Sprawa wygląda tak. Około pół roku temu przestałam być Świadkiem Jehowy, a co za tym idzie, moja cała rodzina, która została w tej wierze nie utrzymuje ze mną kontaktu. Ponieważ od dziecka byłam w tej wierze, czasem mi tego wszystkiego brakuje, wszystkich ludzi, których znam od dziecka i oczywiście moich najbliższych - mamy, taty i dwóch sióstr. Bardzo za nimi wszystkimi tęsknię! Od 5 miesięcy spotykam się z chłopakiem, już zamieszkaliśmy razem. Nigdy nie poznałam lepszego faceta i dogadujemy się jak nikt inny. Taka moja bratnia dusza. Bardzo go kocham.
Wczoraj odczułam szczególną chęć i potrzebę powrotu do wiary, więc z ciekawości zapytałam jak u niego wyglądają priorytety i czy jest coś ważniejszego niż miłość. Odpowiedział, że na pierwszym miejscu totalnie jest u niego rodzina, ale właściwie to ja się będę do tej rodziny zaliczać, więc no...
Zastanawiam się w związku z tym co on by zrobił na moim miejscu. Czy mając taki dylematy jak ja zwyczajnie - prosta piłka - wróciłby do wiary? Czy postępuję głupio jeśli wybieram osobę, którą znam zaledwie 5 miesięcy nad rodzinę i religię?
Dodam, że myślałam nad połączeniem jakoś tego, żeby wrócić i jednocześnie zostać w tym związku, ale prawdę mówiąc, jest to niewykonalne. On nie miałby nic przeciwko, żebym wróciła, ale nie mogłabym mieszkać z nim bez ślubu. Ślub aktualnie również oczywiście w grę nie wchodzi.
Wóz albo przewóz. Albo związek z osobą, którą kocham albo najbliższa rodzina i religia. I jeden wielki mętlik w głowie. Już nie wiem czego się trzymać i co będzie dla mnie najlepsze.