Dwoje ludzi kolo 30tki. 7 lat razem, 4 po slubie. Dwoje dzieci.
Po porodzie drugiego dziecka mąż potwornie się zmienił. Dodam, że dzieci jak najbardziej chciane. W końcu sam się angażował w proces produkcji
Dzieci w tym momencie 3 i 1,5 roku.
Od drugiego porodu jest dramat. Mąż nie robi nic. Koło dzieci nic, koło siebie nic, w domu nic. Nie schowa talerza do zmywarki, jeżeli mu 10x nie powiem. Nie odkurzy, nie posprząta zabawek, nie zajmie się dzieckiem. Dzieci uwielbia i one go też, ale dopóki nie poproszę, albo dziecko samo na niego nie wlezie, to nie ruszy. Nigdy nie karmił, nie przewijał. Nie wie, jakie biorą leki, jaką mają rutynę dnia, co lubią robić.
Nie był taki wcześniej. Byl naprawdę ogarniętym facetem.
Ja mam dość. Tyle razy już prosiłam i mówiłam. Mówilam, że czuję się jak z trójka dzieci, ze szykuje mnie na nastoletnie czasy dzieci, że musi ruszyć.
Teraz mamy problem, bo młodsze zachorowało autoimmunologicznie i musimy mieć w domu czysto, a on nie sprząta. Proszę go, to muszę zrobić dokładną listę porządków, a i tak część nie jest zrobiona. On nie widzi kurzu, nie widzi bałaganu, nie widzi rzeczy do schowania.
Przytył potwornie, zaraz nie da rady zmieścić sie na fotelu biurowym, bo już się wylewa. Nie dba o siebie, czasami się nie myje. Siedzi i gra w gry albo przegląda internet.
Ja już mam dość. Zawsze o siebie dbałam, trzymam wagę po ciążach, wymyślam obiady, wymyślam aktywności, wymyślam wakacje, zawsze ja. Jak trzeba w domu coś ogarnąć to tez ja dzwonię, ja umawiam specjalistów, ja ogarniam raty na jakieś większe rzeczy. Jak zoatawiam jemu, to po kilku tygodniach się łamię, bo już mam dość czekania.
A pracuję zawodowo, tak dodam. Nie leżę i nie pachnę. Nie pamiętam, kiedy ostayninraz oglądałam serial.
Mąż twierdzi, że wymyślam i to nieprawda. Twierdzi, że ja mu nie pozwalam ogarniać dzieci i że to wszystko moja wina, bo ja się stresuję o byle co. I że to ja powinnam się ogarnąć.
Proponowałam wspólną terapię, ale odmawia.
Rozważam rozwód, bo na ten moment mam dość ogarniania za niego, mam dość proszenia i tłumaczenia. Ja siebie i dzieci ogarnę sama bez problemu.
Koleżanki mnie stopują, ze to wszystko to drobnostki, że jak pójdę do sądu i powiem, ze facet nie sprząta i nie robi koło siebie, to mnie wyśmieją. Że będzie słowo przeciw słowu. Nie bardzo mam świadków, bo długo nic nikomu nie mówiłam na ten temat.
Ale ja nie chcę, zeby dzieci miały taki wzór w domu. I niespecjalnie mam ochotę dalej z nim mieszkać. W tym momencie jest dla mnie nieatrakcyjny, aseksualny i tylko się denerwuję zamiast wyluzować, co znowu odczuwaną dzieci i też chodzą poddenerwowane.
Nie wiem co robić.
Dodam tylko, że nie mam nikogo innego ani w życiu ani na oku. Mąż raczej też.