Cześć! Postaram się krótko. Od 5 lat mam rożnego rodzaju problemy z praca zawodową. Przeszłam wiele, chyba zbyt wiele. Był mobbing, zwolnienie za mój ślub, odmowa awansu bo nie zgodziłam się na bezpłatne nadgodziny (codziennie 3 godziny ponad miarę), wyzywania i poniżania mnie, molestowanie. Od ponad roku nie mogę znaleźć pracy. To mnie psychicznie rozwaliło. Co gorsza, nawet jej znalezienie nie rozwiąże problemu. Marzę o własnej działalności. Tylko tyle i aż tyle. Stało się to moją obsesją i powodem do ciągłego płaczu. Próbuję cały czas coś stworzyć i wymyślić. Było tego mnóstwo (nie będę opisywać szerzej bo nie o to tu chodzi). Ale próbuję dalej. Równolegle oczywiście szukam etatu. Miewam ataki paniki i lęku. Któregoś dnia postanowiłam, że napiszę książkę. Opiszę to co mnie spotkało. Tylko gdy piszę strach i lęk o przyszłość odchodzą. Ponoć piszę dobrze, mam wprawę, gdyż prowadzę blog, pisałam artykuły naukowe. Zawzięłam się i chcę ją skończyć i wydać za wszelką cenę. Czasem jednak przychodzą mnie wątpliwości, czy to wszystko znów nie pójdzie na marne, czy to nie będzie moja kolejna porażka. Jak z tym walczyć? Nikt o tym nie wie (oprócz męża). Postanowiłam przyznać się dużo później, chociaż niektóry coś podejrzewają. Chciałabym jednak wyzbyć się wątpliwości, czuć się "ważną", że coś robię. A Wy, przeczytalibyście taką książkę?
Cześć.
W moim przypadku było podobnie, choć zadziałałem w inny sposób - walczyłem o swoje marzenie. Kiedy jest się bardzo ambitną osobą to praca przypomina pewien wymiar walki (wysokie oczekiwania vs układy/nepotyzm/mobbing/polityka). Pomogły mi książki o sztuce prowadzenia wojen - zagrywki zaczepne, posunięcia strategiczne, budowanie przewagi. Naturalnie po drodze były bitwy, które przegrałem. Były też bitwy, których nie mogłem wygrać. Byłem jednak skupionym na celu, a z porażek wyciągałem wnioski i adaptowałem się do nowej sytuacji. Bardzo szybko można obrócić porażkę w zwycięstwo, o czym przekonałem się niejednokrotnie.
Walczyłem nieprzerwanie wiele lat prowadzony impulsem czystej nienawiści do ludzi. Dopiero po osiągnięciu celu zacząłem dbać o zdrowie, szukać równowagi. Dwa lata mi zajęło dojście "do siebie". Jestem wysoce wrażliwym samotnikiem. Przez cały okres tej walki byłem sam - niewyobrażalnie cierpiąc. Większość życia poświęciłem na to, aby osiągnąć swoje dziecięce marzenie. Kiedy patrzę wstecz to widzę jedynie zamknięty etap życia, który jest zwieńczony absolutnym sukcesem. Sukces ten wymazał wszelkie krzywdy, które mnie dotknęły.
Z uwagi, że od dziecka pociągają mnie wszelkie artykuły naukowe i książki to naturalnie chętnie bym przeczytał Twoje dzieło A jeszcze chętniej bym przeczytał o tym, jak sobie poradziłaś z problemami i osiągnęłaś swoje marzenia - takie opowieści są inspirujące i potrzebne. Poza tym, uwielbiam happy end'y
3 2023-08-07 19:37:13 Ostatnio edytowany przez Dracarys (2023-08-07 19:38:57)
A Wy, przeczytalibyście taką książkę?
W czasach, w których więcej osób pisze książki, niż je czyta - może być różnie.
Nie bardzo też rozumiem, bo z Twojego wpisu to nie wynika, jaka to miałaby być książka? Poradnik? A jeśli poradnik, to napisałabyś go jako kto? Nie pytam złośliwie, po prostu dzisiaj co drugi autor kontentów to specjalista, przy czym jeśli przyjrzeć się tym specjalistom bliżej, to okazuje się że ich specjalizacje są wyłącznie samozwańcze, a to nie budzi wielkiego zaufania do tworzonych i publikowanych przez nich treści. Pamiętnik? Dziennik?
O, albo taki czytelnik Ci się trafi:
A jeszcze chętniej bym przeczytał o tym, jak sobie poradziłaś z problemami i osiągnęłaś swoje marzenia - takie opowieści są inspirujące i potrzebne. Poza tym, uwielbiam happy end'y
nie przeczytał nawet Twojego postu, więc co wyniesie z książki?
Nie chcę podawać tytułu, aczkolwiek on powiedziałby wszystko. Nie jestem ekspertem więc nie nazwałabym tego poradnikiem. Opisuję swoje trzy różne miejsca pracy, różne branże i kompletnie inne podejście do pracowników. O przekrętach jakie dzieją się w jednej z największych spółek, o swojej przemianie i sposobie postrzegania. O tym, w jaki sposób byłam traktowana na rozmowach rekrutacyjnych i w jaki chciano wymusić na mnie, żebym nie zachodziła w ciąże. Dużo tego, a to tylko w skrócie.
5 2023-08-07 20:41:45 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2023-08-07 20:42:09)
Nie chcę podawać tytułu, aczkolwiek on powiedziałby wszystko. Nie jestem ekspertem więc nie nazwałabym tego poradnikiem. Opisuję swoje trzy różne miejsca pracy, różne branże i kompletnie inne podejście do pracowników. O przekrętach jakie dzieją się w jednej z największych spółek, o swojej przemianie i sposobie postrzegania. O tym, w jaki sposób byłam traktowana na rozmowach rekrutacyjnych i w jaki chciano wymusić na mnie, żebym nie zachodziła w ciąże. Dużo tego, a to tylko w skrócie.
Jeśli napiszesz w interesujący sposób, korzystając z bogatego warsztatu literackiego, chętnie przeczytam, A jeśli to będzie jedno wielkie narzekanie to lepiej zachowaj dla siebie.
Nie chcę podawać tytułu, aczkolwiek on powiedziałby wszystko. Nie jestem ekspertem więc nie nazwałabym tego poradnikiem. Opisuję swoje trzy różne miejsca pracy, różne branże i kompletnie inne podejście do pracowników. O przekrętach jakie dzieją się w jednej z największych spółek, o swojej przemianie i sposobie postrzegania. O tym, w jaki sposób byłam traktowana na rozmowach rekrutacyjnych i w jaki chciano wymusić na mnie, żebym nie zachodziła w ciąże. Dużo tego, a to tylko w skrócie.
Brzmi super.
Podeslij jakis fragment
7 2023-08-08 19:30:12 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2023-08-08 19:42:08)
Nikt o tym nie wie (oprócz męża).
Nikt, więc równiez wydawca? Kto zapłaci za wydanie książki? Wydasz ją w formie papierowej czy e-booka?
Napisanie książki(nie wnikam czy dobrej czy złej) to stosunkowo prosta sprawa. Nie potrzeba nawet edytora bo mozesz sprawdza ortografie online. Pytanie czy chcesz a wydać, rzucić znajomym, w których oczach "nie jesteś ważna"(w twoim mniemaniu, nie wnikam czy ktoś tak uwaza na serio ), w twarz, czy na niej jeszcze zarobić?
Jesli nie mozesz znalezc pracy warto sie zastanowic, jak wydanie jej wpłynie na szukanie pracy w przyszłości i czy nie warto jej wydac pod pseudonimem. Czy jako autorka ksiązki narzekającej na pracodawców, nie utrudnisz sobie dodatkowo szukania pracy? Rozumiem ze marzysz o własnej działalnosci, ale sprawiasz wrazenie osoby młodej, wiec warto nie zamykac sobie furtki do pracy na etacie.
Jak oceniasz, ile procent napisałaś już?
Problemem może być też twój mąż i to ze jak rozumiem jest na razie jedynym recenzentem. Większość mężów ma to do siebie że kochają swoje żony bezgranicznie, a co za tym idzie nie umieją krytycznie ocenić pracy swojej małżonki. Czesto mąz jest wniebowziety i zachwycony planami zony, ktore z punktu widzenia osoby obcej moga sie wydawac nierealistyczne. W zaleznosci ile napisałaś ksiązki, jak widzisz swoje zycie zawodowe w przyszlosci(czy chcesz na 100% isc w te ksiazke, czy to jest zajecie dorywcze i skupiasz sie na szukaniu pracy) warto sie zastanowic czy nie poszukac osoby trzeciej(nie meza) do redakcji materiału.
Czasem jednak przychodzą mnie wątpliwości, czy to wszystko znów nie pójdzie na marne, czy to nie będzie moja kolejna porażka. Jak z tym walczyć?
Czasem watpliwości to naturalna konsekwencja tego ze robimy coś bez sensu, a czasami wynikaja z słabego stanu psychicznego nawet w sytuacjach gdy jestesmy na prostej drodze do sukcesu. warto zrobic sobie relality check. jak oceniasz ile czasu zajmie ci dokonczenie ksiazki? czy masz fundusze zeby do konca jej pisania pozostawac bez pracy? jaki procent twojego dnia zajmuje pisanie? czy warto skupiac sie na tym w 100% czy moze dzialac dwutorowo i polaczyc to z jakas inna formą aktywnosci zawodowej.
SmutnaDziewczyna,
Tylko gdy piszę strach i lęk o przyszłość odchodzą.
Czasem jednak przychodzą mnie wątpliwości, czy to wszystko znów nie pójdzie na marne, czy to nie będzie moja kolejna porażka. Jak z tym walczyć?
Autorka potrzebuje zachety, motywacji, pewnosci siebie.
A Ty jej serwujesz dodatkowe watpliwosci i strach.
Niech pisze. Pomaga jej to. Bedzie co bedzie - jak nie uda jej sie ksiazki wydac od razu to wyda ja troche pozniej albo nauczy sie czegos co pozwoli jej wydac inna ksiazke w przyszlosci.
Bardzo negatywna jestes Smutna.
Ciebie tez ktos musial skrzywdzic, ze tyle niepewnosci w Tobie.
To piosenka o Tobie:
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi Odnosząc się do pytań spieszę wyjaśnić. Myślę, że zbliżam się do połowy. Nie będzie to bardzo obszerna książka (ok. 150 stron) bo nie jest to powieść. Jak wydam? Tego jeszcze nie wiem. Myślę nad każdą z opcji. Mój mąż owszem kocham mnie bardzo mocno, ale zawsze mówi mi prawdę, nawet tę niewygodną. Jest też bardzo krytyczny. Fragmenty dałam również znajomej. Nie chcę pokazywać rodzinie, gdyż jedyne co potrafią to zniechęcać do każdego mojego pomysłu. Czy jestem młoda? Nie wiem, w każdym razie obecnie mam 29 lat. Czuję się dużo starzej głównie przez przeżycia. Byłam już na terapii i korzystałam z innych środków pomocy. Dopóki jednak nie uda mi się pracować na swoich zasadach i warunkach, nie zaznam spokoju. Boję się jednak, że nigdy się to nie ziści. Ostatnie dni pokazały, że w najbliższym czasie chyba uda mi się podjąć pracę zarobkową. To niestety spowolni pracę nad książką. Czeka mnie wstawanie o 5, powrót o 16 i bardzo dużo pracy w nowej firmie... Zdaję sobie sprawę, że publikując pod swoim nazwiskiem mogę sobie zaszkodzić. Postanowiłam jednak, że to zrobię, bez względu na konsekwencje. To kwestia pewnego rodzaju dumy i honoru. Być może źle myślę, ale inaczej nie potrafię. Dlaczego chce wydać? Owszem, byłoby super gdyby udało się zarobić. Przed wszystkim jednak chciałabym, aby ktoś czytając moją historię pomyślał nad własnym życiem i powiedział "dość". Wokół mam osoby (dwie koleżanki), które bezgranicznie zgadzają się na wszelkie absurdy w pracy. Jednej z nich dyrektorka wprost powiedziała, że życzy sobie, aby ją wcześniej poinformować jak będzie planować ciążę... To między innymi dla takich osób. Ja kiedyś też byłam pokorna i uległa. Nie umiałam walczyć i rozpoznać co jest złe. Chciałabym, aby na moim (złym przykładzie) ktoś się czegoś nauczył.
10 2023-08-09 14:08:54 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2023-08-09 14:25:28)
Autorka potrzebuje zachety, motywacji, pewnosci siebie.
A Ty jej serwujesz dodatkowe watpliwosci i strach.
Dzieci tez czasem potrzebują cukierka, czipsów, cocoli, a rodzice im serwują sałatke warzywną i suszone śliwki na deser.
Ostatnio moja teściowa zaczela sie ubiegac o emeryture. Pracowała dużo na czarno, robiła sobie przerwe na dzieci... I wyszło jej że najlepiej to żeby pracowała dożywotnio jak chce miec te 3k miesięcznie. Brzmi dośc pesymistycznie, bo domy opieki to koszt od 5k wzwyż. Na razie jest sprawna, ale co potem? Moja odpowiedz jest w tym tonie bo teraz takie tematy krążą po mojej głowie.
Rozumiem, że jesteś młody, beztroski. Ale z perspektywy całego życia taka przerwa od zarobków, wyjscie z systemu na kilka lat może spowodować więcej szkody niz pozytku.
Nikt mnie nie skrzywdził, moim celem jest wygodna, wczesna emerytura. Dostęp do świetnej opieki zdrowotnej, dobrej jakości jedzenia, wspomaganie rodziców i gromadki dzieci, dobrej jakości czas wolny, wakacje 2-3 razy do roku i hobby w wekendy. Na to wszystko potrzeba pieniędzy. Bycie wolnym finansowo, nie poleganie na nikim w tej kwesti daje mi komfort. Jestem realistką, nie wolnym ptakiem. Byłam biedna i bogata(no moze nie super bogata jak kulczyk, ale blisko komfortu o którym mówie). Nawet najbardziej komfortowa praca, będąca spełnienie marzeń, nie rekompensowała mi stresu wynikających z pustego konta(przynajmniej w Polsce). Kazdy może doradzać ze swojego punktu widzenia.
Gdyby każdy doradzał tak jak ty, to by na tym forum było nudno, nie sądzisz? Cała wartość forum polega na róznorodnosci.
Bardzo negatywna jestes Smutna.
Ciebie tez ktos musial skrzywdzic, ze tyle niepewnosci w Tobie.
Czy każda kobieta która nie ma osobowości labradora musi być straumatyzowana życiem? Czy gdyby to pisał facet nie kobieta to wysnułbyś takie same wnioski? Czy gdyby forumowy raka, albo jakis stwierdzili ze pozucają prace, wracają na utrzymanie rodziców i będa pisać książke o tym jakiego cierpienia doznali ze strony kobiet tez bys stwierdził, ze to bardzi ciekawe i chetnie przeczytasz?
Myśle ze popełniasz błąd bambinizacji kobiet.
Przed wszystkim jednak chciałabym, aby ktoś czytając moją historię pomyślał nad własnym życiem i powiedział "dość". Wokół mam osoby (dwie koleżanki), które bezgranicznie zgadzają się na wszelkie absurdy w pracy. Jednej z nich dyrektorka wprost powiedziała, że życzy sobie, aby ją wcześniej poinformować jak będzie planować ciążę... To między innymi dla takich osób. Ja kiedyś też byłam pokorna i uległa. Nie umiałam walczyć i rozpoznać co jest złe. Chciałabym, aby na moim (złym przykładzie) ktoś się czegoś nauczył.
Fajnie że interesujesz się realiami pracy w Polsce, ale prawda jest taka że wielu ludzi w Polsce albo żyje na skraju ubostwa, albo ma kredyt po samą szyje. Tak czy siak, dziala na nich przymus ekonomiczny. Nie mają swobody(oszczędności, dobrze zarabiającego partnera/ki, wsparcia ze strony rodziny), żeby ot tak zrezygnować z pracy, nawet jeśli jest bardzo męczaca psychicznie i wiedzą ze to jest złe.
Warto sie zainteresowac oferta wydawcow, zbudować fanbase jakiś, zeby nie rzucac tej ksiazki w proznie, bo nie bedzie z tego kasy.
Limona28 napisał/a:Przed wszystkim jednak chciałabym, aby ktoś czytając moją historię pomyślał nad własnym życiem i powiedział "dość". Wokół mam osoby (dwie koleżanki), które bezgranicznie zgadzają się na wszelkie absurdy w pracy. Jednej z nich dyrektorka wprost powiedziała, że życzy sobie, aby ją wcześniej poinformować jak będzie planować ciążę... To między innymi dla takich osób. Ja kiedyś też byłam pokorna i uległa. Nie umiałam walczyć i rozpoznać co jest złe. Chciałabym, aby na moim (złym przykładzie) ktoś się czegoś nauczył.
Fajnie że interesujesz się realiami pracy w Polsce, ale prawda jest taka że wielu ludzi w Polsce albo żyje na skraju ubostwa, albo ma kredyt po samą szyje. Tak czy siak, dziala na nich przymus ekonomiczny. Nie mają swobody(oszczędności, dobrze zarabiającego partnera/ki, wsparcia ze strony rodziny), żeby ot tak zrezygnować z pracy, nawet jeśli jest bardzo męczaca psychicznie i wiedzą ze to jest złe.
Warto sie zainteresowac oferta wydawcow, zbudować fanbase jakiś, zeby nie rzucac tej ksiazki w proznie, bo nie bedzie z tego kasy.
Amen.
Ja mam np tyle problemów na co dzień z naszymi realiami ekonomiczno-prawnymi, że ostatnie czego mi się chce, to czytanie o chujni. Według raportu Biblioteki Narodowej w 2022 roku na rynku pojawiło się ponad 32 tysiące nowych tytułów książek. O ilu z nich słyszeliśmy szerzej? Ile dobrze się sprzedaje poza obowiązkowymi podręcznikami?
Ale też raport ten wskazuje na rosnący rynek komiksów.
Może zatem zamiast forsować książkę, to lepiej podzielić to na zbiór opowiadań przedstawionych w formie komiksu? Kreska znana z Sin City lub czegoś podobnie mrocznego do treści pasowałaby jak ulał. Okazjonalny kolor może dodać wyrazu i pokazać wewnętrzną przemianę. Wydaje mi się, że łatwiej też trafić w ten sposób do młodszych odbiorców, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki na rynku pracy.
13 2023-08-09 16:50:25 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-08-09 16:54:44)
Smutna,
To co sprawia, ze twoje zycie jest smutne to nie brak kasy tylko strach przed brakiem kasy.
Na Dominikanie - skad jest moja zona - wielu ludzi nie ma wcale pieniedzy, wsparcia jest mniej niz w Polsce i zyja i sa szczesliwsi niz wielu managerow sredniego szczebla w korpo.
Jesli nie zjedza 2 posilkow dziennie to zawsze zjedza chociaz 1 i przezyja.
Czlowiek jest silniejszy niz mu sie wydaje.
Jedyne co moze pokonac wole czlowieka jest strach. A tego masz mnostwo.
I nie chodzi mi o to aby nic nie robic - chodzi o to aby robic to co dla nas wazne zamiast robienia z siebie niewolnikow - a tym sie wlasnie stajemy gdy zachowujemy sie wedlug preferencji tych, ktorzy maja duzo kasy - zyjacych w strachu przed tym, ze nie dostaniemy wiecej "szansy" i znajdziemy sie w trudnym polozeniu.
Znajdziemy sie to sie znajdziemy - przezyjemy.
Nie ma takiej trudnej sytuacji, w ktorej czlowiek czulby sie tak samo zle jak obawiajac sie, ze sie w niej znajdzie.
Na Dominikanie wielu ludzi nie ma wcale pieniedzy, wsparcia jest mniej niz w Polsce i zyja i sa szczesliwsi niz wielu managerow sredniego szczebla w korpo.
na dominikanie średnie IQ to 82, podczas gdy w Polsce to 96. Przy czym nie tak dawno psychiatrzy IQ 75-85 klasyfikowali jako ociężałość umysłową, czyli pewien stopień uposledzenia. Jak dla mnie to tłumaczy cały ten paradoks szcześliwych biedaków o którym mówisz.
To co sprawia, ze twoje zycie jest smutne to nie brak kasy tylko strach przed brakiem kasy.
Jak już mówiłam. Kiedy miałam mniej kasy byłam bardziej zestresowana, jakosc mojego zycia byla znacznie gorsza. moje zdrowie było gorsze bo moja dieta składała sie glownie z zupek chinskich i makaronu XD. Bardziej niepokoiła mnie przyszłosć moja i moich bliskich. Więc nie, to nie lęk przed brakiem kasy, ale faktyczny brak kasy/ zycie poniżej pewnego poziomu mnie unieszczesliwialo. Większe zarobki (większa stawka godzinowa) to tez więcej wolnego czasu na hobby i relacje z bliskimi, bo można utrzymać zycie na wysoki poziomie nie pracując po 12 godzin dziennie.
Niestety, ale nadal uważam że bambinizujesz kobiety oraz bambinizujesz bycie biednym. wszyscy ludzie migrują do europy/ameryki bo marzą o lepszym i wygodniejszym życiu, ale ty jednak wiesz lepiej czego im trzeba i czym się kierują. polcam zatrudnić się w jakiejś garkuchni dla bezdomnych na kilka weekendów, bo widac że już odleciałeś na planete "krezus" i już zapomniałes nawet o polskich realiach pogodowych. Miałam bardzo biedną kolezanke w podstawówce, jej rodzice mieli wlaśnie takie ambiwalentne podejście do zycia jak piszesz(jeden obiad czy dwa, kto by to liczyl, ważne że było alko i bajlando). W wieku 11 lat chorowała na gruźlice. wtedy tez mi sie wydawało, ze tak bywa i moze ja przewiało. ale teraz jak o tym mysle to wydaje mi sie ze bardzo cierpiała przez nieudolnosc swoich rodziców, ktozy byli skrajnie nieodpowiedzialni i tylko cudem przeżyła to "beztroskie dzieciństwo". jak się okazuje w polsce jednak opłacone ogrzewanie i regularne posiłki sa dośc ważne dla ogólnego zdrowia. szczególnie w przypadku dziecka. moze klimat dominikany tak twardo nie weryfikuje nieudolności życiowej.
Ja mam np tyle problemów na co dzień z naszymi realiami ekonomiczno-prawnymi, że ostatnie czego mi się chce, to czytanie o chujni.
Amen po raz drugi. Masz racje ze nie chodzi o samą książkę, ale jej treść. Ja bym nie czytała o chujni, bo wolny czas to czas odpoczynku a nie udręczania się
Chociaz teraz modne jest udowadnianie jakie to kobiety są uciemiezone, wiec moze w jakis feministycznych srodowiskach byc to rozchwytywane (ahh ten patriarchat niedobry).
Chociaz teraz modne jest udowadnianie jakie to kobiety są uciemiezone, wiec moze w jakis feministycznych srodowiskach byc to rozchwytywane (ahh ten patriarchat niedobry).
Na fali neofeminizmu i woke ? Ale to musi być kolorowanka i duże litery, żeby dostosować do poziomu intelektualnego odbiorcy
A tak na serio - to najpierw musi sobie zbudować grupę odbiorców tak czy siak. Te ruchy i środowiska są też mocno podzielone między sobą. Bez odpowiedniego marketingu, to nie przejdzie. A wejdź na grupkę give her a job (czy jakoś tak) - tam jest taki wysryw postów o podobnych treściach, że szok. Normalne posty pozostają bez żadnego odzewu, więc większość z kilkudziesięciu tysięcy babek jakie tam są, to kreuje się na jakąś tam formę ofiary, żeby wzbudzić sympatie/litość/atencję. Ale nie pokrywa się to z większymi realnymi działaniami.
Jak pisałaś - już na tym etapie powinna sobie budować grupę. Bez tego to będzie pusta publikacja i tyle.
17 2023-08-09 19:51:31 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-08-09 19:55:53)
jej rodzice mieli wlaśnie takie ambiwalentne podejście do zycia jak piszesz(jeden obiad czy dwa, kto by to liczyl, ważne że było alko i bajlando).
Ja sugeruje, ze nie warto zabierac sobie przyjemnosci z zycia zyjac obawami.
W kontekscie tego watku - jesli autorce pomaga pisanie ksiazki to niech czerpie przyjemnosc z jej pisania tak jak jej sie podoba.
Jesli na tym etapie zacznie uzalezniac swoje pisanie od tego co czytaja owce, czy wydawnictwo bedzie chcialo ja wydac, jak to zawazy na jej karierze - to przestanie jej to sprawiac przyjemnosc.
Autorka zyjac mniej bezpiecznie i wiecej ryzykujac moze skonczyc zarowno w sytuacji, w ktorej bedzie jej trudniej jak i w ktorej bedzie jej latwiej.
Jak skonczy w gorszej sytuacji to osoby takie jak Ty jej powiedza "a nie mowilam?", jak skonczy w lepszej to beda je hejtowac (bo nic nie boli bardziej niz widok innego czlowieka, ktory zrobil cos co sami chcielismy zrobic ale nie zrobilismy ze strachu i... mu sie udalo).
A sama osoba niezaleznie od tego jak sie zycie potoczy przynajmniej bedzie mogla sobie spojrzec w oczy i powiedziec, ze ryzykowala i zyla jak chciala (odwaznie).
Ludzie przed smiercia zaluja najbardziej nie tego co im nie wyszlo i w jakiej sytuacji sie znalezli, tylko tego, ze nie ryzykowali i pozwolili by strach "ukradl im" zycie.
Ale to są jakieś twoje projekcje z tym strachem i hejtem.
A odnosimy się nie do aspektu terapeutycznego (bo jak jej pomaga, to fajnie) ale do pomysłu z wydawaniem książki. Bo to już jest biznes, który wymaga przygotowania się. A nie na hurra. Właśnie po to, aby gleby na ryj nie zaliczyć.
Bo to już jest biznes, który wymaga przygotowania się. A nie na hurra. Właśnie po to, aby gleby na ryj nie zaliczyć.
Moim zdaniem, to co napisales to jest najbardziej oczywista droga aby nic nie zbudowac tylko zakopac sie w "przygotowaniach".
20 2023-08-09 23:21:38 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2023-08-09 23:47:49)
To co sprawia, ze twoje zycie jest smutne to nie brak kasy tylko strach przed brakiem kasy. (...)
Ja sugeruje, ze nie warto zabierac sobie przyjemnosci z zycia zyjac obawami.(...)
Ludzie przed smiercia zaluja najbardziej nie tego co im nie wyszlo i w jakiej sytuacji sie znalezli, tylko tego, ze nie ryzykowali i pozwolili by strach "ukradl im" zycie.
Mówiąc metaforycznie...
Przed chwilą sugerowałeś, że nie wygrywam bo za bardzo boje się przegrywać. teraz zmiana retoryki na "nie wygrywasz bo nie grasz"?
otóż nie. wygrywam bo lubie wygrywać. wygrywam i nie lubie przegrywać. nie lubię, ale się nie boje, gdybym sie bala to bym nie grała.
zachęcam innych do grania, ale z głową. nie tylko sercem ale i rozumem.
ty uważasz że prawdziwa gra jest wtedy kiedy pusci sie wodze fantazji i wyłączy myslenie. dla mnie to nie jest ciekawa gra. co nie znaczy ze dla kogos nie moze byc. jak ktos mnie pyta jak grac to mu zawsze doradze "z głową" bo u mnie sie sprawdza. ty doradzisz "z sercem" i jesli u ciebie to działa to fajnie, polecaj swój styl.
A skąd ty wiesz czego ludzie żałują? pracujesz w hospicjum? jakis kryzys wieku sredniego, ze tak ciagle o tym łożu śmierci gadasz?
21 2023-08-09 23:45:47 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2023-08-09 23:46:17)
Ale to są jakieś twoje projekcje z tym strachem i hejtem.
A odnosimy się nie do aspektu terapeutycznego (bo jak jej pomaga, to fajnie) ale do pomysłu z wydawaniem książki. Bo to już jest biznes, który wymaga przygotowania się. A nie na hurra. Właśnie po to, aby gleby na ryj nie zaliczyć.
tez tak to odbieram. jaki hejt? jaki strach? pracowałam jakis czas temu przy promocji ksiazki i daje jakies ogolnikowe rady na szybko jak nie zaliczyc gleby na ryj, tylko ten czas dobrze wykorzystac.
caly czas odnosze wrazenie za tym poklepywankiem po plecach jest jedynie protekcjonalizm. johnny zalozyl ze ksiazka to bedzie straszne gowno, wiec nawet nie ma co sie zastanawiac jak na tym jak najwiecej zarobic i wybrac strategie dzialania, bo wg niego ona nie zarobi nic. powinna siedziec i pisac skoro ją to uszczesliwia. jesli zmarnuje na to pół roku to nie jest istotne, wazne ze byla wtedy szczesliwa. czego wiecej oczekiwac od kobiety? pozbierała sie po kiepskim traktowaniu w pracy, więc jak na kobiete to już całkiem sporo, po co od niej wymagać więcej? biznesplany zostawmy dużym chłopcom.
Dokładnie. Biznes nie lubi sentymentów. Tu nie ma miejsca na grę sercem, tylko trzeba myśleć i umieć podejmować decyzje w oparciu o specyfikę danego rynku.
23 2023-08-10 00:06:34 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-08-10 00:27:12)
ty uważasz że prawdziwa gra jest wtedy kiedy pusci sie wodze fantazji i wyłączy myslenie.
Myslenie o zyciu jak o grze to cecha specyficzna dla psychopatow
Uwazam, ze dobre zycie jest balansowaniem miedzy zbyt duza i zbyt mala iloscia watpliwosci.
Niektorzy maja ich za duzo (jak autorka), niektorzy za malo.
Pomoc mozna jedynie gdy dodajemy odwagi tym, ktorych ilosc watpliwosci wplywa negatywnie na jakosc zycia i sklaniamy do zwatpienia tych, ktorzy leca autostrada (swojej ignorancji) do nikad.
Niektórzy urodzili się żeby być artystą(droga serce), inni zeby być szachistą(droga rozumu). bycie szachistą wymaga takiego samego samozaparcia, dyscypliny i wiary w siebie co bycie artystą. ty uważasz że tylko artystyczne dusze i podazanie za sercem to gracze i ryzykanci, a ja uwazam ze kazdy musi grac tak jakie ma predyspozycje i karty.
Popros o zwrot pieniedzy za ta ksiazke
A skąd ty wiesz czego ludzie żałują? pracujesz w hospicjum? masz jakiś znajomych 60-70+? rozmawiasz tak od serca z babcią, dziadkiem?
3 lata temu zaczalem budowac aplikacje do "zarzadzania zyciem" wiec zrozumienie cech, ktorymi charakteryzuje sie dobre zycie bylo podstawa mojego researchu.
Sporo przeczytalem ontologii i rozmowialem z ludzmi 80+.
Jest tez taka ksiazka Bonnie Ware "Czego najbardziej zaluja ludzie przed smiercia", w ktorej opisuje swoje rozmowy z umierajacymi ludzmi, ktorymi zajmowala sie przed smiercia.
Przeczytalem kilka razy i te historie za kazdym razem mowily mi cos nowego.
Ogolnie najwazniejsza rzecza w zyciu jest brak samotnosci.
Samotnosc moze byc przezwyciezona jedynie przez wzajemna milosc (milosc w rozumieniu bezwarunkowego dbania o druga osobe).
Milosc (bezwarunkowe dbanie o druga osobe) jest niemozliwe dopoki nie przestaniemy sie tyle martwic o wlasna dupe.
Zycie czlowieka, ktory umiera szczesliwy to droga:
Od - wrazliwosci w stosunku do siebie i braku zastanawiania sie nad potrzebami innych (jako dzieci)
Do - wrazliwosci w stosunku do innych i braku zastanawiania sie nad wlasnymi potrzebami (jako dojrzali)
Kamieniami milowymi w tej transformacji jest rodzicielstwo - gdzie matka przez 9 miesiecy nosi w brzuchu inny organizm, ktory ma biologiczny priorytet na wartosci odzywcze, po czym po urodzeniu rodzice priorytetyzuja potrzeby dziecka nad swoimi.
Wielu ludzi nie przechodzi przez ta transformacje (w tym coraz wieksza czesc narcystycznych matek z wypranymi mozgami przez pseudo-feminizm i psychoterapeutyczno-coachowe frazesy).
Umieraja samotni, pusci i powtarzaja, ze zaluja, ze nie mieli odwagi dzielic sie pozytywnymi emocjami (zwracac uwagi i zapewniac innych jak sa dla nich wazni), zyc mniej bezpiecznie i czuja sie "okradzeni z zycia".
Te wszystkie dzisiejsze kolczingi, psychiterapie i pierdolondo o "wyborze siebie", "byciu najlepsza wersja samego siebie", "odpowiedzialnosci za siebie" bylo kompletnym absurdem w czasach Freuda, Sartre, Nietzsche i Ayn Rand.
Kazdy z nich - mimo, ze krytykowany przez ludzi nauki - zyskiwal slawe w kregu wiesniakow, ktorych zycie bylo tak trudne, ze te schizofreniczne pomyje dawaly im nadzieje, ze "maja kontrole" nad wlasnym losem i moga stac sie burzuazja w pojedynke jesli tylko beda tego bardzo chcieli i beda "ciezko pracowac".
Wystarczy przyjrzec sie smierci tych idiotow, ktorymi dzisiaj zainspirowana jest wiekszosc popularnej "sztuki" aby widziec w praktyce efekty ich filozofii.
Zycie Sartre bylo tak przeintelektualizowane i puste, ze mial somatyczne odruchy wymiotne, Freud sie przecpal a Nietzsche (wynalazca ubermena - najlepszej wersji siebie xD) zszedl w zakladzie psychiatrycznym chory na depresje.
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:jej rodzice mieli wlaśnie takie ambiwalentne podejście do zycia jak piszesz(jeden obiad czy dwa, kto by to liczyl, ważne że było alko i bajlando).
Ja sugeruje, ze nie warto zabierac sobie przyjemnosci z zycia zyjac obawami.
W kontekscie tego watku - jesli autorce pomaga pisanie ksiazki to niech czerpie przyjemnosc z jej pisania tak jak jej sie podoba.
Jesli na tym etapie zacznie uzalezniac swoje pisanie od tego co czytaja owce, czy wydawnictwo bedzie chcialo ja wydac, jak to zawazy na jej karierze - to przestanie jej to sprawiac przyjemnosc.Autorka zyjac mniej bezpiecznie i wiecej ryzykujac moze skonczyc zarowno w sytuacji, w ktorej bedzie jej trudniej jak i w ktorej bedzie jej latwiej.
Jak skonczy w gorszej sytuacji to osoby takie jak Ty jej powiedza "a nie mowilam?", jak skonczy w lepszej to beda je hejtowac (bo nic nie boli bardziej niz widok innego czlowieka, ktory zrobil cos co sami chcielismy zrobic ale nie zrobilismy ze strachu i... mu sie udalo).
A sama osoba niezaleznie od tego jak sie zycie potoczy przynajmniej bedzie mogla sobie spojrzec w oczy i powiedziec, ze ryzykowala i zyla jak chciala (odwaznie).Ludzie przed smiercia zaluja najbardziej nie tego co im nie wyszlo i w jakiej sytuacji sie znalezli, tylko tego, ze nie ryzykowali i pozwolili by strach "ukradl im" zycie.
Samo pisanie pomaga w odreagowaniu traumy, o której trzeba zapomnieć, żeby dalej żyć. Autorka chciałaby, żeby czytelnicy wyciągnęli z jej doświadczeń jakąś naukę, W rzeczywistości wiele człowiek musi sam doświadczyć, żeby coś zrozumieć. To czy warto się przeciwstawić pracodawcy czy nie to już indywidualna sprawa każdego z nas, bo każdy czymś ryzykuje. Jeśli autorka napisze w sposób interesujący, na pewno zyska czytelników. Tyle stron, ile podała autorka nie jest intratne dla wydawcy, z drugiej strony każdy może wydać książkę jaką chce za własne pieniądze.
Tylko ... jaką naukę?
Nauka byłaby wtedy, gdyby można było zamknąć taką pozycję jakąś puentą, wnioskiem.
Jednak pierwszy post autorki brzmi bardzo rozpaczliwie.
Od roku nie może znaleźć pracy, jest psychicznie rozwalona. Marzy o własnej działalności, ale mimo że pomysłów było mnóstwo, i że jest to przyczyną obsesji i ciągłego płaczu, że autorka ma ataki paniki i lęku - to zupełnie nic z tego nie wynikło.
Chęć poczucia się ważną nie wpływa zupełnie na to, czy książka będzie poczytna i czy zyska grono odbiorców.
Ok, z jednej strony będziemy mieli to co w setkach tysięcy pozycji - toksyczne środowisko zawodowe, wypalenie i mobbing. I co będzie dalej? Jak autorka sobie z tym wszystkim poradziła? Ano nijak. Co z tych doświadczeń wyniknęło konstruktywnego? Ano nic. Motywującego? Też nic. Dającego nadzieję? No podobnie nic.
Książka z takiego zakresu, czyli szeroko pojętego rozwoju, psychologii, traumy emocjonalnej, która ma się sprzedawać, oprócz dobrego pióra - co przyznaję, jest w obecnych czasach coraz większą rzadkością - musi mieć jakąś treść i do czegoś prowadzić.
Kupcie moją książkę, bo doznałam mobbingu i złego traktowania w pracy, po czym nie mogę się pozbierać do dzisiaj, ale chcę czuć się ważna i pisanie mi pomaga - to za mało, żeby coś i dobrze sprzedać, i żeby było poczytne.
26 2023-08-10 11:31:19 Ostatnio edytowany przez Dracarys (2023-08-10 11:37:33)
.
Cześć.
W moim przypadku było podobnie, choć zadziałałem w inny sposób - walczyłem o swoje marzenie. Kiedy jest się bardzo ambitną osobą to praca przypomina pewien wymiar walki (wysokie oczekiwania vs układy/nepotyzm/mobbing/polityka). Pomogły mi książki o sztuce prowadzenia wojen - zagrywki zaczepne, posunięcia strategiczne, budowanie przewagi. Naturalnie po drodze były bitwy, które przegrałem. Były też bitwy, których nie mogłem wygrać. Byłem jednak skupionym na celu, a z porażek wyciągałem wnioski i adaptowałem się do nowej sytuacji. Bardzo szybko można obrócić porażkę w zwycięstwo, o czym przekonałem się niejednokrotnie.
Walczyłem nieprzerwanie wiele lat prowadzony impulsem czystej nienawiści do ludzi. Dopiero po osiągnięciu celu zacząłem dbać o zdrowie, szukać równowagi. Dwa lata mi zajęło dojście "do siebie". Jestem wysoce wrażliwym samotnikiem. Przez cały okres tej walki byłem sam - niewyobrażalnie cierpiąc. Większość życia poświęciłem na to, aby osiągnąć swoje dziecięce marzenie. Kiedy patrzę wstecz to widzę jedynie zamknięty etap życia, który jest zwieńczony absolutnym sukcesem. Sukces ten wymazał wszelkie krzywdy, które mnie dotknęły.
Z uwagi, że od dziecka pociągają mnie wszelkie artykuły naukowe i książki to naturalnie chętnie bym przeczytał Twoje dzieło
A jeszcze chętniej bym przeczytał o tym, jak sobie poradziłaś z problemami i osiągnęłaś swoje marzenia - takie opowieści są inspirujące i potrzebne. Poza tym, uwielbiam happy end'y
Heh, chciałem tym wpisem raczej nawiązać do "bogactwa" treści takiej książki.
Każdego dnia ogromna masa ludzi przeżywa różne dziwactwa związane z zakładami pracy. W zależności od sytuacji w jakiej się znajdują (kredyt, rodzina), stopnia wrażliwości oraz umiejętności zdystansowania się, przeżywają to na swój indywidualny sposób. Ważne jest to, jak sobie poradzić z tym wszystkim - do przytoczonego problemu wskazać również jego rozwiązanie. Tego mi jakoś zabrakło w tym, co Autorka tematu napisała.
Pisanie wyłącznie o tym, jak to w niektórych firmach źle się dzieje, nie będzie zbyt atrakcyjne dla przeciętnego Kowalskiego, bowiem każdy już dźwiga swój własny dramat. Warto pamiętać, że świata i ludzi się nie zmieni - można jedynie pracować nad sobą. Problemom stawiać czoło, a nie od nich uciekać.
28 2023-08-11 22:10:57 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2023-08-11 23:21:16)
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:ty uważasz że prawdziwa gra jest wtedy kiedy pusci sie wodze fantazji i wyłączy myslenie.
Myslenie o zyciu jak o grze to cecha specyficzna dla psychopatow
a myślenie o świecie jako dominikana VS reszta świata to bycie ignorantem z geografi....
przyjelam sobie prostą uproszczoną metafore całego tematu, bo nie chce mi sie wracać do twoich postów i szukac konkretnego cytatu co powiedziałeś a co potem zmieniłes. nie dorabiaj sobie do tego zadnego ukrytego znaczenia.
mowienie o grze, może tez swiadczyc ze lubie gry karciane czy coś, wiec jak widac nie jest łatwo stawiac diagnozy on-line na forum
Milosc (bezwarunkowe dbanie o druga osobe) jest niemozliwe dopoki nie przestaniemy sie tyle martwic o wlasna dupe.
Być może. Ale niektórzy zeby przestać sie martwić wystarczy, ze podejma taka decyzje, a niektorzy musza sie znalezc w pewnych sprzyjających okolicznościach(np stabilna praca, duży dom, dostęp do opieki zdrowotnej, fundusze na spędzanie czasu wolnego wspólnie).
Co do kochania... Rozmawiałam ostatnio z facetem który od kilku lat ma super dziewczyne, fajnie sie im układa i byłam zdziwiona ze nie są zaręczeni/nie planują jeszcze ślubu. Zapytalam go czy ma jakies wątpliwości i czemu zwleka. stwierdził, że teraz by mu było wstyd się oświadczyć bo za mało zarabia i nie wie czy by dal rade przez to dobrze o swoją dziewczyne dbać już jako o żone. i generalnie to ja u facetów widze taką tendencje, ze oswiadczaja sie/biorą ślub kiedy są pewni swoich zarobków i sytuacji finansowej. generalnie to zwiazują sie z pierwsza kobietą która z nimi jest w tym okresie "dostatku". nawet jeśli wcześniej kiedy nie mieli stabilnej pracy i mieli o wiele fajniejsze dziewczyny to im sie nie oswiadczali. troche to potwierdza, to co mówisz, ze zeby kogos kochać trzeba przestać dbać o własną dupe. ale ja widze tez, ze nie zawsze jest tak ze umiemy przestać sie martwić tylko dlatego ze kogos kochamy.... mhy no nie wiem czy dobrze opisałam co mam na myśli, ale chodzi o związek przyczynowo skutkowy. co jest pierwsze stabilizacja i ona popycha do dbania, czy sama chęć dbania o kogoś i decyzja ze sie nie martwimy wystarcza.
Od - wrazliwosci w stosunku do siebie i braku zastanawiania sie nad potrzebami innych (jako dzieci)
Do - wrazliwosci w stosunku do innych i braku zastanawiania sie nad wlasnymi potrzebami (jako dojrzali)
więc co, ludzie których potrzeby były zaniedbywane jako dzieci nie moga już nigdy być szczesliwi? niektórzy mają życie w odwrotnej kolejności. najpierw jako dzieci są parentyfikowani przez rodziców z marginesu, potem jako dorośli sami sobie sami sobie dostarczają beztroski i komfortu nie dbania o innych.
po czym po urodzeniu rodzice priorytetyzuja potrzeby dziecka nad swoimi.
to jest twór współczesności. od zawsze do jakoś lat 50 dzieci były jedynie siłą roboczą/własnością rodziców. https://rarehistoricalphotos.com/4-children-sale-1948/
Samotnosc moze byc przezwyciezona jedynie przez wzajemna milosc (milosc w rozumieniu bezwarunkowego dbania o druga osobe).
czyli warunkiem miłości jest jej odwzajemnienie i to że druga osoba okazuje nam swoja miłośc w sposób, który sprawia że czujemy sie bezwarunkowo zadbani. więc nie jest to bezwarunkowa miłośc. jak by nie było zadnyuch warunków to tez nie wymagalibyśmy zeby byla odwzajemniona/okazywana nam...
bezwarunkowa odwazjemniona miłość to jest jakiś zupełny frazes. Tak, ludzie jeśli sie rozstaja, sa nieszczęsliwi w zwiazkach to dlatego ze czują ze więcej dają niż dostają, braknie odwzajemnienia. każdy próbuje znaleźć balans międyz braniem i stawianiem oczekiwań, a dawaniem. Zgadzam się jednak z tym frazesem. jesli ktoś znajdzie balans to znalazł balans i może przestać balansować dalej i skupić sie na tej jednej osobie i czuć mniej samotny.
Jest tez taka ksiazka Bonnie Ware "Czego najbardziej zaluja ludzie przed smiercia", w ktorej opisuje swoje rozmowy z umierajacymi ludzmi, ktorymi zajmowala sie przed smiercia.
zajmowała np w hospicjum. czyli zostala wynajęta przez kogoś do zajomwania się? czyli cale życie mamy podporzadkowac pod jakaś hipotetyczna sytuacje która może sie nie wydarzyc nigdy?
oprocz ludzi ktorzy umierają w jakiś miejscach gdzie pracowała pani Bonnie, jest cala masa ludzi która nigdy nie bedzie w takiej sytuacji ze sobie lezy, powiedzmy w jakims domu startości i "umiera" miesiącami i rozmyśla co poszło nie tak. Ludzie umierają czasem calkiem niespodziewanie. może panie bonnie, gdyby miala okazje wskrzesić jakiś ludzi i ich zapytac to by mnie to choć troche zainteresowalo. wtedy mielibyśmy w tej książce tez rockmanów którzy umarli z przedawkowania, alpinistów zamarzających w górach i calą rzecze innych ciekawych osobowości.
ludzie maja tez tendencje do idealizowania w głowie alternatywnego życia. ci ludzie założyli ,ze gdyby np. mieli więcej znajomych, więcej okazywali uczucia to ich zycie byłoby lepsze. ale tego nie wiedzą. to jest gdybanie. wiarygodne to by było porównac jakośc zycia ekstrawertyków 3k znajomych na FB z osobami które mają 4 kolegów przez całe życie(jakiegos, rake, chuopskiego i tedaXD). i wtedy zobaczyć, czy wniosek "więcej przyjaciół i okazywania emocji"="więcej szczęscia" jest prawdziwy.
każdy może powiedzieć "ahh gdybym wtedy poszedł w prawo nie w lewo to wszystko by było inaczej". bo w głowie zakłada ze w prawo nie bylo zadnych niebezpieczenstw i w prawo nie trafi w to samo miejsce gdzie trafił idąc w lewo. ale tego nie wie. idealizuje alternatywe, bo nie podoba mu sie jego wybor.
A ponieważ opowiedziałes jakieś swoje prywatne perypetie, odwdziecze sie tym samym. Ze wzgledu na prace mam dużo kontaktu z mężczyznami 60+. Właśnie z mężczyznami, nie kobietami. Lubią mi troche "tatować" i doradzać, ja czasem udaje ze te rady mnie bardzo interesuą. zaden, dosłownie żaden nie doradzał mi żebym dbała o facetów bo da mi to szczeście. zaden nie doradzał mi zeby wiecej skupiac sie na rodzinie. Prawie każdy doradzał mi w jakiejś formie coś dokładnie odwrotnego XD na tym forum sa z kolei babeczki w wieku 40+. tez nie widze zeby dawały rady jak więcej dawać i więcej sie angazowac. wręcz przeciwnie. jak facet cie drazni, to olej i nie marnuj zycia na niego. takie jest przesłanie z tej strony, poparte setkami postów rozwodników ktorzy cale zycie zmarnowali na kochanie niewlasciwej osoby. jakiś masz fart do ludzi, ze trafiasz na wyjątki.
29 2023-08-12 09:27:49 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-08-12 10:48:40)
Ze wzgledu na prace mam dużo kontaktu z mężczyznami 60+. Właśnie z mężczyznami, nie kobietami. Lubią mi troche "tatować" i doradzać, ja czasem udaje ze te rady mnie bardzo interesuą. zaden, dosłownie żaden nie doradzał mi żebym dbała o facetów bo da mi to szczeście. zaden nie doradzał mi zeby wiecej skupiac sie na rodzinie. Prawie każdy doradzał mi w jakiejś formie coś dokładnie odwrotnego XD na tym forum sa z kolei babeczki w wieku 40+. tez nie widze zeby dawały rady jak więcej dawać i więcej sie angazowac. wręcz przeciwnie. jak facet cie drazni, to olej i nie marnuj zycia na niego. takie jest przesłanie z tej strony, poparte setkami postów rozwodników ktorzy cale zycie zmarnowali na kochanie niewlasciwej osoby. jakiś masz fart do ludzi, ze trafiasz na wyjątki.
Pelno jest zgorzknialych ludzi.
Ja jestem skupiony na akcjach spolecznych wiec przyciagam tych ludzi, ktorzy skupieni sa na tym samym.
Ludzie, ktorzy mowia o tym, ze jest jak jest i nic juz spolecznie nie zmienimy to ludzie, ktorzy zabieraja nadzieje - to beznadziejni ludzie.
I kazdy kto ich slucha staje sie beznadziejny.
Bo w momentach porazki - wtedy kiedy jestes najslabsza (i najbardziej podatna na sugestie), oklamuja Cie ze to czego pragniesz najbardziej jest niemozliwe na zasadzie: "bezwarunkowa milosc na cale zycie jest niemozliwa (absurd)... ale jak bedziesz ciezko pracowala to sobie kupisz mercedesa".
A Ty - w tym momencie gdy wlasnie przezylas kolejna porazke - wierzysz im w to klamstwo bo przynosi chwilowy komfort i tak jak oni stajesz sie ofiara czegos co w psychologii nazywa sie "Learned Helplessness".
To najwieksi tchorze.
Gdy czujesz sie pokonana przez swiat to potrzebujesz wlasnie nadziei aby wstac i dalej walczyc.
Nie pyerdolenia, ze tak juz jest i tak zostanie i powinnas ta pustke wypelnic wiekszym domem, nowymi meblami, wyzsza pozycja w korpo-szczurowni czy innym wytworem, ktory nie ma potencjalu by ja wypelnic.
Dla nich juz zycie sie skonczylo - pytanie czy Ty pozwolisz im aby rowniez zabrali twoje.
Chciałam wszystkim podziękować. Więcej nie chcę i nie będę się wypowiadać. Na koniec dodam tyle, ze na samym początku bardzo ogólnie podałam czego dotyczyć ma książka lub e-book. Nie - nie będzie tam narzekania. Nie - nie będzie użalania nad własnym losem. Tak - będzie wiele o tym jak ja sobie poradziłam (może komuś się to przyda?). Tak - będzie wiele ciekawych historii. Skąd zatem niektórzy wiedzą więcej niż sam autor (ze nie ma nic motywującego, ze piszę o tym jak to w firmach jest zle)? Teraz wiem, ze mój wątek nie miał sensu. Ja piszę dalej. Jeżeli chcecie trzymajcie kciuki, jeżeli nie - trudno. Poradzę sobie bo bardzo tego chce. Pozdrawiam L.
Chciałam wszystkim podziękować. Więcej nie chcę i nie będę się wypowiadać. Na koniec dodam tyle, ze na samym początku bardzo ogólnie podałam czego dotyczyć ma książka lub e-book. Nie - nie będzie tam narzekania. Nie - nie będzie użalania nad własnym losem. Tak - będzie wiele o tym jak ja sobie poradziłam (może komuś się to przyda?). Tak - będzie wiele ciekawych historii. Skąd zatem niektórzy wiedzą więcej niż sam autor (ze nie ma nic motywującego, ze piszę o tym jak to w firmach jest zle)? Teraz wiem, ze mój wątek nie miał sensu. Ja piszę dalej. Jeżeli chcecie trzymajcie kciuki, jeżeli nie - trudno. Poradzę sobie bo bardzo tego chce. Pozdrawiam L.
Powodzenia, Limona28!
32 2023-08-13 00:14:55 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2023-08-13 00:30:00)
Pelno jest zgorzknialych ludzi.
Ja jestem skupiony na akcjach spolecznych wiec przyciagam tych ludzi, ktorzy skupieni sa na tym samym.Ludzie, ktorzy mowia o tym, ze jest jak jest i nic juz spolecznie nie zmienimy to ludzie, ktorzy zabieraja nadzieje - to beznadziejni ludzie.
I kazdy kto ich slucha staje sie beznadziejny.
Bo w momentach porazki - wtedy kiedy jestes najslabsza (i najbardziej podatna na sugestie), oklamuja Cie ze to czego pragniesz najbardziej jest niemozliwe na zasadzie: "bezwarunkowa milosc na cale zycie jest niemozliwa (absurd)... ale jak bedziesz ciezko pracowala to sobie kupisz mercedesa".
A Ty - w tym momencie gdy wlasnie przezylas kolejna porazke - wierzysz im w to klamstwo bo przynosi chwilowy komfort i tak jak oni stajesz sie ofiara czegos co w psychologii nazywa sie "Learned Helplessness".To najwieksi tchorze.
Gdy czujesz sie pokonana przez swiat to potrzebujesz wlasnie nadziei aby wstac i dalej walczyc.
Nie pyerdolenia, ze tak juz jest i tak zostanie i powinnas ta pustke wypelnic wiekszym domem, nowymi meblami, wyzsza pozycja w korpo-szczurowni czy innym wytworem, ktory nie ma potencjalu by ja wypelnic.Dla nich juz zycie sie skonczylo - pytanie czy Ty pozwolisz im aby rowniez zabrali twoje.
no niestety, ale to nie jest prawda. nie do konca rozumiem ten przeskok miedzy anegdotą, a jakąś "filozofią" wszystkiego.
cała twoja wypowiedz brzmi jakbym była na farmie charlsa mansona, który niby akceptuje moją słabość, ale jednak chce na niej żerować, bo to warunek konieczny wciagniecia mnie do jego sekty.
byłam przez pewien czas zaangazowania w wolontariat dla osób bezdomnych. spotkałam wtedy tylko dwa typy osób: ludzi zupełnie odklejonych, bez kontaktu z rzeczywistym swiatem, coś jak labrador z kartą Visa bez limitów, oraz 100% rasowych narcyzów i psychopatów, zerujących na tych pierwszych. nie było nic pomiędzy. w każdej grupie wolontaryjnej był ojciec pio z nieskazitelnym imagem i jego ślepi wyznawcy.
cała twoja wypowiedz brzmi jakbym była na farmie charlsa mansona, który niby akceptuje moją słabość, ale jednak chce na niej żerować, bo to warunek konieczny wciagniecia mnie do jego sekty.
byłam przez pewien czas zaangazowania w wolontariat dla osób bezdomnych. spotkałam wtedy tylko dwa typy osób: ludzi zupełnie odklejonych, bez kontaktu z rzeczywistym swiatem, coś jak labrador z kartą Visa bez limitów, oraz 100% rasowych narcyzów i psychopatów, zerujących na tych pierwszych. nie było nic pomiędzy. w każdej grupie wolontaryjnej był ojciec pio z nieskazitelnym imagem i jego ślepi wyznawcy.
Amen. Mam podobne doświadczenia.