Mam pytanie.
Co sądzicie o związku, próbowaniu nabywania relacji z młodą 21letnią dziewczyną uzależnioną od amfetaminy? Robi to od 5 lat tak naprawdę co weekend, zdarzało się też w tygodniu. W szkole też to robiła. Ostatnimi czasy cały czas leci i nawet w tygodniu, bo ma taką pracę w sumie która pozwala jej na to. Nie jest też tak, że ona leci bez opamiętania, ale powiedzmy robi to ogarnięcie. Jest strasznie specyficzną osobą, z częstymi zmianami nastroju. Zawsze obracała się w takim towarzystwie i w sumie kręci ją to bardzo..
Miała kiedyś relację z moim jednym kolegą, który to robił. Potem ze mną, który tego nie robi (i chyba przez to się zjebało). I nagle ni stąd ni z owąd, ma relację z moim drugim kolegą. Czaicie? Który zajmuje się rzucaniem tego gówna..
Jest w niej bardzo zauroczony. Ale czy ona tak naprawdę w nim?
Powiedzcie mi jedno. Ta osoba obiecała mojemu koledze przeprowadzkę, potem mi, a teraz oferuje to temu trzeciemu. To jakiś haczyk?
Macie może podobne doświadczenia i powiedzcie mi, czy ta osoba tak ściemnia? Czy tak mają po prostu uzależnione osoby? Że ich kompletnie nie zrozumiesz; gadają, paplają jakie to są ambitne a jednak dalej chcą siedzieć w tym syfie. Macie takie przykłady? Wypowiedzcie się jakoś na to.
Szkoda jest mi mojego kolegi bardzo przez to, też jednak mam żal do niej że tak zrobiła i tak się zachowała w naszym wspólnym towarzystwie! Czy jest jakiś ratunek dla niej?
Edit
Ona nie jest taką skończoną narkomanką. Bardziej ogarnia to życie, że nie zaniedbuje obowiązków i tak dalej. Pochodzi z ułożonego domu, tylko gdzieś zbłądziła. Nie chce jej bronić czy coś.
Uważacie ogólnie, że taka osoba mogłaby z dnia na dzień po prostu uciec z moim kolegą i porzucić ten nałóg? Albo inaczej czy mogłaby przeprowadzić się do innego miasta, gdzie tutaj "wszystko" ma na miejscu i za darmo..
Ona tak często wspomina