Cześć,
czuję, że potrzebuję lekkiej superwizji nad moim związkiem, może od Pań, które mają młodszych partnerów, a może od Panów którzy mają rozeznanie w temacie.
Chłopak, z którym mam związek jest ode mnie 11 lat młodszy (ja obecnie 36 l), jest Włochem. Byłam już kiedyś z właśnie młodszym od siebie przedstawicielem tej narodowości i postanowiłam sobie, że już nigdy więcej. Tamten był ode mnie 6 lat młodszy, byliśmy w długodystansowymi związku, z kilkumiesięcznymi przerwami przez prawie 6 lat. To zdecydowanie trwało za długo i było niepotrzebnie przeciągane, gdyż już po pierwszym 1,5 roku wychodziły na jaw nasze różnice w temperamencie, stylu życia, ambicjach, czuję że poszlam na wiele kompromisów, które finalnie nie umaciały nas, lecz irytowały. Oboje mieliśmy skłonności depresyjne, z którymi jednak radziliśmy sobie różnie; ja świadomie korzystałam z pomocy medycznej, która rozwijała moją świadomość nt choroby, on takich kroków nie robił. Gdy po kolejnej dłuższej przerwie, wróciliśmy do siebie, ponownie zamieszkaliśmy razem (z jego inicjatywy) zaledwie kilka tygodni później on wszedł z relację z inną kobietą (jego równolatką) imusiałam się wyprowadzić. To był ogromny szok (nasze wcześniejsze przerwy nie miały związku z innymi osobami, lecz ze zmianami dystansu, wyjazdami etc). Nie mniej tamto się zakończyło w ogromnym bólu i żalu, ale po czasie rekonwalescencji żałowałam, że nie wcześniej i że zmarnowałam sporo życia na ten zwiazek.
Potem przez okres kilku tygodni miałam relację z dużo starszym ode mnie mężczyzną (ponad 15 starszy) również narodowości włoskiej. Związek był bardzo energetyczny, on jednak miał dzieci z poprzedniego związku, które były priorytetem i szybko się rozstaliśmy.
Przez ok rok byłam sama, dochodząc do siebie po tych dwóch relacjach, generalnie zaakceptowałam siebie jako singla i postanowiłam sobie, że jeśli miałaby się wydarzyć kolejna relacja, to chciałabym aby była inna.
Obecnego chłopaka poznałam na kursie specjalizacyjnym mojej profesji, wówczas miał inną dziewczynę i mimo sympatii, nie sądziłąm aby coś między nami miało się rozwinąć. Jednak kilka tygodni w czasie ktorych realizowaliśmy kurs zbliżyło nas do siebie. Nie mniej sądziłam, że zakończymy na przelotnym romansie, mimo, że on mi się bardzo podobał i chciałam aby zagościł w moim życiu na dłuzej. Dość - nieoczekiwanie jak mnie - powiedział jednak swojej dziewczynie o naszej znajomości i w ciągu kolejnych tygodni podjęli decyzję o rozstaniu. Jego była dziewczyna jest w moim wieku, również jest innej narodowości niż on, mieszka też daleko (kiedyś mieszkali razem przez kilka miesięcy, potem widywali się co miesiac/ półtora miesiąca). Nie czułam się zbyt dobrze z tym, że odbieram go jej, w koncu mojej równolatce. Był pomysł abyśmy się spotkali w 3 osobowym gronie, poznały nawzajem i wspólnie przegadali co sie dzieje; była chęć, czas nie pozwolił na takie spotkanie.
Tak więc rozstał się z nią aby być ze mną - sytuacja dotychczas nie spotykana w moim zyciu miłosnym. Zazwyczaj to ja "szłam w odstawkę", albo przynajmniej byłam odrzucana z wielu róznych powodów.
Brakuje mi trochę dowartościowania, nad czym pracuje już wiele lat, nie mniej... Trochę nie wiem co widzi we mnie ten 25latek, jest wyedukowany (wprawdzie nie ma jak na razie wyzszego wykształcenia, ale szeroką wiedzę, planuje powrót na studia), wysportwany, wysoki , ma świetlaną przyszłość w dobrze prosperyjącej, rodzinnej firmie, oraz włąsne pomysły na biznes, wygląda świetnie, rodzina jest pełna i spierająca. Ja natomiast to taki trochę "worek niedoskonałości", trudnośi rodzinne, finansowe, ciągle jakieś potknięcia.... plus w ostatnim czasie sporo przytyłam.
Nie mniej układa się pomyślenie. Wykonujemy tą samą pracę (choć w innych firmach), mamy trochę podobnych zainteresowań i wartości. Z jednej strony czuję się ogromną szczęściarą, że taki atrakcyjny chłopak zainteresował się mną, a potem wybrał mnie, z drugiej mam trochę obaw... Boję się, czy nie powieli sie sytuacja jak z poprzednim młodszym partnerem. Już widzę, że temperamenty, poczucie własnej wartości mają odmienne, ten jest bardziej energetyczny, przymawia inicjatywę. Zdecydowanie też więcej rozmawiamy, na co już nie miałam nadziei bo poprzedni partner w ogóle nie potrafił się wyrazić, a ja czułam, że mówię do muru gdy próbowałam przegadać jakiś nasz problem, w końcu przyzwyczaiłam się, że z facetem w ogóle nie da się rozmawiać, więc obecnie jestem miło zaskoczna, a wręcz czuję, że samej brakuje mi odwagi rozmowy.
Mimo, że również jest to związek różnych narodowości, to założyłam sobie, że nie chcę abyśmy rozstawali się na więcej niż 3-4 tygodnie, nie chcę związku długodystansowego.
Chciałabym związku, który toczyłby się w kierunku założenia rodziny, dzieci. Z racji mojego wieku myślę o tym intensywnie i ciągu najbliższych 2 lat chciałabym urodzić pierwsze dziecko. O dziwo, powiadomiłam go o tym, jeszcze w momencie gdy była podejmowana decyzja o tym czy być ze sobą czy nie. Zakładam więc że przyjął to do wiadomości wybierając mnie. Nie umiem powiedzieć czy mogę mieć gwarancję, że związek będzie udany i będzie "na zawsze", ale na chwilą obecną chciałabym mieć z nim dzieci, chciałabym też abyśmy się przynajmniej zaręczyli. Zdając sobie sprawę że nasza całościowa znajomość to zaledwie kilka miesięcy, wiec nie chcę go spłoszyć.
Gdy zaczynamy rozmawiać o pomysłąch na przyszły rok, to oboje chcielibyśmy podrówać za ocean na kilka miesięcy... ale jeśli tak się stanie to odwiedzie to od założenia rodziny. A ja się boję, że za kilka lat "Obudzę się" bez niczego, podobnie jak to było z poprzednim partnerem.
Za kilka tygodni zamieszkamy razem u niego (mieszkaliśmy już tak kilka tygodni i dogadywaliśmy się dobrze) i moim marzeniem byłoby aby skłonić go do deklaracji większego zaangażowania (np. narzeczeństwa) ale własnie nie wiem jak to umiejętnie czynić... możecie mi coś doradzić?
PS. Jest jeszze aspekt finansowy tej znajomości: on ma dostęp do większych finansów (z racji rodziny, nie własnego wynagrodzenia), ja mam tyle, co sama sobie zarobię. Ja przżyłam biedę i wiele ogrzniczeń, które ona niosła, dla niego to są obce doświadczenia. Widze, że on preferuje model dzielenia się wydatkami wiec próbuję tak manewrować aby on płacił te większe wydatki (wspólny obiad), ja te mniejsze (wyjście na kawę). Ale i tak boję się, że to wygląda jakbym wyłudzała kasę.... Jesli chodzi o organizację czegokolwiek to ja obsesyjnie szukam oszczędności aby w ogóle móc zrealizować zamiar, on po prostu płaci sobie wszystkie wydatki jak leci. Natomiast w kwestii prezentów, ja mu czasem je robię (zwykle praktyczne), on mi już niekoniecznie... Możliwości finansowe ma, ale brak mu trochę takiego "gestu" co wydaje mi się, że wynika z wieku