej mierze spełniam kryteria emocjonalnego wyczerpania. Zgadza się sześć punktów: że wieczorem nie mam często energii na nic więcej niż scrollowanie, że czuję się przytłoczona zadaniami, że nie czuję radości nawet gdy powinnam (i to już od długiego czasu!), że odczuwam fizyczne zmęczenie, którego nic nie tłumaczy, że mam poczucie, że wszyscy coś ode mnie chcą (a także to, że każda prośba brzmi jak żądanie), że czasami miewam myśli, żeby zniknąć. Dwa punkty zgadzają się połowicznie: nie zawsze udaje mi się utrzymać fason, a po całym dniu wprawdzie nie płaczę, ale rozklejam się (tyle że w inny sposób) oraz nie jestem tak całkowicie nieświadoma, skąd się bierze moja złość i napięcie (ale sama jestem czasem zaskoczona intensywnością emocji i nie zawsze udaje mi się nad tym zapanować).

Najbardziej pomaga mi ludzka, życzliwa rozmowa (a właśnie tego w moim życiu jak na lekarstwo).

Mrs. Happiness, bardzo dobrze czuję się z tym, że nie mam kontaktu z moją rodziną. Mogę śmiało powiedzieć, że odcięcie się od toksycznej, przemocowej rodziny to najlepsza rzecz, jaką dla siebie w życiu zrobiłam. I jest to coś z czego jestem bardzo zadowolona do dzisiaj. A różne wydarzenia "pomiędzy" tylko mnie w tym utwierdzają.

Bert44, dziękuję za ten przykład, choć intuicyjnie mam poczucie, że niekoniecznie u mnie by się to tak samo dobrze sprawdziło.

Samba, czy możesz napisać jak znalazłaś psychiatrę, który ci pomógł? A jeśli to nie tajemnica - to czego dotyczyły twoje problemy?

48

Odp: Wielka niemożność

Zaciekawiłaś mnie. Jeśli znajdziesz sposób na pozbycie niemożności działania koniecznie podziel się tym z nami. Powodzenia.

Odp: Wielka niemożność
Tamiraa napisał/a:

Zaciekawiłaś mnie. Jeśli znajdziesz sposób na pozbycie niemożności działania koniecznie podziel się tym z nami. Powodzenia.

Może być tak, że nie znajdę. A jeśli nawet, to nie tak szybko. Rozumiem, że dla niektórych to może być niezrozumiałe, rozczarowujące czy nawet irytujące. Tym niemniej nie zamierzam wchodzić w tryb "zadaniowy".

50 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2025-06-28 21:18:10)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Mąż: JohnyBravo777 dał mi radę, żeby znaleźć kochającego męża i stać się dla niego dobrą i zależną żoną. Porada tak absurdalna, że aż się zaśmiałam.

Oczywistym jest, ze ta rada jest absurdalna dla twojego mozgu - bo zycie, ktore wybralas jest dokladnie ekstremalnym przeciwienstwem tego.

Twoje poglady sa tak zabetonowane, ze przychodzisz z problemem, na ktory sama sobie odpowiadasz nie widzac tego - gdy piszesz o tym jak niezaleznosc jest dla Ciebie wazna, jak zyjesz sobie sama, poodcinana od toksycznej rodziny i jednoczesnie najbardziej brakuje Ci... zyczliwej rozmowy, ktorej masz jak na lekarstwo.

Jestes jak osoba, ktora wykluczyla wszystko ze swojego jadlospisu bo wszystko ma skutki uboczne - i jest z tego powodu mega dumna - tylko pojawil sie jeden problem... z jakiegos tajemniczego powodu brakuje jej energii xD

Zycie to sztuka rownowagi. W twoim zyciu rownowagi miedzy samodzielnoscia a cieplymi miedzyludzkimi wiezami nie ma bo masz fobie na punkcie bycia zalezna.
Zdrowy psychicznie czlowiek potrafi byc samodzielny i jednoczesnie moze nawiazywac relacje, w ktorych jest zalezny od innych.
Ty sie tego paranoicznie boisz wiec jestes sama jak patyk i przezywasz te same stany emocjonalne co kazdy kto jest poodcinany i samotny.

51

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Zaciekawiłaś mnie. Jeśli znajdziesz sposób na pozbycie niemożności działania koniecznie podziel się tym z nami. Powodzenia.

Może być tak, że nie znajdę. A jeśli nawet, to nie tak szybko. Rozumiem, że dla niektórych to może być niezrozumiałe, rozczarowujące czy nawet irytujące. Tym niemniej nie zamierzam wchodzić w tryb "zadaniowy".

Dla mnie nie jest to niezrozumiałe, rozczarowujące ani irytujące. Można przecież pracować z terapeutą albo znaleźć coś innego.
Wspomniałaś o trybie zadaniowym, a ja raczej widziałam to tak jak Johnny czyli próby nakręcania pozytywnej spirali niekoniecznie wykonywania zadań a raczej wykonywania czegoś drobnego i przyjemnego dającego radość. Johnny uważa, że to się nie uda i może mieć rację.
Nie jestem ironiczna życząc ci powodzenia, choć może tak to mogło wybrzmieć w tym miejscu. Wierzę, że znajdziesz własną drogę i tego ci życzę. Przecież niemożność może mieć różne przyczyny, a z poziomu forum możemy tylko zgadywać.

52 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2025-06-28 21:45:29)

Odp: Wielka niemożność

Za kazdym razem gdy czytam ten artykul Einsteina (o wzajemnej, miedzyludzkiej i miedzy-pokoleniowej zaleznosci) odkrywam w nim cos nowego i jestem pod nieustannym wrazeniem jego elokwencji:

https://monthlyreview.org/2009/05/01/why-socialism/ napisał/a:

Innumerable voices have been asserting for some time now that human society is passing through a crisis, that its stability has been gravely shattered. It is characteristic of such a situation that individuals feel indifferent or even hostile toward the group, small or large, to which they belong. In order to illustrate my meaning, let me record here a personal experience. I recently discussed with an intelligent and well-disposed man the threat of another war, which in my opinion would seriously endanger the existence of mankind, and I remarked that only a supra-national organization would offer protection from that danger. Thereupon my visitor, very calmly and coolly, said to me: “Why are you so deeply opposed to the disappearance of the human race?”

I am sure that as little as a century ago no one would have so lightly made a statement of this kind. It is the statement of a man who has striven in vain to attain an equilibrium within himself and has more or less lost hope of succeeding. It is the expression of a painful solitude and isolation from which so many people are suffering in these days. What is the cause? Is there a way out?

It is easy to raise such questions, but difficult to answer them with any degree of assurance. I must try, however, as best I can, although I am very conscious of the fact that our feelings and strivings are often contradictory and obscure and that they cannot be expressed in easy and simple formulas.

Man is, at one and the same time, a solitary being and a social being. As a solitary being, he attempts to protect his own existence and that of those who are closest to him, to satisfy his personal desires, and to develop his innate abilities. As a social being, he seeks to gain the recognition and affection of his fellow human beings, to share in their pleasures, to comfort them in their sorrows, and to improve their conditions of life. Only the existence of these varied, frequently conflicting, strivings accounts for the special character of a man, and their specific combination determines the extent to which an individual can achieve an inner equilibrium and can contribute to the well-being of society. It is quite possible that the relative strength of these two drives is, in the main, fixed by inheritance. But the personality that finally emerges is largely formed by the environment in which a man happens to find himself during his development, by the structure of the society in which he grows up, by the tradition of that society, and by its appraisal of particular types of behavior. The abstract concept “society” means to the individual human being the sum total of his direct and indirect relations to his contemporaries and to all the people of earlier generations. The individual is able to think, feel, strive, and work by himself; but he depends so much upon society—in his physical, intellectual, and emotional existence—that it is impossible to think of him, or to understand him, outside the framework of society. It is “society” which provides man with food, clothing, a home, the tools of work, language, the forms of thought, and most of the content of thought; his life is made possible through the labor and the accomplishments of the many millions past and present who are all hidden behind the small word “society.”

It is evident, therefore, that the dependence of the individual upon society is a fact of nature which cannot be abolished—just as in the case of ants and bees. However, while the whole life process of ants and bees is fixed down to the smallest detail by rigid, hereditary instincts, the social pattern and interrelationships of human beings are very variable and susceptible to change. Memory, the capacity to make new combinations, the gift of oral communication have made possible developments among human being which are not dictated by biological necessities. Such developments manifest themselves in traditions, institutions, and organizations; in literature; in scientific and engineering accomplishments; in works of art. This explains how it happens that, in a certain sense, man can influence his life through his own conduct, and that in this process conscious thinking and wanting can play a part.

Man acquires at birth, through heredity, a biological constitution which we must consider fixed and unalterable, including the natural urges which are characteristic of the human species. In addition, during his lifetime, he acquires a cultural constitution which he adopts from society through communication and through many other types of influences. It is this cultural constitution which, with the passage of time, is subject to change and which determines to a very large extent the relationship between the individual and society. Modern anthropology has taught us, through comparative investigation of so-called primitive cultures, that the social behavior of human beings may differ greatly, depending upon prevailing cultural patterns and the types of organization which predominate in society. It is on this that those who are striving to improve the lot of man may ground their hopes: human beings are not condemned, because of their biological constitution, to annihilate each other or to be at the mercy of a cruel, self-inflicted fate.

If we ask ourselves how the structure of society and the cultural attitude of man should be changed in order to make human life as satisfying as possible, we should constantly be conscious of the fact that there are certain conditions which we are unable to modify. As mentioned before, the biological nature of man is, for all practical purposes, not subject to change. Furthermore, technological and demographic developments of the last few centuries have created conditions which are here to stay. In relatively densely settled populations with the goods which are indispensable to their continued existence, an extreme division of labor and a highly-centralized productive apparatus are absolutely necessary. The time—which, looking back, seems so idyllic—is gone forever when individuals or relatively small groups could be completely self-sufficient. It is only a slight exaggeration to say that mankind constitutes even now a planetary community of production and consumption.

I have now reached the point where I may indicate briefly what to me constitutes the essence of the crisis of our time. It concerns the relationship of the individual to society. The individual has become more conscious than ever of his dependence upon society. But he does not experience this dependence as a positive asset, as an organic tie, as a protective force, but rather as a threat to his natural rights, or even to his economic existence. Moreover, his position in society is such that the egotistical drives of his make-up are constantly being accentuated, while his social drives, which are by nature weaker, progressively deteriorate. All human beings, whatever their position in society, are suffering from this process of deterioration. Unknowingly prisoners of their own egotism, they feel insecure, lonely, and deprived of the naive, simple, and unsophisticated enjoyment of life. Man can find meaning in life, short and perilous as it is, only through devoting himself to society.

53

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Bert44, dziękuję za ten przykład, choć intuicyjnie mam poczucie, że niekoniecznie u mnie by się to tak samo dobrze sprawdziło.

Nie chodzilo o to zebys to skopiowała. To tylko przykład ze czasem dziala. Po prostu uważam ze potrzebujesz pomocy kogoś z zewnątrz. A ten człowiek doradzi co robić.

54 Ostatnio edytowany przez Samba (2025-07-01 13:53:54)

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Samba, czy możesz napisać jak znalazłaś psychiatrę, który ci pomógł? A jeśli to nie tajemnica - to czego dotyczyły twoje problemy?

Ponieważ potrzebowałam wizyty od razu, więc szukałam przez stronę ZnanyLekarz. Polecam ją - wystawiane są tam opinie, ponadto dość łatwo się zarejestrować na wizytę. Jeśli sama nie masz siły, nie jesteś w stanie tego zrobić, może masz kogoś zaufanego tu na forum, kto by cię mógł zarejestrować?
Ja miałam z dwa lata temu coś na kształt depresji - kilka tygodni przeleżałam w łóżku, nie chciało mi się nawet wstać i umyć. Normalka. Mąż umówił mnie na wizytę gdzie dostałam stosowne leki i praktycznie od razu odżyłam.
Potem wyszło u mnie kolejne schorzenie, dość poważne, gdzie leki służyły do leczenia psychozy już w szpitalu, która zaczynała się tak, jak sama opisujesz.
Wcześniej, bez leków bardzo trudno było mi się skoncentrować zwłaszcza na nauce, myślami krążyłam gdzieś tam po niebieskich migdałach, medykamenty od psychiatry to wyeliminowały. Tak że polecam smile

55 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2025-07-02 14:54:02)

Odp: Wielka niemożność

"Porada tak absurdalna, że aż się zaśmiałam. Bardzo cenię moją autonomię decyzyjną. Bardzo to dla mnie ważne, że swobodnie decyduję o swoich finansach, pracy, życiu. Nie odczuwam pustki egzystencjalnej. Nie szukam męża, a tym bardziej takiego żeby być dla niego „zależną”."
Jeśli będziesz szukać terapeuty polecam faceta. Psycholoszki mogą mieć problem z takim mindsetem, nawet podświadomie, chociaż niby osoba kompetentna nie powinna tego tematu tykać jeśli ty nie widzisz tu problemu.

Przy okazji geneza feminizmu w latach 50 USA była właśnie taka, że mężatki odczuwały zajebista pustkę egzystencjalna, więc historycznie twój opór się wybronił wink

56

Odp: Wielka niemożność

Trochę z opóźnieniem, ale pamiętam, co obiecałam.:)

Lucy, z szukaniem psychiatry to oprócz oczywistości czyli jakiś Znany Lekarz plus przeczytanie opinii o potencjalnie odpowiadających ci  lekarzach to po latach i z doświadczenia własnego oraz iluś cudzych dodam, że
1. opinie warto czytać krytycznie. Ludzie od jakiegoś czasu obawiają się wpisywać bardzo krytyczne, z kolei te dobre są prawdziwe albo nie całkiem. To internet.
2. warto wpisać dane lekarza w wyszukiwarkę i zobaczyć, czy oprócz ukończenia studiów rozwijał się i rozwija zawodowo.
3. warto sprawdzić, w ilu miejscach przyjmuje/pracuje. Jeśli jest ich wiele jest ryzyko, że lekarz jest "w biegu", że jest przepracowany, że się może spóźniać itp. Lepszy taki co ma dwa, góra trzy miejsca pracy.
4. warto wziąć pod uwagę  logistyke czyli to, gdzie przyjmuje - to się przydaje później, bo jeśli będzie cię leczył to ty będziesz dojeżdżać.
5. warto - to może zabrzmieć idiotycznie ale warto - zobaczyć zdjęcie tego lekarza. Bo akurat z psychiatrą jest tak, że w sumie się rozmawia, nie ma wyników badań i tej technicznej części medycyny ciała. Jeśli na zdjęciu zobaczysz kogoś, na czyj widok czujesz zauważalną niechęć - zastanów się. Lepiej, żeby wygląd budził twoje zaufanie.
6. sprawdź też opinie o poradni czy tam lecznicy - trafienie do nieprzyjaznego miejsca z nieuprzejmą obsługą nie jest tym, o co chodzi.
7. Zastanów się nad opcją wizyty on-line.

Psychiatrzy, tak ogólnie, raczej nie zapisują na odwal byle jakich tabletek i "następny proszę". Pierwsza wizyta trwa co najmniej 50 minut albo i dłużej - tyle powinna i jeśli by miała trwać zwyczajowe 20 minut to psychiatrę należy skreślić i do takiego nie iść po poradę, żeby nie marnować czasu i pieniędzy. W czasie pierwszej wizyty jest czas na to, na co często nie ma u lekarzy medycyny ciała czyli na wywiad medyczny. Spokojnie zdążysz opowiedzieć o swoich obawach i wątpliwościach dotyczących ewentualnej farmakoterapii, a lekarz będzie miał czas, żeby ci te wątpliwości rozwiać.
Jak pisała wyżej Smutna Dziewczyna asetrywność jest ważna - masz prawo pytać i masz prawo mieć wątpliwości. Sposób, w jaki lekarz będzie z tobą rozmawiał, jest istotny, lekarz musi wzbudzić twoje zaufanie jednocześnie nie dając ci poczucia, że "wiem lepiej i nie ma dyskusji" i tu piłeczka jest w jego ogródku, uda mu się albo nie. Jeśli nie - pamiętaj, to tylko jeden z wielu lekarzy tej specjalności i nie jesteś na niego skazana, możesz zasięgnąć porady u innego, możesz nie zrealizować recepty nawet jeśli ja wypisze.
Każde leki mają skutki uboczne. Ibuprom na przykład ma paskudne i co gorsza wchodzi w niedobre interakcje z niektórymi lekami. Te skutki uboczne się pojawiają albo i nie - na to nie ma mądrych, to jest loteria. O skutkach ubocznych leków stosowanych w psychiatrii strasznie dużo napisano, także w necie. Można popaść w panikę jak się fora czy grupy poczyta. Tak naprawdę zaś bywa bardzo różnie. Także bardzo dobrze, bez skutków ubocznych - tyle że w necie piszą głównie ci, których one dopadły, bo ci, u których leki zadziałały znakomicie mają lepsze zajęcia niż pisanie w necie, że "biorę lek XXX i jest super, nareszcie żyję jak człowiek".

Cierpię na dosyć nietypowy rodzaj bezsenności, stąd tyle psychiatrii w moim życiu, tak gdybyś była ciekawa. smile

Co do psychoterapii - ja bym od psychiatry zaczęła, bo jako żywo objawy masz takie dosyć mocno wskazujące na depresję. I nie wiem, czy miałbyś obecnie siłę na sesje. Tak, wiem - obecnie depresja jest "modna", jeśli tak można rzecz ująć. Różnica między lekkim epizodem depresyjnym a tak zwanym dołem wynikającym z czego innego czy solidnym wypaleniem zawodowym plus dodatkowe okoliczności zapewne jest, ale już rozróżnienie tego to na pewno nie na forum. I nie na moje siły rzecz jasna. Zaczęłabym od psychiatry, bo po protu jeśli to nie depresja po jednej wizycie będziesz miała jasność, ze to nie ten kierunek. Psychoterapia, nawet najlepiej dobrana i w wykonaniu prawdziwego fachowca trwa. A i znalezienie takiego odpowiedniego dla siebie fachowca - psychoterapeuty bywa niełatwe.

Odp: Wielka niemożność

Muquin, przeczytałam post, dziękuję za wysiłek.

ALE:
Niestety dalej nie wiem, jak tego lekarza znaleźć. hmm

Sprawdzić osobę w wyszukiwarce/ obejrzeć zdjęcie/ policzyć miejsca pracy/ przemyśleć lokalizację - to wszystko racja. Ale to już jest etap, gdy masz kogoś na oku. Ja nikogo takiego nie mam. Zdjęcie nie zawsze jest dostępne (zwłaszcza w przypadku NFZ).

Samba, dziękuję za podzielenie się swoim doświadczeniem.

Bert, dzięki.

Problemy z psychiatrą mam w tym momencie cztery:

1) Sceptycyzm - nie wierzę że to pomoże
2) Nie znam nikogo i nie mam pomysłu jak znaleźć sensownego lekarza
3) Szkoda mi pieniędzy na konowała - a obawiam się że człowiek z internetu wybrany na podstawie anonimowych opinii/ zdjęcia itp. może właśnie okazać się takim konowałem
4) Zostaje w papierach i może ktoś to kiedyś przeciwko mnie wykorzysta

58

Odp: Wielka niemożność

Nie ma za co , żaden problem:)

Lucy, ty zwyczajnie i po prostu w tym momencie swojego życia do psychiatry iść nie chcesz. Jest takie powiedzenie "jak się chce to się znajdzie sposób, jak się nie chce to się znajdzie powód".
Nie chcesz, a te twoje 4 punkty to jest racjonalizacja tego "nie chcę". Nie ze znalezieniem psychiatry masz problemy ale z podjęciem decyzji, że to zrobisz. Że chcesz. Póki nie chcesz, wyjaśnienia "czemu nie" zawsze znajdziesz. Mające jak najbardziej racjonalne uzasadnienie.
1. Nie wierzę - nikt i nic cie nie przekona. Miliony przypadków klinicznych wyleczonej depresji też nie, bo owszem, istnieje np. depresja lekooporna, masz kontrargument - iluś ludziom nie pomogło. Odhaczone.
2. Na znalezienie lekarza nie ma co mieć jakiegoś pomysłu - wyszukiwarka na początek wystarczy plus selekcja wyników wedle jakichś kryteriów. Nikt tu nic odkrywczego nie wymyśli, jakby cię na przykład ucho bolało, ale tak solidnie  to z szukaniem laryngologa też byś miała takie problemy i nie wiedziała, jak to zrobić? Stomatologa przy bolącym zębie? Dermatologa przy swędzącej wysypce? Ortopedy przy urazie nogi uniemożliwiającym chodzenie? Odhaczone.
3. Może się okazać konowałem. Owszem. KAŻDY usługodawca może się okazać partaczem. Szkoda pieniędzy? Pisałaś, ze pracujesz w korpo. Nawet jeśli nie zarabiasz kroci to wybacz, ale nie sądzę, żebyś musiała liczyć każdy grosz do tego stopnia co ktoś z najniższą emeryturą. Wizyta to 300 pln. To nie są aż takie pieniądze, żebyś musiała oszczędzać miesiącami. Tyle to fryzjer kosztuje. Odhaczone.
4. Zostaje w papierach - podejście zaściankowe? Lękowe? na pewno mocno niezdrowe podejście do własnego zdrowia. Wstyd być chorym?

Poza tym zaś, żeby było jasne - ja ci tu na forum depresji nie diagnozuję w ciemno. Od tego jest lekarz w realu.  I to ci sugerowałam - idź do psychiatry, bo JEŚLI TO DEPRESJA to ją trzeba leczyć tak samo jak nadciśnienie, farmakologicznie leczyć, bo sama nie minie, a jak pójdzie w złą stronę to i pracować możesz za jakiś czas nie być w stanie. A JEŚLI TO NIE DEPRESJA - jedna wizyta u psychiatry sprawę wyjaśni.

59 Ostatnio edytowany przez Lucy-on-the-roof (2025-07-07 15:01:47)

Odp: Wielka niemożność

Pracuję w korpo i co z tego? Nie uśmiecha mi się wydawać kilkuset złotych na każdą wizytę, bez żadnej gwarancji jakości, i to w sytuacji gdy płacę co miesiąc niemałą składkę NFZ.

I jeszcze muszę przeszukać internet wzdłuż i wszerz, żeby tego specjalistę znaleźć.

To nie ze mną jest coś nie tak.

O wstydzie nic nie pisałam, tylko o wykorzystaniu przeciwko osobie faktu leczenia u psychiatry.

60

Odp: Wielka niemożność

Lucy
Na razie jeśli już to ja pisałam o jednej wizycie czyli raczej o konsultacji w celach diagnostycznych. Jednej czyli konkretnym jednorazowym koszcie rzędu 300 pln. Żebyś nie tkwiła w tym, co jest i się pogarsza.
Nie musisz absolutnie  NIC. Co najwyżej możesz.

Istnieje opcja tańsza - diagnoza prywatna, leczenie na NFZ. Oraz całość w ramach NFZ.
Problem z NFZ - nie do ruszenia to po pierwsze termin pierwszej wizyty (czeka się zwykle dosyć długo, oni ustalają dzień i godzinę) i po drugie znikoma albo wręcz żadna możliwość wyboru lekarza, przyjmuje "pierwszy wolny".

Nie pisałaś o wstydzie - owszem. Czyli w grę wchodzi opcja lękowa "boję się, że ktoś moje leczenie się u psychiatry wykorzysta przeciwko mnie". Lęk utrudnia podejmowanie decyzji racjonalnych.
Ja leczę od lat u psychiatry zaburzenia snu.

Nie tak z tobą to jest to, co opisałaś w pierwszym poście. Coś się niedobrego dzieje od miesięcy.

61

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Pracuję w korpo i co z tego? Nie uśmiecha mi się wydawać kilkuset złotych na każdą wizytę, bez żadnej gwarancji jakości, i to w sytuacji gdy płacę co miesiąc niemałą składkę NFZ.

I jeszcze muszę przeszukać internet wzdłuż i wszerz, żeby tego specjalistę znaleźć.

To nie ze mną jest coś nie tak.

O wstydzie nic nie pisałam, tylko o wykorzystaniu przeciwko osobie faktu leczenia u psychiatry.

Spoko duża dziewczyna jesteś. Jak wolisz ryczeć w poduszkę to kontynuuj. Nie czujesz ze Ci paliwa do zycia nie starcza?

Odp: Wielka niemożność

Muqin, a co niby daje jedna wizyta? Od diagnozy się nie zdrowieje. Opcja, że lekarz prywatny stawia diagnozę a leczy lekarz z NFZ - ten nowy lekarz i tak będzie musiał/ chciał jeszcze raz przeprowadzić wywiad. Tobie pomógł psychiatra na twoją "nietypową" bezsenność. Fajnie. Ale to jeszcze nie znaczy, że ja potrzebuję akurat psychiatry.

"To nie ze mną jest coś nie tak" - to refleksja na temat systemu opieki zdrowotnej w tym kraju. Twój komentarz do tej mojej uwagi ma się nijak do jej znaczenia.

"Opcja lękowa" - znowu nie ten kontekst, idziesz w stronę lęków "urojeniowych". A ja mam na myśli sytuacje, gdy leczenie u psychiatry, nawet już zakończone, stanowi obiektywną przeszkodę/ utrudnienie.

Bert, ostatni post jest po prostu złośliwy.

63

Odp: Wielka niemożność
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Bert, ostatni post jest po prostu złośliwy.

Lucy masz rację jak Cie uraziłem to sorki. Tak, jest zlosliwy. Po prostu opisujesz sytuację ktora pokazuje człowieka z jakims problemem. Fajnie by bylo gdyby to był deficyt wit. D ale w moim odczuciu jest to coś bardziej skomplikowanego. Meczysz sie, nie masz energii na nic. To nie jest naturalny stan zdrowego człowieka.

A kiedy pojawiają sie jakieś sugestie to z jakiegos powodu wykluczasz nawet opcje diagnozy. Zwykłej diagnozy. Dla mnie to jakbyś przyszła z angina i 40 st. do lekarza, on mówi ze masz wziąć antybiotyk a Ty odpowiadasz ze w grę wchodzi tylko wit. C i apap. Bo tak.

Martwisz sie historia leczenia (która jest chyba tajemnica??) a nie martwisz sie swoimi stanem?

64

Odp: Wielka niemożność

Jedna wizyta odpowiada na pytanie ogólne "co się dzieje" czyli czy to  depresja, wypalenie zawodowe, coś innego z obszaru "psychiatria"  czy może coś z czym należy szukać pomocy gdzie indziej.
Jeśli uznajesz na wstępie, że nie potrzebujesz pomocy psychiatry to potwierdza to, co napisałam wcześniej, że na tym etapie życia nie chcesz się do psychiatry udać. Na to można tylko rzec - nie chcesz to twoje prawo, ale powiedz to sobie jasno, nie kombinuj nad zracjonalizowaniem decyzji. Masz prawo także do podejmowania decyzji całkiem nieracjonalnych.
Moja bezsenność jest nietypowa bez cudzysłowu, stąd w moim życiu szukanie psychiatry ma dosyć długą historię.

Refleksja nad systemem polskiej służby zdrowia - nośny temat poboczny. Jako odrębny temat na forum zapewne cieszył by się popularnością, temat - rzeka i każdy coś ma do powiedzenia.
Każdy system opieki zdrowotnej w każdym kraju, w którym istnieje ma wady oraz zalety. Z każdym jest coś nie tak. Polski wcale najgorszy nie jest.

Lęki "urojeniowe" to twój pomysł. Ja pisałam o opcji lękowej.
Ja odróżniam lęk od strachu. Strach informuje o zagrożeniu, lęk dotyczy albo zagrożenia nie istniejącego albo jest nieadekwatnie silny do faktycznego zagrożenia.
Odnośnie dokumentacji medycznej i możliwości jej wykorzystania celem zaszkodzenia ci cóż, wydaje mi się, że masz  taki trochę jakby nieadekwatny, nic na to nie poradzę.
https://pacjent.gov.pl/elektroniczna-do … a-medyczna
plus oczywiście możliwość udostępnienia za zgodą sądu w konkretnych przypadkach i na wniosek. Pracodawcy na życzenie nikt tego nie udostępnia, bez względu na to, czy chodzi o schizofrenię czy o hemoroidy.
Jakieś ryzyko nieuprawnionego udostępnienia oczywiście istnieje. Ostatecznie lekarz POZ ma na przykład wgląd z urzędu. Skala zagrożenia nieuprawnionym udostępnieniem oraz wykorzystaniem przeciwko tobie - kwestia subiektywna. Najwyraźniej dla ciebie zagrożenie wykorzystaniem przeciwko tobie jest na tyle duże, że zniechęca do skorzystania z porady lekarza.  Statystyczna większość pacjentów ma na to , brzydko mówiąc, wywalone.

Odp: Wielka niemożność

Hmm, i znowu Muqin idziesz (podobnie Bert) w interpretacje spiskowe.

Skąd pomysł, że miałabym się obawiać akurat nieuprawnionego dostępu do dokumentacji medycznej czy wręcz wycieku danych?  Proszę nie przypisywać mi lęków, których nie mam.

Muqin napisał/a:

Na to można tylko rzec - nie chcesz to twoje prawo, ale powiedz to sobie jasno, nie kombinuj nad zracjonalizowaniem decyzji. Masz prawo także do podejmowania decyzji całkiem nieracjonalnych.

Tu już posuwasz się za daleko. Nie do ciebie należy ocena, czy moje obiekcje albo decyzje są racjonalne czy nie. A tekst "nie kombinuj nad zracjonalizowaniem" - kto dał ci prawo do mówienia w taki sposób do kogokolwiek? Korzystanie z pomocy psychiatry nie czyni cię ekspertem od ludzkiej psychiki. To, że ty myślisz, że ja akurat potrzebuję właśnie psychiatry, nic nie oznacza. Nie jesteś lekarzem, nie wiesz, co jest potrzebne osobie po drugiej stronie ekranu. Tobie się coś tam kojarzy z tym lub owym, ale to są tylko opinie laika.

Posty [ 1 do 65 z 82 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Wielka niemożność

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024