Piszę te wypociny bo muszę się w końcu komuś wygadać a już naprawdę nie potrafię sobie z tym sam poradzić.
Mam 36 lat i zero kontaktów seksualnych na koncie. Nie jestem typem wiecznie siedzącym w domu i użalającym się nad swoim marnym losem, wychodzę do ludzi, nie mam problemów w nawiązywaniu znajomości i rozmową a mimo to wszystkie tematy z kobietami palę zanim na dobre jeszcze się zaczną.
Co gorsza znam przyczynę. Mój zerowy brak doświadczenia. Od kilku tygodni spotykałem się z dziewczyną, która mi się podobała, moja rówieśniczka. W sobotę zaprosiła mnie do siebie, było bardzo fajnie, rozmowa, przytulanie aż do momentu kiedy zaczęło to zmierzać w stronę seksu (z jej inicjatywy, bo sam oczywiście nigdy bym się nie odważył ). I stało się to co zwykle w takich sytuacjach, spanikowałem, rzuciłem w drzwiach, że przepraszam ale nic z tego nie będzie i koniec znajomości. Dzwoniła ale wstydziłem się odebrać bo nie wiem co miałbym powiedzieć.
Bardzo ale to bardzo chciałem się z nią przespać, zakochałem się a po drugie miałbym to wreszcie z głowy. Ale panicznie boję się upokorzenia, a im bardziej mi zależy tym bardziej się boję. Znając życie skończę zanim ona zacznie, ewentualnie ze stresu i strachu wcale nie zacznę, sam nie wiem co gorsze. Bo co jej powiem? Że jestem 36 letnim prawiczkiem? Już sobie wyobrażam ten wzrok pełen współczucia i niedowierzania, że trafiła na taką ofermę.
Najgorsze jest to, że na przestrzeni kilku ostatnich lat to 4 taka sytuacja. Wiem, że to strasznie żenujące ale im jestem starszy tym bardziej się tego wstydzę i jest coraz gorzej. 4 kobiety, które lubiłem, które mi się podobały i w których byłem zakochany
Nie potrafię pójść na dyskotekę i poderwać pierwszej lepszej, przespać się i wreszcie się rozdziewiczyć. Po prostu nie potrafię, zaczynam się starać, rozmawiać, zapraszam dziewczynę raz, drugi, piąty, zaczyna mi zależeć, wtedy pojawia się strach przed upokorzeniem i wszystko się kończy zanim się zacznie. Błędne koło.
Coraz częściej zaczynam myśleć o prostytutce bo boję się, że będzie tylko gorzej. Ale też jakoś nie potrafię się przełamać i na myśleniu póki co się kończy. Z prostytutką pewnie byłoby mi dużo łatwiej, skoro mi nie zależy to może jakoś by to poszło. Myślałem też nad którąś z koleżanek (które nie są w związku) ale cholernie wstydziłbym mi się przyznać, że jestem prawiczkiem i potrzebuję ich litości. Poza tym nawet jakbym się przyznał to i tak nie wiem czy by się zgodziła. Innych pomysłów niestety nie mam. Ewentualnie jakaś terapia u psychologa, bo też się nad tym zastanawiałem, ale co mi taki psycholog powie, żebym się wziął w garść i nie tworzył sztucznych problemów? I najgorsze, że miałby rację.
Ogólnie to jest mój największy w życiu problem, wiem, że to śmieszne bo większość ludzi swój pierwszy raz ma za sobą w wieku 17-18 lat, więc łatwo sobie wyobrazić jakim muszę być frajerem. Prawda jest taka, że w życiu ogólnie radzę sobie naprawdę dobrze, mam dobrą pracę, bardzo dobre zarobki, mieszkanie bez kredytu, dobry samochód, jestem zdrowy no i przede wszystkim mam pewność, że nie mam żadnej choroby przenoszonej drogą płciową.
Po tym co odwaliłem w sobotę chce mi się płakać. Cały czas o tym myślę, nie mogę się skupić na pracy. Wiem, że za 2-3 dni mi przejdzie, w końcu nie pierwszy raz odniosłem taki oszałamiający sukces, wszystko wróci do normy do kolejnego razu. Czuję złość, wstyd, zażenowanie i straszną bezsilność. Już nawet nie chodzi mi o tą biedną dziewczynę, przede wszystkim sam przed sobą czuję się poniżony i skrajnie upokorzony.
Napisałem to, bo z nikim na ten temat nie mogę szczerze porozmawiać, sam nie wiem czego oczekuję, pewnie jakiejś złotej rady, która nie istnieje
Myślicie, że w mojej sytuacji naprawdę powinienem iść do psychologa? Albo przełamać się i zapłacić ze seks? Z tymi koleżankami raczej odpada, za bardzo się wstydzę przyznać, że jestem prawiczkiem a innych pomysłów już nie mam. Jak macie mnie dobijać to odpuśćcie sobie i bez tego czuję się jak zero, jak ktoś ma jakąś sensowną radę będę wdzięczny.