Jestem po rozwodzie, rozstałem się w połowie zeszłego roku, rozwód na początku tego roku. W tym czasie też na przełomie roku poznałem nową dziewczynę. Ona jest kilka lat młodsza, nadal na studiach i mieszka jeszcze w domu rodzinnym, gdzie ja już na swoim i tylko pracuje, więc jesteśmy trochę na różnych etapach.
Po miesiącu pisania spotkaliśmy się pierwszy raz, od tego czasu widzieliśmy się kilkanaście razy, więc w sumie niewiele. Zawsze ja inicjowałem, ona zaprosiła raz czy dwa. Kilka razy pisała, że chciała, ale coś jej wypadło, co też dla mnie trochę dziwne.
Poza tym regularnie ze sobą piszemy, jednak widzę, że to ja jestem tym bardziej zaangażowanym. Odpowiada czasami po kilku dniach, odpisuje z opóźnieniem. Kilka razy mówiła na początku, że ona tak ma i żebym tego nie brał do siebie. Trochę to jest irytujące, kiedy się nie odzywa, a widzę, że co chwile jest online. Nie zwracałem jednak jej żadnej uwagi, bo też nie chciałbym żeby mi tak ktoś marudził. Zresztą jak już piszemy to zawsze jest to entuzjastyczne i mamy dobrą gatke.
Pod koniec wakacji w sumie już byłem dosyć negatywnie nastawiony, bo uznałem, że to idzie donikąd. Wtedy jednak zaprosiła mnie, jako osobę towarzyszącą na wesele. Powiedziałem też wtedy o swoich przejściach z zeszłego roku, była bardzo zaskoczona. Myślałem, że się nie będzie odzywać jakiś czas, a w sumie sama napisała po kilku godzinach i kilka tygodni do wesela było jak najbardziej w porządku.
Od wesela zaczęło być dziwnie, już jak jechaliśmy autem to stwierdziła żebyśmy mieli wspólną narrację, że jak coś nie znamy się od początku roku tylko krócej, bo ona nie chce żeby jej dalsza rodzina sobie za dużo pomyślała. Mega mnie to zirytowało, ale nie chciałem się kłócić 5 minut przed przyjechaniem na sale, więc powiedziałem, że to dziwne, ale jestem tylko osobą towarzyszącą i to jest jej rodzina, więc niech mówi co chce.
Na koniec weekendu po imprezie napisałem jednak, że to było słabe i czuje się, że nie traktuje mnie poważnie takim zachowaniem i nie wiem już, czego ona oczekuje od tej znajomości. Napisała, że przeprasza, bo może mam racje, ale woli się spotkać i pogadać. Jak się spotkaliśmy to jednak nie powiedziała nic konkretnego tylko, że ona sama nie wie co myśleć. Powiedziała, że nie była nigdy w żadnym związku i nawet nigdy nie pisała z żadnym chłopakiem, więc jest to dla niej nowa rzecz. I, że ciężko jej znaleźć dla mnie czas przez prace, studia zaoczne i obowiązki, jakie ma ciągle w domu rodzinnym, ale zawsze jej się to podoba.
Z jednej strony to rozumiem, ale jak komuś zależy to wydaje mi się, znajdzie nawet 30 minut żeby się zobaczyć ten raz w tygodniu. W sumie odebrałem to jako kosza, ale ona sama podtrzymała kontakt jak gdyby nigdy nic. Zaprosiłem ją po tym spotkaniu pierwszy raz do siebie, żeby to trochę popchnąć i ją sprawdzić czy w ogóle będzie chciała, na co się zgodziła, co mnie zaskoczyło. Byłem bardziej bezpośredni i starałem się zbliżyć, na co też w sumie reagowała pozytywnie i sama później napisała, że było fajnie.
Nie wiem już jak to interpretować. Z jednej strony mało się spotykamy i też ostatnio, to znaczy od wesela, co raz mniej piszemy. Widzę jednak, że ona jest bardzo nieśmiałą osobą. Na przestrzeni tych kilkunastu spotkań widzę pozytywną zmianę na plus, że się bardziej otwiera i zawsze spędzamy ze sobą w sumie sporo czasu jak już się w końcu widzimy, ale nadal nawet się do siebie nie zbliżyliśmy fizycznie za bardzo. Ona jest też bardzo religijna, ja niespecjalnie, co też na pewno ma jakiś wpływ na te sytuacje.
Czy wg Was jest sens to dalej ciągnąć? Może za bardzo naciskam? To zaproszenie na wesele odebrałem jako sygnał, że myśli o czymś konkretnym, może ją przytłoczyłem swoją reakcją i jasnym określeniem czego oczekuje od naszej relacji. Teraz już ostatnie tygodnie mam wrażenie jakby próbowała mi delikatnie zasygnalizować, że chce się wycofać tylko boi się tego wprost powiedzieć. Tylko w takim razie, po co się chce w ogóle spotykać i podtrzymywać znajomość.