Witajcie, widzę, że to forum dla kobiet - dlatego chciałbym zrozumieć bardziej waszą perspektywę, ponieważ ani szczere spokojne rozmowy bez presji nic nie pomagają, a sam nie wiem co mam robić.
I nie wiem już czy to ze mną jest coś nie tak, co gorsza od pół roku rozważać zacząłem to aby znaleźć sobie kogoś na boku, kto poświęci mi uwagę.
Jestem w związku 8 lat, mamy 6 letnią córkę, od 5 lat próbuję wzniecić z powrotem ogień "namiętności", ale coś zgasło i jakby to zasypała sterta wulkanicznych kamieni.. rozmowy zawsze zaczynały się z mojej inicjatywy, bez krzyków i obarczania kogokolwiek winą - staram się być dojrzały i rozwiązywać problemy dyplomatycznie, choć i w tej dyplomacji alfą i omegą nie jestem.
Pracuję w domu, spędzam z nimi czas, każdą chwilę przerwy od pracy poświęcam domownikom czyli dziewczynie i naszej córce.
Mniej więcej co godzinę przez 15 minut aby odpocząć od komputera + jak skończę listę zadań to cały swój czas - bywa że i tydzien/dwa mam na tyle luzne ze pracuje po godzine dziennie to jestem do ich dyspozycji, ale nawet jezeli nie mam czasu do odkładam prace na potem by im w czymkolwiek pomóc.
Podział obowiązków mamy dosyć równy, każdy pierze swoje pranie, do naczyń mamy zmywarkę więc jedna osoba zawsze sprząta do zmywarki druga wykłada itd. - mamy osobne pokoje do spania - w zasadzie dlatego ,że ona cierpi na bruksizm, a ja ponoć czasami chrapię (piszę czasami bo z ciekawości zarzuciłem dyktafon na noc przez tydzień i zdarzyło się to może z 2-3 razy po kilka minut).
Dziecko do szkoły (zerórwki) ona prowadzi, ja odbieram, lub odwrotnie, z przedszkolem bylo tak samo.
Na zakupy zazwyczaj chodzimy razem, bo każdy z nas je coś innego i zwykle tylko obiad jemy wspólnie jeżeli chodzi o posiłki takie codzienne.
Dziewczyna pracuje na etacie, w moim mniemaniu są cięższe prace, ale z pewnością jeżeli jest tak jak ona mówi ,że jest jednym z najlepszych pracowników to jej bardzo nie doceniają.
Czas z córką spędzamy zarówno razem jak i osobno - zależy od tego kto ile ma czasu.
Rachunkami dzielimy się po połowie, chociaż i tak zawsze ja płacę większą część (tak średnio o 1,5tyś więcej), aby zostało jej coś w kieszeni, choć bywa, choć często staram się jakieś drobne prezenty dać typu voucher na rzęsy itd żeby odciążyć jej zarobki - pracuje dużo więcej to i zarabiam dużo więcej.
Ciężko mi nawet opisać problem, ale tyczy się on głównie okazywania uczuć, współżycia, sexu.
Jeżeli chodzi o okazywanie uczuć, to jeżeli przez miesiąc, dwa, trzy nawet nie upomnę się ,że mi ich nie okazuje, nie przytula itd to potrafi tego w ogóle nie robić, nawet gdy ja to robię, czasami czuje się przez to jak współlokator sponsor, a nie osoba w związku. Gdy się poznaliśmy i wynajmowaliśmy pokój u cioci mojego kolegi była zupełnie inna, gdy po kilku mc bycia razem wyprowadziliśmy się na swoje wszystko z czasem zaczęło zanikać, ale nim stała się kompletnie (z mojej prespektywy) oschła minęło kilka lat. Nie mogę powiedzieć ,że w łóżku kiedykolwiek była jakąś królową, ale był okres ,że potrafiła sama inicjować, a nie, tylko za moją inicjacją i to było fajne, potrafiliśmy kiedyś uprawiać sex chociaż te 3-4 razy w tygodniu.
Po kilku latach, praktycznie nie ciągnie jej do tego w ogóle, niby jak ja chcę to nigdy nie odmówi, ale czuję że to takie na "dla świętego spokoju" bo nie ma w tym krzty namiętności z jej strony.
Pozwoliłem sobie nawet w kalendarzu zaznaczyć kiedy ona coś zainicjuje, po 3 miesiącach się poddałem i przestałem go prowadzić. I tak jest od dobrych 4-5 lat.
Najdziwniejsze jest, że sama dostrzega ten problem ale nie wie co zrobić aby było inaczej, próbowaliśmy robić badania na krew, hormony, zmieniać tabletki anty, jakichś "boosterów libidio", innych gier wstępnych, urozmaicania i też nic.
Jeżeli chodzi o sex, według niej zawsze jest zadowolona, dochodzi często po kilka razy, czasem po narzeka ,że już ją w środku boli od obtarć - więc wątpię aby to było problemem ,że seks jest kiepski - oczywiście nie zawsze jest ostro, staram się by był różnorodny. Nawet wyznając jej moje fetysze, rozmawiając o róznych fantazjach związanych z nią (nic jakiegoś nieprzyzwoitego normalne rzeczy), przez jakiś czas robiła wszystko by je eksponować, po czasie w ogóle nie brała już tego pod uwagę. No ale doszło do tego ,że od kilku lat jeżeli nie zainicjuje lub nie pomarudzę to sex będzie nigdy
Jest też problem ,że jeżeli ma wolny czas zawsze woli robić coś innego niż zrobić coś ze mną, czy to obejrzeć woli serial, czy książkę czytać, czy nawet jechać do swojej mamy na dłuższy lub krótszy czas - jezeli ja coś zaproponuje nie odmawia zwykle, ale zaczyna mnie już irytować, że że od lat zawsze ja jestem inicjatorem wszystkiego.
Jeżeli jakaś randka - ja muszę organizować, jeżeli wyjazd rodzinny ja muszę, jeżeli spacer ja muszę, jeżeli seks ja muszę, kupić coś do domu bo brakuje a będzie funkcjonalne i szybko się zwróci przez oszczędność np. czasu - ja muszę proponować zakup, to co ma być na obiad proponować ja muszę.
Można by pomyśleć, że nie ma wolnej ręki, ale ja jej niczego nie zabraniam - chce to idzie ze znajomymi czy rodziną na imprezę, wróci sobie o 4 czy tam 5 rano - ja nie lubię imprez więc nie chodzę, ale jej nie zabraniam, wyrzutów nie robię i afer jest to dla mnie zrozumiałe, że czasem może chcieć tak czy to odreagować czy nawet po prostu lubi taki sposób spędzania czasu - nie robi tego codziennie, czy raz w tygodniu więc ok.
Jestem osobą bez nałogów - nie palę, nie piję, nie ćpam - zanim ją poznałem miałem z tym problemy (do granic możliwości zarobkowych) ale od 10 lat jestem czysty jak łza - znudziło mi się. Mam mnóstwo zainteresowań, wręcz często je powiększam, zwykle są spokrewnione z tym co lubię, ale lubię kreatywnie spędzać czas, aktywnie również. Ona za to kreatywnie nie koniecznie, aktywnie - tez odpada raczej.
Zwykle jej wymówką jest "brak czasu". No ok, ale skoro nie ma od tylu lat dla mnie czasu mam czekać ,aż umrę zanim go dla mnie znajdzie?
Założyłem jakiś rok temu tindera (nie by zdradzić), chcąc poszukać sobie w okolicy jakiejś osoby do wspólnego spędzania czasu (niekiedy, gdy ja akurat go mam, a dziewczyna nie) czy to na jakieś night drive po mieście i pogadanie o glupotach niestworzonych czy to żeby pograć w bilarda, kręgle - taką przyjacielską relację. Powiedziałem jej o tym od razu jak tylko założyłem (5 minut po) stwierdziła, że dla niej to zdrada, ok.. usunąłem przeprosiłem. Nie znam nikogo w tym mieście, nie jest to moje rodzinne miasto przeprowadziłem się tu jako dorosła osoba, pracuję tylko w domu więc nawet nikogo tu nie znam więc poza nią i córką nie bardzo mam z kim czas spędzać, a tym bardziej żeby czasami do nich odpocząć.
Jej znajomi już powyjeżdżali stąd, a Ci co zostali, nie utrzymują z nią kontaktu, więc ona poza tymi z pracy ma tylko z rodziną kontakt - choć ostatnio coraz mniej.
Czy ten związek jest normalny? Nie byłem nigdy w tak długim związku z nikim, wcześniej 1 dziewczyna okolo poltorej roku, wiec sam nie wiem czy ta relacja jest zdrowa, czy moze za duzo wymagam twierdzac ze sam jestem wstanie dac cos czego nie moge dostac..
Prosilbym o jakies porady, odniesienie sie do sprawy "czy jest sens" jezeli tak to "jak ten zwiazek zaczac narpawiac", zaczyna mi juz brakowac sil, nie mowi nawet ze mnie kocha, nie czuje tez tego w czynach bo zadnych uczynkow nie ma.
Ostatnio nawet mnie nie słucha, niby to drobnostki ale proszę o jakąś rzecz, pytam po 3 tygodniach czy udało się jej to zrobić to ona nie wiedziała ,że miała bo nie mówiłem.. powtarza się to mega często w różnych sytuacjach.