Witajcie. Jestem z moim chłopakiem 7 lat. Mam już dosyć mieszkania osobno, więc postawiłam mu warunek wspólnego zamieszkania. On nie chce ze mną wspólnie wynająć mieszkania, bo tłumaczy to sytuacja finansowa albo, że musi się opiekować schorowaną matka( która jest w dobrej kondycji, miała nowotwór, ale już jest ok). Czy on szuka tylko wymówek, czy to może ja jestem za mało empatyczna i go nie rozumiem. Powiedziałam mu, że jeżeli on nie chce ze mną zamieszkać, to nie widzę innego wyjścia, jak tylko się rozstać. On na to odpowiedział, że byłoby mu przykro, bo mnie kocha, ale on teraz nie ma takich możliwości. I nie piszcie mi proszę, żebym mu dała czas, bo wydaje mi się, że 7 lat związku to bardzo dużo, dodatkowo mamy już 30 lat, więc ile mam jeszcze czekać. Doradźcie.
Witajcie. Jestem z moim chłopakiem 7 lat. Mam już dosyć mieszkania osobno, więc postawiłam mu warunek wspólnego zamieszkania. On nie chce ze mną wspólnie wynająć mieszkania, bo tłumaczy to sytuacja finansowa albo, że musi się opiekować schorowaną matka( która jest w dobrej kondycji, miała nowotwór, ale już jest ok). Czy on szuka tylko wymówek, czy to może ja jestem za mało empatyczna i go nie rozumiem. Powiedziałam mu, że jeżeli on nie chce ze mną zamieszkać, to nie widzę innego wyjścia, jak tylko się rozstać. On na to odpowiedział, że byłoby mu przykro, bo mnie kocha, ale on teraz nie ma takich możliwości. I nie piszcie mi proszę, żebym mu dała czas, bo wydaje mi się, że 7 lat związku to bardzo dużo, dodatkowo mamy już 30 lat, więc ile mam jeszcze czekać. Dodam jeszcze, że na samym początku w naszym związku była zdrada z jego strony.Doradźcie.
Przechodzony związek.
Przechodzony związek.
Albo apodyktyczna matka, która używa emocjonalnego szantażu i manipulacji, aby syneczek w domu był, bo innego faceta brak.
W chuj częste u samotnych matek.
Albo apodyktyczna matka, która używa emocjonalnego szantażu i manipulacji, aby syneczek w domu był, bo innego faceta brak.
W chuj częste u samotnych matek.
Niestety znam taki ultra przypadek. I to nie była samotna matka, a żona pantoflarza, którego już dawno zgnoiła. Od wielu lat nawet z nim nie spała w jednym łóżku. Całą chorą miłość przelała na jedynego synka. Mówiła, że nawet jeśli syn pójdzie z domu, to ona z nim.
6 2024-09-06 10:42:35 Ostatnio edytowany przez bullet (2024-09-06 10:59:00)
.... On na to odpowiedział, że byłoby mu przykro, bo mnie kocha, ale on teraz nie ma takich możliwości....
przetłumaczę Ci to z chłopskiego na polski
"szkoda by było bo fajne mam bzykanko, od początku rozstanie mam wliczone w ryzyko, jesteś frajerką bo gdybym miał jakieś plany wobec Ciebie to już dawno bym się oświadczył"
Mamusia gotuje, pierze, dupke podciera itd
On w życiu nie zrezygnuje
UCIEKAJ i ratuj siebie
SaraRataj napisał/a:.... On na to odpowiedział, że byłoby mu przykro, bo mnie kocha, ale on teraz nie ma takich możliwości....
przetłumaczę Ci to z chłopskiego na polski
"szkoda by było bo fajne mam bzykanko, od początku rozstanie mam wliczone w ryzyko, jesteś frajerką bo gdybym miał jakieś plany wobec Ciebie to już dawno bym się oświadczył"
Mamusia gotuje, pierze, dupke podciera itd
On w życiu nie zrezygnuje
UCIEKAJ i ratuj siebie
Dokladnie
Temat troche bliski mojemu sercu. Tez nie chcialem mieszkać z narzeczoną. Slubu w sumie też nie. Bylo dobrze jak było. Naprawde ja lubilem, naprawde byla wazna, ale namiętność juz sie wypaliła.
Tik. Tak. Tik. Tak. Zegar biologiczny tyka.
Czas to cos czego nie kupisz.
Temat troche bliski mojemu sercu. Tez nie chcialem mieszkać z narzeczoną. Slubu w sumie też nie. Bylo dobrze jak było. Naprawde ja lubilem, naprawde byla wazna, ale namiętność juz sie wypaliła.
Tik. Tak. Tik. Tak. Zegar biologiczny tyka.
Czas to cos czego nie kupisz.
I co zerwałeś z nią lub ona z tobą? Czy dalej to ciągnęliście?
10 2024-09-06 18:35:04 Ostatnio edytowany przez blueangel (2024-09-06 18:36:55)
a jak dlugo juz jest dobrze jezeli chodzi o raka? to ma duze znaczenie, bo ta choroba bywa dynamiczna. dopiero po 5 latach uznaje sie za wyleczona. niedawno w bliskiej rodzinie byl rpzypadek i bylo raz lepiej raz gorzej na przemian. nawet jak zmniejszony, ze "nie bylo" to za 2 miechy moze byc nawrot. a jak zle bywa podczas wznow albo komplikacji, bo leczenie tez jest mega obciazajace to juz nawet nie bede opowiadac. jak bede miala raka to chyba nie podejme walki, bo wiem co to za zycie juz potem. tylko meka.
a jak dlugo juz jest dobrze jezeli chodzi o raka? to ma duze znaczenie, bo ta choroba bywa dynamiczna. dopiero po 5 latach uznaje sie za wyleczona. niedawno w bliskiej rodzinie byl rpzypadek i bylo raz lepiej raz gorzej na przemian. nawet jak zmniejszony, ze "nie bylo" to za 2 miechy moze byc nawrot. a jak zle bywa podczas wznow albo komplikacji, bo leczenie tez jest mega obciazajace to juz nawet nie bede opowiadac. jak bede miala raka to chyba nie podejme walki, bo wiem co to za zycie juz potem. tylko meka.
Rak to jest meczarnia u.mnie wujek zmarl na bialaczke, a ciotka miala raka jajnika na szczescie wyzdrowiala. Teraz to mam ryzyko genetyczne, ale co tam kazdy na cos umrze
a jak dlugo juz jest dobrze jezeli chodzi o raka? to ma duze znaczenie, bo ta choroba bywa dynamiczna. dopiero po 5 latach uznaje sie za wyleczona. niedawno w bliskiej rodzinie byl rpzypadek i bylo raz lepiej raz gorzej na przemian. nawet jak zmniejszony, ze "nie bylo" to za 2 miechy moze byc nawrot. a jak zle bywa podczas wznow albo komplikacji, bo leczenie tez jest mega obciazajace to juz nawet nie bede opowiadac. jak bede miala raka to chyba nie podejme walki, bo wiem co to za zycie juz potem. tylko meka.
Normalne życie. 20 lat po ostatnim wlewie żyję. Męka? Skąd. Wiatr w żagle i do przodu.
Generalizowanie jest słabe
Jack Sparrow napisał/a:Albo apodyktyczna matka, która używa emocjonalnego szantażu i manipulacji, aby syneczek w domu był, bo innego faceta brak.
W chuj częste u samotnych matek.
Niestety znam taki ultra przypadek. I to nie była samotna matka, a żona pantoflarza, którego już dawno zgnoiła. Od wielu lat nawet z nim nie spała w jednym łóżku. Całą chorą miłość przelała na jedynego synka. Mówiła, że nawet jeśli syn pójdzie z domu, to ona z nim.
Ja znam nawet kilka takich wypadków. Szkoda chłopaków. Nawet będąc już na swoim, z własnymi rodzinami, wciąż pod pantoflem mamusi i wszystko pod ich dyktando.
Legat napisał/a:Jack Sparrow napisał/a:Albo apodyktyczna matka, która używa emocjonalnego szantażu i manipulacji, aby syneczek w domu był, bo innego faceta brak.
W chuj częste u samotnych matek.
Niestety znam taki ultra przypadek. I to nie była samotna matka, a żona pantoflarza, którego już dawno zgnoiła. Od wielu lat nawet z nim nie spała w jednym łóżku. Całą chorą miłość przelała na jedynego synka. Mówiła, że nawet jeśli syn pójdzie z domu, to ona z nim.
Ja znam nawet kilka takich wypadków. Szkoda chłopaków. Nawet będąc już na swoim, z własnymi rodzinami, wciąż pod pantoflem mamusi i wszystko pod ich dyktando.
Ja to ich zonom/partnerka wspolczuje tesciowej na glowie
Witajcie. Jestem z moim chłopakiem 7 lat. Mam już dosyć mieszkania osobno, więc postawiłam mu warunek wspólnego zamieszkania. On nie chce ze mną wspólnie wynająć mieszkania, bo tłumaczy to sytuacja finansowa albo, że musi się opiekować schorowaną matka( która jest w dobrej kondycji, miała nowotwór, ale już jest ok). Czy on szuka tylko wymówek, czy to może ja jestem za mało empatyczna i go nie rozumiem. Powiedziałam mu, że jeżeli on nie chce ze mną zamieszkać, to nie widzę innego wyjścia, jak tylko się rozstać. On na to odpowiedział, że byłoby mu przykro, bo mnie kocha, ale on teraz nie ma takich możliwości. I nie piszcie mi proszę, żebym mu dała czas, bo wydaje mi się, że 7 lat związku to bardzo dużo, dodatkowo mamy już 30 lat, więc ile mam jeszcze czekać. Doradźcie.
Ile jeszcze tematów założysz o tym samym?
https://www.netkobiety.pl/t132197.html
W listopadzie pisałaś "mama piła ale wyszła z tego", a teraz "mama miała raka ale wyszła z tego"....
i założę się że ten temat też jest Twój:
https://www.netkobiety.pl/t133938.html
a jak dlugo juz jest dobrze jezeli chodzi o raka? to ma duze znaczenie, bo ta choroba bywa dynamiczna. dopiero po 5 latach uznaje sie za wyleczona. niedawno w bliskiej rodzinie byl rpzypadek i bylo raz lepiej raz gorzej na przemian. nawet jak zmniejszony, ze "nie bylo" to za 2 miechy moze byc nawrot. a jak zle bywa podczas wznow albo komplikacji, bo leczenie tez jest mega obciazajace to juz nawet nie bede opowiadac. jak bede miala raka to chyba nie podejme walki, bo wiem co to za zycie juz potem. tylko meka.
No coś Ty! Znam dużo kobiet po raku piersi (np. moja mama) i żyją zupełnie normalnie, szczęsliwie. I są zdrowe. Osobiście nie wierzę w powodzenie chemii (mój tata dostał 45 wlewów i zmarł), ale w powodzenie chirurgicznego wycięcia guza - jak najbardziej.
SaraRataj napisał/a:Witajcie. Jestem z moim chłopakiem 7 lat. Mam już dosyć mieszkania osobno, więc postawiłam mu warunek wspólnego zamieszkania. On nie chce ze mną wspólnie wynająć mieszkania, bo tłumaczy to sytuacja finansowa albo, że musi się opiekować schorowaną matka( która jest w dobrej kondycji, miała nowotwór, ale już jest ok). Czy on szuka tylko wymówek, czy to może ja jestem za mało empatyczna i go nie rozumiem. Powiedziałam mu, że jeżeli on nie chce ze mną zamieszkać, to nie widzę innego wyjścia, jak tylko się rozstać. On na to odpowiedział, że byłoby mu przykro, bo mnie kocha, ale on teraz nie ma takich możliwości. I nie piszcie mi proszę, żebym mu dała czas, bo wydaje mi się, że 7 lat związku to bardzo dużo, dodatkowo mamy już 30 lat, więc ile mam jeszcze czekać. Doradźcie.
Ile jeszcze tematów założysz o tym samym?
https://www.netkobiety.pl/t132197.html
W listopadzie pisałaś "mama piła ale wyszła z tego", a teraz "mama miała raka ale wyszła z tego"....i założę się że ten temat też jest Twój:
https://www.netkobiety.pl/t133938.htmlblueangel napisał/a:a jak dlugo juz jest dobrze jezeli chodzi o raka? to ma duze znaczenie, bo ta choroba bywa dynamiczna. dopiero po 5 latach uznaje sie za wyleczona. niedawno w bliskiej rodzinie byl rpzypadek i bylo raz lepiej raz gorzej na przemian. nawet jak zmniejszony, ze "nie bylo" to za 2 miechy moze byc nawrot. a jak zle bywa podczas wznow albo komplikacji, bo leczenie tez jest mega obciazajace to juz nawet nie bede opowiadac. jak bede miala raka to chyba nie podejme walki, bo wiem co to za zycie juz potem. tylko meka.
No coś Ty! Znam dużo kobiet po raku piersi (np. moja mama) i żyją zupełnie normalnie, szczęsliwie. I są zdrowe. Osobiście nie wierzę w powodzenie chemii (mój tata dostał 45 wlewów i zmarł), ale w powodzenie chirurgicznego wycięcia guza - jak najbardziej.
Tez nie wierze w zadna chemie. Gdybym miala raka to bym odmowila leczenia chemioterapia,bo widzialam chorych na chemii z rodziny I jak przed diagnoza robili wiele rzeczy mimo dolegliwosci tak po chemii to byly roslinki
17 2024-09-06 20:41:05 Ostatnio edytowany przez madoja (2024-09-06 20:41:30)
Tez nie wierze w zadna chemie. Gdybym miala raka to bym odmowila leczenia chemioterapia,bo widzialam chorych na chemii z rodziny I jak przed diagnoza robili wiele rzeczy mimo dolegliwosci tak po chemii to byly roslinki
No może jeszcze w radioterapię wierze, ale uważam że chemia zabija człowieka, a nie pomaga w leczeniu.
Nie pamiętam już przy jakim raku, ale chemia podnosi szansę wyzdrowienia o 2% (jest to zróżnicowane od rodzaju raka).
2%!
To jest NIC.
Czy te 2% jest warte ciągłego jeżdżenia do szpitala, kłucia, czy zakładania portu, męczarni po powrocie do domu, czasami utraty włosów, popalonych żył?
Moim zdaniem nie.
JuliaUK33 napisał/a:Tez nie wierze w zadna chemie. Gdybym miala raka to bym odmowila leczenia chemioterapia,bo widzialam chorych na chemii z rodziny I jak przed diagnoza robili wiele rzeczy mimo dolegliwosci tak po chemii to byly roslinki
No może jeszcze w radioterapię wierze, ale uważam że chemia zabija człowieka, a nie pomaga w leczeniu.
Nie pamiętam już przy jakim raku, ale chemia podnosi szansę wyzdrowienia o 2% (jest to zróżnicowane od rodzaju raka).
2%!
To jest NIC.
Czy te 2% jest warte ciągłego jeżdżenia do szpitala, kłucia, czy zakładania portu, męczarni po powrocie do domu, czasami utraty włosów, popalonych żył?
Moim zdaniem nie.
Moim zdaniem tez nie warto sie tak meczyc dla 2%
madoja napisał/a:SaraRataj napisał/a:Witajcie. Jestem z moim chłopakiem 7 lat. Mam już dosyć mieszkania osobno, więc postawiłam mu warunek wspólnego zamieszkania. On nie chce ze mną wspólnie wynająć mieszkania, bo tłumaczy to sytuacja finansowa albo, że musi się opiekować schorowaną matka( która jest w dobrej kondycji, miała nowotwór, ale już jest ok). Czy on szuka tylko wymówek, czy to może ja jestem za mało empatyczna i go nie rozumiem. Powiedziałam mu, że jeżeli on nie chce ze mną zamieszkać, to nie widzę innego wyjścia, jak tylko się rozstać. On na to odpowiedział, że byłoby mu przykro, bo mnie kocha, ale on teraz nie ma takich możliwości. I nie piszcie mi proszę, żebym mu dała czas, bo wydaje mi się, że 7 lat związku to bardzo dużo, dodatkowo mamy już 30 lat, więc ile mam jeszcze czekać. Doradźcie.
Ile jeszcze tematów założysz o tym samym?
https://www.netkobiety.pl/t132197.html
W listopadzie pisałaś "mama piła ale wyszła z tego", a teraz "mama miała raka ale wyszła z tego"....i założę się że ten temat też jest Twój:
https://www.netkobiety.pl/t133938.htmlblueangel napisał/a:a jak dlugo juz jest dobrze jezeli chodzi o raka? to ma duze znaczenie, bo ta choroba bywa dynamiczna. dopiero po 5 latach uznaje sie za wyleczona. niedawno w bliskiej rodzinie byl rpzypadek i bylo raz lepiej raz gorzej na przemian. nawet jak zmniejszony, ze "nie bylo" to za 2 miechy moze byc nawrot. a jak zle bywa podczas wznow albo komplikacji, bo leczenie tez jest mega obciazajace to juz nawet nie bede opowiadac. jak bede miala raka to chyba nie podejme walki, bo wiem co to za zycie juz potem. tylko meka.
No coś Ty! Znam dużo kobiet po raku piersi (np. moja mama) i żyją zupełnie normalnie, szczęsliwie. I są zdrowe. Osobiście nie wierzę w powodzenie chemii (mój tata dostał 45 wlewów i zmarł), ale w powodzenie chirurgicznego wycięcia guza - jak najbardziej.
Tez nie wierze w zadna chemie. Gdybym miala raka to bym odmowila leczenia chemioterapia,bo widzialam chorych na chemii z rodziny I jak przed diagnoza robili wiele rzeczy mimo dolegliwosci tak po chemii to byly roslinki
Jakbym nie przyjęła chemii, to bym umarła.
Nie mieli czego mi wyciąć, bo tu nie było czego wycinać.
Owszem jest to mocno inwazyjna terapia, tymbardziej była inwazyjna lat temu 20, ale pomaga.
A uwierz, że na oddziale onkologii widziałam dużo rzeczy. I śmierć i wyleczenie.
JuliaUK33 napisał/a:madoja napisał/a:Ile jeszcze tematów założysz o tym samym?
https://www.netkobiety.pl/t132197.html
W listopadzie pisałaś "mama piła ale wyszła z tego", a teraz "mama miała raka ale wyszła z tego"....i założę się że ten temat też jest Twój:
https://www.netkobiety.pl/t133938.htmlNo coś Ty! Znam dużo kobiet po raku piersi (np. moja mama) i żyją zupełnie normalnie, szczęsliwie. I są zdrowe. Osobiście nie wierzę w powodzenie chemii (mój tata dostał 45 wlewów i zmarł), ale w powodzenie chirurgicznego wycięcia guza - jak najbardziej.
Tez nie wierze w zadna chemie. Gdybym miala raka to bym odmowila leczenia chemioterapia,bo widzialam chorych na chemii z rodziny I jak przed diagnoza robili wiele rzeczy mimo dolegliwosci tak po chemii to byly roslinki
Jakbym nie przyjęła chemii, to bym umarła.
Nie mieli czego mi wyciąć, bo tu nie było czego wycinać.
Owszem jest to mocno inwazyjna terapia, tymbardziej była inwazyjna lat temu 20, ale pomaga.
A uwierz, że na oddziale onkologii widziałam dużo rzeczy. I śmierć i wyleczenie.
To pewnie zalezy od rodzaju i stopnia raka. Pewnie sa takie na ktore chemia dziala dobrze i takie, gdzie dziala slabo lub wcale, a dodatkowo wykancza. Kiedys slyszalam, ze np rak piersi dobrze znosi leczenie chemia, ale juz np rak watroby i trzustki bardzo zle
Jakbym nie przyjęła chemii, to bym umarła.
Nie mieli czego mi wyciąć, bo tu nie było czego wycinać.
Owszem jest to mocno inwazyjna terapia, tymbardziej była inwazyjna lat temu 20, ale pomaga.
A uwierz, że na oddziale onkologii widziałam dużo rzeczy. I śmierć i wyleczenie.
Gratuluję że wyszłaś z raka. Jaki to był rak, że nie było czego wycinać?
Myślę że każdy bazuje na doświadczeniach swoich i swoich bliskich.
Ja widziałam jak mój tatuś się męczył. 45 chemii. Jeżdżenia 100 km w jedną stronę, by po 2 dniach wracać i za 3 tygodnie to samo. Żyły w jego dłoni były kompletnie spalone. Czuł się źle.
I zmarł.
Ty masz inne doświadczenia, przeżyłaś. Może gdyby mój tata przeżył, też wierzyłabym w powodzenie chemii.
Ja znam nawet kilka takich wypadków. Szkoda chłopaków. Nawet będąc już na swoim, z własnymi rodzinami, wciąż pod pantoflem mamusi i wszystko pod ich dyktando.
To jest chore uzależnienie od matek.
Wydaje mi się droga Autorko, że ten związek nie będzie mieć ciągu dalszego.
Zawsze będzie stało coś (matka albo jego wygoda) na drodze do wspólnego zamieszkania.
Motocyklistka napisał/a:Jakbym nie przyjęła chemii, to bym umarła.
Nie mieli czego mi wyciąć, bo tu nie było czego wycinać.
Owszem jest to mocno inwazyjna terapia, tymbardziej była inwazyjna lat temu 20, ale pomaga.
A uwierz, że na oddziale onkologii widziałam dużo rzeczy. I śmierć i wyleczenie.Gratuluję że wyszłaś z raka. Jaki to był rak, że nie było czego wycinać?
Myślę że każdy bazuje na doświadczeniach swoich i swoich bliskich.
Ja widziałam jak mój tatuś się męczył. 45 chemii. Jeżdżenia 100 km w jedną stronę, by po 2 dniach wracać i za 3 tygodnie to samo. Żyły w jego dłoni były kompletnie spalone. Czuł się źle.
I zmarł.Ty masz inne doświadczenia, przeżyłaś. Może gdyby mój tata przeżył, też wierzyłabym w powodzenie chemii.
Tez mnie ciekawi jaki to byl rak
24 2024-09-06 20:51:32 Ostatnio edytowany przez Motocyklistka (2024-09-06 20:53:30)
Dubel
25 2024-09-06 20:52:40 Ostatnio edytowany przez Motocyklistka (2024-09-06 20:55:07)
Motocyklistka napisał/a:Jakbym nie przyjęła chemii, to bym umarła.
Nie mieli czego mi wyciąć, bo tu nie było czego wycinać.
Owszem jest to mocno inwazyjna terapia, tymbardziej była inwazyjna lat temu 20, ale pomaga.
A uwierz, że na oddziale onkologii widziałam dużo rzeczy. I śmierć i wyleczenie.Gratuluję że wyszłaś z raka. Jaki to był rak, że nie było czego wycinać?
Myślę że każdy bazuje na doświadczeniach swoich i swoich bliskich.
Ja widziałam jak mój tatuś się męczył. 45 chemii. Jeżdżenia 100 km w jedną stronę, by po 2 dniach wracać i za 3 tygodnie to samo. Żyły w jego dłoni były kompletnie spalone. Czuł się źle.
I zmarł.Ty masz inne doświadczenia, przeżyłaś. Może gdyby mój tata przeżył, też wierzyłabym w powodzenie chemii.
Układu chłonnego. Mialam pozajmowaną dużą część węzłów chłonnych. Obok mnie umierała moja onkokoleżanka na raka piersi. Było ciężko, nawet bardzo. Straciłam włosy, "lałam" się przez palce. Pękające żyly. Brak smaku, popalone kubki smakowe itp itd. Niestety, dużo zależy od stadium.
madoja napisał/a:Motocyklistka napisał/a:Jakbym nie przyjęła chemii, to bym umarła.
Nie mieli czego mi wyciąć, bo tu nie było czego wycinać.
Owszem jest to mocno inwazyjna terapia, tymbardziej była inwazyjna lat temu 20, ale pomaga.
A uwierz, że na oddziale onkologii widziałam dużo rzeczy. I śmierć i wyleczenie.Gratuluję że wyszłaś z raka. Jaki to był rak, że nie było czego wycinać?
Myślę że każdy bazuje na doświadczeniach swoich i swoich bliskich.
Ja widziałam jak mój tatuś się męczył. 45 chemii. Jeżdżenia 100 km w jedną stronę, by po 2 dniach wracać i za 3 tygodnie to samo. Żyły w jego dłoni były kompletnie spalone. Czuł się źle.
I zmarł.Ty masz inne doświadczenia, przeżyłaś. Może gdyby mój tata przeżył, też wierzyłabym w powodzenie chemii.
Układu chłonnego. Mialam pozajmowaną dużą część węzłów chłonnych. Obok mnie umierała moja onkokoleżanka na raka piersi. Było ciężko, nawet bardzo. Straciłam włosy, "lałam" się przez palce. Pękające żyly. Brak smaku, popalone kubki smakowe itp itd. Niestety, dużo zależy od stadium.
Tak to prawda ja sie boje raka
27 2024-09-06 21:03:29 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-09-06 21:05:00)
Witajcie. Jestem z moim chłopakiem 7 lat. Mam już dosyć mieszkania osobno, więc postawiłam mu warunek wspólnego zamieszkania. On nie chce ze mną wspólnie wynająć mieszkania, bo tłumaczy to sytuacja finansowa albo, że musi się opiekować schorowaną matka( która jest w dobrej kondycji, miała nowotwór, ale już jest ok). Czy on szuka tylko wymówek, czy to może ja jestem za mało empatyczna i go nie rozumiem. Powiedziałam mu, że jeżeli on nie chce ze mną zamieszkać, to nie widzę innego wyjścia, jak tylko się rozstać. On na to odpowiedział, że byłoby mu przykro, bo mnie kocha, ale on teraz nie ma takich możliwości. I nie piszcie mi proszę, żebym mu dała czas, bo wydaje mi się, że 7 lat związku to bardzo dużo, dodatkowo mamy już 30 lat, więc ile mam jeszcze czekać. Doradźcie.
Jeśli on nie widzi możliwości i byłoby mu przykro, to na co ty liczysz?
Facet ma cię jak "chwilówkę", ryzykowną ale w gruncie rzeczy bardziej opłacalną niż kompletną posuchę w temacie.
Tracisz czas. Własciwie już straciłaś z facetem któremu jaja jeszcze nie wyrosły. Sorry za szczerośc.
Myślę że każdy bazuje na doświadczeniach swoich i swoich bliskich.
Ja widziałam jak mój tatuś się męczył. 45 chemii. Jeżdżenia 100 km w jedną stronę, by po 2 dniach wracać i za 3 tygodnie to samo. Żyły w jego dłoni były kompletnie spalone. Czuł się źle.
I zmarł.Ty masz inne doświadczenia, przeżyłaś. Może gdyby mój tata przeżył, też wierzyłabym w powodzenie chemii.
Bardzo mi przykro z powodu śmierci Taty. Zawsze powtarzam, że wolałabym drugi raz wziąć na siebie chorobę, niż patrzeć na cierpienie bliskiej osoby.
29 2024-09-06 21:08:42 Ostatnio edytowany przez JuliaUK33 (2024-09-06 21:09:03)
madoja napisał/a:Myślę że każdy bazuje na doświadczeniach swoich i swoich bliskich.
Ja widziałam jak mój tatuś się męczył. 45 chemii. Jeżdżenia 100 km w jedną stronę, by po 2 dniach wracać i za 3 tygodnie to samo. Żyły w jego dłoni były kompletnie spalone. Czuł się źle.
I zmarł.Ty masz inne doświadczenia, przeżyłaś. Może gdyby mój tata przeżył, też wierzyłabym w powodzenie chemii.
Bardzo mi przykro z powodu śmierci Taty. Zawsze powtarzam, że wolałabym drugi raz wziąć na siebie chorobę, niż patrzeć na cierpienie bliskiej osoby.
Tak najgorsze jak dzieci cierpia i umieraja
Dobra. Rak stop, nie syfmy w wątku o innym temacie.
Dobra. Rak stop, nie syfmy w wątku o innym temacie.
Hah, jak nie o raku to nagle wszyscy zamilkli
Motocyklistka napisał/a:Dobra. Rak stop, nie syfmy w wątku o innym temacie.
Hah, jak nie o raku to nagle wszyscy zamilkli
ja tez zajeta jestem miedzy czasie tu zagladam na forum
Motocyklistka napisał/a:Dobra. Rak stop, nie syfmy w wątku o innym temacie.
Hah, jak nie o raku to nagle wszyscy zamilkli
Madoja, rak zbiera żniwo u wielu ludzi tylko nie wszyscy chcą się o tym wywnętrzać. Poza tym wątek nie o tym.
Motocyklistka napisał/a:Dobra. Rak stop, nie syfmy w wątku o innym temacie.
Hah, jak nie o raku to nagle wszyscy zamilkli
Ten problem autorka wałkuje w kolejnym wątku, pod innym nickiem, więc wszystko w tym temacie już zostało powiedziane.
madoja napisał/a:Motocyklistka napisał/a:Dobra. Rak stop, nie syfmy w wątku o innym temacie.
Hah, jak nie o raku to nagle wszyscy zamilkli
Ten problem autorka wałkuje w kolejnym wątku, pod innym nickiem, więc wszystko w tym temacie już zostało powiedziane.
No tak, pisałam o tym wyżej
A matka chłopaka raz alkoholiczka, a raz ma raka.