Prosiłbym o podejście poważnie do tematu i najlepiej bezstronnie rozumiejąc obie strony.
Jesteśmy po 5 letnim związku obecnie mam 27 lat a moja była 22
Nasza miłość zaczęła się dość wcześnie,ale była niesamowita,nasze spotkanie,i to jak było dalej,coś niesamowitego i mało spotykanego, z biegiem czasu gdy znajomi oraz rodzina zaczęły się mieszać,pojawiły się problemy,których również nie potrafiłem na początku rozwiązać,i o problemach rozmawiać,przez co zbierało się w nas dużo toksycznych rzeczy.
Później słabo się rozumieliśmy bo musiałem być zazdrosny,prosiłem ja o wiele rzeczy i czułem się nie rozumiany,przez co unikałem rozmów.
Ale potrafiliśmy sprawic że było cudownie.
I wciąż się kochaliśmy,mimo że różnie bywało
Później coraz bardziej i częściej robiliśmy oddzielne rzeczy,ja częściej wybierałem kolegów zamiast zostać w domu,treningi itd
Przyszedł dzień że miała dość i powiedziała że już nie da rady bo nic się nie zmienia,bo ma już dość,chcę iść na przód i żebym dał jej spokój.
Ciężko to znioslem,starałem się o nią walczyć,zacząłem pracować nad sobą ( to słyszałem dlaczego tak późno )
Że już za późno..
Starałem się o nią w możliwy sposób, gdy mnie wszędzie zablokowala,pisałem kilka listów ręcznie i doreczalem, ostatni list z naszymi zdjęciami i wyjaśnieniami że rozumiem co i ile złego zrobiłem, miesiąc dopiero oficjalnie nie jesteśmy razem,ale to było rozdrapywanie rany ciągle, 21 lutego dałem jej ten list,i ostatni raz przytuliła się do mnie,dała mi swoje zdjęcie z dzieciństwa ( moje ulubione )
I wyszedłem, chciałem dać jej spokój, ale znów nie wytrzymałem,i stralem się jakoś to naprawić, to dość mocno się denerwowała i kazała dać mi spokój,że miałem już wystarczająco dużo szans i tym podobne.
Jeszcze przed rozstaniem zarzucała mi że będę wśród znajomych,ze nie umiem być sam,że pewnie kogoś zaraz poznam, a jest odwrotnie..
Bo ciągle chce byc sam i pracuje nad sobą.
Wiem że my faceci często obiecujemy poprawę na miesiąc dwa rok
A później znów się odkleja i przez to krzywdzimy kobiety,
Lecz od rozstania codziennie pamiętam ile słów powiedzialem,co zrobiłem a czego nie zrobiłem.
Nie mogę jeść,spać,pracować,trenować,niczym nie mogę zająć głowy by choć na chwilę nje myslev o tym.
I choć mogło by się wydawać że gdy ktoś prosi daj mi spokój,to powinno się dać,. Ale czy też o miłość nie powinno się walczyć? Nawet jeśli jest to jednostronna?udzie budują coś po kilka lat a później gdy się wali,zamiast naprawiać,jedyne rozwiązanie to rozstanie i zburzenie wszystkiego,uważam że jeśli ktoś przeżył prawdziwa miłość,przepracował ból w sobie to wie o czym mówię i stad uważam że warto walczyc o miłość, przynajmniej pokazywać jej że się zmieniłem i że ja kocham, mimo że ona nie chce moich starań.
Jest to świeża sprawa,może musi sobie to poukładać w głowie,może faktycznie już nie chcę,ale czy nie warto naprawdę próbować?
Dlaczego jedynym rozwiązaniem jest rozstanie?
Co mam zrobić,proszę podejść do tematu poważnie,nawet jeśli ktoś nie wierzy w miłość lub ma swoje doświadczenie ( koniec to koniec )