Cytuję słownik slangu miejskiego
Libek - lekceważąco o osobie o neoliberalnych poglądach. Nieodłącznymi atrybutami stereotypowego libka są: wysokie zarobki, pogarda dla biednych, bezgraniczne uwielbienie dla Leszka Balcerowicza i Donalda Tuska. Typowy libek pracuje w korporacji w dużym mieście, mieszka na grodzonym, podmiejskim osiedlu, ogląda TVN, czyta GW i głosuje na PO.
Określenia używają wyłącznie osoby związane z radykalną lewicą (anarchiści, alterglobaliści, marksiści, feministki socjalne, ewentualnie "razemki") i jest to właściwie ich znak rozpoznawczy, bo prawicowiec najpewniej nazwie liberała "lemingiem" albo uzna go za "lewaka".
Dla mnie lewica musi spełnić dodatkowy warunek, by być lewicą. Mianowicie wspierać Ukrainę tym się różnię od prawaków, dla których ten warunek nie jest konieczny. Dlatego skreślam min. partię die Linke. Są też partie uważające się za lewicą a nią niebędące jak premier Słowacji SMER czy BSW (lewicowy odpowiednik AFD, który wręcz skopiował wiecej niż połowę ich postulatów).