Witam,
opiszę moja sytuację najprościej jak się da. Mianowicie jestesmy w związku od prawie 5 lat. Dziewczyna przed 30 ja mam 36. Od jakiś 2 lat powoli nasze życie zaczęło wyglądać jak dwoje współlokatorów. Zaczęło się od tego, że partnerka prawie nigdy nie inicjowała spraw łóżkowych. W pewnym momencie zacząłem robić to samo i dziś jesteśmy na etapie, że w ciągu ostatniego roku seks był 2 razy. Śpimy póki co w jednym łóżku ale dwie oddzielne kołdry, z czułości to jedynie buziak na przywitanie po pracy. Obiady zwykle każdy robi swoje, sprzątanie grafik. Jeśli chodzi o samo dogadywanie się to nie mam zastrzeżeń. Mamy wspólne tematy do rozmów, interesują nas podobne rzeczy. Jestesmy dla siebie dobrzy i troskliwi tak mi się wydaję. Ogólnie się nie kłócimy. Z tego co nas też łączy to ani ja ani ona nie chcemy dzieci a to dosyc ważne aby mieć pod tym względem to samo zdanie . Mieliśmy kilka rozmow, które wyszły od partnerki gdzie np. otwarcie mówiła, że się mnie wstydzi (cielesnie) jak bym był współlokatorem. Mimo to dalej uważa, że jesteśmy w związku choć wygląda on jak małżeństwo z 30 letnim stażem. Wiem ze 5 lat to raczej ciezko o skowronki jak po 2 pierwszych miesiacach ale jednak. W poprzednich naszych związkach z mojej strony i z jej opowiesci wyglądało to inaczej jeśli chodzi o sprawy damsko męskie. Ogólnie nie piszę tego aby się skarżyć czy coś bo jest to nasza wspólna zasługa ten stan rzeczy. Zwykle staram się o tym nie myśleć. Zastanawiam się tylko czasem jak to się skończy taki związek bez namiętności ale z wzajemnym szacunkiem itp. Czy nie jest to równia pochyła gdzie obydwoje darzymy się sympatią a za kilka lat każde pójdzie w swoją stronę. Dziewczyna taki scenariusz widzi i o nim mówi lecz mimo to dalej trwa. Z chęcią poczytam wasze rozmyślenia. Może ktoś z was miał podobny kryzys a potem wszystko się ułożyło.
Taki zwiazek nie ma sensu. Jezeli ona sie Ciebie wstydzi teraz to i po slubie bedzie
Witam,
opiszę moja sytuację najprościej jak się da. Mianowicie jestesmy w związku od prawie 5 lat. Dziewczyna przed 30 ja mam 36. Od jakiś 2 lat powoli nasze życie zaczęło wyglądać jak dwoje współlokatorów. Zaczęło się od tego, że partnerka prawie nigdy nie inicjowała spraw łóżkowych. W pewnym momencie zacząłem robić to samo i dziś jesteśmy na etapie, że w ciągu ostatniego roku seks był 2 razy. Śpimy póki co w jednym łóżku ale dwie oddzielne kołdry, z czułości to jedynie buziak na przywitanie po pracy. Obiady zwykle każdy robi swoje, sprzątanie grafik. Jeśli chodzi o samo dogadywanie się to nie mam zastrzeżeń. Mamy wspólne tematy do rozmów, interesują nas podobne rzeczy. Jestesmy dla siebie dobrzy i troskliwi tak mi się wydaję. Ogólnie się nie kłócimy. Z tego co nas też łączy to ani ja ani ona nie chcemy dzieci a to dosyc ważne aby mieć pod tym względem to samo zdanie . Mieliśmy kilka rozmow, które wyszły od partnerki gdzie np. otwarcie mówiła, że się mnie wstydzi (cielesnie) jak bym był współlokatorem. Mimo to dalej uważa, że jesteśmy w związku choć wygląda on jak małżeństwo z 30 letnim stażem. Wiem ze 5 lat to raczej ciezko o skowronki jak po 2 pierwszych miesiacach ale jednak. W poprzednich naszych związkach z mojej strony i z jej opowiesci wyglądało to inaczej jeśli chodzi o sprawy damsko męskie. Ogólnie nie piszę tego aby się skarżyć czy coś bo jest to nasza wspólna zasługa ten stan rzeczy. Zwykle staram się o tym nie myśleć. Zastanawiam się tylko czasem jak to się skończy taki związek bez namiętności ale z wzajemnym szacunkiem itp. Czy nie jest to równia pochyła gdzie obydwoje darzymy się sympatią a za kilka lat każde pójdzie w swoją stronę. Dziewczyna taki scenariusz widzi i o nim mówi lecz mimo to dalej trwa. Z chęcią poczytam wasze rozmyślenia. Może ktoś z was miał podobny kryzys a potem wszystko się ułożyło.
Nic się nie ułoży, a tym bardziej nie samo.
Witam,
opiszę moja sytuację najprościej jak się da. Mianowicie jestesmy w związku od prawie 5 lat. Dziewczyna przed 30 ja mam 36. Od jakiś 2 lat powoli nasze życie zaczęło wyglądać jak dwoje współlokatorów. Zaczęło się od tego, że partnerka prawie nigdy nie inicjowała spraw łóżkowych. W pewnym momencie zacząłem robić to samo i dziś jesteśmy na etapie, że w ciągu ostatniego roku seks był 2 razy. Śpimy póki co w jednym łóżku ale dwie oddzielne kołdry, z czułości to jedynie buziak na przywitanie po pracy. Obiady zwykle każdy robi swoje, sprzątanie grafik. Jeśli chodzi o samo dogadywanie się to nie mam zastrzeżeń. Mamy wspólne tematy do rozmów, interesują nas podobne rzeczy. Jestesmy dla siebie dobrzy i troskliwi tak mi się wydaję. Ogólnie się nie kłócimy. Z tego co nas też łączy to ani ja ani ona nie chcemy dzieci a to dosyc ważne aby mieć pod tym względem to samo zdanie . Mieliśmy kilka rozmow, które wyszły od partnerki gdzie np. otwarcie mówiła, że się mnie wstydzi (cielesnie) jak bym był współlokatorem. Mimo to dalej uważa, że jesteśmy w związku choć wygląda on jak małżeństwo z 30 letnim stażem. Wiem ze 5 lat to raczej ciezko o skowronki jak po 2 pierwszych miesiacach ale jednak. W poprzednich naszych związkach z mojej strony i z jej opowiesci wyglądało to inaczej jeśli chodzi o sprawy damsko męskie. Ogólnie nie piszę tego aby się skarżyć czy coś bo jest to nasza wspólna zasługa ten stan rzeczy. Zwykle staram się o tym nie myśleć. Zastanawiam się tylko czasem jak to się skończy taki związek bez namiętności ale z wzajemnym szacunkiem itp. Czy nie jest to równia pochyła gdzie obydwoje darzymy się sympatią a za kilka lat każde pójdzie w swoją stronę. Dziewczyna taki scenariusz widzi i o nim mówi lecz mimo to dalej trwa. Z chęcią poczytam wasze rozmyślenia. Może ktoś z was miał podobny kryzys a potem wszystko się ułożyło.
Tak nie wygląda nawet 30 letni związek.
Żyjesz z dnia na dzień.
Jesteś facetem, więc podejmij męską decyzję.
Co jest powodem braku bliskości?
Marecki990 napisał/a:Witam,
opiszę moja sytuację najprościej jak się da. Mianowicie jestesmy w związku od prawie 5 lat. Dziewczyna przed 30 ja mam 36. Od jakiś 2 lat powoli nasze życie zaczęło wyglądać jak dwoje współlokatorów. Zaczęło się od tego, że partnerka prawie nigdy nie inicjowała spraw łóżkowych. W pewnym momencie zacząłem robić to samo i dziś jesteśmy na etapie, że w ciągu ostatniego roku seks był 2 razy. Śpimy póki co w jednym łóżku ale dwie oddzielne kołdry, z czułości to jedynie buziak na przywitanie po pracy. Obiady zwykle każdy robi swoje, sprzątanie grafik. Jeśli chodzi o samo dogadywanie się to nie mam zastrzeżeń. Mamy wspólne tematy do rozmów, interesują nas podobne rzeczy. Jestesmy dla siebie dobrzy i troskliwi tak mi się wydaję. Ogólnie się nie kłócimy. Z tego co nas też łączy to ani ja ani ona nie chcemy dzieci a to dosyc ważne aby mieć pod tym względem to samo zdanie . Mieliśmy kilka rozmow, które wyszły od partnerki gdzie np. otwarcie mówiła, że się mnie wstydzi (cielesnie) jak bym był współlokatorem. Mimo to dalej uważa, że jesteśmy w związku choć wygląda on jak małżeństwo z 30 letnim stażem. Wiem ze 5 lat to raczej ciezko o skowronki jak po 2 pierwszych miesiacach ale jednak. W poprzednich naszych związkach z mojej strony i z jej opowiesci wyglądało to inaczej jeśli chodzi o sprawy damsko męskie. Ogólnie nie piszę tego aby się skarżyć czy coś bo jest to nasza wspólna zasługa ten stan rzeczy. Zwykle staram się o tym nie myśleć. Zastanawiam się tylko czasem jak to się skończy taki związek bez namiętności ale z wzajemnym szacunkiem itp. Czy nie jest to równia pochyła gdzie obydwoje darzymy się sympatią a za kilka lat każde pójdzie w swoją stronę. Dziewczyna taki scenariusz widzi i o nim mówi lecz mimo to dalej trwa. Z chęcią poczytam wasze rozmyślenia. Może ktoś z was miał podobny kryzys a potem wszystko się ułożyło.Tak nie wygląda nawet 30 letni związek.
Żyjesz z dnia na dzień.
Jesteś facetem, więc podejmij męską decyzję.
Co jest powodem braku bliskości?
Szczerze ciężko określić. Po prostu było tej bliskości coraz mniej aż w końcu jest praktycznie 0. Nie ma już patrzenia w sposób seksualny. Decyzja jest taka, że trwamy w tym. Bo tak jak napisałem poza tą sferą reszta jest ok. Nie ma tak, że każdy sobie. Ale wiem, że z biegiem czasu może i to się zmienić. I nie będzie bagażu 5 lat tylko 8. czy 10.
Tracicie czas, którym jest bycie współlokatorem, z którym dobrze się dogadujesz, można powiedzieć jesteś przyjacielem, choć nie ma przyjaźni damsko męskiej, to w waszej sytuacji, gdzie nie ma żadnego uczucia charakteryzujące pary, może być przyjaźń.
Czyli życie przelatuje Ci przez palce, dziewczyna jak znajdzie faceta, w którym się zakocha, odejdzie... Chyba, że jej się nie uda i tak do śmierci bedziedzie sobie żyć jak brat i siostra, ale na to bym nie liczyła.
Mam w rodzinie taką parę, moja siostra cioteczna.
Małżeństwem są od 30 lat, świętowali jubileusz niedawno.
Po ślubie okazało się, że nie będą mieć dzieci, oboje mieli problemy z płodnością.
Oddalili się od siebie fizycznie, gdy zmienili mieszkanie i prace.
Każdy zamieszkał w swoim pokoju ze względu na to aby nie przeszkadzać drugiemu we śnie( pracowali na różne zmiany).
Nie kłócą się, dzielą się obowiązkami, jeżdżą razem na wczasy, wycieczki, do rodziny, na imprezy, koncerty.
Mogą na siebie liczyć wzajemnie w razie potrzeby.
Oprócz sfery seksualnej jest to małżeństwo doskonałe.
Tak myślę, że żadne z nich nie chciało odejść z tego związku gdyż mieli kompleksy z powodu niepłodności.
Żadne z nich nie widziało sensu zakładania nowego związku bo wypłynąłby ten problem.
A potem to już się przyzwyczaili do takiego sposobu życia i jak jest w miarę dobrze to po co psuć.
Ale to tylko moje przypuszczenia.
O problemach prokreacyjnych nigdy nikomu nie mówili.
Gdy ktoś pytał to odpowiadali, że praca, że dojazdy, że kredyt, że ich nie stać, że kariera, podyplomowe...
Dopiero teraz po latach siostra się otworzyła i powiedziała matce jak było naprawdę.
No ale tutaj nie ma nic o tym co zrobiłeś żeby to zmienić. Rozmawiałeś z nią chociaż?
Emocji tu jak na grzybobraniu.
Mieliśmy kilka rozmow, które wyszły od partnerki gdzie np. otwarcie mówiła, że się mnie wstydzi (cielesnie) jak bym był współlokatorem.
Uwielbiam takie sformułowania.
To jeszcze dopytaj czy wstydzi się ciebie - bo to ty źle wyglądasz, a nie chce być nieuprzejma mówiąc, że się ciebie brzydzi, czy wstydzi się przed tobą, bo uważa, że to ona wygląda gorzej.
Ludzie nagminnie mieszają te sformułowania.
W takich sytuacja terapia dla par lub wizyta u seksuloga dobrze robią, bo brak intymności zabije wasz związek w końcu.
Marecki990 napisał/a:Mieliśmy kilka rozmow, które wyszły od partnerki gdzie np. otwarcie mówiła, że się mnie wstydzi (cielesnie) jak bym był współlokatorem.
Uwielbiam takie sformułowania.
To jeszcze dopytaj czy wstydzi się ciebie - bo to ty źle wyglądasz, a nie chce być nieuprzejma mówiąc, że się ciebie brzydzi, czy wstydzi się przed tobą, bo uważa, że to ona wygląda gorzej.
Ludzie nagminnie mieszają te sformułowania.
W takich sytuacja terapia dla par lub wizyta u seksuloga dobrze robią, bo brak intymności zabije wasz związek w końcu.
Myślę, że to wymówka, prawdy się autor nie dowie. Ale skoro akceptuje... Jemu też widać seks z kobietą zbędny
Marecki990 napisał/a:Mieliśmy kilka rozmow, które wyszły od partnerki gdzie np. otwarcie mówiła, że się mnie wstydzi (cielesnie) jak bym był współlokatorem.
Uwielbiam takie sformułowania.
To jeszcze dopytaj czy wstydzi się ciebie - bo to ty źle wyglądasz, a nie chce być nieuprzejma mówiąc, że się ciebie brzydzi, czy wstydzi się przed tobą, bo uważa, że to ona wygląda gorzej.
Rzeczywiście źle się wyraziłem. Chodzi o krępowanie się a nie wstyd. No coś na zasadzie jak byś miał biegać goły przy współlokatorce z którą wynajmujesz chatę. Nie musisz być brzydki ty czy ona aby to było krępujące. Tylko tu jest kwestia, że kiedyś tego nie było a z czasem przyszło. Były rozmowy ale nic to nie dało. I z mojej strony I z jej brak zmian. Zdaję się, że to nie takie proste i same rozmowy nic nie zmienią. Tak jak wspominałem kiedyś ja wszystko inicjowałem. Potem przyszła refleksja, że przecież ona też może. Finał jest taki jaki jest. Jedyne co jest zabawne to, że dziewczyna czasem wspomni, że jest zero seksu ale mimo to nigdy sama nie wyszła z inicjatywą. Bo to nie wygląda na zasadzie ona się dobiera a ja jej mówię 6 miesiąc z rzędu, że boli mnie głowa.
Witam,
opiszę moja sytuację najprościej jak się da. Mianowicie jestesmy w związku od prawie 5 lat. Dziewczyna przed 30 ja mam 36. Od jakiś 2 lat powoli nasze życie zaczęło wyglądać jak dwoje współlokatorów. Zaczęło się od tego, że partnerka prawie nigdy nie inicjowała spraw łóżkowych. W pewnym momencie zacząłem robić to samo i dziś jesteśmy na etapie, że w ciągu ostatniego roku seks był 2 razy. Śpimy póki co w jednym łóżku ale dwie oddzielne kołdry, z czułości to jedynie buziak na przywitanie po pracy. Obiady zwykle każdy robi swoje, sprzątanie grafik. Jeśli chodzi o samo dogadywanie się to nie mam zastrzeżeń. Mamy wspólne tematy do rozmów, interesują nas podobne rzeczy. Jestesmy dla siebie dobrzy i troskliwi tak mi się wydaję. Ogólnie się nie kłócimy. Z tego co nas też łączy to ani ja ani ona nie chcemy dzieci a to dosyc ważne aby mieć pod tym względem to samo zdanie . Mieliśmy kilka rozmow, które wyszły od partnerki gdzie np. otwarcie mówiła, że się mnie wstydzi (cielesnie) jak bym był współlokatorem. Mimo to dalej uważa, że jesteśmy w związku choć wygląda on jak małżeństwo z 30 letnim stażem. Wiem ze 5 lat to raczej ciezko o skowronki jak po 2 pierwszych miesiacach ale jednak. W poprzednich naszych związkach z mojej strony i z jej opowiesci wyglądało to inaczej jeśli chodzi o sprawy damsko męskie. Ogólnie nie piszę tego aby się skarżyć czy coś bo jest to nasza wspólna zasługa ten stan rzeczy. Zwykle staram się o tym nie myśleć. Zastanawiam się tylko czasem jak to się skończy taki związek bez namiętności ale z wzajemnym szacunkiem itp. Czy nie jest to równia pochyła gdzie obydwoje darzymy się sympatią a za kilka lat każde pójdzie w swoją stronę. Dziewczyna taki scenariusz widzi i o nim mówi lecz mimo to dalej trwa. Z chęcią poczytam wasze rozmyślenia. Może ktoś z was miał podobny kryzys a potem wszystko się ułożyło.
Co ma się ułożyć? Przecież tu wszystko jest poukładane. Nie ma spięć, nie ma kłótni, akceptujecie obecny stan rzeczy i żyjecie sobie spokojnie.
Jeśli odczuwasz brak współżycia to powinniście oboje udać się do seksuologa. Coś w Waszym związku nie gra i samo nie zagra, pożądanie nie pojawi się w magiczny sposób, bo pożądanie to efekt pewnych zachowań. Tych zachowań brakuje w Waszym związku, co nie zmienia faktu, że żyjecie zgodniej niż większość par uprawiających seks.
Oboje jesteście wycofani. Twoja postawa "niech ona też coś inicjuje" to tak naprawdę ucieczka przed seksem z nią. Może za bardzo Wam nie wychodzi, a może łatwiej i lepiej załatwiać Ci te sprawy samodzielnie, więc żyjecie sobie bez współżycia.
Tylko czasem coś w duszy Ci zagra, że można inaczej, lepiej, pełniej, że jakieś szaleństwo w łóżku odmieniło by tą codzienną egzystencję...ale jak masz się wysilać, narażać na brak zachwytu z jej strony, na poczucie, że jej nie dajesz rozkoszy, to lepiej sobie samemu zrobić dobrze i smacznie spać pod swoją kołdrą. Można i tak.
Zawsze jest coś za coś.