Toksyczna relacja i długi - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Toksyczna relacja i długi

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 30 ]

Temat: Toksyczna relacja i długi

Cześć, zarejestrowałam się, by zasięgnąć porady od kogoś, kto może był w podobnej sytuacji albo ma jakiś pomysł jak móc sobie z tym radzić.

Mam 33 lata, od 12 lat żyję w "związku" (piszę w " ", bo trudno to teraz nazwać związkiem) partnerskim z 6 lat starszym facetem. Z perspektywy lat trudno mi powiedzieć, czy mieliśmy jakiś moment, w którym by było naprawdę super i czułabym się przy nim świetnie, doceniona i spełniona. Ze względu na to, że sama nie mam łatwego charakteru (jestem wybuchowa, emocjonalna, trudno mi czasem nie wściec się o drobną rzecz) akceptowałam wszystkie jego średnie zachowania (trudno mi przytaczać przykłady, bo tyle się tego zebrało, że musialabym chyba opowiadać wieloma godzinami) i stopniowo obniżałam wymagania. Zawsze gdzieś tam w sercu miałam taką potrzebę, aby czuć się szczęśliwą przy facecie, bo nie miałam łatwo w domu (biedne życie w Polsce powiatowej, ojciec w kółko wszczynał głośne awantury) i chciałam żyć zupełnie inaczej niż moi rodzice. Z "bycia szczęśliwą" przeszłam do bycia "w drobym nastroju" do finalnie "nie chce się denerwować i płakać". Zawsze odczuwałam, że muszę walczyć o jego aprobatę, szacunek, zainteresowanie i prosić o rzeczy, które kiedyś wydawały mi się, że są "standardem w zwiazku", czyli np. o przytulanie, czułość, stoimy za sobą murem, jesteśmy dla siebie najwazniejsi, możemy na siebie liczyć, myślimy o tej drugiej stronie i nie zawodzimy jej. Strasznie brakowalo mi tej sfery uczuciowo-wspierającej, ale przynajmniej, co mi się nie zdarzało we wcześniejszych związkach (tych takich późno nastoletnich i z początku dorosłości, co trwaly po 1.5 r. max), miałam z nim naprawdę dobry kontakt i nie brakowało tematów do rozmów. Nawet jak coś jego albo mnie nie interesowało, potrafiliśmy się do tego przekonac i polubić. Z czasem wyszło, że interesują nas te same rzeczy jak zwiedzanie zamków na południu Polski, polityka, zdobywanie koron gór polskich, kajakarstwo górskie, rafting, kuchnia i recenzje restauracji itp itd. Bardzo mocno to ceniłam i przez to wybaczałam wszystkie momenty, gdy znowu mnie zawiódł, zranił, doprowadził do płaczu. Nawet jak były bardzo grube akcje, o których wstyd mi opowiadać, to też nie odchodziłam, choć miałam takie myśli. Od jakiś 6-7 lat w ogóle ze sobą nie sypiamy, i co ciekawe, to wcale nie z mojej winy, bo czesto chciałam, ale on nie chciał i do tej pory ani nie poszedł z tym do lekarza, ani nie chciał wytłumaczyć o co chodzi. Nie wiem czy to ważne dla tego wątku, ale wolałam wspomnieć, żeby pokazać obraz, że z bycia w związku przeszliśmy niejako do życia jak współlokatorzy, chociaż śpimy razem w jednym łóżku. Jak się pokłócimy sypiamy w odrębnych pokojach.

Podczas pandemii sytuacja się pogorszyła i jeszcze doszło nadużywanie alkoholu. On zawsze lubił pić, palić i najlepszą formą rozrywki to siedzenie z piwskiem przed tv a że musieliśmy aż tak dużo siedzieć razem a ja byłam w coraz bardziej pogarszającej się kondycji psychicznej. Miewałam epizody depresyjne, ale wtedy się nasiliły, dużo przytyłam i już nie chciałam wstawać z łóżka przez ten bezsens życia i osamotnienie w związku. Sama zaczęłam z nim pić, co przez jakiś czas było nawet fajne, ale potem sama zaczęłam mieć z tym problem. Teraz już nie piję kilka miesięcy, zamieniłam na picie okazjonalne, ale on jak pił tak nadal pije i taki dzienny standard to 4-6 piw. Paczkę fajek wypala w 4h. Moje prośby ma za nic i nie widzi w tym żadnego problemu, tylko że "ja się dopierdałam" "co mi do tego". Zaczęłam o siebie dbać, bo nie chce tak żyć, skończyć na odwyku w ciężkim stanie. Sport uprawiam i bardzo dużo schudłam i nawet startuje w zawodach.

Prawdę mówiąc, jakbym w końcu zdobyła się na odwagę albo pod wpływem emocji, to już dawno bym się wyniosła, ale tu pojawia się wątek długów z tytułu wiadomości... możecie mnie nazwać głupią, naiwną idiotką, ale przez te lata inwestowałam cały czas w jego mieszkanie, mimo, że nie mam tu żadnych praw i w zasadzie aż 10 lat czekałam, żeby łaskawie mi się oświadczył. Jestem tu zameldowana od jakiś 5 lat, ale tylko i wyłącznie z tego względu, że moja mama się wkurzyła, że jak to wydaję tyle pieniędzy, a nawet nie mam tu adresu. On od początku nie miał zdolności kredytowej, przez jakieś drobne długi i mandaty, które trafiły do KRD, dlatego wszystkie zobowiązania finansowe były wyłącznie na mnie. Mieszkanie było w złym stanie późny gierek, zrobiłam za moje pieniądze remonty salonu, kuchni, kupowałam zestawy mebli, kanapy, telewizory, całe AGD, na kredyt. Nie mowie, ze wszystko wzięłam na raz, to z biegiem lat i wzrostowi zdolności kredytowej i z moim zarządzaniem budżetem sukcesywnie wszystko planowałam, spłacałam (razem z nim, ale przeważnie mam większe zarobki niż on, w zależności jak się miesiąc ułoży) i potem znowu jakąś kolejną część do remontu. Wakacje zagraniczne także sponsorowałam kredytem. Przez ostatnie półtora roku strasznie się pogorszyło między nami, widać, że mną gardzi i każde moje słowo ma za nic, nie chce nic od siebie dawać, w sensie starać się, wykonywać obowiązki, myśleć też, a nie zwalać całą odpowiedzialność za mir domowy na mnie. Oprócz przemocy psychicznej doszła też, a raczej powróciła po wielu latach, przemoc fizyczna (ale teraz jestem wyćwiczona i mam więcej siły, zeby się bronić). Tak, jestem głupia i pewnie pomyślicie jak mogłam ładować nie w swoje i jeszcze bez małżeństwa, ale naprawdę go kochałam i traktowałam to wszystko jak nasze. Zresztą to kiedyś podobno był mój dom, teraz coraz częściej slysze, że jestem tu tylko gościem i mieszkam za darmo (tak mi potrafi dojebać, mimo że wie że więcej zarabiam i nie odkładam dla siebie tej dodatkowej kasy).

Chcialam się z nim dogadać polubownie, bo za ostatni remont kuchni zostało mi jakieś 15 tys. Do spłaty, poprosiłam aby pogadał ze swoją matką, żeby wziela cesję i zebym mogła się bez obciążenia kredytowego wyprowadzić. Nie mam tak naprawdę na własność niczego, a jak mówiłam pochodzę z biednej rodziny i oni też nie są mi w stanie pomóc. Jedyne co, sama muszę na siebie wziąć kredyt hipoteczny, ale każde inne zobowiązanie dość mocno wpływa na zdolność kredytową. Jeszcze wcześniej chciałam 50% wartości od przedmiotów, które nie jestem w stanie stąd wynieść- jak pozostała część co spłaciłam kuchni w zabudowie, sprzętu AGD, podłóg, płytek, innych mebli na wymiar. Slysze tylko, że "on nie brał tych pozyczek i to są moje dlugi". A i że mam "wypierdalać już teraz, nic mi nie wisi".

Kilka razy jak w końcu pękłam, coś tam napomknęłam jakimś obcym ludziom w necie i raz przyjaciółce, o trudnej sytuacji, to oczywiście teksty olej go, wez się wynieś, po co jeszcze z nim jestes, ale nikt nie jest w stanie zrozumieć, że to nie jest tak prosto, zważywszy na to, że naprawdę muszę sobie poradzić sama, w tej chwili nie mam już nawet możliwości, aby wrócić do małego mieszkania moich rodziców, w którym się wychowywałam i ta świadomość, że mam spłacać czyiś dług jest tak przytłaczająca. Tak mi zależało na tym, aby się dogadać, by móc spróbować składać wniosek o kredyt 2%. Nie zalezy mi na zadnych pieniadzach za przeszłe, spłacone już rzeczy. Mieszkam teraz w dużym mieście, więc wynajem tu kosztuje już nawet pod 3 tysiące, a i też mało właścicieli akceptuje psy. Nawet powrót w rodzinne strony i wynajem czegoś wiąże się w wydatkiem ok. 2 tysiące miesięcznie, ale świadomość, że pieniądze, które normalnie wydałabym na kredyt musialabym ładować w czyjaś własność jeszcze bardziej sprawia, że czuje jakbym przegrała życie. Zresztą, czy nie przegrałam, jak już 12 lat w tym tkwię?

Przepraszam za użalanie się nad sobą, ale jest mi naprawdę źle i chciałam to z siebie wyrzucić. Probowalam już różnych rzeczy, terapii, leki od psychiatry, żeby jakoś sobie poradzić. Teraz juz za bardzo nie mam pomysłu, co zrobić, żeby to jeszcze przez jakiś czas znieść. Długo zagryzałam zęby i znosiłam, ale czuje, że tak dalej nie pociągnę... chciałam wytrzymać jeszcze rok, do spłaty obecnego zadłużenia, ale nie wiem czy mam tyle czasu. Czy ma ktoś jeszcze jakiś pomysł jak sobie poradzić przez ten czas, żebym nie zwariowała do końca?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Toksyczna relacja i długi

Niestety, możesz się wygadać, bo to też pomaga, ale sama sobie zgotowałas ten los.
Pozostaje przeczekać, aż spłacisz ten kredyt.
I tak żyjecie jak współlokatorzy więc nie wiem po co w jednym łóżku, oszczędzaj na wszystkim, nie kłóć się z nim, bo to niczego nie zmieni, a dostajesz rykoszetem.
Rób w domu tylko to co musisz.

3

Odp: Toksyczna relacja i długi

Ja bym zatrudniła prawnika.

4

Odp: Toksyczna relacja i długi
Agnes9005 napisał/a:

Cześć, zarejestrowałam się, by zasięgnąć porady od kogoś, kto może był w podobnej sytuacji albo ma jakiś pomysł jak móc sobie z tym radzić.

Mam 33 lata, od 12 lat żyję w "związku" (piszę w " ", bo trudno to teraz nazwać związkiem) partnerskim z 6 lat starszym facetem. Z perspektywy lat trudno mi powiedzieć, czy mieliśmy jakiś moment, w którym by było naprawdę super i czułabym się przy nim świetnie, doceniona i spełniona. Ze względu na to, że sama nie mam łatwego charakteru (jestem wybuchowa, emocjonalna, trudno mi czasem nie wściec się o drobną rzecz) akceptowałam wszystkie jego średnie zachowania (trudno mi przytaczać przykłady, bo tyle się tego zebrało, że musialabym chyba opowiadać wieloma godzinami) i stopniowo obniżałam wymagania. Zawsze gdzieś tam w sercu miałam taką potrzebę, aby czuć się szczęśliwą przy facecie, bo nie miałam łatwo w domu (biedne życie w Polsce powiatowej, ojciec w kółko wszczynał głośne awantury) i chciałam żyć zupełnie inaczej niż moi rodzice. Z "bycia szczęśliwą" przeszłam do bycia "w drobym nastroju" do finalnie "nie chce się denerwować i płakać". Zawsze odczuwałam, że muszę walczyć o jego aprobatę, szacunek, zainteresowanie i prosić o rzeczy, które kiedyś wydawały mi się, że są "standardem w zwiazku", czyli np. o przytulanie, czułość, stoimy za sobą murem, jesteśmy dla siebie najwazniejsi, możemy na siebie liczyć, myślimy o tej drugiej stronie i nie zawodzimy jej. Strasznie brakowalo mi tej sfery uczuciowo-wspierającej, ale przynajmniej, co mi się nie zdarzało we wcześniejszych związkach (tych takich późno nastoletnich i z początku dorosłości, co trwaly po 1.5 r. max), miałam z nim naprawdę dobry kontakt i nie brakowało tematów do rozmów. Nawet jak coś jego albo mnie nie interesowało, potrafiliśmy się do tego przekonac i polubić. Z czasem wyszło, że interesują nas te same rzeczy jak zwiedzanie zamków na południu Polski, polityka, zdobywanie koron gór polskich, kajakarstwo górskie, rafting, kuchnia i recenzje restauracji itp itd. Bardzo mocno to ceniłam i przez to wybaczałam wszystkie momenty, gdy znowu mnie zawiódł, zranił, doprowadził do płaczu. Nawet jak były bardzo grube akcje, o których wstyd mi opowiadać, to też nie odchodziłam, choć miałam takie myśli. Od jakiś 6-7 lat w ogóle ze sobą nie sypiamy, i co ciekawe, to wcale nie z mojej winy, bo czesto chciałam, ale on nie chciał i do tej pory ani nie poszedł z tym do lekarza, ani nie chciał wytłumaczyć o co chodzi. Nie wiem czy to ważne dla tego wątku, ale wolałam wspomnieć, żeby pokazać obraz, że z bycia w związku przeszliśmy niejako do życia jak współlokatorzy, chociaż śpimy razem w jednym łóżku. Jak się pokłócimy sypiamy w odrębnych pokojach.

Podczas pandemii sytuacja się pogorszyła i jeszcze doszło nadużywanie alkoholu. On zawsze lubił pić, palić i najlepszą formą rozrywki to siedzenie z piwskiem przed tv a że musieliśmy aż tak dużo siedzieć razem a ja byłam w coraz bardziej pogarszającej się kondycji psychicznej. Miewałam epizody depresyjne, ale wtedy się nasiliły, dużo przytyłam i już nie chciałam wstawać z łóżka przez ten bezsens życia i osamotnienie w związku. Sama zaczęłam z nim pić, co przez jakiś czas było nawet fajne, ale potem sama zaczęłam mieć z tym problem. Teraz już nie piję kilka miesięcy, zamieniłam na picie okazjonalne, ale on jak pił tak nadal pije i taki dzienny standard to 4-6 piw. Paczkę fajek wypala w 4h. Moje prośby ma za nic i nie widzi w tym żadnego problemu, tylko że "ja się dopierdałam" "co mi do tego". Zaczęłam o siebie dbać, bo nie chce tak żyć, skończyć na odwyku w ciężkim stanie. Sport uprawiam i bardzo dużo schudłam i nawet startuje w zawodach.

Prawdę mówiąc, jakbym w końcu zdobyła się na odwagę albo pod wpływem emocji, to już dawno bym się wyniosła, ale tu pojawia się wątek długów z tytułu wiadomości... możecie mnie nazwać głupią, naiwną idiotką, ale przez te lata inwestowałam cały czas w jego mieszkanie, mimo, że nie mam tu żadnych praw i w zasadzie aż 10 lat czekałam, żeby łaskawie mi się oświadczył. Jestem tu zameldowana od jakiś 5 lat, ale tylko i wyłącznie z tego względu, że moja mama się wkurzyła, że jak to wydaję tyle pieniędzy, a nawet nie mam tu adresu. On od początku nie miał zdolności kredytowej, przez jakieś drobne długi i mandaty, które trafiły do KRD, dlatego wszystkie zobowiązania finansowe były wyłącznie na mnie. Mieszkanie było w złym stanie późny gierek, zrobiłam za moje pieniądze remonty salonu, kuchni, kupowałam zestawy mebli, kanapy, telewizory, całe AGD, na kredyt. Nie mowie, ze wszystko wzięłam na raz, to z biegiem lat i wzrostowi zdolności kredytowej i z moim zarządzaniem budżetem sukcesywnie wszystko planowałam, spłacałam (razem z nim, ale przeważnie mam większe zarobki niż on, w zależności jak się miesiąc ułoży) i potem znowu jakąś kolejną część do remontu. Wakacje zagraniczne także sponsorowałam kredytem. Przez ostatnie półtora roku strasznie się pogorszyło między nami, widać, że mną gardzi i każde moje słowo ma za nic, nie chce nic od siebie dawać, w sensie starać się, wykonywać obowiązki, myśleć też, a nie zwalać całą odpowiedzialność za mir domowy na mnie. Oprócz przemocy psychicznej doszła też, a raczej powróciła po wielu latach, przemoc fizyczna (ale teraz jestem wyćwiczona i mam więcej siły, zeby się bronić). Tak, jestem głupia i pewnie pomyślicie jak mogłam ładować nie w swoje i jeszcze bez małżeństwa, ale naprawdę go kochałam i traktowałam to wszystko jak nasze. Zresztą to kiedyś podobno był mój dom, teraz coraz częściej slysze, że jestem tu tylko gościem i mieszkam za darmo (tak mi potrafi dojebać, mimo że wie że więcej zarabiam i nie odkładam dla siebie tej dodatkowej kasy).

Chcialam się z nim dogadać polubownie, bo za ostatni remont kuchni zostało mi jakieś 15 tys. Do spłaty, poprosiłam aby pogadał ze swoją matką, żeby wziela cesję i zebym mogła się bez obciążenia kredytowego wyprowadzić. Nie mam tak naprawdę na własność niczego, a jak mówiłam pochodzę z biednej rodziny i oni też nie są mi w stanie pomóc. Jedyne co, sama muszę na siebie wziąć kredyt hipoteczny, ale każde inne zobowiązanie dość mocno wpływa na zdolność kredytową. Jeszcze wcześniej chciałam 50% wartości od przedmiotów, które nie jestem w stanie stąd wynieść- jak pozostała część co spłaciłam kuchni w zabudowie, sprzętu AGD, podłóg, płytek, innych mebli na wymiar. Slysze tylko, że "on nie brał tych pozyczek i to są moje dlugi". A i że mam "wypierdalać już teraz, nic mi nie wisi".

Kilka razy jak w końcu pękłam, coś tam napomknęłam jakimś obcym ludziom w necie i raz przyjaciółce, o trudnej sytuacji, to oczywiście teksty olej go, wez się wynieś, po co jeszcze z nim jestes, ale nikt nie jest w stanie zrozumieć, że to nie jest tak prosto, zważywszy na to, że naprawdę muszę sobie poradzić sama, w tej chwili nie mam już nawet możliwości, aby wrócić do małego mieszkania moich rodziców, w którym się wychowywałam i ta świadomość, że mam spłacać czyiś dług jest tak przytłaczająca. Tak mi zależało na tym, aby się dogadać, by móc spróbować składać wniosek o kredyt 2%. Nie zalezy mi na zadnych pieniadzach za przeszłe, spłacone już rzeczy. Mieszkam teraz w dużym mieście, więc wynajem tu kosztuje już nawet pod 3 tysiące, a i też mało właścicieli akceptuje psy. Nawet powrót w rodzinne strony i wynajem czegoś wiąże się w wydatkiem ok. 2 tysiące miesięcznie, ale świadomość, że pieniądze, które normalnie wydałabym na kredyt musialabym ładować w czyjaś własność jeszcze bardziej sprawia, że czuje jakbym przegrała życie. Zresztą, czy nie przegrałam, jak już 12 lat w tym tkwię?

Przepraszam za użalanie się nad sobą, ale jest mi naprawdę źle i chciałam to z siebie wyrzucić. Probowalam już różnych rzeczy, terapii, leki od psychiatry, żeby jakoś sobie poradzić. Teraz juz za bardzo nie mam pomysłu, co zrobić, żeby to jeszcze przez jakiś czas znieść. Długo zagryzałam zęby i znosiłam, ale czuje, że tak dalej nie pociągnę... chciałam wytrzymać jeszcze rok, do spłaty obecnego zadłużenia, ale nie wiem czy mam tyle czasu. Czy ma ktoś jeszcze jakiś pomysł jak sobie poradzić przez ten czas, żebym nie zwariowała do końca?

Droga Agnes. Masz 33 lata, jesteś zdrowa, zdolna do pracy, nie masz dzieci, które by Cię ograniczały w wyborach, pracujesz i chyba dość dobrze zarabiasz  i raptem 15 tys długu.
Jeśli pytasz, czy z takiej pozycji można sobie samodzielnie  ułożyć życie, to ja Ci mówię, że można, spokojnie można.

Dam Ci inny przykład. Moja koleżanka po ślubie wprowadziła się do domu teściów, tam mieszkała i wychowywała dziecko, i mimo alkoholizmu męża trwała z nim, bo bała się w Twoim wieku odejść, że  po 13 latach odejdzie z niczym. Życie tak jej się poukładało, że odeszła z niczym 15 lat później. I wiesz co- dała sobie doskonale radę. Wynajęła mieszkanie gdy córka była na studiach i zaczęła od początku. Zapisała się na studia które własne skończyła, w pracy ją cenią, udało jej się odstać przydział na mieszkanie, które sobie samodzielnie urządziła, żyje i cieszy się swoim życiem. Gdyby odeszła 15 lat wcześniej dzisiaj byłaby w dużo lepszej pozycji, bo ten czas mogłaby wykorzystać pracując  tylko na siebie.

Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.
Na pewno nie będzie łatwo, ale pomyśl sobie, że warto.

5 Ostatnio edytowany przez wieka (2023-11-11 21:29:07)

Odp: Toksyczna relacja i długi
Tamiraa napisał/a:

Ja bym zatrudniła prawnika.

Tylko po co? Nie ma żadnego majątku, żeby się dzielić, można by o nakłady, ale trzeba to udowadniać i mieć kasę na sądy.

Agnes,
nie wiem jaki był to kredyt, coś wspominałaś o hipotece, ale jak mogłaś wziąć taki kredyt, jak nie masz własności?

6

Odp: Toksyczna relacja i długi

Dziękuję za odpowiedzi Dziewczyny. Tak wiem, zgotowałam sobie ten los, bo naiwnie myslalam, że kiedyś to się zmieni, że w końcu się opamięta, doceni, zmieni myślenie, weźmie się za siebie... ale ma prawie 40 lat i nie widać żadnej poprawy.

Dziękuję Agnes76 za podanie tego przykładu z życia. Bardzo fajnie, że jej się ułożyło mimo poczucia straconego czasu. Ale właśnie ta różnica między Twoją koleżanką a mną jest taka, że ma to dziecko, które nadaje sens życia. Ja nie mam takiego motoru. Mam tylko psa, który, mam wrażenie, w niektórych momentach okazywał mi więcej empatii niż partner. Np. przychodzi do mnie i wskakuje na kolana, żeby się przytulić kiedy płacze.

Jeszcze 4 lata temu nie wyobrażałam siebie jako matki, zeby nie przekazać złych wzorców z moich doświadczeń, a potem ktoś ważny dla mnie powiedzial, że na pewno byłabym świetną mamą... ale co z tego, jak jestem w takim związku jak jestem i to mnie wstrzymywało, żeby zajść w ciążę, bo nie mam żadnych przesłanek, że partner mnie w tym wspomoże, poczuje, że dziecko to prawdziwy obowiązek na całe życie i że faktycznie trzeba coś robić oprócz siedzenia przed tv.

7

Odp: Toksyczna relacja i długi
wieka napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Ja bym zatrudniła prawnika.

Tylko po co? Nie ma żadnego majątku, żeby się dzielić, można by o nakłady, ale trzeba to udowadniać i mieć kasę na sądy.

Agnes,
nie wiem jaki był to kredyt, coś wspominałaś o hipotece, ale jak mogłaś wziąć taki kredyt, jak nie masz własności?

Nie, nie. Sytuacja jest taka: brałam kredyty na wyposażenie mieszkania należącego do mojego partnera. Są takie elementy tego wyposażenia, których nie mogę sprzedac/wziąć ze sobą (jak kuchnia w zabudowie). Partner nie miał i nie ma zdolności kredytowej, dlatego na mnie spoczywały te kredyty w papierach, ale spłacaliśmy oboje (choć wg wpływów jakie mamy, zarabiam średnio więcej od niego o 1-2 tys miesiecznie).

Co do kredytu hipotecznego, zastanawiam się nad kredytem 2% na mieszkanie, ale przez to, że mam jeszcze długi zaciągnięcie na poczet wyposażenia jego mieszkania, moja zdolność kredytowa jest niższa niż mogłaby być

8

Odp: Toksyczna relacja i długi

Z tym partnerem to nawet dobrze, że nie masz dziecka, ale jak się od niego uwolnisz, to masz drogę otwartą, doświadczenie życiowe i jesteś młoda, całe życie przed Tobą, nie marnuj go ani chwili dłużej, niż to konieczne, przy tym dupku.

9

Odp: Toksyczna relacja i długi
Agnes9005 napisał/a:

Dziękuję za odpowiedzi Dziewczyny. Tak wiem, zgotowałam sobie ten los, bo naiwnie myslalam, że kiedyś to się zmieni, że w końcu się opamięta, doceni, zmieni myślenie, weźmie się za siebie... ale ma prawie 40 lat i nie widać żadnej poprawy.

Dziękuję Agnes76 za podanie tego przykładu z życia. Bardzo fajnie, że jej się ułożyło mimo poczucia straconego czasu. Ale właśnie ta różnica między Twoją koleżanką a mną jest taka, że ma to dziecko, które nadaje sens życia. Ja nie mam takiego motoru. Mam tylko psa, który, mam wrażenie, w niektórych momentach okazywał mi więcej empatii niż partner. Np. przychodzi do mnie i wskakuje na kolana, żeby się przytulić kiedy płacze.

Jeszcze 4 lata temu nie wyobrażałam siebie jako matki, zeby nie przekazać złych wzorców z moich doświadczeń, a potem ktoś ważny dla mnie powiedzial, że na pewno byłabym świetną mamą... ale co z tego, jak jestem w takim związku jak jestem i to mnie wstrzymywało, żeby zajść w ciążę, bo nie mam żadnych przesłanek, że partner mnie w tym wspomoże, poczuje, że dziecko to prawdziwy obowiązek na całe życie i że faktycznie trzeba coś robić oprócz siedzenia przed tv.

Dziecko to nie tylko motor, to przede wszystkim w takiej sytuacji ograniczenie, bo trzeba mu zapewnić odpowiednie warunki do życia i opiekę, oraz także koszty jego utrzymania.
Ty masz tą swobodę, że możesz myśleć tylko o sobie gdzie będziesz mieszkać i co jeść, oraz ile czasu poświęcić na pracę by wyjść z zadłużenia.
Jeśli z obecnym partnerem nie widzisz szans na dziecko, to tm bardziej powinnaś wyjść z tego związku by dać sobie szansę na potomstwo z kimś innym.

10

Odp: Toksyczna relacja i długi
wieka napisał/a:

Z tym partnerem to nawet dobrze, że nie masz dziecka, ale jak się od niego uwolnisz, to masz drogę otwartą, doświadczenie życiowe i jesteś młoda, całe życie przed Tobą, nie marnuj go ani chwili dłużej, niż to konieczne, przy tym dupku.

Tak, właśnie z jednej strony cieszę się, że nie mam z nim dziecka, ale z drugiej strony już jakiegoś berbecia mogłabym mieć, co pewnie miałabym od niego w nagrodę bezinteresowną miłość.

Zastanawiam się, czy będąc juz tyle po 30-dziestce można mieć szanse na faceta, z którym moglabym mieć dziecko. Tylko wtedy kiedy? W wieku 35-36 lat? To nie za późno? Czy w ogóle faceci szukają kobiet w takim wieku jak mój, aby założyć rodzine?

11

Odp: Toksyczna relacja i długi
Agnes9005 napisał/a:
wieka napisał/a:

Z tym partnerem to nawet dobrze, że nie masz dziecka, ale jak się od niego uwolnisz, to masz drogę otwartą, doświadczenie życiowe i jesteś młoda, całe życie przed Tobą, nie marnuj go ani chwili dłużej, niż to konieczne, przy tym dupku.

Tak, właśnie z jednej strony cieszę się, że nie mam z nim dziecka, ale z drugiej strony już jakiegoś berbecia mogłabym mieć, co pewnie miałabym od niego w nagrodę bezinteresowną miłość.

Zastanawiam się, czy będąc juz tyle po 30-dziestce można mieć szanse na faceta, z którym moglabym mieć dziecko. Tylko wtedy kiedy? W wieku 35-36 lat? To nie za późno? Czy w ogóle faceci szukają kobiet w takim wieku jak mój, aby założyć rodzine?

Nic nie przewidzisz, kobiety rodzą pierwsze dziecko przed, a czasem i po 40-ce, więc na zapas nie ma się co przejmować, nie wiemy co nam życie przyniesie, kogo spotkamy na swojej drodze.
W każdym razie musisz się wyrwać z tej relacji i na tym się teraz skup.

12

Odp: Toksyczna relacja i długi

Jeśli myślisz, że jesteś jedyną osobą w takim wieku, która wyszła z związku/ małżeństwa i nie ma dzieci to zapewniam Cię, że tak nie jest.
Przestań patrzeć na  życie jedynie przez pryzmat swojego wieku. Kobiety z powodzeniem rodzą teraz dzieci w wieku 42 lat. Na pewno znasz takie przykłady ze swojego otoczenia.

13

Odp: Toksyczna relacja i długi
Agnes9005 napisał/a:

Zastanawiam się, czy będąc juz tyle po 30-dziestce można mieć szanse na faceta, z którym moglabym mieć dziecko. Tylko wtedy kiedy? W wieku 35-36 lat? To nie za późno? Czy w ogóle faceci szukają kobiet w takim wieku jak mój, aby założyć rodzine?

Oczywiście, że nie za późno. Szukają, nie szukają, w końcu to ty masz go znaleźć. Każdy popełnia błędy, a ten na pewno cię nauczy nieinwestowania w coś, co nie jest twoją własnością. Ile kobiet tak robi z nadzieją na bycie w szczęśliwej rodzinie, nie możesz się aż tak bardzo przejmować i czepiać tego jednego partnera, który cię lekceważy.

14

Odp: Toksyczna relacja i długi
wieka napisał/a:
Agnes9005 napisał/a:
wieka napisał/a:

Z tym partnerem to nawet dobrze, że nie masz dziecka, ale jak się od niego uwolnisz, to masz drogę otwartą, doświadczenie życiowe i jesteś młoda, całe życie przed Tobą, nie marnuj go ani chwili dłużej, niż to konieczne, przy tym dupku.

Tak, właśnie z jednej strony cieszę się, że nie mam z nim dziecka, ale z drugiej strony już jakiegoś berbecia mogłabym mieć, co pewnie miałabym od niego w nagrodę bezinteresowną miłość.

Zastanawiam się, czy będąc juz tyle po 30-dziestce można mieć szanse na faceta, z którym moglabym mieć dziecko. Tylko wtedy kiedy? W wieku 35-36 lat? To nie za późno? Czy w ogóle faceci szukają kobiet w takim wieku jak mój, aby założyć rodzine?

Nic nie przewidzisz, kobiety rodzą pierwsze dziecko przed, a czasem i po 40-ce, więc na zapas nie ma się co przejmować, nie wiemy co nam życie przyniesie, kogo spotkamy na swojej drodze.
W każdym razie musisz się wyrwać z tej relacji i na tym się teraz skup.

Mam dość duża rodzine i większość mieszka na wsi. W wieku 40 lat to kobieta juz jest za stara na dzieci wink moje kuzynki rodziły max. przed 30. W tym momencie jestem już takim ewenementem w rodzinie, ale po koleżankach widzialam, że były takie rodzące właśnie między 33-35. Może faktycznie nie jest za późno, ale już blisko ostatniego dzwonka.

15

Odp: Toksyczna relacja i długi
wieka napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Ja bym zatrudniła prawnika.

Tylko po co? Nie ma żadnego majątku, żeby się dzielić, można by o nakłady, ale trzeba to udowadniać i mieć kasę na sądy.

Konsultacja z dobrym prawnikiem pomogłaby autorce w sprawie kredytów i ich spłat. Może udałoby się coś zmienić w tym zakresie na jej korzyść.

16 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2023-11-11 22:05:43)

Odp: Toksyczna relacja i długi

Weź pod uwagę, że dziecko  nie jest panaceum na nieudane życie. Urodzenie dziecka  skomplikowanej sytuacji życiowej jeszcze bardziej ją skomplikuje. Minie wiele lat zanim dziecko zacznie Cię wspierać, a może być i tak, że to zawsze Ty będziesz musiała je wspierać.
Najpierw poukładaj sobie byt, a dopiero gdy będziesz miała odpowiednie warunki myśl o dziecku.

17

Odp: Toksyczna relacja i długi
Agnes9005 napisał/a:

Mam dość duża rodzine i większość mieszka na wsi. W wieku 40 lat to kobieta juz jest za stara na dzieci wink moje kuzynki rodziły max. przed 30. W tym momencie jestem już takim ewenementem w rodzinie, ale po koleżankach widzialam, że były takie rodzące właśnie między 33-35. Może faktycznie nie jest za późno, ale już blisko ostatniego dzwonka.

To jest twój wybór, co wolisz, dziecko z kimkolwiek czy odpowiedniego partnera, który cię szanuje.

18

Odp: Toksyczna relacja i długi
Tamiraa napisał/a:
wieka napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Ja bym zatrudniła prawnika.

Tylko po co? Nie ma żadnego majątku, żeby się dzielić, można by o nakłady, ale trzeba to udowadniać i mieć kasę na sądy.

Konsultacja z dobrym prawnikiem pomogłaby autorce w sprawie kredytów i ich spłat. Może udałoby się coś zmienić w tym zakresie na jej korzyść.

Może jakiś wytrawny prawnik coś by zdziałał, ale w świetle prawa brałam te kredyty z pełną świadomością i na siebie, a nie wspólnie, więc niestety tylko to jest mój problem. Niestety on nie ma na tyle ludzkiej przyzwoitości, żeby zachować się odpowiedzialnie i skoro tak bardzo chce odejść, to się dogadać na tą spłatę. I tak teraz jest lepiej niż w zeszłym roku, bo udało mi się zejść z 40 tysięcy do 15. Pewnie bez trudu bym wytrwała ten kolejny rok męki, ale może jest jakiś sposób, żeby się z tego szybciej wyrwać...

19

Odp: Toksyczna relacja i długi

Myślę, że to dobry pomysł na ten kredyt 2%, jeśli zarabiasz, powyżej 5 tys.netto to nie będzie miało znaczenia, że masz ten na 15 tys.długu.
Możesz załatwiać mieszkając u niego, kupić mieszkanie, nic nie mówiąc, dopiero się wyprowadzić.

20 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2023-11-12 00:11:24)

Odp: Toksyczna relacja i długi

Powodzenia!

21

Odp: Toksyczna relacja i długi
wieka napisał/a:

Z tym partnerem to nawet dobrze, że nie masz dziecka, ale jak się od niego uwolnisz, to masz drogę otwartą, doświadczenie życiowe i jesteś młoda, całe życie przed Tobą, nie marnuj go ani chwili dłużej, niż to konieczne, przy tym dupku.



to samo pomyslalam przy jej slowach, ze ze soba nie sypiaja. i bardzo dobrze, gdyby teraz zaszla w ciaze to by byla na jego lasce na kilka dobrych lat.

22

Odp: Toksyczna relacja i długi

Kwestia finansów jest prosta.
Nie licz, że coś odda.
Spłać wszystkie pożyczki/kredyty, bo to potrafi się ciągnąć przez życie.

Bardziej problematyczne jest podejście do związku i trudnych sytuacji.
Tkwienie latami w toksycznym związku, nie podejmowanie wysiłków wyjścia z niego, to nie jest normalne i zdrowe.

23

Odp: Toksyczna relacja i długi
Farmer napisał/a:

Tkwienie latami w toksycznym związku, nie podejmowanie wysiłków wyjścia z niego, to nie jest normalne i zdrowe.

Tak jak i toksyczny związek.
Ja tu widzę toksyczność z obydwu stron, dlatego Agnes dobrze jakbys sama pomyślała o terapii, żeby wyrwać się z tego związku i pracować, i panować nad sobą.

24

Odp: Toksyczna relacja i długi
wieka napisał/a:
Farmer napisał/a:

Tkwienie latami w toksycznym związku, nie podejmowanie wysiłków wyjścia z niego, to nie jest normalne i zdrowe.

Tak jak i toksyczny związek.
Ja tu widzę toksyczność z obydwu stron, dlatego Agnes dobrze jakbys sama pomyślała o terapii, żeby wyrwać się z tego związku i pracować, i panować nad sobą.

Agnes9005 napisał/a:

już różnych rzeczy, terapii, leki od psychiatry, żeby jakoś sobie poradzić.

25

Odp: Toksyczna relacja i długi

Dokładnie, sama kwota do spłaty nie jest bardzo duża, to nie będzie coś, co będzie długo rzutować na Twoim dalszym życiu. W ostateczności mogłabyś prostu wyjechać gdzieś za granicę do pracy na parę miesięcy i to spłacić, odłożyć coś na dalsze życie.

Wiem, że strata wtopionych pieniędzy boli, ale najważniejsze to jednoznacznie odciąć się i w końcu iść dalej do przodu, zacząć nowy etap.

Rzeczywiście postawiłabym bardzo na terapię i pracę nad psychiką, by zrozumieć co powodowało tkwienie przez lata w toksycznym związku, inwestowanie w mieszkanie faceta, który Cię od dłuższego czasu nie kochał i nie szanował.

+ Dla mnie sposób, w jaki wydajesz pieniądze ogólnie jest trochę lekkomyślny, finansowanie wszystkiego z kredytów zamiast z oszczędności. No ale może ja mam takie podejście, że jak już kredyt to na coś poważnego np. hipoteczny, a na przyjemności jak wakacje wydaję tyle ile mi w danym roku po prostu zostanie "nadwyżki" na koncie.

26

Odp: Toksyczna relacja i długi
Elena_Lenu napisał/a:

Dokładnie, sama kwota do spłaty nie jest bardzo duża, to nie będzie coś, co będzie długo rzutować na Twoim dalszym życiu. W ostateczności mogłabyś prostu wyjechać gdzieś za granicę do pracy na parę miesięcy i to spłacić, odłożyć coś na dalsze życie.

Wiem, że strata wtopionych pieniędzy boli, ale najważniejsze to jednoznacznie odciąć się i w końcu iść dalej do przodu, zacząć nowy etap.

Rzeczywiście postawiłabym bardzo na terapię i pracę nad psychiką, by zrozumieć co powodowało tkwienie przez lata w toksycznym związku, inwestowanie w mieszkanie faceta, który Cię od dłuższego czasu nie kochał i nie szanował.

+ Dla mnie sposób, w jaki wydajesz pieniądze ogólnie jest trochę lekkomyślny, finansowanie wszystkiego z kredytów zamiast z oszczędności. No ale może ja mam takie podejście, że jak już kredyt to na coś poważnego np. hipoteczny, a na przyjemności jak wakacje wydaję tyle ile mi w danym roku po prostu zostanie "nadwyżki" na koncie.

Kiedyś organizowano szkolenia, które pomagały właściwie inwestować i oszczędzać. Nie wiem cy teraz też można znaleźć coś takiego. Autorce może przydałoby się trochę uważności? To uspokaja umysł.

Odp: Toksyczna relacja i długi
Tamiraa napisał/a:
wieka napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Ja bym zatrudniła prawnika.

Tylko po co? Nie ma żadnego majątku, żeby się dzielić, można by o nakłady, ale trzeba to udowadniać i mieć kasę na sądy.

Konsultacja z dobrym prawnikiem pomogłaby autorce w sprawie kredytów i ich spłat. Może udałoby się coś zmienić w tym zakresie na jej korzyść.

Tu nie chodzi o podział majątku, a sądowy rozdział rzeczy, których się wspólnie dorobiliście....jeśli masz dokumeny, paragony, kredyty to mozesz wiele z tego zabrać a ręsztę rozliczyć. Bedzie musiał Cię spłacić.

28

Odp: Toksyczna relacja i długi
zwyczajny gość napisał/a:
Tamiraa napisał/a:
wieka napisał/a:

Tylko po co? Nie ma żadnego majątku, żeby się dzielić, można by o nakłady, ale trzeba to udowadniać i mieć kasę na sądy.

Konsultacja z dobrym prawnikiem pomogłaby autorce w sprawie kredytów i ich spłat. Może udałoby się coś zmienić w tym zakresie na jej korzyść.

Tu nie chodzi o podział majątku, a sądowy rozdział rzeczy, których się wspólnie dorobiliście....jeśli masz dokumeny, paragony, kredyty to mozesz wiele z tego zabrać a ręsztę rozliczyć. Bedzie musiał Cię spłacić.

Właśnie. Autorce teraz na tym nie zależy, ale później będzie jak znalazł.

29

Odp: Toksyczna relacja i długi
Tamiraa napisał/a:
zwyczajny gość napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Konsultacja z dobrym prawnikiem pomogłaby autorce w sprawie kredytów i ich spłat. Może udałoby się coś zmienić w tym zakresie na jej korzyść.

Tu nie chodzi o podział majątku, a sądowy rozdział rzeczy, których się wspólnie dorobiliście....jeśli masz dokumeny, paragony, kredyty to mozesz wiele z tego zabrać a ręsztę rozliczyć. Bedzie musiał Cię spłacić.

Właśnie. Autorce teraz na tym nie zależy, ale później będzie jak znalazł.

Ona przeciez nie mówi, że jej nie zależy, mówi, że razem spłacali kredyty, mieszkała u niego, też mógłby wystawić rachunek, więc tu raczej skórka by nie była warta za wyprawkę.

Musiała by zabrać co uważa, a nie sądzić się o pietruszkę.

30 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2023-11-13 16:27:07)

Odp: Toksyczna relacja i długi
wieka napisał/a:
Tamiraa napisał/a:
zwyczajny gość napisał/a:

Tu nie chodzi o podział majątku, a sądowy rozdział rzeczy, których się wspólnie dorobiliście....jeśli masz dokumeny, paragony, kredyty to mozesz wiele z tego zabrać a ręsztę rozliczyć. Bedzie musiał Cię spłacić.

Właśnie. Autorce teraz na tym nie zależy, ale później będzie jak znalazł.

Ona przeciez nie mówi, że jej nie zależy, mówi, że razem spłacali kredyty, mieszkała u niego, też mógłby wystawić rachunek, więc tu raczej skórka by nie była warta za wyprawkę.

Musiała by zabrać co uważa, a nie sądzić się o pietruszkę.

I jeszcze wiedzieć, co może zabrać. Przypuszczam, że partner chętnie by się sądził o pietruszkę.

Posty [ 30 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Toksyczna relacja i długi

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024