Znajomi mojego partnera mnie nie lubią / akceptują. Czuję to, gdy podczas spotkań moje słowa są podważane. Nieważne jaki temat. Ja mówię jedno, a oni: po co, na co? I lawina krytyki. Chciałabym nadmienić, że jestem osobą ambitną która ciągle jeździ na szkolenia, rozwija się. To jest zupełnie inne towarzystwo niż moje: stoją w miejscu. Słyszę od niego, jak to jeden, czy drugi znajomy mu na mnie gadał, że jestem taka, czy owaka; ostatnio podczas spotkania zachowałam się tak, a tak, a dlaczego nie tak, że tamtemu nie pasowało jak postąpiłam tak... Bardzo kocham mojego partnera i wiem, ze jego znajomi są dla niego ważni, jednakże spędzanie z nimi czasu doprowadza mnie do szewskiej pasji... Nie wiem skąd ta niechęć. Ogólnie jestem osobą bardzo towarzyską z mnóstwem znajomych. Po prostu od samego początku patrzą na mnie wilkiem. Wiem, że jestem skazana na ich towarzystwo, ale niepokoi mnie fakt, że po każdym spotkaniu oni do niego piszą i mnie krytykują. Podczas spotkań staram się być otwarta, ale nie wychylać z drażniącymi tematami, aczkolwiek "nie znam towarzystwa" i nie chcę sobie strzelić w kolano. Bardzo mi przykro z tego powodu... Nie zamierzam się im podlizywać, ale dla mnie to dziwne. Skoro jestem osobą towarzyską, rozchwytywaną i jak to ostatnio usłyszałam 'przebojową', to dlaczego oni mnie tak traktują? Może ktoś z was już miał taką sytuację i może się podzielić doświadczeniem? Czekam na odpowiedź...
1 2023-05-25 00:19:59 Ostatnio edytowany przez eweeelka (2023-05-25 10:46:57)
2 2023-05-25 00:45:23 Ostatnio edytowany przez eweeelka (2023-05-25 12:12:14)
.
3 2023-05-25 00:48:29 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2023-05-25 00:51:41)
Być może do nich nie pasujesz, a dlatego, że jesteś od nich "inna" (na przykład ambitna, a oni nie, bardziej wymagająca, mająca inne priorytety) nie czują się w Twoim towarzystwie komfortowo, w efekcie czego usiłują partnerowi w jakiś sposób Ciebie obrzydzić.
I to jest zadanie i rola dla partnera, bo gdyby posiadał klasę, powinien wyraźnie zareagować, choćby bardzo banalnymi słowami: "to jest moja dziewczyna, nie życzę sobie", ale skoro wciąż to robią, to widocznie im na to pozwala. Nie rozumiem też w jakim celu on Ci to wszystko powtarza?
Mówisz, że go kochasz i bardzo Ci zależy, ale można odnieść wrażenie, że dla niego nie jesteś priorytetem. Gdybyś była, nie miałby problemu, by oczyścić tę mało przyjemną sytuację.
Edycja, bo dopisałaś:
Przykład:
Ja: Ostatnio mój brat się dostał na XX uczelnię, po skończeniu XX.
Znajomy: Aaa bo dużo lasek na kierunku?
Ja: Nie, bo lubiał...?
Znajomy: I jak zarabia?
Ja: No bardzo dobrze.
Znajomy: Chuja prawda. I tak dalej i tak dalej; na ch*j komu studia... Podaj mi przykłady kto dobrze zarabia po studiach!? Na co to komu!?I weź się kłóć...
Jesteś osobą wykształconą, ambitną, jeździsz na szkolenia i nadal piszesz... "lubiał"??
Czy to jest ten sam facet? https://www.netkobiety.pl/t123631.html
Nie...
Być może do nich nie pasujesz, a dlatego, że jesteś od nich "inna" (na przykład ambitna, a oni nie, bardziej wymagająca, mająca inne priorytety) nie czują się w Twoim towarzystwie komfortowo, w efekcie czego usiłują partnerowi w jakiś sposób Ciebie obrzydzić.
I to jest zadanie i rola dla partnera, bo gdyby posiadał klasę, powinien wyraźnie zareagować, choćby bardzo banalnymi słowami: "to jest moja dziewczyna, nie życzę sobie", ale skoro wciąż to robią, to widocznie im na to pozwala. Nie rozumiem też w jakim celu on Ci to wszystko powtarza?
Mówisz, że go kochasz i bardzo Ci zależy, ale można odnieść wrażenie, że dla niego nie jesteś priorytetem. Gdybyś była, nie miałby problemu, by oczyścić tę mało przyjemną sytuację.
Edycja, bo dopisałaś:
eweeelka napisał/a:Przykład:
Ja: Ostatnio mój brat się dostał na XX uczelnię, po skończeniu XX.
Znajomy: Aaa bo dużo lasek na kierunku?
Ja: Nie, bo lubiał...?Znajomy: I jak zarabia?
Ja: No bardzo dobrze.
Znajomy: Chuja prawda. I tak dalej i tak dalej; na ch*j komu studia... Podaj mi przykłady kto dobrze zarabia po studiach!? Na co to komu!?I weź się kłóć...
Jesteś osobą wykształconą, ambitną, jeździsz na szkolenia i nadal piszesz... "lubiał"??
Pragnę porady co do trudnej sytuacji w związku, a nie potknięcia w piśmiennictwie.
7 2023-05-25 01:11:52 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2023-05-25 01:12:49)
Pragnę porady co do trudnej sytuacji w związku, a nie potknięcia w piśmiennictwie.
Przecież napisałam, jak ja to widzę, ale nie wiedzieć czemu, do tego już się nie odniosłaś.
A że rażą mnie tak drastyczne błędy, to osobie, która twierdzi, że się rozwija, zwróciłam uwagę, że coś jest do poprawienia.
W świecie relacji ludzi się rozpatruje pojedynczo i szczegóły są ważne.
Więc "Mnóstwo" nic nie znaczy, tak samo jak "znajomi" partnera to nie jedna bezkształtna masa.
Może takie spostrzeganie świata sprawia, że w swoich znajomosciach nie widzisz wad, a w jego znajomych wszystkich dostrzegasz jako nieżyczliwych?
Przyznasz, że to statystycznie mało prawdopodobne?
Zastanów się o co tutaj chodzi?
Znajomi mojego partnera mnie nie lubią / akceptują. Czuję to, gdy podczas spotkań moje słowa są podważane. Nieważne jaki temat. Ja mówię jedno, a oni: po co, na co? I lawina krytyki. Chciałabym nadmienić, że jestem osobą ambitną która ciągle jeździ na szkolenia, rozwija się. To jest zupełnie inne towarzystwo niż moje: stoją w miejscu. Słyszę od niego, jak to jeden, czy drugi znajomy mu na mnie gadał, że jestem taka, czy owaka; ostatnio podczas spotkania zachowałam się tak, a tak, a dlaczego nie tak, że tamtemu nie pasowało jak postąpiłam tak... Bardzo kocham mojego partnera i wiem, ze jego znajomi są dla niego ważni, jednakże spędzanie z nimi czasu doprowadza mnie do szewskiej pasji... Nie wiem skąd ta niechęć. Ogólnie jestem osobą bardzo towarzyską z mnóstwem znajomych. Po prostu od samego początku patrzą na mnie wilkiem. Wiem, że jestem skazana na ich towarzystwo, ale niepokoi mnie fakt, że po każdym spotkaniu oni do niego piszą i mnie krytykują. Podczas spotkań staram się być otwarta, ale nie wychylać z drażniącymi tematami, aczkolwiek "nie znam towarzystwa" i nie chcę sobie strzelić w kolano. Bardzo mi przykro z tego powodu... Nie zamierzam się im podlizywać, ale dla mnie to dziwne. Skoro jestem osobą towarzyską, mam MNÓSTWO znajomych, jestem rozchwytywana i jak to ostatnio usłyszałam 'przebojowa', to dlaczego oni mnie tak traktują? Może ktoś z was już miał taką sytuację i może się podzielić doświadczeniem? Czekam na odpowiedź...
A jaki jest Twój partner: bardziej podobny do nich czy do Ciebie?
10 2023-05-25 07:27:53 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2023-05-25 07:28:20)
Znajomi mojego partnera mnie nie lubią / akceptują. Czuję to, gdy podczas spotkań moje słowa są podważane. Nieważne jaki temat. Ja mówię jedno, a oni: po co, na co? I lawina krytyki. Chciałabym nadmienić, że jestem osobą ambitną która ciągle jeździ na szkolenia, rozwija się. To jest zupełnie inne towarzystwo niż moje: stoją w miejscu. Słyszę od niego, jak to jeden, czy drugi znajomy mu na mnie gadał, że jestem taka, czy owaka; ostatnio podczas spotkania zachowałam się tak, a tak, a dlaczego nie tak, że tamtemu nie pasowało jak postąpiłam tak... Bardzo kocham mojego partnera i wiem, ze jego znajomi są dla niego ważni, jednakże spędzanie z nimi czasu doprowadza mnie do szewskiej pasji... Nie wiem skąd ta niechęć. Ogólnie jestem osobą bardzo towarzyską z mnóstwem znajomych. Po prostu od samego początku patrzą na mnie wilkiem. Wiem, że jestem skazana na ich towarzystwo, ale niepokoi mnie fakt, że po każdym spotkaniu oni do niego piszą i mnie krytykują. Podczas spotkań staram się być otwarta, ale nie wychylać z drażniącymi tematami, aczkolwiek "nie znam towarzystwa" i nie chcę sobie strzelić w kolano. Bardzo mi przykro z tego powodu... Nie zamierzam się im podlizywać, ale dla mnie to dziwne. Skoro jestem osobą towarzyską, mam MNÓSTWO znajomych, jestem rozchwytywana i jak to ostatnio usłyszałam 'przebojowa', to dlaczego oni mnie tak traktują? Może ktoś z was już miał taką sytuację i może się podzielić doświadczeniem? Czekam na odpowiedź...
Tak się dzieje, gdy macie inne priorytety (zgaduję, bo za mało info).
Krytykują, bo nie pasujesz do nich. Zastanawiam się, czego po nich oczekujesz. Ponadto, jeśli partner cię nie broni, słabo to wróży.
Jakoś nie wierzę, że wszyscy hurtem.krytykują wszystko.
Przykład:
Ja: Ostatnio mój brat się dostał na XX uczelnię, po skończeniu XX.
Znajomy: Aaa bo dużo lasek na kierunku?
Ja: Nie, bo lubi...?
Znajomy: I jak zarabia?
Ja: No bardzo dobrze.
Znajomy: Chuja prawda. I tak dalej i tak dalej; na ch*j komu studia... Podaj mi przykłady kto dobrze zarabia po studiach!? Na co to komu!?I weź się kłóć...
Jeśli to dokładny przykład i takie słowa zostały użyte to sądzę że twój facet jest podobny do jego kumpli a jedynie na razie pięknie się maskuje z Tobą
Jak ktoś powiedział zobacz jacy są znajomi przyszłego męża/partnera bo zapewne podobny jest przyszły maż/partner
Ludzie mają raczej znajomych o podobnym poziomie wyształcenia i "kultury" ...
Jak facet pozwala na obrażanie cię i nie broni przy znajomych to bardzo słabo o nim świadczy. Tak samo jak mówienie o prywatnych waszych sprawach ..
13 2023-05-25 08:40:53 Ostatnio edytowany przez Legat (2023-05-25 08:43:48)
Ludzie, którzy maja mnóstwo znajomych, czy są wykształceni itd - nie podkreślają tego. Tak jak to ty czynisz. To po prostu widać. Ktoś jest obyty, ma dużą wiedzę - to imponuje. U ciebie tego nie ma. Jest wywyższanie. Ciągle powtarzanie czegoś, co przecież widać. Ukończenie uczelni, to nic ważnego. Ważne, że jest się specem od maszyn, czy od historii, albo z masy innych dziedzin.
Wg mnie próbujesz z nimi walczyć. Pokazać, że jesteś lepsza. Dlatego jest jak jest.
Najważniejszy powinien być dla Ciebie Twój partner, a nie jego znajomi. To z Twoim partnerem wspólnie żyjecie i wspólnie będziecie żyć w przyszłości (tego Ci życzę), a nie ze znajomymi. Lepiej jest, jak znajomi nas lubią, ale nic na siłę. Ja na pewno nie starałabym się zmieniać za wszelką cenę, a przecież z tymi znajomymi nie musisz widzieć się na co dzień, tylko od czasu do czasu. Jak jednak bardzo Ci to leży na sercu, to może postaraj się do nich dopasować. Czasami przytaknij im, zgódź się z nimi itp. Na niektórych to działa i zaczynają patrzeć inaczej na daną osobę. Porozmawiaj też szczerze z partnerem na ten temat.
Znajomi mojego partnera mnie nie lubią / akceptują. Czuję to, gdy podczas spotkań moje słowa są podważane. Nieważne jaki temat. Ja mówię jedno, a oni: po co, na co? I lawina krytyki.
Wszyscy Cię tak krytykują? Dziwne. Może Ty zwykłe pytania odbierasz jak krytykę?
Ostatnio poznałam u wspólnych znajomych parę, która lubi specyficzny rodzaj aktywności tzw. ekstremalne wyczyny/sporty. Wciąż chcą więcej i mocniej. Próbowałam to zrozumieć, więc zadawałam pytania i w pewnym momencie ona do mnie powiedziała trochę zirytowana, trochę półżartem, że ja jak jej mama tylko „po co, co mi to daje”, więc zobaczyła we mnie coś, co jej nie odpowiada, czego nie lubi. Pewnie wolałaby pełną akceptację swojej matki, a nie ciągle pytania pewnie martwiącej się o córkę matki, której pytania odbiera jako podważanie sensowności drogi, którą córka wybiera. Tak mi się wydaje.
Może Twoi znajomi podobnie to odbierają, tzn. Twoje opowieści budzą w nich jakiś rodzaj dyskomfortu, bo np. pokazujesz im możliwości, które oni odpuścili i może brzmisz jak echo kogoś innego z ich życia, kto im to już przedstawiał.
16 2023-05-25 09:43:36 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-05-25 09:50:38)
Grupy ludzi, ktore utrzymuja staly kontakt buduja zestawy wspolnych przekonan.
Oni moga (ale nie musza) miec konkretne argumenty za swoimi przekonaniami (pytanie o to kto dobrze zarabia po studiach jest konkretnym argumentem).
Natomiast podstawowym argumentem wiekszosci jest sam fakt, ze sa w wiekszosci - i to jest silny argument.
Odpowiedzialnosc za argumentacje spoczywa zawsze na osobach, ktore sa w mniejszosci.
Czasami osoby, ktore sa w mniejszosci widza cos czego wiekszosc nie widzi.
Czasami osobom w mniejszosci wydaje sie, ze cos rozumieja lepiej bo stracily kontakt z rzeczywistoscia.
Grupa nie jest w stanie odroznic jednego przypadku od drugiego w inny sposob niz na podstawie obecnosci lub braku silnej argumentacji.
Najgorsze co mozna zrobic bedac w mniejszosci to dzielic sie swoimi opiniami (ktore sa dla nas oczywiste) jakby byly oczywiste bez zadnej argumentacji za nimi.
Jesli twoja opinia jest calkowicie bezpodstawna, ale zgodna z opinia wiekszosci to wtedy dla grupy mowisz prawde.
Ale jesli jest niezgodna i nie potrafisz jej obronic to jest zwykle pierdolenie i taka osobe grupa uciska (poprzez krytyke i wysmiewanie) aby wrocila do kontaktu z rzeczywistoscia.
Jesli nie chcesz bronic swoich opinii to sie nimi nie dziel (w grupach, ktore moga miec inne opinie).
Jesli uwazasz, ze jestes ponad to i mozesz dzielic sie swoimi opiniami bez koniecznosci obrony / argumentacji (w grupach, ktore maja inne opinie) to jestes chora psychicznie, odlecialas do wlasnego swiata i stracilas kontakt z rzeczywistoscia.
Jesli masz swoja grupe, w ktorej wszyscy Cie rozumieja i uwielbiaja to milo - tam nie musisz nic argumentowac - ale to nie znaczy, ze OBIEKTYWNIE masz z czymkolwiek racje lub jestes warta uwielbiania.
Dobrze miec kogos kto ma podobne opinie i z kim czujemy sie wyluzowani.
Ale to wlasnie interakcje z ludzmi, ktorzy maja zupelnie odmienne opinie od nas rozwijaja najbardziej bo zmuszaja nas do krytycznej analizy wlasnych przekonan.
Ludzie, którzy maja mnóstwo znajomych, czy są wykształceni itd - nie podkreślają tego. Tak jak to ty czynisz. To po prostu widać. Ktoś jest obyty, ma dużą wiedzę - to imponuje. U ciebie tego nie ma. Jest wywyższanie. Ciągle powtarzanie czegoś, co przecież widać. Ukończenie uczelni, to nic ważnego. Ważne, że jest się specem od maszyn, czy od historii, albo z masy innych dziedzin.
Wg mnie próbujesz z nimi walczyć. Pokazać, że jesteś lepsza. Dlatego jest jak jest.
Coś w tym może być. Autorka zachowuje się trochę jak swego rodzaju nuworysz, u którego ciągłe podkreślanie tych rzeczy bierze się z... nie wiem, może kompleksów wywołanych tym że wcześniejsze pokolenia jej rodziny tego nie miały? Moja była tak miała, a akurat w swojej rodzinie była albo pierwsza z wyższym wykształceniem (w linii ojca) lub jedna z bardzo nielicznych którzy je uzyskali (jej matka i siostra miały średnie lub wręcz zawodowe, z kolei dwaj bracia matki mieli wyższe, ale jeden z tych braci nawet nie zdołał swojej jedynej córki zmobilizować do kształcenia; innymi słowy w całkiem licznej linii matki była dopiero trzecią osobą z dyplomem wyższej uczelni, kiedy już się obroniła).
I to właśnie może miec znaczenie , bo autorka może wręcz z gorliwością neofitki wyznawać i krzewić swoją nową "religię", a to może byc irytujące nie tylko dla znajomych jej faceta, ale i dla niego samego (jeśli się różnią; dlatego spytałem jaki on jest; a wcale nie musi byc jak oni; mój kumpel np. jest bardzo wierzący, ja praktycznie ateista ).
18 2023-05-25 10:38:19 Ostatnio edytowany przez eweeelka (2023-05-25 10:42:40)
Chciałam tylko ukazać przepaść między mną a najbardziej "krytykującymi" osobami z tego towarzystwa. Z pewnością różnimy się światopoglądem i celami w życiu.
Chciałam tylko ukazać przepaść między mną a najbardziej "krytykującymi" osobami z tego towarzystwa.
OK, ale ponawiam pytanie: jaki jest Twój partner? Taki jak oni czy taki jak Ty?
20 2023-05-25 10:43:33 Ostatnio edytowany przez eweeelka (2023-05-25 10:45:58)
eweeelka napisał/a:Chciałam tylko ukazać przepaść między mną a najbardziej "krytykującymi" osobami z tego towarzystwa.
OK, ale ponawiam pytanie: jaki jest Twój partner? Taki jak oni czy taki jak Ty?
Jak oni... Zdaje się nie widzieć problemu, kiedy zwracam mu później uwagę, że ktoś znowu sprawił mi przykrość swoimi paskudnymi docinkami i krytyką w towarzystwie.
21 2023-05-25 10:57:04 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2023-05-25 10:57:30)
Nowe_otwarcie napisał/a:eweeelka napisał/a:Chciałam tylko ukazać przepaść między mną a najbardziej "krytykującymi" osobami z tego towarzystwa.
OK, ale ponawiam pytanie: jaki jest Twój partner? Taki jak oni czy taki jak Ty?
Jak oni... Zdaje się nie widzieć problemu, kiedy zwracam mu później uwagę, że ktoś znowu sprawił mi przykrość swoimi paskudnymi docinkami i krytyką w towarzystwie.
Mam na myśli nie to jakie ma nastawienie do ich krytyki, ale bardziej to jak podchodzi do Twojej ambicji (lub jak kto woli nadambitności) i tym podobnych spraw. Bo jedną rzeczą jest pobłażliwy stosunek do poglądów przyjaciół (zwłaszcza żeby ich do siebie nie zrazic), a inną autentyczne podzielanie (bądź niepodzielanie) poglądów partnera na daną kwestię.
To pewnie ten partner nie zagrzeje długo przy Twoim boku.
Tak, jest taki jak oni, skoro pozwala na krytykę Ciebie, sam też tak myśli, tylko głośno nie mówi sam, a jest głosem znajomych.
Bo nie widać innego powodu powtarzania Tobie tego, co mówią znajomi.
eweeelka napisał/a:Nowe_otwarcie napisał/a:OK, ale ponawiam pytanie: jaki jest Twój partner? Taki jak oni czy taki jak Ty?
Jak oni... Zdaje się nie widzieć problemu, kiedy zwracam mu później uwagę, że ktoś znowu sprawił mi przykrość swoimi paskudnymi docinkami i krytyką w towarzystwie.
Mam na myśli nie to jakie ma nastawienie do ich krytyki, ale bardziej to jak podchodzi do Twojej ambicji (lub jak kto woli nadambitności) i tym podobnych spraw. Bo jedną rzeczą jest pobłażliwy stosunek do poglądów przyjaciół (zwłaszcza żeby ich do siebie nie zrazic), a inną autentyczne podzielanie (bądź niepodzielanie) poglądów partnera na daną kwestię.
Twierdzi, że robi to na nim wrażenie.
Nowe_otwarcie napisał/a:eweeelka napisał/a:Jak oni... Zdaje się nie widzieć problemu, kiedy zwracam mu później uwagę, że ktoś znowu sprawił mi przykrość swoimi paskudnymi docinkami i krytyką w towarzystwie.
Mam na myśli nie to jakie ma nastawienie do ich krytyki, ale bardziej to jak podchodzi do Twojej ambicji (lub jak kto woli nadambitności) i tym podobnych spraw. Bo jedną rzeczą jest pobłażliwy stosunek do poglądów przyjaciół (zwłaszcza żeby ich do siebie nie zrazic), a inną autentyczne podzielanie (bądź niepodzielanie) poglądów partnera na daną kwestię.
Twierdzi, że robi to na nim wrażenie.
Z przekonaniem czy mówi tak bo wie że w przypadku innej reakcji strzelisz focha i go kopniesz? Wybacz bezpośredniość, ale nie przepadam za owijaniem w bawełnę i czajeniem się wokół tematu.
eweeelka napisał/a:Nowe_otwarcie napisał/a:Mam na myśli nie to jakie ma nastawienie do ich krytyki, ale bardziej to jak podchodzi do Twojej ambicji (lub jak kto woli nadambitności) i tym podobnych spraw. Bo jedną rzeczą jest pobłażliwy stosunek do poglądów przyjaciół (zwłaszcza żeby ich do siebie nie zrazic), a inną autentyczne podzielanie (bądź niepodzielanie) poglądów partnera na daną kwestię.
Twierdzi, że robi to na nim wrażenie.
Z przekonaniem czy mówi tak bo wie że w przypadku innej reakcji strzelisz focha i go kopniesz? Wybacz bezpośredniość, ale nie przepadam za owijaniem w bawełnę i czajeniem się wokół tematu.
Z przekonaniem. Wydaje się być z tego dumny.
Nowe_otwarcie napisał/a:eweeelka napisał/a:Twierdzi, że robi to na nim wrażenie.
Z przekonaniem czy mówi tak bo wie że w przypadku innej reakcji strzelisz focha i go kopniesz? Wybacz bezpośredniość, ale nie przepadam za owijaniem w bawełnę i czajeniem się wokół tematu.
Z przekonaniem. Wydaje się być z tego dumny.
A jak daleko sięga to jego przekonanie? Stanowi inspirację czy kończy się na biernym podziwie?
Jak na osobę wykształconą robisz rażące wręcz błędy.
Nie jestem pewna, czy twoje poczucie wyższości nad znajomymi partnera winno być postrzegane, jako uzasadnione w takiej sytuacji. Wiesz w ogóle co to jest piśmiennictwo?
Jak na osobę wykształconą robisz rażące wręcz błędy.
Nie jestem pewna, czy twoje poczucie wyższości nad znajomymi partnera winno być postrzegane, jako uzasadnione w takiej sytuacji. Wiesz w ogóle co to jest piśmiennictwo?
Należałoby zadać pytanie o specjalizację autorki; często osoby o fachu opartym na przedmiotach ścisłych mają znacznie mniejsze zdolności w kwestiach przedmiotów humanistycznych. U absolwentów kierunków inżynierskich byki językowe nie są taką rzadkością.
Dracarys napisał/a:Jak na osobę wykształconą robisz rażące wręcz błędy.
Nie jestem pewna, czy twoje poczucie wyższości nad znajomymi partnera winno być postrzegane, jako uzasadnione w takiej sytuacji. Wiesz w ogóle co to jest piśmiennictwo?Należałoby zadać pytanie o specjalizację autorki; często osoby o fachu opartym na przedmiotach ścisłych mają znacznie mniejsze zdolności w kwestiach przedmiotów humanistycznych. U absolwentów kierunków inżynierskich byki językowe nie są taką rzadkością.
Nieeee, proszę. Zostańmy nadal w świecie, gdzie jest różnica pomiędzy robieniem komuś laski, a łaski
Nowe_otwarcie napisał/a:Dracarys napisał/a:Jak na osobę wykształconą robisz rażące wręcz błędy.
Nie jestem pewna, czy twoje poczucie wyższości nad znajomymi partnera winno być postrzegane, jako uzasadnione w takiej sytuacji. Wiesz w ogóle co to jest piśmiennictwo?Należałoby zadać pytanie o specjalizację autorki; często osoby o fachu opartym na przedmiotach ścisłych mają znacznie mniejsze zdolności w kwestiach przedmiotów humanistycznych. U absolwentów kierunków inżynierskich byki językowe nie są taką rzadkością.
Nieeee, proszę. Zostańmy nadal w świecie, gdzie jest różnica pomiędzy robieniem komuś laski, a łaski
Ależ piszę całkiem serio! Ja zostałem (można powiedziec) przekonwertowany z umysłu humanistycznego na ścisły i bez żenady napiszę że stała za tym kasa (gdybym robił to co chciałem robic jako 11-13 - latek, to warunki mojej egzystencji (ekonomiczne) byłyby jeszcze gorsze niż obecne. I dlatego mimo wszystko (zwłaszcza gdy piszę z zachowaniem staranności w kwestiach językowych, bo nie zawsze - także tutaj - przykładam do tego wielką wagę) nie popełniam takich rażących błędów językowych jak niektórzy moi koledzy z roku, którzy w pewnych przedmiotach ścisłych z kolei byli lepsi ode mnie.
Nieważne w czy autorka jest mega wykształcona czy też nie, czy robi błędy językowe czy nie. Nie to jest tu głównym problemem. Może i autorka się wywyższa i to drażni innych (i faktycznie takie wywyższanie się jest po prostu słabe więc autorko przyjrzyj się też swojemu zachowaniu) ale... wg mnie sytuacja która opisuje jest niedopuszczalna. Nie może być tak, że jego znajomi jeżdżą po Tobie, wyskakują z wulgarnymi tekstami a twój facet nic tym nie robi i jeszcze im przyklaskuje. Sorry ale to jakiś żart a nie kochający partner. Jeśli nie potrafisz się dogadać z jego znajomym to po prostu się z nimi nie spotykaj. Mam wrażenie że chcesz za bardzo wszystkich "olśnić" swoją osobą. Masz swoich znajomych i to z nimi spędzaj wolny czas. Np gdy twój facet umawia się na jakiś wieczór ze swoimi to ty umówi się wtedy z twoimi znajomymi i już. Nie musicie przecież wszędzie chodzić razem. Ale ogólnie tak jak wcześniej powiedziałam, wg mnie głównym problemem jest tu zachowanie Twojego faceta który nie potrafi postawić granic swoim znajomym i daje im wolną rękę w obrażaniu Cię. Jak dla mnie to nie wróży dobrze na przyszłość
Nowe_otwarcie napisał/a:eweeelka napisał/a:Jak oni... Zdaje się nie widzieć problemu, kiedy zwracam mu później uwagę, że ktoś znowu sprawił mi przykrość swoimi paskudnymi docinkami i krytyką w towarzystwie.
Mam na myśli nie to jakie ma nastawienie do ich krytyki, ale bardziej to jak podchodzi do Twojej ambicji (lub jak kto woli nadambitności) i tym podobnych spraw. Bo jedną rzeczą jest pobłażliwy stosunek do poglądów przyjaciół (zwłaszcza żeby ich do siebie nie zrazic), a inną autentyczne podzielanie (bądź niepodzielanie) poglądów partnera na daną kwestię.
Twierdzi, że robi to na nim wrażenie.
Czyli, co robi na nim wrażenie? Twoja postawa czy opinia znajomych, które podziela, jak widać. Wychodzi, że to drugie.
Nieważne w czy autorka jest mega wykształcona czy też nie, czy robi błędy językowe czy nie. Nie to jest tu głównym problemem. Może i autorka się wywyższa i to drażni innych (i faktycznie takie wywyższanie się jest po prostu słabe więc autorko przyjrzyj się też swojemu zachowaniu) ale... wg mnie sytuacja która opisuje jest niedopuszczalna. Nie może być tak, że jego znajomi jeżdżą po Tobie, wyskakują z wulgarnymi tekstami a twój facet nic tym nie robi i jeszcze im przyklaskuje. Sorry ale to jakiś żart a nie kochający partner. Jeśli nie potrafisz się dogadać z jego znajomym to po prostu się z nimi nie spotykaj. Mam wrażenie że chcesz za bardzo wszystkich "olśnić" swoją osobą. Masz swoich znajomych i to z nimi spędzaj wolny czas. Np gdy twój facet umawia się na jakiś wieczór ze swoimi to ty umówi się wtedy z twoimi znajomymi i już. Nie musicie przecież wszędzie chodzić razem. Ale ogólnie tak jak wcześniej powiedziałam, wg mnie głównym problemem jest tu zachowanie Twojego faceta który nie potrafi postawić granic swoim znajomym i daje im wolną rękę w obrażaniu Cię. Jak dla mnie to nie wróży dobrze na przyszłość
Dokładnie, przyszłam z problemem, a widzę co u niektórych ból d*py.
display napisał/a:Nieważne w czy autorka jest mega wykształcona czy też nie, czy robi błędy językowe czy nie. Nie to jest tu głównym problemem. Może i autorka się wywyższa i to drażni innych (i faktycznie takie wywyższanie się jest po prostu słabe więc autorko przyjrzyj się też swojemu zachowaniu) ale... wg mnie sytuacja która opisuje jest niedopuszczalna. Nie może być tak, że jego znajomi jeżdżą po Tobie, wyskakują z wulgarnymi tekstami a twój facet nic tym nie robi i jeszcze im przyklaskuje. Sorry ale to jakiś żart a nie kochający partner. Jeśli nie potrafisz się dogadać z jego znajomym to po prostu się z nimi nie spotykaj. Mam wrażenie że chcesz za bardzo wszystkich "olśnić" swoją osobą. Masz swoich znajomych i to z nimi spędzaj wolny czas. Np gdy twój facet umawia się na jakiś wieczór ze swoimi to ty umówi się wtedy z twoimi znajomymi i już. Nie musicie przecież wszędzie chodzić razem. Ale ogólnie tak jak wcześniej powiedziałam, wg mnie głównym problemem jest tu zachowanie Twojego faceta który nie potrafi postawić granic swoim znajomym i daje im wolną rękę w obrażaniu Cię. Jak dla mnie to nie wróży dobrze na przyszłość
Dokładnie, przyszłam z problemem, a widzę co u niektórych ból d*py.
Niektórzy może i tak; nie zmienia to jednak tego że pewne kwestie z opisu sytuacji (zamieszczonego nie przez kogo innego jak przez Ciebie) mogą wskazywać że problem - przynajmniej częściowo - leży po Twojej stronie.
display napisał/a:Nieważne w czy autorka jest mega wykształcona czy też nie, czy robi błędy językowe czy nie. Nie to jest tu głównym problemem. Może i autorka się wywyższa i to drażni innych (i faktycznie takie wywyższanie się jest po prostu słabe więc autorko przyjrzyj się też swojemu zachowaniu) ale... wg mnie sytuacja która opisuje jest niedopuszczalna. Nie może być tak, że jego znajomi jeżdżą po Tobie, wyskakują z wulgarnymi tekstami a twój facet nic tym nie robi i jeszcze im przyklaskuje. Sorry ale to jakiś żart a nie kochający partner. Jeśli nie potrafisz się dogadać z jego znajomym to po prostu się z nimi nie spotykaj. Mam wrażenie że chcesz za bardzo wszystkich "olśnić" swoją osobą. Masz swoich znajomych i to z nimi spędzaj wolny czas. Np gdy twój facet umawia się na jakiś wieczór ze swoimi to ty umówi się wtedy z twoimi znajomymi i już. Nie musicie przecież wszędzie chodzić razem. Ale ogólnie tak jak wcześniej powiedziałam, wg mnie głównym problemem jest tu zachowanie Twojego faceta który nie potrafi postawić granic swoim znajomym i daje im wolną rękę w obrażaniu Cię. Jak dla mnie to nie wróży dobrze na przyszłość
Dokładnie, przyszłam z problemem, a widzę co u niektórych ból d*py.
No ok ale nie odpowiedziałaś na drugą część mojej wypowiedzi. Co Ty na to żeby po prostu nie widywać się z nimi?
Dokładnie, przyszłam z problemem, a widzę co u niektórych ból d*py.
Aha, czyli jak przyszłaś z problemem, to mamy się nad Tobą tylko użalać, jakaś to Ty biedna, bo wszystko, co niewygodne, to już ból d*py?
Ja jak na razie nie znalazłam we wpisie Ewelki nic, co świadczyłoby o tym, że rzeczywiście się wywyższa. Podzielenie się ze znajomymi radością, że brat dostał się na fajną uczelnię, jest absolutnie czymś normalnym. Jeżeli żyjesz w ten sposób, że znaczną część Twojego czasu i myśli pochłania rozwój zawodowy czy edukacja, to naturalne jest, że te tematy się pojawiają w rozmowach. Wydaje mi się, że trafiłaś na osoby o zupełnie innym stylu życia, priorytetach i wartościach, niż Twoje - w dodatku bardzo zamknięte i niechętne na poznanie czegoś innego. Są takie kręgi, gdzie antyintelektualizm jest wręcz modny. Ja lubię dyskutować z osobami o innych poglądach, ale tu nie wiem, czy jest o czym i czy warto bo poziom "i na chuja ci te studia?" to dla mnie byłaby trochę strata czasu. Jeżeli tak to wygląda, jesteś obgadywana i obrażana, to tym bardziej nie pchałabym się do tego towarzystwa.
Jak tu dodać swój temat ?
Jak tu dodać swój temat ?
Nad listą wątków w każdym z działów masz po prawej stronie „utwórz nowy temat”, klikasz i piszesz.
Ja jak na razie nie znalazłam we wpisie Ewelki nic, co świadczyłoby o tym, że rzeczywiście się wywyższa. Podzielenie się ze znajomymi radością, że brat dostał się na fajną uczelnię, jest absolutnie czymś normalnym. Jeżeli żyjesz w ten sposób, że znaczną część Twojego czasu i myśli pochłania rozwój zawodowy czy edukacja, to naturalne jest, że te tematy się pojawiają w rozmowach. Wydaje mi się, że trafiłaś na osoby o zupełnie innym stylu życia, priorytetach i wartościach, niż Twoje - w dodatku bardzo zamknięte i niechętne na poznanie czegoś innego. Są takie kręgi, gdzie antyintelektualizm jest wręcz modny. Ja lubię dyskutować z osobami o innych poglądach, ale tu nie wiem, czy jest o czym i czy warto bo poziom "i na chuja ci te studia?" to dla mnie byłaby trochę strata czasu. Jeżeli tak to wygląda, jesteś obgadywana i obrażana, to tym bardziej nie pchałabym się do tego towarzystwa.
Z tym antyintelektualizmem to nieco pojechałaś...
Już w pierwszym poście w sumie widać co jest z nią nie tak: napisała "jestem osobą ambitną, która CIĄGLE jeździ na szkolenia". Edukacja i późniejsze dokształcanie jest istotne, ale nie na zasadzie "sztuka dla sztuki"! Autorka zachowuje się jak typowy przedstawiciel "swojego gatunku":gania jak pies z wywieszonym jęzorem na te szkolenia tylko po to żeby móc naćpać pierdyliard pozycji w CV; tylko że takiego nadambitnego, zadufanego w sobie "kota" z milionem szkoleń na koncie ktoś znacznie bardziej doświadczony (nawet bez tego miliona szkoleń) zrobi w konia bez problemu. Bo też i istotne jest kto robi te szkolenia: czy ludzie starający się wmówić innym że ich szkolenia są potrzebne (jak bajarz-teoretyk z uczelni kreujący się na "specjalistę" od biznesu, który niczego się nie dorobił i nie jest ani w promilu tak wiarygodny jak ktoś kto doszedł do fortuny i skutecznie ją mnoży) czy ktoś naprawdę znający się na rzeczy? Bo prawdziwa wiedza jest cenna i ludzie bardzo niechętnie się nią dzielą.
Nie mocno, tylko adekwatnie.
Czytałeś zacytowane wypowiedzi "znajomych"? Jeżeli dziewczyna kumpla mówi Ci, że jej brat dostał się na studia, spytałbyś "a na chuja mu te studia"? Taki tekst, jeżeli nie pada w grupie o dość specyficznym poczuciu humoru, które wszyscy znają i rozumieją, świadczy o dość ograniczonych horyzontach, żeby nie powiedzieć - prostactwie.
Nic nie wiemy o tym, w jaki sposób autorka się dokształca, w jakich szkoleniach uczestniczy. Dlaczego zakładasz z góry, że wybiera, nie patrząc na ich jakość? To dość daleko idąca interpretacja.
Nie mocno, tylko adekwatnie.
Czytałeś zacytowane wypowiedzi "znajomych"? Jeżeli dziewczyna kumpla mówi Ci, że jej brat dostał się na studia, spytałbyś "a na chuja mu te studia"? Taki tekst, jeżeli nie pada w grupie o dość specyficznym poczuciu humoru, które wszyscy znają i rozumieją, świadczy o dość ograniczonych horyzontach, żeby nie powiedzieć - prostactwie.
Co innego jeśli ktoś mówi że "żadne studia nie są potrzebne", ale są też i takie, które nie są niczym więcej jak prawie bezwartościowym papierkiem (zwłaszcza w takich "wyższych szkołach klepania łopatą i mieszania piachu" jakich od groma potworzyło się w średniej wielkości miastach). Nie wiadomo o czym dokładnie mówili, zresztą nawet w większych miastach niektóre studia to często tylko papierek.
Nic nie wiemy o tym, w jaki sposób autorka się dokształca, w jakich szkoleniach uczestniczy. Dlaczego zakładasz z góry, że wybiera, nie patrząc na ich jakość? To dość daleko idąca interpretacja.
Jeśli sama pisze że "ciągle jeździ na szkolenia", to znaczy że co najmniej zatraciła poczucie równowagi między odhaczaniem kolejnych szkoleń i zdobywaniem prawdziwego doświadczenia. A też i bardzo prawdopodobne jest że faktycznie idzie na ilość.
43 2023-05-27 13:21:10 Ostatnio edytowany przez Elena_Lenu (2023-05-27 13:21:39)
Co innego jeśli ktoś mówi że "żadne studia nie są potrzebne", ale są też i takie, które nie są niczym więcej jak prawie bezwartościowym papierkiem (zwłaszcza w takich "wyższych szkołach klepania łopatą i mieszania piachu" jakich od groma potworzyło się w średniej wielkości miastach). Nie wiadomo o czym dokładnie mówili, zresztą nawet w większych miastach niektóre studia to często tylko papierek.
Polemizujesz na podstawie swoich wyobrażeń, a nie tego, co zacytowała autorka.
Nie było mowy o tym, że znajomi uważają tę konkretną uczelnię za słabą (w takim przypadku przy świeżych znajomościach jednak też powstrzymałabym się od zbyt ostentacyjnej krytyki). Z resztą z kontekstu łatwo wyczytać, że to grupa mało zainteresowana jakąkolwiek edukacją.
Jeśli sama pisze że "ciągle jeździ na szkolenia", to znaczy że co najmniej zatraciła poczucie równowagi między odhaczaniem kolejnych szkoleń i zdobywaniem prawdziwego doświadczenia. A też i bardzo prawdopodobne jest że faktycznie idzie na ilość.
Niekoniecznie. Wystarczy np. że mamy do czynienia z jednym czy dwoma kursami/szkoleniami, które składają się z cyklicznych spotkań. To już pochłania mnóstwo energii i czasu.
Polemizujesz na podstawie swoich wyobrażeń, a nie tego, co zacytowała autorka.
Nie było mowy o tym, że znajomi uważają tę konkretną uczelnię za słabą (w takim przypadku przy świeżych znajomościach jednak też powstrzymałabym się od zbyt ostentacyjnej krytyki). Z resztą z kontekstu łatwo wyczytać, że to grupa mało zainteresowana jakąkolwiek edukacją.
Jedno drugiego nie wyklucza. Owszem, wspomniana grupa to mogą byc tłuki totalne, żyjące z maminych środków, których głównym zajęciem jest chlanie piwska. Mogą też być absolwentami zawodówek czy techników, którzy w wyniku odwrócenia trendu w ostatnich latach zarabiają lepiej niż wielu umysłowych (wiem, nie jest to pozytywne zjawisko), ale nie mamy pełnego obrazu sytuacji.
Niekoniecznie. Wystarczy np. że mamy do czynienia z jednym czy dwoma kursami/szkoleniami, które składają się z cyklicznych spotkań. To już pochłania mnóstwo energii i czasu.
Może wybrała właśnie "szkolenia" z półki pod nazwą "pierdu pierdu" i taki mamy efekt. Po tym jak ujęła sprawę widac że wyznaje zasadę że "byle jak najwięcej szkoleń i to załatwi jej i zastąpi wszystko". Nie, bardzo dużo (często więcej niż szkolenia) daje doświadczenie (żeby było śmieszniej, to można znaleźc przypadki, w których wiedza podawana na szkoleniu kłóci się z rzeczywistością), a jak i kiedy ona ma je zdobywac jeśli "ciągle jeździ na szkolenia" i myśli że one jej zastąpią wiedzę dostępną także i na miejscu?
Sam w tym roku przechodzę istotne w swojej branży 3-stopniowe szkolenie. Każdy etap to wyjazd na cały tydzień, podczas którego jest zapieprz umysłowy od rana do wieczora, a na końcu każdego takiego szkolenia egzamin (i to nie na zasadzie: co to jest, w wodzie pływa kaczka się nazywa?); oba dotychczasowe etapy zaliczyłem dobrze (dla dokładności ze stopniem celującym), ale wyjechałem z obu tak wyprany umysłowo że nawet dałem sobie spokój ze zwiedzaniem miejscowości, w której było pierwsze szkolenie (choć nigdy wcześniej tam nie byłem). Ale nie twierdzę że "ciągle jeżdżę na szkolenia" i nie lekceważę wagi doświadczenia, zwłaszcza że niedawno młodszego kolegę ładnie zrobili na czymś, na czym ze mną by sobie nie poradzili.
Nowe_otwarcie: ja w ogóle nie odebrałam wpisów autorki w ten sposób, że niby szkolenia mają zastąpić jej zdobywanie doświadczenia "w praktyce", myślę że uczepiłeś się takiej interpretacji mocno na wyrost. Myślę, że ona podała te szkolenia po prostu jako przykład na to, że ważny jest dla niej rozwój zawodowy, zdobywanie wiedzy itp, tymczasem priorytety grupy są zupełnie inne. Tu nie ocenimy jakości szkoleń, w których autorka bierze udział, a zakładanie z góry najmniej przychylnej wersji wygląda jak czysta chęć dokopania.
Violette: możliwe, że masz rację, ale nie chce mi się rozmawiać z ludźmi poprzez pryzmat "wycieczek osobistych".
46 2023-05-29 07:23:07 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2023-05-29 07:25:09)
Nowe_otwarcie: ja w ogóle nie odebrałam wpisów autorki w ten sposób, że niby szkolenia mają zastąpić jej zdobywanie doświadczenia "w praktyce", myślę że uczepiłeś się takiej interpretacji mocno na wyrost. Myślę, że ona podała te szkolenia po prostu jako przykład na to, że ważny jest dla niej rozwój zawodowy, zdobywanie wiedzy itp, tymczasem priorytety grupy są zupełnie inne. Tu nie ocenimy jakości szkoleń, w których autorka bierze udział, a zakładanie z góry najmniej przychylnej wersji wygląda jak czysta chęć dokopania.
A ja właśnie jak najbardziej odebrałem jej pierwszy wpis jako oczekiwanie uznania dla swojej wizji kariery, która to kariera ma zachwianą równowagę między szkoleniami i zdobywaniem doświadczenia. W sumie uważam że najlepiej by sama autorka doprecyzowała wiadomy fragment, ale w tym brzmieniu naprawdę pachnie to mocno osobą, która dąży do nabicia jak największej ilości pozycji w CV, a niekoniecznie przekłada się to na taką wspaniałość w codziennej pracy.
I jeszcze trochę o tych "antyintelektualistach": akurat sam zawsze uważałem że wykształcenie ma znaczenie, chciałem pójść na dobrą uczelnię (tym bardziej że poprzednie pokolenia mojej rodziny też uważały wyższą edukację za konieczność, a i ja sam nie sądzę bym był stworzony do bycia pracownikiem fizycznym) i te chęci zrealizowałem. Ale spójrzmy z drugiej strony: ostatnio (jak pisałem wyżej) praktycznie wszędzie się trąbi że wszyscy gnają na studia (co muszę przyznać wykorzystują na potęgę liczne jak grzyby po deszczu "uczelnie wyższe" w jakichś Pierdziszewach) i mamy nadmiar absolwentów zarządzania, socjologii i innych nieprzydatnych w nadmiarze kierunków, ale brakuje wykwalifikowanych pracowników fizycznych. I jeśli taki chłopak (który nie ma talentu do przedmiotów wykładanych na porządnej wyższej uczelni, ale ma smykałkę do tego fizycznego fachu) wbije się skutecznie w ten segment i ma sporo zleceń zapewniających mu dobre zarobki, to uczciwie trzeba przyznać że jego teoria w jakiś sposób i w jakimś fragmencie się broni. Oczywiście żadna z tych wizji nie ma charakteru uniwersalnego, tym bardziej więc istotne są szczegóły tego konkretnego wypadku, których autorka dotąd nie raczyła nam podać (tak jak np. kierunku, na który poszedł jej brat; bo wtedy mogłoby się okazać że wielu z nas by po tej informacji faktycznie westchnęło, lecz spora część bynajmniej nie z podziwu).
NO, ale jest różnica między westchnięciem-nawet-bez-podziwu, a rzucaniem chujami i okazaniem pogardy czemuś, co dla autorki stanowi powód do dumy. Przecież wszyscy chyba spotkaliśmy się z ekscytacją znajomego z powodu, który dla nas wydawał się nieadekwatny. Odbiór tej sytuacji nie powinien zależeć od tego, czy przyznamy autorce prawo do bycia dumną czy nie.
Inna rzecz, że dla mnie, owszem, towarzystwo prostackie, ale problem nie leży w nich, a w podejściu partnera. On powinien dawno to uciąć i zademonstrować poparcie dla autorki. I zastanawia mnie, dlaczego - skoro tego nie zrobił - to autorka nie zareagowała i nadal grzecznie chodziła na spotkania.
NO, ale jest różnica między westchnięciem-nawet-bez-podziwu, a rzucaniem chujami i okazaniem pogardy czemuś, co dla autorki stanowi powód do dumy. Przecież wszyscy chyba spotkaliśmy się z ekscytacją znajomego z powodu, który dla nas wydawał się nieadekwatny. Odbiór tej sytuacji nie powinien zależeć od tego, czy przyznamy autorce prawo do bycia dumną czy nie.
Inna rzecz, że dla mnie, owszem, towarzystwo prostackie, ale problem nie leży w nich, a w podejściu partnera. On powinien dawno to uciąć i zademonstrować poparcie dla autorki. I zastanawia mnie, dlaczego - skoro tego nie zrobił - to autorka nie zareagowała i nadal grzecznie chodziła na spotkania.
Sara, to może zacznijmy od poczekania na to aż autorka rozwieje tajemnicę tego kierunku, ok? Bo widac że weszła w towarzystwo niczym Reese Witherspoon w "Legalnej blondynce" oczekując podobnego poklasku i nie jest wykluczone że po zdradzeniu tego kierunku okaże się że i tu równie nieuzasadnione było oczekiwanie podziwu; już samo pytanie tych gostków zapaliło mi w głowie żółtą lampkę i niewykluczone że wybór tej uczelni i tego kierunku dla jej brata jest tylko w jej oczach godny pochwały i podziwu.
Znajomi jej faceta mogli być w swoim przekonaniu bezpośredni, całkiem możliwe że po spotkaniu jej facet mógł się dowiedzieć że "nie wiedzieli że ona ma taki kij w dupie", choć tak po prawdzie to zacytowana przez nią sytuacja istotnie może wskazywać że brak jej dystansu do siebie i swoich najbliższych.
Facet do pewnego stopnia faktycznie powinien stać za swoją kobietą i ją wspierać, ale czasem to przynosi więcej szkody niż pożytku, zwłaszcza gdy kobieta się ośmiesza. Nie wiesz przecież czy nie starał się z nimi pogadać na ten temat podczas jej nieobecności. Mnie też się zdarzało w przeszłości bronić kobiety gdy gadała głupoty i z perspektywy czasu uważam to za błąd.
a rzucaniem chujami i okazaniem pogardy czemuś, co dla autorki stanowi powód do dumy.
Teraz sie nowy trend zrobil przeciwko "wrogiej komunikacji".
Idea zaklada, ze sposob wypowiedzi tej grupy w stosunku do autorki buduje wrogosc.
Ale to jest - moim zdaniem - kompletny brak zrozumienia tematu.
Wrogosci nie buduje ich sposob wypowiedzi tylko fakt, ze autorka jest pewna swoich przekonan nie posiadajac za nimi dobrych argumentow.
I gdy napotyka ludzi, ktorzy nie liza jej po tylku tylko atakuja jej przekonania (bo sami czuja sie zaatakowani z uwagi na inne wybory) a ona probuje je obronic to okazuje sie, ze brakuje jej silnych argumentow.
I to watpliwosc, ktora wynika ze swiadomosci, ze kieruje sie bezpodstawnymi przekonaniami niszczy jej psychiczna stabilizacje.
Bez psychicznej stabilizacji, chcac dalej bronic swoich opinii czuje sie bezsilna a bezsilnosc prowadzi do kumulacji wrogosci.
Gdyby autorka miala wiecej pokory i chciala sie na podstawie takich dyskusji uczyc a nie udawadniac racje swoich opinii (gdy jej brak sensownych argumentow na to) to by co najwyzej czula troche wiecej stresu, ale byloby to przyjemne doswiadczenie.
SaraS napisał/a:a rzucaniem chujami i okazaniem pogardy czemuś, co dla autorki stanowi powód do dumy.
Teraz sie nowy trend zrobil przeciwko "wrogiej komunikacji".
Idea zaklada, ze sposob wypowiedzi tej grupy w stosunku do autorki buduje wrogosc.Ale to jest - moim zdaniem - kompletny brak zrozumienia tematu.
Wrogosci nie buduje ich sposob wypowiedzi tylko fakt, ze autorka jest pewna swoich przekonan nie posiadajac za nimi dobrych argumentow.
I gdy napotyka ludzi, ktorzy nie liza jej po tylku tylko atakuja jej przekonania (bo sami czuja sie zaatakowani z uwagi na inne wybory) a ona probuje je obronic to okazuje sie, ze brakuje jej silnych argumentow.I to watpliwosc, ktora wynika ze swiadomosci, ze kieruje sie bezpodstawnymi przekonaniami niszczy jej psychiczna stabilizacje.
Bez psychicznej stabilizacji, chcac dalej bronic swoich opinii czuje sie bezsilna a bezsilnosc prowadzi do kumulacji wrogosci.Gdyby autorka miala wiecej pokory i chciala sie na podstawie takich dyskusji uczyc a nie udawadniac racje swoich opinii (gdy jej brak sensownych argumentow na to) to by co najwyzej czula troche wiecej stresu, ale byloby to przyjemne doswiadczenie.
Johny, rzadko to w Twoim wypadku robię ale... +1.
51 2023-05-29 13:50:35 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2023-05-29 13:54:25)
Panowie, a Wy tak na serio? :-O
Odnosicie się do tego samego przykładu, co SaraS, czyli:
Przykład:
Ja: Ostatnio mój brat się dostał na XX uczelnię, po skończeniu XX.
Znajomy: Aaa bo dużo lasek na kierunku?
Ja: Nie, bo lubiał...?
Znajomy: I jak zarabia?
Ja: No bardzo dobrze.
Znajomy: Chuja prawda. I tak dalej i tak dalej; na ch*j komu studia... Podaj mi przykłady kto dobrze zarabia po studiach!? Na co to komu!?
Rzeczywiście znajomi faceta autorki mają mocne argumenty :-D
Bo wg mnie to autorka podała przynajmniej 2 argumenty (zamiłowanie i dobre zarobki) opowiadające się za studiami xx, na co otrzymała negację poprzez rzucanie chujami.
PS. Z jednym zgoda, że pewnie autorka wybija to towarzystwo ze strefy komfortu, a tamci się bronią przed tym tak, jak potrafią
JohnyBravo777 napisał/a:SaraS napisał/a:a rzucaniem chujami i okazaniem pogardy czemuś, co dla autorki stanowi powód do dumy.
Teraz sie nowy trend zrobil przeciwko "wrogiej komunikacji".
Idea zaklada, ze sposob wypowiedzi tej grupy w stosunku do autorki buduje wrogosc.Ale to jest - moim zdaniem - kompletny brak zrozumienia tematu.
Wrogosci nie buduje ich sposob wypowiedzi tylko fakt, ze autorka jest pewna swoich przekonan nie posiadajac za nimi dobrych argumentow.
I gdy napotyka ludzi, ktorzy nie liza jej po tylku tylko atakuja jej przekonania (bo sami czuja sie zaatakowani z uwagi na inne wybory) a ona probuje je obronic to okazuje sie, ze brakuje jej silnych argumentow.I to watpliwosc, ktora wynika ze swiadomosci, ze kieruje sie bezpodstawnymi przekonaniami niszczy jej psychiczna stabilizacje.
Bez psychicznej stabilizacji, chcac dalej bronic swoich opinii czuje sie bezsilna a bezsilnosc prowadzi do kumulacji wrogosci.Gdyby autorka miala wiecej pokory i chciala sie na podstawie takich dyskusji uczyc a nie udawadniac racje swoich opinii (gdy jej brak sensownych argumentow na to) to by co najwyzej czula troche wiecej stresu, ale byloby to przyjemne doswiadczenie.
Johny, rzadko to w Twoim wypadku robię ale... +1.
Wy tak poważnie? Borze szumiący, nawet gdyby mój facet cieszył się, że jego siostra dostała się na socjologię czy inną europeistykę, a moi znajomi zareagowali tak prostacko i wulgarnie, to bym ich w trzy sekundy ustawiła do pionu. I to nie ma nic z siłą argumentów (argumentów? przekleństwa to nie argumenty, pogarda również), bo gdyby zaczęli DYSKUSJĘ, gdyby np. stwierdzili, że słaba uczelnia, brak perspektyw itd., to nie byłoby problemu, można rozmawiać. Ale jeżeli ktoś zachowuje się w przedstawiony przez autorkę sposób, to nie jest partnerem do dyskusji i nikt, kto ma minimum szacunku do siebie, nie będzie z kimś takim prowadził żadnej rozmowy, niezależnie od tego, czy byłby w stanie bronić swoich przekonań czy nie. W internecie "nie karmisz trolli", w RL - ignorujesz prostaków.
53 2023-05-29 14:55:00 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2023-05-29 15:06:45)
Panowie, a Wy tak na serio? :-O
Odnosicie się do tego samego przykładu, co SaraS, czyli:eweeelka napisał/a:Przykład:
Ja: Ostatnio mój brat się dostał na XX uczelnię, po skończeniu XX.
Znajomy: Aaa bo dużo lasek na kierunku?
Ja: Nie, bo lubiał...?
Znajomy: I jak zarabia?
Ja: No bardzo dobrze.
Znajomy: Chuja prawda. I tak dalej i tak dalej; na ch*j komu studia... Podaj mi przykłady kto dobrze zarabia po studiach!? Na co to komu!?Rzeczywiście znajomi faceta autorki mają mocne argumenty :-D
Bo wg mnie to autorka podała przynajmniej 2 argumenty (zamiłowanie i dobre zarobki) opowiadające się za studiami xx, na co otrzymała negację poprzez rzucanie chujami.PS. Z jednym zgoda, że pewnie autorka wybija to towarzystwo ze strefy komfortu, a tamci się bronią przed tym tak, jak potrafią
Na razie to wyraziła swoją opinię (komentarz łebķów był taki że nie zdziwię się jeśli chodzi o jakąś filozofię, socjologię czy psychologię, w każdym razie pewnie mocno sfeminizowsny kierunek), a opinii o zarobkach nie poparła konkretną kwotą. To akurat powinnaś zrozumieć jako osoba uważająca za cienkie zarobki, które wiele milionów ludzi w tym kraju uważa za bardzo przyzwoite...
Dopiero co jej brat dostal sie na uczelnie i zarabia bardzo dobrze?
Oczywiscie, ze "chuja prawda". Wierzysz, ze student jakiegokolwiek kierunku "bardzo dobrze" zarabia?
Chyba na OnlyFans xD
Autorka klamie i dostala sluszna kontre.
55 2023-05-29 14:59:47 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2023-05-29 15:01:29)
Dopiero co jej brat dostal sie na uczelnie i zarabia bardzo dobrze?
Oczywiscie, ze "chuja prawda". Wierzysz, ze student jakiegokolwiek kierunku "bardzo dobrze" zarabia?
Chyba na OnlyFans xDAutorka klamie
i dostala sluszna kontre.
Johny, ponownie w punkt. Tym ruchem faktycznie dałeś jej szacha i jedynie odpowiedź autorki dzieli Cię od mata.
MagdaLena1111 napisał/a:Panowie, a Wy tak na serio? :-O
Odnosicie się do tego samego przykładu, co SaraS, czyli:eweeelka napisał/a:Przykład:
Ja: Ostatnio mój brat się dostał na XX uczelnię, po skończeniu XX.
Znajomy: Aaa bo dużo lasek na kierunku?
Ja: Nie, bo lubiał...?
Znajomy: I jak zarabia?
Ja: No bardzo dobrze.
Znajomy: Chuja prawda. I tak dalej i tak dalej; na ch*j komu studia... Podaj mi przykłady kto dobrze zarabia po studiach!? Na co to komu!?Rzeczywiście znajomi faceta autorki mają mocne argumenty :-D
Bo wg mnie to autorka podała przynajmniej 2 argumenty (zamiłowanie i dobre zarobki) opowiadające się za studiami xx, na co otrzymała negację poprzez rzucanie chujami.PS. Z jednym zgoda, że pewnie autorka wybija to towarzystwo ze strefy komfortu, a tamci się bronią przed tym tak, jak potrafią
Na razie to wyraziła swoją opinię (komentarz łebķów był taki zd zdziwię się jeśli chodzi o jakąś filozofię, socjologię czy psychologię, w każdym razie pewnie mocno sfeminizowsny kierunek), a opinii o zarobkach nie poparła konkretną kwotą. To akurat powinnaś zrozumieć jako osoba uważająca za cienkie zarobki, które wiele milionów ludzi w tym kraju uważa za bardzo przyzwoite...
To ja zrobię symulację:
Ja: Ostatnio mój brat się dostał na podstawy psychoterapii na uczelnię w Toruniu, po skończeniu psychologii.
Znajomy: Aaa bo dużo lasek na kierunku?
Ja: Nie, bo lubił...?
Znajomy: I jak zarabia?
Ja: No bardzo dobrze.
Znajomy: Chuja prawda. I tak dalej i tak dalej; na ch*j komu studia... Podaj mi przykłady kto dobrze zarabia po studiach!? Na co to komu!?
Teraz wypowiedzi znajomych wydają się jakoś usprawiedliwione czy jak?
JohnyBravo777 napisał/a:Dopiero co jej brat dostal sie na uczelnie i zarabia bardzo dobrze?
Oczywiscie, ze "chuja prawda". Wierzysz, ze student jakiegokolwiek kierunku "bardzo dobrze" zarabia?
Chyba na OnlyFans xDAutorka klamie
i dostala sluszna kontre.
Johny, ponownie w punkt.
A czy on przypadkiem nie skończył wcześniej innych studiów? Bo kto normalny pyta, ile zarabia świeżo upieczony maturzysta w kontekście pierwszych studiów? Chyba że autorka jakimś cudem miała na myśli, że po skończeniu liceum, ale - patrz wyżej, kto zadaje takie pytania o dzieciaka dopiero po szkole średniej?
Nowe_otwarcie napisał/a:JohnyBravo777 napisał/a:Dopiero co jej brat dostal sie na uczelnie i zarabia bardzo dobrze?
Oczywiscie, ze "chuja prawda". Wierzysz, ze student jakiegokolwiek kierunku "bardzo dobrze" zarabia?
Chyba na OnlyFans xDAutorka klamie
i dostala sluszna kontre.
Johny, ponownie w punkt.
A czy on przypadkiem nie skończył wcześniej innych studiów? Bo kto normalny pyta, ile zarabia świeżo upieczony maturzysta w kontekście pierwszych studiów? Chyba że autorka jakimś cudem miała na myśli, że po skończeniu liceum, ale - patrz wyżej, kto zadaje takie pytania o dzieciaka dopiero po szkole średniej?
A nie czujesz że to się nawet w tej wersji kupy nie trzyma? Bo nawet gdyby coś tam zarabiał, to na pewno nie dzięki temu wyśmiewanemu kierunkowi (bo dopiero się na niego dostał)
Tak, dlatego automatycznie założyłam, że te drugie studia są jakoś powiązane z pierwszymi. Ale może i nie, co za różnica tak naprawdę? Powtórzę się: nawet jeśli chodzi o kiepskie studia na kiepskiej uczelni, to towarzystwo chamskie i bezczelne. Kto wypowiada się w taki sposób całkowicie na poważnie (a nie w żartach z przyjacielem np.)? Jak w ogóle można, znowu, w taki sposób pytać o zarobki? Przecież jak mi otyła koleżanka pochwali się, że schudła 2 kg, to jej pogratuluję, a nie oznajmię, że nadal wygląda jak kaszalot i chuja warte takie diety. <facepalm>
Tak, dlatego automatycznie założyłam, że te drugie studia są jakoś powiązane z pierwszymi. Ale może i nie, co za różnica tak naprawdę? Powtórzę się: nawet jeśli chodzi o kiepskie studia na kiepskiej uczelni, to towarzystwo chamskie i bezczelne. Kto wypowiada się w taki sposób całkowicie na poważnie (a nie w żartach z przyjacielem np.)? Jak w ogóle można, znowu, w taki sposób pytać o zarobki?
Przeczytaj jeszcze raz jej pierwszego posta: przebija z niego przekonanie o własnej zajebistości. Jeśli tak pogrywała na tym spotkaniu, to nie dziwię się że towarzystwo postanowiło ją nieco sprowadzic na ziemię. Mało tego: bardzo możliwe że ją wręcz podpuścili dla zabawy, a taka wkrętka wychodzi tym lepiej im ktoś ma twardszego kija w dupie. I autorka pokazała że ma kija iście dębowego. Spróbuj spojrzeć z innej strony, to może więcej dostrzeżesz.
Przecież jak mi otyła koleżanka pochwali się, że schudła 2 kg, to jej pogratuluję, a nie oznajmię, że nadal wygląda jak kaszalot i chuja warte takie diety. <facepalm>
A ja bym jej powiedział: "Obiecujący początek, tak trzymaj! Każdy sukces składa się z małych kroków!"
SaraS napisał/a:Tak, dlatego automatycznie założyłam, że te drugie studia są jakoś powiązane z pierwszymi. Ale może i nie, co za różnica tak naprawdę? Powtórzę się: nawet jeśli chodzi o kiepskie studia na kiepskiej uczelni, to towarzystwo chamskie i bezczelne. Kto wypowiada się w taki sposób całkowicie na poważnie (a nie w żartach z przyjacielem np.)? Jak w ogóle można, znowu, w taki sposób pytać o zarobki?
Przeczytaj jeszcze raz jej pierwszego posta: przebija z niego przekonanie o własnej zajebistości. Jeśli tak pogrywała na tym spotkaniu, to nie dziwię się że towarzystwo postanowiło ją nieco sprowadzic na ziemię. Mało tego: bardzo możliwe że ją wręcz podpuścili dla zabawy, a taka wkrętka wychodzi tym lepiej im ktoś ma twardszego kija w dupie. I autorka pokazała że ma kija iście dębowego. Spróbuj spojrzeć z innej strony, to może więcej dostrzeżesz.
SaraS napisał/a:Przecież jak mi otyła koleżanka pochwali się, że schudła 2 kg, to jej pogratuluję, a nie oznajmię, że nadal wygląda jak kaszalot i chuja warte takie diety. <facepalm>
A ja bym jej powiedział: "Obiecujący początek, tak trzymaj! Każdy sukces składa się z małych kroków!"
Mhm. Na razie widzę tyle: jeśli autorka pochwaliła się czymś dla towarzystwa niewartym wzmianki i/lub została uznana za sztywniarę, to w zasadzie sama sobie winna.
Mam nadzieję, że jesteś w tym konsekwentny. I że jak np. Twoja córka pochwali się przy kimś, że dostała piątkę albo wygrała jakiś konkurs, a w odpowiedzi usłyszy, że chuja warte szkolne oceny, jakie niby były nagrody, eee, jasne, jasne, nagrody w takich konkursach to zawsze gówno, a w ogóle na co to komu, wiadomo, że tylko zjebane kujony biorą w czymś takim udział, to też Twoją reakcją będzie szukanie winy w córce. I że dobitnie ją poinformujesz, że dla dorosłych oceny rzeczywiście są chuja warte. Albo, jeśli córka to dla Ciebie za dużo, to może Twoja partnerka. Na pewno poklepałbyś po plecach kolegów, którzy w ten sposób odnieśliby się do niej po tym, jak np. znalazła wymarzoną pracę. Bo to rzeczywiście gówno, małe zarobki i chuj to wszystkich obchodzi.
Nowe_otwarcie napisał/a:SaraS napisał/a:Tak, dlatego automatycznie założyłam, że te drugie studia są jakoś powiązane z pierwszymi. Ale może i nie, co za różnica tak naprawdę? Powtórzę się: nawet jeśli chodzi o kiepskie studia na kiepskiej uczelni, to towarzystwo chamskie i bezczelne. Kto wypowiada się w taki sposób całkowicie na poważnie (a nie w żartach z przyjacielem np.)? Jak w ogóle można, znowu, w taki sposób pytać o zarobki?
Przeczytaj jeszcze raz jej pierwszego posta: przebija z niego przekonanie o własnej zajebistości. Jeśli tak pogrywała na tym spotkaniu, to nie dziwię się że towarzystwo postanowiło ją nieco sprowadzic na ziemię. Mało tego: bardzo możliwe że ją wręcz podpuścili dla zabawy, a taka wkrętka wychodzi tym lepiej im ktoś ma twardszego kija w dupie. I autorka pokazała że ma kija iście dębowego. Spróbuj spojrzeć z innej strony, to może więcej dostrzeżesz.
SaraS napisał/a:Przecież jak mi otyła koleżanka pochwali się, że schudła 2 kg, to jej pogratuluję, a nie oznajmię, że nadal wygląda jak kaszalot i chuja warte takie diety. <facepalm>
A ja bym jej powiedział: "Obiecujący początek, tak trzymaj! Każdy sukces składa się z małych kroków!"
Mhm. Na razie widzę tyle: jeśli autorka pochwaliła się czymś dla towarzystwa niewartym wzmianki i/lub została uznana za sztywniarę, to w zasadzie sama sobie winna.
Mam nadzieję, że jesteś w tym konsekwentny. I że jak np. Twoja córka pochwali się przy kimś, że dostała piątkę albo wygrała jakiś konkurs, a w odpowiedzi usłyszy, że chuja warte szkolne oceny, jakie niby były nagrody, eee, jasne, jasne, nagrody w takich konkursach to zawsze gówno, a w ogóle na co to komu, wiadomo, że tylko zjebane kujony biorą w czymś takim udział, to też Twoją reakcją będzie szukanie winy w córce. I że dobitnie ją poinformujesz, że dla dorosłych oceny rzeczywiście są chuja warte. Albo, jeśli córka to dla Ciebie za dużo, to może Twoja partnerka. Na pewno poklepałbyś po plecach kolegów, którzy w ten sposób odnieśliby się do niej po tym, jak np. znalazła wymarzoną pracę. Bo to rzeczywiście gówno, małe zarobki i chuj to wszystkich obchodzi.
Sara, napiszę krótko: po lekturze (jak wiesz, bośmy się wzajemnie cytowali) twoich wielu postów nie dziwię się że to akurat trafiło cię w czuły punkt
W czuły punkt? Zależy, co masz na myśli. Bo tu w czuły punkt trafia opis zachowania faceta autorki, przyznaję. Nie wyobrażam sobie, żeby mój nie zareagował, kiedy ktoś tak odniósłby się do czegoś, co powiedziałam.
Natomiast jeśli chodzi o Twoje posty - nie. Ta może przesadna reakcja to efekt zdziwienia. Właściwie ZDZIWIENIA. Bo to jest coś, co naprawdę nie mieści mi się w głowie: usprawiedliwianie takich tekstów tym, że może studia słabe, a może ona ma kij w tyłku, a może... Żadne to powody i żadne usprawiedliwienie. Jej ewentualne negatywne cechy nie kasują ich prostactwa. Mogą autorki nie lubić, mogą nie lubić jej sztywności czy czegokolwiek innego, ale człowiek na poziomie nie wypowiada się w ten sposób z takich powodów. Co najwyżej rezygnuje z niechcianego towarzystwa.
W czuły punkt? Zależy, co masz na myśli. Bo tu w czuły punkt trafia opis zachowania faceta autorki, przyznaję. Nie wyobrażam sobie, żeby mój nie zareagował, kiedy ktoś tak odniósłby się do czegoś, co powiedziałam.
Natomiast jeśli chodzi o Twoje posty - nie. Ta może przesadna reakcja to efekt zdziwienia. Właściwie ZDZIWIENIA. Bo to jest coś, co naprawdę nie mieści mi się w głowie: usprawiedliwianie takich tekstów tym, że może studia słabe, a może ona ma kij w tyłku, a może... Żadne to powody i żadne usprawiedliwienie. Jej ewentualne negatywne cechy nie kasują ich prostactwa. Mogą autorki nie lubić, mogą nie lubić jej sztywności czy czegokolwiek innego, ale człowiek na poziomie nie wypowiada się w ten sposób z takich powodów. Co najwyżej rezygnuje z niechcianego towarzystwa.
Słuchaj, nie wiemy nawet czy to nie była wkrętka, z której później się całą grupą śmiała; patrząc na treść pierwszego posta, to autorka swoim stylem aż się nieco prosiła o taki wkręt. Gdyby to było serio i gdyby ona przesadnie nie zadzierała nosa, to owszem: byłaby to lekka chamówa. Ale naprawdę, po tym wszystkim raczej stawiam na wersję że postanowili panience nieco utrzeć nosa, bawiąc się jednocześnie jej kosztem widząc jej reakcję.
Najlepiej gdyby na spokojnie i na luzie zagadała że swoim facetem i zaczęła gadkę od tego że jego koledzy chyba ją podpuszczali
Violette, wiele razy się z Tobą zgadzam, wielu Twoim postom daję w myślach lajka, ale Wasze kafeteriowe przepychanki to nie moja bajka, więc proszę, nie próbuj mnie w nie wciągać.