Wbrew obiegowemu przekonaniu, termin "toksycznej męskości" - używany przez niektóre feministki - nie odnosi się do tradycyjnego modelu męskości samego w sobie, który wiele feministek ceni. "Toksyczna męskość" oznacza w tym rozumeniu raczej nieudaną próbę bycia samcem alfa w wykonaniu mężczyzny, któremu daleko do bycia męskim w rozumieniu tradycyjnym (w języku feministek - patriarchalnym). Donald Tusk zdaje się wręcz doskonale wpisywać w tę definicję - pozowanie na twardziela i samca alfa (manifestowane poprzez chociażby terminologię typu "żelazna miotła") przeplata się z faktycznymi oznakami mięczactwa, czego wyrazem był chociażby fakt nieodwiedzenia Ukrainy po rozpoczęciu wojny, chociaż na taki czyn poważył się praktycznie każdy liczący się polityk europejski.
Wiadomo już, jak jest z aborcją. Paradoksalnie przegłosowanie finansowania in-vitro może się okazać dla Tuska jeszcze większym problemem w kwestii feministycznej - argument fundamentalizmu religijnego zostanie bowiem obalony na rzecz argumentu samczej kontroli macic.
Do tego dorzucamy coraz bliższe koneksje nowej władzy z Konfederacją i hejt na Dominikę Chorosińską. Jak dziewczęta uważacie, jak ułożą się relacje ekipy Tuska i feministek?