Witajcie
Bardzo proszę o jakieś skuteczne rady w problemie , który opiszę poniżej.
Otóż problem dotyczy zachowania mojego partnera. Jesteśmy po ślubie i on z każdym miesiącem pozwala sobie na coraz więcej. Podejrzewam u niego jakąś nerwice natręctw. Każdą wolną chwile (czyli głównie weekendy) spędza na sprzątaniu, obsesyjnym układaniu przedmiotów, ubrań, wszystko musi być wykonane perfekcyjnie. I byłoby to zupełnie okej, tylko problem w tym, że on mnie w to wciąga i są z tego powodu mega awantury. Przykład: Zawsze staram się dobrze myć naczynia, ale przy nim oprócz tego, że myję je gąbką i płynem do naczyń to umyte naczynia muszę następnie wkładać do zmywarki czyli wykonuje podwójne mycie!! Po czym mój partner ogląda każde naczynie i robi mi wyrzuty jak tylko znajdzie jakieś smugi. Nie docenia tego, że poświęcam dwa razy więcej czasu na ich mycie. Mówi wtedy, że wszystko musi być na jego głowie, że tylko on potrafi sprzątać w tym domu, ze ja nie nadaje się do tego. Kiedy mówię mu że mnie to rani bo staram się jak mogę, żeby było dobrze to on uważa, że nie potrafię sprzątać i że zawsze musi po mnie wszystko poprawiac. Bardzo cierpi na tym moja samoocena, ciągle słyszę krytykę z jego strony. Właściwie każdy weekend mój partner spędza na sprzątaniu i bardzo przy tym zrzędzi. Rzadko gdzieś wtedy wychodzimy bo on potrafi to robić od rana do wieczora, nikt do nas nie przychodzi bo mój partner uważa, że goście narobią syfu i wiem że potem te nerwy, marudzenie przerzuciłby na mnie. A ja bardzo lubiłam jak ktoś do mnie wpadał, jestem bardzo gościnną osobą. Czuję się jakby ograniczał w jakiś sposób moją wolność. Ponadto On Denerwuję się jak przez przypadek przestawię rzeczy które układał jakiś czas temu. Mają być w tym samym miejscu i ułożone od linijki. Pracujemy oboje na pełnym etacie, staram się być zaangażowana w nasze obowiązki, codziennie gotuję, przyrządzam kolację, chodzę na zakupy albo on, ogarniam sprawy finansowe, sprzątam łazienkę, ale przez to że ciągle mnie krytykuje staje się coraz bardziej nerwowa i zniechęcona. Gdy mamy wolne to zarzuca mi, że on od rana biega po zakupach a ja siedzę w domu. A to chyba logiczne że jak zap*** cały tydzień i przychodzi wolne to chce chociaż rano trochę odpocząć! Nie wymiguje się od obowiązków, ale on twierdzi inaczej. Doszło do tego że nie pozwala mi juz nic sprzątać i potem kłóci się ze mną, krytykuje mnie, że nic nie robię w domu, że wszystko jest na jego głowie, że robię syf. Mówi że nie nadaje się na żonę. Idzie oszaleć. Nie widzi tych wszystkich rzeczy które robię. Powoli tracę cierpliwość, proszę o radę, jak reagować? Jak sprawdzić go na ziemię? Ignorowanie go, stanowcze reakcje, oponowanie nic nie daje. Wręcz on wtedy uważa że ja go nie szanuje, że nie panuje nad soba, że wybucham… ale na litość ile można mieć cierpliwości?