Mam 30 lat i od jakiegoś czasu współpracuje z 10 lat starszym mężczyzna, który bardzo mi się podoba. Myślę, ze z wzajemnością bo rzucił kiedyś luźno, że wyjdziemy na kawę. Później nie odzywał się (mimo, że miał dostarczyć dokumenty), aż wczoraj zadzwoniłam do niego w służbowej sprawie i pojawił się w biurze.
Nie czułam się dobrze z faktem, że mnie trochę ignorował, ale tłumaczyłam to jego obowiązkami.
Na koniec w końcu zaprosił mnie na kawę. Dość niepewnie, ale może chciał wyczuć grunt.
Umówiliśmy się na weekend, pewnie bliżej ustalimy szczegóły.
Jednak to co mnie - nazwijmy to -irytuje, to brak kontaktu. I nie mówię tutaj o pisaniu jak nastolatki od rana do wieczora, ale chociaż kilku wiadomościach dziennie. Co prawda nie znamy się zbyt dobrze, spotkaliśmy się raptem kilka razy służbowo, a dopiero ta kawa, jak sądzę, ma sprawdzić nas na bardziej prywatna stopę, ale brakuje mi komunikacji w formie wiadomości, pozwala to na pewna swobodę wyrażania emocji, na przygotowanie do tego spotkania. Może jestem zbyt zepsuta technologia, ale czy naprawdę 40-letni mężczyzna nie ma potrzeby napisania żadnej wiadomości typu „miłego dnia”?
Czuje lekki stres związany z tym spotkaniem, oczywiście bardzo się ciesze i z pewnością poznamy się bliżej w trakcie bezpośredniej rozmowy, ale jestem ciekawa jak to wyglada z punktu widzenia Panów. Do tej pory spotykałam się z młodszymi mężczyznami, gdzie pisanie na komunikatorach jest normalnością i może stąd ciężko mi odnaleźć się w tej „ciszy”. Pozdrawiam