My to w ogóle byliśmy parą kilka lat temu. Rozstaliśmy się i przez ten cały czas jak nie byliśmy razem od czasu do czasu do mnie wypisywał i o sobie przypominał. Mówił mi wtedy, że jest sam i chce spróbować drugi raz ze mną. Ja wtedy wiedziałam od naszych wspólnych znajomych, że kłamie i spotykał się w tym czasie z innymi, więc go olewałam, bo nie znoszę kłamstwa. Nie był natomiast nigdy w poważnym związku, po prostu chodził na randki z innymi, ale mi ciągle powtarzał, że nikt inny go nie interesuje i chce powrotu do mnie.
Teraz na nowo zaczęliśmy się spotykać, po poważnej rozmowie i rzekomo jego terapii. Uwierzyłam, że skoro widział błędy jakie popełniał (wieczne kłamstwa) i nawet poszedł na terapię to dam mu ostatnią szansę, bo jednak ciągle coś do niego czułam. Powiedział mi wtedy, że zrozumiał, że potrzebował tych innych kobiet by się dowartościować, że zrozumiał, że miał niskie poczucie własnej wartości i chciał podbudować sobie ego chodząc na randki z innymi, ale nigdy z żadną się nie związał na poważnie, bo ja ciągle byłam mu w głowie.
Teraz jak się spotykaliśmy było wszystko super. Serio widziałam, że się stara. Nie kłóciliśmy się. Dogadywaliśmy się ze wszystkim. Nawet były plany, bym się do niego przeprowadziła. Ja przed jego wakacjami byłam na wakacjach ze swoimi koleżankami (wakacje zarezerwowane jak jeszcze nie spotykaliśmy się), więc on stwierdził, że po moim powrocie pojedzie ze swoimi znajomymi, bo też chce odpocząć. Stąd też, dla mnie to nie było dziwne, że leci beze mnie.
Potem okazało się, że nie jest ze znajomimy, jak to mi powiedział, a z jedną dziewczyną i z tą dziewczyną był również na wakacjach we wrześniu, jak jeszcze my ze sobą się nie spotykaliśmy. Wtedy, że pojechał z nią na wakacje wiedziałam, bo sam mi o tym napisał, że to zwykła koleżanka, która również nie miała z kim lecieć więc oboje stwierdzili, że lecą razem. Poznali się na mieście przez wspólnych znajomych i polecieli na wakacje potem we dwójkę. Ja wtedy to totalnie zrozumiałam, nie zrobiłam mu żadnej awantury, więc skoro wtedy normalnie na to zareagowałam to dlaczego tym razem również mi o tym nie powiedział tylko skłamał? tego nie potrafię zrozumieć. W sensie chyba rozumie... dla mnie na logikę nie powiedział mi o tym, bo jednak to nie jest zwykła koleżanka tylko ktoś więcej.
Pytacie teraz o czym ja jeszcze myślę, że powinnam go kopnąć w tyłek. WIEM! Ale właśnie chyba przez ten fakt, że to się ciągnie tak długo i że kiedyś byliśmy razem mam poczucie, że zmarnowałam tyle czasu i może jakimś cudem warto to jednak wyjaśnić i tego nie skreślać. Teraz jak to piszę to palnęłam się w mój głupi łeb, bo wiem jak to głupio brzmi i jaka ja jestem naiwna. Ta cisza jednak boli najbardziej. Gdybyśmy pogadali jak ludzie to mam wrażenie, że łatwiej byłoby mi odejść i to zakończyć, a tak to on robi ze mnie wariatkę. Upiera się, że ja sobie coś zmyśliłam i jest ze znajomymi. Poprosiłam więc by wysłał mi jakieś zdjęcie tych znajomych, bo przecież na pewno robił jakieś z kolegami - cisza, zero kontaktu.
Chyba faktycznie milczy, bo nie wie co robić. Prawda wyszła na jaw. Jednak nie rozumiem dlaczego się nie przyzna do tego. Dlaczego nie zakończymy relacji jak dorośli ludzie tylko on wybiera milczenie. To jest straszne uczucie. Niby wiem, że mam milczeć, że to manipulacja, a jednak nie mogę się pozbierać i co chwilę sięgam po telefon by sprawdzić, że cokolwiek mi wyjaśnił i przeprosił. Chore.