Jako ex incel chciałbym wam poradzić jako kobietom byście nigdy nawet nie myślały wiazać się z facetem, któremu nie wyszła młodość, lub się nie wyszalał. Mówię poważnie. Np ja byłem strasznie sakompleksionym przegrywem z którego wyszedłem w wieku 28 lat. Teraz mam 31. Czasami cieszę się nawet powodzeniem wśród młodych kobiet 20-25 lat. Glównie przez młody wygląd. Jednak mimo to nie zamierzam się wiązać, ponieważ mentalnie się do tego nie nadaję a zaburzona chronologia relacji damsko męskich rzutuje mi na całe życie.
Byłem przegrywem głownie przez skostniałe, konserwatywne wychowanie rodziny, gdzie wszystkiego mi zabraniano, kontrolowano mnie. Nie miałem osiemnastki, w czasie studiów nie balowałem w klubach, nie chodziłem na koncerty w grupie ludzi ect.
Byłem ładny, nadal jestem, ale był moment, że się zaniedbałem, chodziłem w rozciągnietych bluzach i jeansach aż do zdarcia, wtedy brałem drugą parę. Uciekałem w wirtualny świat, gdzie, chyba to jedyna wypadkowa , odkryłem wiele ciekawych nisz, które były czymś więcej niż tylko grami komputerowaymi.
Wtedy nieco zdziwaczałem , stałem się introwertyczny, nie miałem żadnych ambicji, akurat kiedy uznano, ze miałem się tylko uczyć właśnie przestałem się uczyć. Dopiero na studiach odzyskałem jakieś ambicje i na nowo zbudowałem minimalne umiejetności społeczne.
Okres buntu miałem w wieku 27 lat, jakkolwiek komicznie to nie zabrzmi. Wtedy postanowiłem wyrwać się z konserwatywnego, toksycznego domu, teraz żyję na swoim i co dziwne, teraz rodzina zaczęła mnie rozumieć i wspierać to czego chcę w życiu. Może tak trzeba było wcześniej.
Ale do rzeczy. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że jeśli kobieta po okresie szaleństwa chce na koniec mieć spokojniejszego partnera lepiej niech nie wybiera faceta z czystą kartą. Taki człowiek, a wiem po sobie, ma starszy niedosyt z mlodości. Sam np mimo wieku nie wszedłbym w związek, bo wtedy już nie myśli się często o szaleństwach tylko np o zakładaniu rodziny, a do tego, w każdym razie moim zdaniem dochdozi się ewolucyjnie, pierwsza miłość, imprezy, jakieś przygody miłosne.
Znam dzieczynę co sobie poszalała i miała spory bodycount, ale potem się wydało i mąż prawiczek ją zostawił , zdradzajac przy tym nałogowo. PO prostu ludzi którzy nie wykorzystali lat powiedzmy 16-25 bedą zgorzkniali chyba do końca życia. Sam uważam, ze to są kluczowe lata, nie tylko na wybranie kariery życiowej, ale też stworzenie wspomień. Jak ich nie ma, to mózg się lasuje. Sam miałem pierwszy raz u prosytytuki i korzystałem kilkanaście razy, żeby w sztuczny sposób załatać dziury z młodości.
Dlatego wybrałem życie singla, jest w mojej sytuacji to jedyny sluszny i najlepszy wybór. Czasami jakaś dziewczyna sama zagada, coś proponuje, ale ostetcznie wolę się po prostu zakolegować , nic więcej.
1 2024-04-07 17:37:12 Ostatnio edytowany przez lostsoulindarkness (2024-04-07 17:39:39)
Jako ex incel chciałbym wam poradzić jako kobietom byście nigdy nawet nie myślały wiazać się z facetem, któremu nie wyszła młodość, lub się nie wyszalał. Mówię poważnie. Np ja byłem strasznie sakompleksionym przegrywem z którego wyszedłem w wieku 28 lat. Teraz mam 31. Czasami cieszę się nawet powodzeniem wśród młodych kobiet 20-25 lat. Glównie przez młody wygląd. Jednak mimo to nie zamierzam się wiązać, ponieważ mentalnie się do tego nie nadaję a zaburzona chronologia relacji damsko męskich rzutuje mi na całe życie.
Byłem przegrywem głownie przez skostniałe, konserwatywne wychowanie rodziny, gdzie wszystkiego mi zabraniano, kontrolowano mnie. Nie miałem osiemnastki, w czasie studiów nie balowałem w klubach, nie chodziłem na koncerty w grupie ludzi ect.
Byłem ładny, nadal jestem, ale był moment, że się zaniedbałem, chodziłem w rozciągnietych bluzach i jeansach aż do zdarcia, wtedy brałem drugą parę. Uciekałem w wirtualny świat, gdzie, chyba to jedyna wypadkowa , odkryłem wiele ciekawych nisz, które były czymś więcej niż tylko grami komputerowaymi.
Wtedy nieco zdziwaczałem , stałem się introwertyczny, nie miałem żadnych ambicji, akurat kiedy uznano, ze miałem się tylko uczyć właśnie przestałem się uczyć. Dopiero na studiach odzyskałem jakieś ambicje i na nowo zbudowałem minimalne umiejetności społeczne.
Okres buntu miałem w wieku 27 lat, jakkolwiek komicznie to nie zabrzmi. Wtedy postanowiłem wyrwać się z konserwatywnego, toksycznego domu, teraz żyję na swoim i co dziwne, teraz rodzina zaczęła mnie rozumieć i wspierać to czego chcę w życiu. Może tak trzeba było wcześniej.
Ale do rzeczy. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że jeśli kobieta po okresie szaleństwa chce na koniec mieć spokojniejszego partnera lepiej niech nie wybiera faceta z czystą kartą. Taki człowiek, a wiem po sobie, ma starszy niedosyt z mlodości. Sam np mimo wieku nie wszedłbym w związek, bo wtedy już nie myśli się często o szaleństwach tylko np o zakładaniu rodziny, a do tego, w każdym razie moim zdaniem dochdozi się ewolucyjnie, pierwsza miłość, imprezy, jakieś przygody miłosne.
Znam dzieczynę co sobie poszalała i miała spory bodycount, ale potem się wydało i mąż prawiczek ją zostawił , zdradzajac przy tym nałogowo. PO prostu ludzi którzy nie wykorzystali lat powiedzmy 16-25 bedą zgorzkniali chyba do końca życia. Sam uważam, ze to są kluczowe lata, nie tylko na wybranie kariery życiowej, ale też stworzenie wspomień. Jak ich nie ma, to mózg się lasuje. Sam miałem pierwszy raz u prosytytuki i korzystałem kilkanaście razy, żeby w sztuczny sposób załatać dziury z młodości.
Dlatego wybrałem życie singla, jest w mojej sytuacji to jedyny sluszny i najlepszy wybór. Czasami jakaś dziewczyna sama zagada, coś proponuje, ale ostetcznie wolę się po prostu zakolegować , nic więcej.
Powiem Ci szczerze że wyszedłeś z jednej klatki i na własne życzenie wchodzisz do drugiej i to z powodów zakrawających na ideologiczne. Twój wywód brzmi nie przymierzając jak przemowa więźnia, który po odsiedzeniu pewnej liczby lat w pierdlu oświadcza że jest jednostką skrzywioną i w ramach pokuty za przewiny wcześniejszego życia wstąpi do klasztoru, by tam spędzić resztę życia.
Położyłeś się do grobu i tylko czekasz na zasypanie. Mówisz, że wyszedłeś ze skostniałego środowiska, a w każdym akapicie widać, że wciąż siedzisz w nim po uszy. I żeby było zabawniej, teraz sam je sobie tworzysz - zamykasz się na własne życzenie w bardzo ciasnych ramach pojmowania pewnych zjawisk.
Najlepszym momentem, żeby zrobić to co chciałeś zrobić od dawna jest - uwaga - teraz. Baw się, "wyszalej" tak jak chciałeś w wieku 20 lat, twórz wspomnienia. Przeżyj te przygody miłosne teraz, zrób huczne 32 urodziny, idź na koncert, podróżuj. Chcesz przygodnego seksu - umawiaj się na ten seks. Za rok, dwa, cztery może uznasz, że wystarczy, że chcesz połączenia innego niż tylko cielesność i wtedy wejdziesz w ten związek już bez takiego żalu o ten brak młodości jak z amerykańskich filmów. Czekanie w marazmie na śmierć to żadna alternatywa.
Obserwuj ludzi, rozmawiaj z nimi, otwórz się na ich inne perspektywy. Wyjedź na jakiś workaway i gadaj z gospodarzem, wypożycz kilka autobiografii, znajdź jakieś vlogi zwykłych ludzi, czy zapłać na terapii, żeby ktoś Ci pokazał, że można inaczej. W obu Twoich postach widzę człowieka w bardzo ciasnej klatce z otwartymi drzwiami, przez które nie chce przejść.