Cześć, jestem teraz w krytycznym momencie mojego pierwszego związku i potrzebuję rady co dalej.
Mojego chłopaka poznałam przez zbieg okoliczności. Poszłam do nowej szkoły (on był w klasie wyżej) i jednocześnie przyszedł na zajęcia muzyczne na które chodziłam już od kilku lat. Zawsze myślałam, że to takie magiczne i pewnie dlatego jesteśmy sobie przeznaczeni. Ja w nowej szkole byłam bardzo samotna i źle się czułam, on wtedy wyciągnął mnie z tej sytuacji, bo pisaliśmy ze sobą praktycznie 24/7. Byliśmy przyjaciółmi przez rok i bardzo się siebie wstydziliśmy. W pewnym momencie coś mnie tknęło i zasugerowałam mu, że chciałabym z nim być. Kilka dni póżniej przyszedł do mnie i wtedy pierwszy raz mnie pocałował. Było to bardzo ekscytujące i byłam w niebie, ale już następnego dnia poczułam jakbym robiła coś wbrew sobie, ale zagryzłam żeby i cieszyłam się tym. Potem sytuacja się powtarzała i wychodziła z tego telenowela gdzie sama nie wiedziałam czy z nim być czy nie być. Był to ciężki czas gdzie pomimo tego, że świetnie się z nim bawiłam i było to bardzo ekscytujące to musiałam się zmuszać by jednak być z nim. Po 6 miesiącach byłam już w takim stanie, że z napływu emocji z nim zerwała. Poszłam się nim spotkać i beczałam jak bóbr, a on mnie pocieszał. Póżniej okropnie rozpaczałam, ale było w miarę okej. Po wakacjach znów zaczęłam go widywać i było mi okropnie przykro, że nie jestem blisko niego. Wróciliśmy do siebie. Ja naciskałam, i pomimo tego jednak czułam że znowu wchodzę w coś niedobrego, ale szybko o tym zapomniałam. I jesteśmy razem teraz już prawie 3 lata. Było wiele momentów gdzie musiałam zaciskać zęby bo czułam, że czuje się przy nim źle, ale było też wiele momentów gdzie byłam na maksa szczęśliwa i nie chciałabym go zamienić na nikogo innego. Jestem z nim spełniona seksualnie, czuje się przy nim bezpiecznie, przeżyliśmy masę przygód, ale pomimo tego jeśli nie wmawiałam sobie, że wszystko jest idelanie, to czułam tak wewnątrz, że coś nie gra, tak na poziomie jakimś wewnętrznym. Jak mnie przytulał potrafiłam dostać stanu lękowego. Tak jakby on mi nie pasował, czy tego chce czy nie, chociaż czuje wszystkie inne rzeczy jakie czuje się w dobrym związku. Myślę, że to ważna informacja, ale jakoś wrócenie do niego ta kilka lat temu zbiegło się czasowo z moimi chorobami psychicznymi (stanami lękowymi i depresyjnymi), które mam do dzisiaj i ostatnio są o wiele bardziej uciążliwe. Czuje, że jestem coraz bardziej poplątaną osobą, coraz trudniej mi ze sobą wytrzymać, czuje się jak na jakimś zakręcie. Czuje jakbym musiała, z tego wszystkiego zrezygnować żeby ratować samą siebię, ale na samą myśl, że będę daleko od niego łzy mi lecą. Czuje jakbym musiała wybrać między tym co mi mówi moje ciało, a tym co mówi mi mój mózg i tym, że zawsze myślałam, że go kocham. Boję się, że już nigdy nie poczuje się jak u jego boku, ale też boje się, że już nigdy nie będę szczęśliwa tak na co dzień sama dla siebie, a nie tylko wtedy kiedy mnie przytuli albo poczuje się kochana i doceniona. Jestem w pułapce, powiedzcie co myślicie, bo mnie już mocno przerastać ta sytuacja.
Cześć, jestem teraz w krytycznym momencie mojego pierwszego związku i potrzebuję rady co dalej.
Mojego chłopaka poznałam przez zbieg okoliczności. Poszłam do nowej szkoły (on był w klasie wyżej) i jednocześnie przyszedł na zajęcia muzyczne na które chodziłam już od kilku lat. Zawsze myślałam, że to takie magiczne i pewnie dlatego jesteśmy sobie przeznaczeni. Ja w nowej szkole byłam bardzo samotna i źle się czułam, on wtedy wyciągnął mnie z tej sytuacji, bo pisaliśmy ze sobą praktycznie 24/7. Byliśmy przyjaciółmi przez rok i bardzo się siebie wstydziliśmy. W pewnym momencie coś mnie tknęło i zasugerowałam mu, że chciałabym z nim być. Kilka dni póżniej przyszedł do mnie i wtedy pierwszy raz mnie pocałował. Było to bardzo ekscytujące i byłam w niebie, ale już następnego dnia poczułam jakbym robiła coś wbrew sobie, ale zagryzłam żeby i cieszyłam się tym. Potem sytuacja się powtarzała i wychodziła z tego telenowela gdzie sama nie wiedziałam czy z nim być czy nie być. Był to ciężki czas gdzie pomimo tego, że świetnie się z nim bawiłam i było to bardzo ekscytujące to musiałam się zmuszać by jednak być z nim. Po 6 miesiącach byłam już w takim stanie, że z napływu emocji z nim zerwała. Poszłam się nim spotkać i beczałam jak bóbr, a on mnie pocieszał. Póżniej okropnie rozpaczałam, ale było w miarę okej. Po wakacjach znów zaczęłam go widywać i było mi okropnie przykro, że nie jestem blisko niego. Wróciliśmy do siebie. Ja naciskałam, i pomimo tego jednak czułam że znowu wchodzę w coś niedobrego, ale szybko o tym zapomniałam. I jesteśmy razem teraz już prawie 3 lata. Było wiele momentów gdzie musiałam zaciskać zęby bo czułam, że czuje się przy nim źle, ale było też wiele momentów gdzie byłam na maksa szczęśliwa i nie chciałabym go zamienić na nikogo innego. Jestem z nim spełniona seksualnie, czuje się przy nim bezpiecznie, przeżyliśmy masę przygód, ale pomimo tego jeśli nie wmawiałam sobie, że wszystko jest idelanie, to czułam tak wewnątrz, że coś nie gra, tak na poziomie jakimś wewnętrznym. Jak mnie przytulał potrafiłam dostać stanu lękowego. Tak jakby on mi nie pasował, czy tego chce czy nie, chociaż czuje wszystkie inne rzeczy jakie czuje się w dobrym związku. Myślę, że to ważna informacja, ale jakoś wrócenie do niego ta kilka lat temu zbiegło się czasowo z moimi chorobami psychicznymi (stanami lękowymi i depresyjnymi), które mam do dzisiaj i ostatnio są o wiele bardziej uciążliwe. Czuje, że jestem coraz bardziej poplątaną osobą, coraz trudniej mi ze sobą wytrzymać, czuje się jak na jakimś zakręcie. Czuje jakbym musiała, z tego wszystkiego zrezygnować żeby ratować samą siebię, ale na samą myśl, że będę daleko od niego łzy mi lecą. Czuje jakbym musiała wybrać między tym co mi mówi moje ciało, a tym co mówi mi mój mózg i tym, że zawsze myślałam, że go kocham. Boję się, że już nigdy nie poczuje się jak u jego boku, ale też boje się, że już nigdy nie będę szczęśliwa tak na co dzień sama dla siebie, a nie tylko wtedy kiedy mnie przytuli albo poczuje się kochana i doceniona. Jestem w pułapce powiedzcie co myślicie, bo mnie już mocno przerastać ta sytuacja.
Dlaczego uważasz, że będąc z nim nie będziesz szczęśliwa sama dla siebie.W czym przeszkadza Ci jego miłość i obecność? Co Ci zabiera?
Myślę, że to ważna informacja, ale jakoś wrócenie do niego ta kilka lat temu zbiegło się czasowo z moimi chorobami psychicznymi (stanami lękowymi i depresyjnymi), które mam do dzisiaj i ostatnio są o wiele bardziej uciążliwe.
Zapytaj lekarza prowadzącego. Może trzeba skorygować dawki leków lub zmienić na inne.
Dlaczego uważasz, że będąc z nim nie będziesz szczęśliwa sama dla siebie.W czym przeszkadza Ci jego miłość i obecność? Co Ci zabiera?
Oprócz tego że jesteśmy idealnym przykładem tego, że przeciwności się przyciągają i różnimy się na bardzo podstawowym poziomie typu religia, polityka, poczucie humoru (dosłownie śmieszy nas coś innego i często czuje się niezrozumiana, jakby podcinał mi skrzydła kiedy jestem rozbawiona), ale jesteśmy też kompletnie innymi charakterami, on jest bardzo statyczny, poukładany i siedzi w domu całymi dniami i coś klika, a ja mam adhd, lubię abstrakcje w życiu i często nie wytrzymuje tyle czasu w jednej przestrzeni ( próbowaliśmy częściej wychodzić z domu i robić różne ciekawe rzeczy, ale zawsze miałam poczucie, że on sie zmusza). Ale tak naprawde wszystko to nie jest takie złe jak to uczucie które towarzyszy mi od samego początku tego związku. To jest takie uczucie jakbym robiła coś wbrew sobie, jakby to nie było moje "przeznaczenie", jak kolwiek głupio to może brzmieć. Trudno mi opisać to uczucie, ale to było tak, że ja byłam bardzo samotną i zamkniętą w sobie nastolatką i często przechodzi mi przez głowę taka myśl, że może to, że on mnie tak uratował z tego stanu i przywrócił mi pewność siebie, może mieć jakiś wpływ. To troche śmieszne, ale pamiętam, że on mi się na początku zupełnie nie podobał, ale oglądałam tyle filmów romantycznych, że absolutnie czułam, że tylko związek mnie uszczęśliwi i teraz mam z nim tak głęboką relację i tak naprawde jest to jedyna tak bliska mi osoba oprócz mojej mamy, że ciężko mi jest wyobrazić sobie, że moge z nim nie być, a jednak każde spotkanie z nim sprawia, że czuje stres i ścisk, że często nie moge jeść ze stresu i że wiem że musze zacisnąć zęby żeby nie stracić wszystkiego co sprawia, że czuje się bezpiecznie, ale nie, że dodaje mi to "wiatru w skrzydła".
Zapytaj lekarza prowadzącego. Może trzeba skorygować dawki leków lub zmienić na inne.
Nie biore żadnych leków. Próbowałam z wieloma rodzajami. Brałam i przeróżne antydepresanty i benzo i metylofenidat, ale zawsze wszystko pogarszało sprawę, nawet po kilku miesiącach brania ich i teraz mój lekarz załamał ręce i stwierdził, że jedynie terapia mi została.
on mi się na początku zupełnie nie podobał, ale oglądałam tyle filmów romantycznych, że absolutnie czułam, że tylko związek mnie uszczęśliwi.
Jak tylko zaczęłam czytać Twój temat, to od razu pomyślałam ze on Ci się nie podoba fizycznie i pewnie to jest przyczyną wszystkiego.\
Jeśli mam rację, to nie czuj się winna.
Pożądanie jest bardzo, bardzo ważne.
Jesteś za młoda by być z kimś kto Cię nie pociąga na maxa.
Jack Sparrow napisał/a:Zapytaj lekarza prowadzącego. Może trzeba skorygować dawki leków lub zmienić na inne.
Nie biore żadnych leków. Próbowałam z wieloma rodzajami. Brałam i przeróżne antydepresanty i benzo i metylofenidat, ale zawsze wszystko pogarszało sprawę, nawet po kilku miesiącach brania ich i teraz mój lekarz załamał ręce i stwierdził, że jedynie terapia mi została.
Śmiem wątpić (albo kłamiesz, albo po prostu zmień lekarza), bo rynek farmaceutyków i procedur ich stosowania jest tak duży, że można bawić się latami zmieniając leki i ich konfiguracje. A terapii (i nie odnoszę się do spotkań z psychologiem) to też jest bardzo dużo. Od specjalnych rodzajów ćwiczeń oddechowych, przez terapię Jacobsona, TMS po szereg innych na około, a związanych z dietą, higieną snu, światłolecznictwem i pierdylionem innym. W 3 lata nie sposób sprawdzić wszystkiego. Tym bardziej, że leków samych w sobie nie powinno się stosować prawie nigdy, bo psychoterapia jest w takich sytuacjach potrzebna prawie zawsze.
Jak tylko zaczęłam czytać Twój temat, to od razu pomyślałam ze on Ci się nie podoba fizycznie i pewnie to jest przyczyną wszystkiego.\
Jeśli mam rację, to nie czuj się winna.
Pożądanie jest bardzo, bardzo ważne.
Jesteś za młoda by być z kimś kto Cię nie pociąga na maxa.
Wiesz co, myśle, że po części masz rację i nie tylko z wyglądem fizycznym, ale też jego osobowością. Tylko że po czasie jakoś samoistnie zaczął mi się podobać. Może przez to jaką więź psychiczną z nim stworzyłam. Chociaż szczerze głupio mi się przyznawać, ale na maksa do samego początku podoba mi się jego najlepszy przyjaciel i z wyglądu i z charakteru, a on nigdy nie podobał mi się w ten sposób. (Wiadomo że oboje nie mogą sie o tym dowiedzieć bo była by masakra). Zawsze myślałam, że prawdziwy dobry związek nie patrzy na wygląd tylko ważna jest więź, a ja zawsze podchodziłam do tematu związków bardzo poważnie, ale kiedy zaczynam czuć tą dziwną niechęć której nie potrafie opisać, to już niewiem jak myśleć.
Śmiem wątpić (albo kłamiesz, albo po prostu zmień lekarza), bo rynek farmaceutyków i procedur ich stosowania jest tak duży, że można bawić się latami zmieniając leki i ich konfiguracje. A terapii (i nie odnoszę się do spotkań z psychologiem) to też jest bardzo dużo. Od specjalnych rodzajów ćwiczeń oddechowych, przez terapię Jacobsona, TMS po szereg innych na około, a związanych z dietą, higieną snu, światłolecznictwem i pierdylionem innym. W 3 lata nie sposób sprawdzić wszystkiego. Tym bardziej, że leków samych w sobie nie powinno się stosować prawie nigdy, bo psychoterapia jest w takich sytuacjach potrzebna prawie zawsze.
Raczej chodziło mi o to że lekarz stwierdził, że ciągłe próbowanie nowych leków bardziej pogarsza mój stan niż to kiedy tych leków nie biore zupełnie. Mam wrażenie, że wszystkie moje problemy wynikają z tego, że sama siebie nie rozumiem i nawet nie wiem czego w życiu chce i potrzebuje, a leki nie dadzą mi tej odpowiedzi tylko jeśli już to psychoterapia. Ale dzięki za odpowiedz to sobie poczytam o tych innych sposobach terapii.
Agnes76 napisał/a:Dlaczego uważasz, że będąc z nim nie będziesz szczęśliwa sama dla siebie.W czym przeszkadza Ci jego miłość i obecność? Co Ci zabiera?
Oprócz tego że jesteśmy idealnym przykładem tego, że przeciwności się przyciągają i różnimy się na bardzo podstawowym poziomie typu religia, polityka, poczucie humoru (dosłownie śmieszy nas coś innego i często czuje się niezrozumiana, jakby podcinał mi skrzydła kiedy jestem rozbawiona), ale jesteśmy też kompletnie innymi charakterami, on jest bardzo statyczny, poukładany i siedzi w domu całymi dniami i coś klika, a ja mam adhd, lubię abstrakcje w życiu i często nie wytrzymuje tyle czasu w jednej przestrzeni ( próbowaliśmy częściej wychodzić z domu i robić różne ciekawe rzeczy, ale zawsze miałam poczucie, że on sie zmusza). Ale tak naprawde wszystko to nie jest takie złe jak to uczucie które towarzyszy mi od samego początku tego związku. To jest takie uczucie jakbym robiła coś wbrew sobie, jakby to nie było moje "przeznaczenie", jak kolwiek głupio to może brzmieć. Trudno mi opisać to uczucie, ale to było tak, że ja byłam bardzo samotną i zamkniętą w sobie nastolatką i często przechodzi mi przez głowę taka myśl, że może to, że on mnie tak uratował z tego stanu i przywrócił mi pewność siebie, może mieć jakiś wpływ. To troche śmieszne, ale pamiętam, że on mi się na początku zupełnie nie podobał, ale oglądałam tyle filmów romantycznych, że absolutnie czułam, że tylko związek mnie uszczęśliwi i teraz mam z nim tak głęboką relację i tak naprawde jest to jedyna tak bliska mi osoba oprócz mojej mamy, że ciężko mi jest wyobrazić sobie, że moge z nim nie być, a jednak każde spotkanie z nim sprawia, że czuje stres i ścisk, że często nie moge jeść ze stresu i że wiem że musze zacisnąć zęby żeby nie stracić wszystkiego co sprawia, że czuje się bezpiecznie, ale nie, że dodaje mi to "wiatru w skrzydła".
Zapytam o coś jeszcze - czy biorąc pod uwagę jego cechy i własne czujesz się gorsza od niego?
Czy jego poukładanie oceniasz wyżej niż swoją aktywność? Czy jego poczucie humoru cenisz bardziej i wstydzisz się własnego gdy podcina Ci skrzydła?
Odpowiedz szczerze co czujesz tak w głębi siebie.