Witam Was. Mam pewien problem, który nie wiem jak rozwiązać, a ciężko mi zebrać myśli. Od razu też napiszę, że mam świadomość iż źle zrobiłem i kompletnie nie powinienem mieszać w głowie kobiecie, która ma męża. I tak samo wiem, że Ona nie powinna się złamać, ale nie przychodzę tu po ocenę tego zdarzenia, bo jesteśmy w 100% świadomi moralnie nagannego aspektu.
Historia w dużym skrócie. Ja pracuje w firmie A, Ona pracuje w firmie B. Firmy te współpracują, a my od tak naprawdę 2 lat mieliśmy służbowy kontakt i nic więcej. Wszystko się zmieniło pod koniec zeszłego roku, gdy mieliśmy dużo wspólnej pracy do wykonania, więc wymienialiśmy się mailami, rozmawialiśmy przez telefon. Mi tak spodobały się te rozmowy służbowe przez telefon, że postanowiłem sprawdzić ją na FB i oczywiście okazało się, że ma męża i dzieci. Stwierdziłem jednak, że napisać to nic złego. No i napisałem, na początku dystans, ciągle na "Pan/Pani". Potem jednak przyszło naprawdę dużo pracy, siedzieliśmy wspólnie wieczorami i w końcu przeszliśmy na Ty (początek Grudnia) i zaczęliśmy też rozmawiać prywatnie, otwierać się przed sobą. Ja wyżaliłem się ze swojego beznadziejnego życia z partnerką z którego nie umiem wyjść, ale i z przeszłości. Ona mówiła o traumatycznej przeszłości, ale swoje małżeństwo generalnie bardzo chwaliła, że mąż to najlepsze co mogło ja spotkać, jednak cały grudzień poświęcała mi czas, a w święta bożego narodzenia pisaliśmy do późnych godzin nocnych. I tak miły dni, rozmawialiśmy o wszystkim aż w końcu jej mąż nakrył ją na rozmowach ze mną. To znaczy był ich świadomy, ale Ona mówiła że to tylko w kwestiach służbowych. W którymś momencie jednak zostawiła otwartego laptopa, a tam poczytał sobie to i owo. Trochę mi pogroził, a Ona pożegnała się, zablokowała i stwierdziła, że musimy to skończyć.
Po weekendzie oczywiście musiałem napisać maila by spytać czy wszystko ok. Nie chciałem by miała jakieś piekiełko w domu i się martwiłem, ale jednocześnie oczywiście chciałem złapać kontakt. Podałem prywatny numer telefonu i stwierdziłem, że jak chce to niech napisze. Napisała i tak rozmawialiśmy do ostatniego piątku. W między zakończyłem swój związek dzięki motywacji jaką mi dała, wyprowadziłem się i planowaliśmy nasze spotkanie w drugiej połowie stycznia. Dzień przed spotkaniem z niego zrezygnowałem, stwierdzając że aż takim egoistom nie jestem i nie mogę niszczyć jej życia, a ten facet nic mi nie zrobił. Ale finalnie po kolejnych tygodniach rozmów w lutym się spotkaliśmy. Z tych rozmów też zresztą wynikało, że jej rozmawia ze mną bo z jej facetem nie ma o czym, że nie tylko pracuje ale i wszystko robi w domu, wszystko planuje, nie jest ambitny i nie chce zmieniać swojego życia (pracuje na magazynie). Nudny, nie zainteresowany nią. Że generalnie mają świetnie dograny pociąg w drodze przez codzienność, ale Ona chce czegoś więcej. Więc choć moralniaka miała, jak również i ja, to jednak finalnie było to silniejsze od nas. Najpierw spacerek, na drugim spotkaniu kawiarnia, na trzecim byliśmy w kinie gdzie w końcu się pocałowaliśmy i było bardzo miło. Na czwartym poszliśmy częściowo do łóżka ; ) Znaczy sprawiłem jej wiele przyjemności, ale sam zostałem w ciuchach. Stwierdziłem, że ugotuje ją jak żabę. No i ostatnio w środę poszliśmy na całość i spędziliśmy cudowne kilka godzin. Spacer, seks, obiad, potem pojechała dzieciaka odebrać by sprzedać do babci i wróciła, gdzie znowu nie wychodziliśmy z lóżka. Stwierdziła, że było jej cudownie, fantastycznie, szkoda że nie możemy spędzić weekendu. Potem czwartek jeszcze rozmawialiśmy, było miło a w piątek pod koniec dnia stwierdziła, że nie moze na siebie patrzeć, że gardziłą zdrajcami a sama się taka stała i musimy to skończyć. Ja nie mogąc się z tym pogodzić prosiłem o spotkanie i tego samego dnia i to było dziwne spotkanie. Widać, że twardo nastawiona na "koniec", ale dała się dwa razy namiętnie pocałować. Nie chciała się za bardzo określić w temacie czy coś do mnie czuje, ale jednocześnie stwierdziła, że jej zależy. Generalnie to całe spotkanie to było na zasadzie, że Ona sprawiała wrażenie, że ostatnie czego chce to skończyć, ale nie widzi innej opcji, bo nie chce dzieciom niszczyć rodziny. Zreszta po pytaniu czy gdyby nie dzieci to by z nim była, wypaliła że pewnie nie.
Wczoraj rano opisała mi swój sen i dodała w następnej wiadomości "Daj nam odetchnąć". Dzisiaj życzyłem jej miłego dnia i dostałem na do "Spokojnego dnia", ale poza tym ignorowała moje wiadomości.
Bardzo mi na niej zależy, jest fajną kobietą, oczarowała mnie i ciężko mi się pogodzić z faktem, że miałby to być koniec. Pytanie jakie się nasuwa, czy sobie darować (pewnie większość będzie tu zgodna że tak), czy jednak próbować przełamać jej opór, bo moim zdaniem Ona wcale sama z siebie żegnać się nie chciała.
Dodajmy, że pracować i tak musimy i raczej to się nie zmieni.