Witajcie,
nie wiem czy nie przesadzam. Chodzi mi o relacje z młodszą o 2 lata siostrą.
Siostra od ponad roku mieszka w innym mieście oddalonym o ok 100 km, ma lepszą pracę, więcej się dzieje, więcej znajomych etc.
Ja zostałam w moim mieście, bo tu mam swoją pracę. Zawsze miałyśmy dobry kontakt.
Od momentu kiedy wyjechała do nowego miasta coraz rzadziej kontaktuje się z rodziną, rodzicami. Te rodzinne sprawy i ( rzadkie ale jednak) spotkania, w których wcześniej obydwie uczestniłysmy obecnie 'wykonuję tylko ja' i czasem muszę przysłowiowo za nią świecić gębą. Nie chodzi o to, że ze mamy wścibska rodzinę, ciagle wypytującą. Ale raz na pół roku mogłaby sama wykazać inicjatywę i zainteresowanie aby np iść do babci na spotkanie. To samo tyczy się rozmowy telefonicznej...Ciagle wypytywania o nią, co się stało, a co u niej. Nie wiem dlaczego sama nie może rzadko ale jednak tego zrobić.
Na moje delikatne słowa, ze może jednak raz na pół roku mogłaby odwiedzić rodzine ( albo tak planować powroty do rodzinnego miasta żeby np w tym czasie tez iść do rodziców czy babci) ona się obrusza, pojawia się jakaś wielka duma, od razu defensywa i powstaje konflikt. Nie wiem o co chodzi.
Nie chodzi mi o to aby razem chodzić na spotkania, jesteśmy dorosłe i mamy wolną wole i robimy to co chcemy. Jednak mam jakiś mega wielki zgrzyt , szczególnie kiedy np rodzice jej pomogli bardzo przed wyprowadzka a ona jakby tego nie docenia?
Nie chodzi mi o takie myślenie czy zazdrość ze ona jest gdzieś gdzie mnie nie ma. Po prostu widzę po rodzicach, ze czasem chcieliby ją zobaczyć, porozmawiać . Czasem właśnie mama do mnie dzwoni i mówi ze szkoda, ze np ona nie przyjeżdża tylko odwołuje, a wszyscy się na nią przygotowali wcześniej.
Mam z tym problem bo nie chce aby mój post wyszedł jakiś zgorzkniały, jakbym nie miała własnego życia czy odciętej pępowiny. Nie chodzi o to aby widywać się będąc dorosłym z każdym z rodziny co kilka dni, tygodni. Każdy ma własne życie i swoje sprawy, szczególnie kiedy mieszka w innym mieście. Ale czy tak trudno jest zadzwonić czy raz na pół roku przyjechać w odwiedziny?
Ogólnie to nawet nie chodzi mi o przyjazd i odwiedziny same w sobie, ale o to, ze kiedy np ja jej nie powiem i nie spytam czy zadzwoniła to ona tego nie zrobi. tak jakby nie miała poczucia, ze warto jednak utrzymywać ( rzadki ale jednak) kontakt.. Rodzina nic jej nie zrobiła, nic jej nie zabrała, raczej zawsze dawali i inwestwowali czy to w nią czy we mnie. Nie wiem skąd się wzięła taka jej postawa. Bardzo defensywna. Sama nie wpadnie na to aby przez wiele miesięcy chociaż zadzwonic i się spytać co słychać... Nie rozumiem tego