Widziałam podobne posty, ale każdy przypadek nawet podobny, jest inny. Jestem 3 lata po ślubie, a u nas więcej nijakich niż udanych dni. Dobiegamy do trzydziestki. Ludzie, których łączy wspólne życie pod jednym dachem. Z mężem malo się widzimy, wracamy z pracy to każde kieruje się do swojego pokoju i tam siedzi, oboje jesteśmy zmęczeni i marzymy o odetchnięciu (ten sam zawód) . Czasem któreś coś rzuci, ale nazwać to rozmową trudno. On dużo gra, ogląda tv, ja głównie czytam, posprzątam w domu, ale tak nam mijają godziny po pracy. Posiłki jemy osobno, od wielkiego dzwonu zjemy wspólnie obiad. Nie jest tak, że w ogóle nie rozmawiamy i siedzimy cicho, ale to takie jałowe rozmowy. Rok temu poroniłam, od tej chwili zaczęliśmy się oddalać od siebie. Chcieliśmy dziecka, ten temat teraz umarł. Jak całe nasze uczucie. Z mężem chciałam porozmawiać o tym, że spróbujemy postarać się o ciąże jeszcze raz, ale dla niego to bolesny temat i nie chciał rozmawiać.
W październiku znajoma miala urodziny i zaprosiła męża i mnie, poszłam sama, bo mąż miał początki przeziębienia i źle się czuł. Złapałam kontakt z kolegą (to ''dawny" kolega męża, ale i mnie nie jest obcy, mamy swoje numery w tel; napisałam "dawny", bo mąż już dawno nie widział się z nim, ostatnio na samym początku po ślubie), chwilę sami pobyliśmy, nagle przytulił mnie do siebie i zaczął całować, na tym się skończyło dlatego, że sporo ludzi wokół i ryzyko złapania przez kogoś było duże, a to grono, gdzie każdy się zna. Do końca spotkania zachowywalismy się neutralnie. Pisać chyba nie muszę, że mąż nie ma pojęcia, co zaszlo, po moim powrocie przebudził się i parę słów zamieniliśmy. Od tego dnia kontakt mam z kolegą prawie codziennie, piszemy, ale on chce się spotkać, zaprasza do siebie; ja odmawiam, czuje się paskudnie wobec męża. Mam ochotę zakończyć naszą "pisanine", zablokować jego nr i wtedy to umrze śmiercią naturalną, ale potem zdaje sobie sprawę, że i mnie ciągnie do niego, czekam na wiadomość. Pytania jedne i te same: co mi to da? Co jak się mąż dowie (spakowałby mi walizki z prędkością światła)?
Jak mam to rozegrać? Co z mężem, z naszymi relacjami? W głowie mam kołowrotek, i zaczynam chyba tracić głowę.
2 2022-11-05 10:27:33 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-11-05 10:28:38)
Po pierwsze zadaj sobie pytanie: Co cię w tym związku trzyma? Bo chyba nie miłość do męża? A nawet jeśli, to po co ci miłość bez seksu czy bliskości? Jesteś młoda, a krew nie woda (ale mi się "rymło"). Prędzej czy później "popłyniesz", jeśli nie z kolegą to z kimś innym i wtedy TO BĘDZIE TWOJA WINA. Jeśli próby naprawienia twojego małżeństwa są przez męża odrzucane, to albo on już kogoś ma, albo bliskość z kimkolwiek mu niepotrzebna (są takie przypadki), albo sam ma jakieś swoje życie o którym nic nie wiesz i to od dawna.
To spotkanie z "kolegą" to chyba sygnał, że powinnaś coś zrobić ze swoim małżeństwem i nie czekać na katastrofę.
A ten kolega jest wolny?
To Wy jesteście odpowiedzialni za Wasze małżeństwo. To Wy powinniście się postarać o to, żeby razem jeść obiady albo poświęcić chociaż 30min wieczorem na rozmowę. To Wy sprawiliścje, że teraz macie nijakie dni.
Ty już popłynęłaś. Już go zaczęłaś zdradzać. Nie umiesz najpierw podjąć decyzji zanim zaczniesz całować się z innym?
Istnieją terapeuci, którzy specjalizują się w pomocy rodzinom po stracie dziecka. Z takiej pomocy powinniście skorzystać.
Jakie to typowe... Po co się męczyć z własnym bałaganem w małżeństwie jak można udać, że się go nie widzi i wskoczyć w nową relację, która tak wygodnie właśnie się napatoczyła.
Nie chcesz być w tym małżeństwie, to nie bądź. Weź na siebie odpowiedzialność, podejmij decyzję, rozwiedź się i żyj sama po swojemu. Tak robią odpowiedzialni dorośli. A nie dajesz się macać na prawo i lewo byle komu, bo Ci "smutno i źle".
Ja nie widzę tutaj nic co sugerowało by że autorka próbuje naprawić to małżeństwo. Jest tylko opisanie stanu faktycznego, czyli że żyją jak lokatorzy. Autorka uznała że jest jak jest i tyle, po co się postarać, spróbować na nowo rozpalić ten płomień. Widać że mąż gorzej przeszedł tragedię poronienia niż autorka, zamkną się w sobie, unika bliskości, a co robi autorka w tym temacie? Chciała porozmawiać o następnej ciąży.... Mimo że jak byk widać że mąż sobie nie poradził z poronieniem. No i na deser zostaje zdradzony przez żonę...
Z kolegą zdradzony ten szczegół jest istotny
Straszna kara go spotka - męża jak się dowie
Teraz trzeba z męża zrobić potwora
Nałogowy gracz na początek,może być to w połączeniu z brakiem seksu i bliskości
w większej części u niego z jego strony bo Sisi by chciala może ale to mąż się ma domyśleć to oczywiste no i autorka się boi i wstydzi, bo mąż jak coś usłyszy niemiłego to się rozpadnie na kawałki
Stopniowo można przejść do zdiagnozowania u niego do wyboru symptomów i rysów
1.socjopatii
2 psychopatii
3 narcyzmu
4 apatii
5 depresji
Albo miszanki wad i zachowań nie do zniesienia ,niudacznik to dobre też
To pomoże uzasadnić i usprawiedliwić niewierność, romans
,zdradę właściwie nie zdradę rekompensatę
I nową wielką zakazaną miłość - potencjalnie super przyszłość
Ewentualnie jak kolega niechętny będzie na zwiazek to czysty,emocjonalny seks bez zobowiązań,nieszkodliwy sportowy ekologiczny
Potem i tak będzie płacz i jego wina większa
Ale co szkodzi sprawdzić na sobie i się zabawić .
Myślenie taktyczne,strategiczne,planowanie już włączne jest pulsuje
Tylko jeszcze spust nie wciśnięty,nie ma odpowiednich pozwoleń wydanych sobie
To przez to durne sumienie, spokojna czaszka to się da załatwić, kolega pomoże
Jest tyle filozofii i racjonalizacji w powietrzu do wyboru do koloru żeby oczyścić i odciąć skrupuły.
Najpierw przetrwać w tym chorym związku a potem się zobaczy jakie są inne możliwości i jak obejść powiązania wspólne to łatwe jak się będzie miało pewność czegoś nawet jeśli to złudzenie - wystarczy.Konspiracja jest też świetną zabawą i może być czymś szlachetnym dls dobra męża tylko podwójne życie męczy i nałogowość romansu ,ale to nie ważne jeszcze na tym etapie.Ciekawość wygra.
Też mam takie wrażenie, że autorka postawiła krzyżyk na relacji bez walki.
Nie wiem, czy braliście ślub kościelny czy cywilny, ale zakładam, że w tamtym momencie z pełnym przekonaniem opowiedziałaś "chcemy" na pytanie "Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?" albo przed urzędnikiem przyrzekałaś, że uczynisz wszystko by małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. Ta przysięga nie była po to by było doniośle i elegancko, miała wyrazić gotowość do przechodzenia przez trudności razem. Wiem, że łatwo się ja składało, gdy wszystko było cacy, ale czas sobie o niej przypomnieć.
Tak trudne doświadczenia mogą jeszcze bardziej scalać, albo budować mury w związku. Wygląda na to, że poczuliście się niezrozumiani, być może dużo jest chowanej urazy i żalu, okej, zabrakło wspólnoty w tamtym czasie, ale to nie oznacza, że nie da się jej odnaleźć. Jeżeli nie wiesz od czego zacząć to zwróćcie się do specjalisty.
Prawda jest taka, że gdyby nie Wasz kryzys, to kolega nie zrobiłby na Tobie większego wrażenia, on z kolei pewnie wyczuł łatwy cel.
Mąż to już patałach do kwadratu.
Co do tego, że samo się stało. To już próba była. No tylko ci inni goście przeszkodzili.
Bardzo, ale bardzo dramatycznie wygląda wszystko. Są emocje i to się liczy.
10 2022-11-05 13:20:44 Ostatnio edytowany przez Sisimisi28 (2022-11-05 13:23:56)
Kolega jest wolny, ma za sobą długi związek, który się rozpadł. Nie ma dzieci.
Co nas łączy? Z mężem żyjemy właśnie jak lokatorzy, a nie małżeństwo. Nie ma tragedii, nie ma przemocy ani nałogów, jest po prostu byle jak. Nie oczekuję fajerwerków, rzucania się sobie na szyję, od braku wspólnych posiłków nikt nie umiera (kolacje każdy robi sam sobie w innym czasie), ale my mamy za sobą trzy lata małżeństwa, a mamy życie jakie mamy, co będzie za 5, 10, 15 lat? Całe życie obok siebie?
Praca też daje nam w du..., wstajemy wcześnie, mamy kontakt z bardzo różnymi ludźmi i sytuacjami na drodze, to rodzi stres i wypala, więc ciężko, żebym miala do męża pretensje o to, że pada z nóg, bo sama znam ten "ból".
O dziecko zaczęliśmy się starac szybko, do czasu wszystko było ok, na poronienie nic nie wskazywało, a że nam zależało chyba za bardzo, to jak już się stało, tak mąż do dzisiaj to przeżywa. Po mnie nie spłynęło to jak po kaczce, ale ja bym chciala spróbować, a nie: nie udało się, to już poddajemy się i koniec, zamykamy temat i udajemy, że to nie istnieje.
Chcialam mężowi zaproponować terapię małżeńską. Nie rozmawialiśmy o tym jeszcze, ale może warto zaproponować i zobaczyć, co wyniknie? Czy mąż będzie chętny czy nie?
Powinnam zakończyć to, co zaszło między mną a kolegą, a tu....nie chce. Mam ochotę tym rzucić, ale na ochocie się konczy. To "tylko" wymiana wiadomości, jak się spotkamy, to na samej rozmowie się nie skończy, dlatego na razie ciągle odmawiam. Czuje się jak świnia rozgrywając tak wszystko za plecami męża, przemyślając, a on niczego nie podejrzewa.
Poważna rozmowa z mężem nas czeka, bo jak nie zaczniemy żyć razem, to nic dobrego nie będzie.
Jak chcesz cokolwiek ratować z mężem to trzeba urwać kontakt z boczniakiem. Sztywna zasada, bo inaczej nic nie wyjdzie. Tymczasem Ty sama siebie już w głowie usprawiedliwiasz, w końcu się z nim spotkasz i polecisz w romans.
Mąż potrzebuje w pierwszej kolejności terapii indywidualnej, żeby przelracować stratę dziecka. Powiem brutalnie, poronienia się zdarzają i w 90% przypadków nic na nie nie wskazuje. Trzeba to potem po prostu przepracować. I ja się mężowi nie dziwię wcale, że nie chce więcej próbować, boi się powtórki i ma do tego pełne prawo, dlatego on potrzebuje indywidualnych spotkań z psychologiem. Jeżeli Ci zależy na takim wsparciu go, to zawsze możesz zadzwonić do szpitala ginekologiczno-położniczego, który macie blisko i zapytać o psychologów tam, a potem sprawdzić, który prowadzi takie indywidualne terapie. Takie spotkania naprawdę działają cuda i pomagają człowiekowi przejść przez decyzję o kolejnej ciąży i przez kolejną ciążę. Robiłaś po tym poronieniu badania? Może jakbyście zrobili też badania genetyczne, wykluczyli choroby, to mąż poczułby się lepiej przygotowany na kolejne próby?
I Ty też powinnaś tutaj okazać mu trochę wsparcia. Każdy coś takiego przeżywa w swoim tempie. Jeden otrząśnie się po 3 miesiącach, a inny po roku. Nie ma reguły tego, kiedy jest dobrze, a kiedy jest źle.
A terapia małżeńska to przy okazji, ale u kogoś innego i nie kosztem tej indywidualnej.
No i warunkiem Twojego pójścia na terapię małżeńską powinno być zerwanie kontaktu z boczniakiem.
Praca nie jest usprawiedliwieniem, bo pracuje każdy, a jakoś wszystkie związki się przez to nie rozpadają.
Wy sami pozwoliliścje na to, żeby się rozjechać. Więc teraz jest pytanie, czy próbujecie się znowu zjechać razem czy rozwód. Ale nie bądź (nie będę używać wulgaryzmów) i przynajmniej się rozwiedź zanim radośnie wskoczysz do łóżka innemu.
Zawsze sie zastanawiam, co właściwie daje komuś relacja na boku, choćby to miałaby być tylko sama rozmowa..?Jakoś tak ze wszystkimi chce się gadać tylko nie z partnerem? To jakieś remedium na kłopoty i problemy? Potrzeba bycia zrozumianym i docenionym? Zawsze to łatwiej zrobić niż spróbować rozwiazać problem z drugą połówką?
Autorko, a dlaczego właściwie uważasz, że prawo przeżywania straty Waszego dziecka przez męża mniej istotna niż Twoja niemal natychmiastowa gotowość do zajścia w kolejną ciążę?
Autorko, a dlaczego właściwie uważasz, że prawo przeżywania straty Waszego dziecka przez męża mniej istotna niż Twoja niemal natychmiastowa gotowość do zajścia w kolejną ciążę?
Pozwolę sobie
To trochę inaczej wygląda z perspektywy kobiecej i męskiej.
Kobieta od początku ciąży ma haj hormonalny i im dalej tym on jest większy.
Nie wiem, na jakim etapie tutaj była strata. Ale organizm kobiety w takiej sytuacji wręcz domaga się tego, żeby ciąża szła dalej. Dlatego wiele koboet zachodzi w kolejną ciążę w tym samym miesiącu, w którym następuje poronienie. Tak jakby organizm chciał zrekompenskwać sobie stratę i być dalej w ciąży i żeby dalej był haj hormonalny.
Miałam tak samo, pomimo tego, że przeżywałam mocno to, co się stało.
A mąż haju hormonalnego nie ma. Więc nie ma mu co kompensować, organizm mu nie mówi, że coś się nagle skończyło, tylko ma żałobę, traumę, zwłaszcza w momencie, kiedy faktycznie bardzo chciał i mocno na to liczył, a nic się złego nie działo po drodze tak, żeby chociaż trochę być przygotowanym psychicznie.
Loka, oczywiście
Kwestie biologiczne grają tutaj wielką rolę, jednak spotykałem się z historiami, gdzie właśnie kobieta przeżywała psychicznie bardziej stratę dziecka, co się potem przerzucało na relacje obojga partnerów a to facet np naciskał na kolejne dziecko. Zdaję sobie sprawę, że bywa różnie i nawet czynniki psychologicnze są powiązane z fizjologicznymi.
Chociaż to w sumie tylko jeden z elementów, które składają się na kryzys między małżonkami.
Przecież to nie jest kolega męża, tylko twój kochanek autorko.
To forum dla dorosłych, więc możemy nazywać rzeczy po imieniu.
16 2022-11-05 14:27:26 Ostatnio edytowany przez Szeptuch (2022-11-05 14:28:06)
czyli miałem racje.
autorka nie zrobiła nic aby naprawić to małżeństwo.
Nie zrobiła nic aby pomoc mężowi, Wesprzeć go,jak trzeba to dać się wypłakać.
Jedyne co zrobiła i nadal robi to dla siebie,ona ma emocje,ona ma zapomnienie,ona jest szczęśliwa.
A mąż tam w żałobie niech sobie siedzi sam w pokoju.
Nie zasługujesz na to aby byc jego zona.
Powiedz mu o kochanku,ma prawo wiedzieć i do tego kochanka idź.
17 2022-11-05 14:35:44 Ostatnio edytowany przez adrianoleite (2022-11-05 14:36:01)
lec z kolega i zobacz co będzie
18 2022-11-05 14:45:46 Ostatnio edytowany przez Sisimisi28 (2022-11-05 14:50:44)
Rita, jakie "po tobie spłynęło"? Skąd to wzięłaś? Bo ja napisałam coś przeciwnego, ze NIE spłynęło po mnie, tylko chciałabym bardzo, żebysmy spróbowali znowu. Poroniłam w 9 tygodniu, każdy wie, że poronienia do 12 tygodnia to norma i matka natura, ale jak się dziecka chce, to człowiek odsuwa od siebie myśli o takim zakończeniu. Tu jestem zdrowa, wszystko "działa" u mnie jak powinno, szansa na to, że teraz by nam wyszło, jest duża.
Nigdy nie uprawialam seksu z kolegą, a Ty, Szeptuch: kto Ci dał prawo do mówienia, kto na kogo zasługuje czy nie zasługuje?
Jak ludzie zrobią coś głupiego, czego zrobić nie powinni, to już koniec, nie ma co ratować? Bo to chyba tak nie działa.
Jak ludzie zrobią coś głupiego, czego zrobić nie powinni, to już koniec, nie ma co ratować? Bo to chyba tak nie działa.
No tylko tu jest trochę inaczej. Bo głupotę już zrobiłaś, doskonale wiesz, że to była głupota, a mimo to robisz ją dalej, jakbyś nie miała własnej woli tylko rządziło Tobą nie wiadomo co.
Skoro wiesz, że zrobiłaś coś głupiego, to pora to naprawić i zerwać z gościem kontakt, a tego zrobić nie chcesz, wręcz usprawiedliwiasz ten kontakt.
Jeszcze do łóżka nie poszliście, ale póki co to "jeszcze" jest. Za chwilę go nie będzie, bo on pisze, a Ty zachowujesz się jakbyś straciła rozum.
Szkoda, że nie odnosisz się do żadnych postów, w których masz konkretne porady, co możesz zrobic dla swojego małżeństwa, ale to w sumie też jest dosyć wymowne. Tak jakbyś decyzję w głowie już miała podjętą, tylko jeszcze się zastanawiasz, jak w głowie zwalić całą winę na męża.
Autorko, masz jedno życie.
Jak nie ten kolega, to następny.
Nigdy nie uprawialam seksu z kolegą
Złapałam kontakt z kolegą chwilę sami pobyliśmy, nagle przytulił mnie do siebie i zaczął całować, na tym się skończyło dlatego, że sporo ludzi wokół i ryzyko złapania przez kogoś było duże
Bo byli ludzie - męża już wtedy zdradziłaś.
a Ty, Szeptuch: kto Ci dał prawo do mówienia, kto na kogo zasługuje czy nie zasługuje?
Ty, zakładając ten temat.
Jak ludzie zrobią coś głupiego, czego zrobić nie powinni, to już koniec, nie ma co ratować?
A pomyślałaś że ten wasz "kolega" pochwali się że Ciebie przelizał innemu koledze i dowie się o tym mąż?
I Ty nie popełniłaś błędu tylko zdradziłaś męża.
To wszystko nie jest takie proste. Piszcie o terapii w celu przepracowania straty dziecka - zaraz po poronieniu w zasadzie nie rozmawialiśmy o tym, każdy dusił to w sobie, ja siebie ogarnęłam sama, poukładałam to sobie w głowie. Na rozmowę o dziecku mąż jest zamknięty. Już jakby nie chciał więcej próbować, jak ten raz nie wyszedł.
Nie wiem, czy on przystanie na terapię,czego by ona nie dotyczyla, ale chciałabym, żebysmy spróbowali. Zeby nie kończyć tego małżeństwa tak już, zaraz, bez (chociaż) próby uratowania go. Z kolegą kontakt muszę przerwać, bo inaczej się nie uda nic, mogę "nie chcieć", ale muszę. Bo mnie wziął haj emocjonalny, i pod jego wpływem mam jak w banku, że coś zrobię, czego nie mogę.
Maku - kolega nikomu nie powie, bo musiałby być pierd....w mózg. A mąż zabiłby chyba i jego i mnie (wystawiłby mi walizki w pięć minut za drzwi).
Maku - kolega nikomu nie powie, bo musiałby być pierd....w mózg.
A czym kolega ryzykuje?
Może mąż i nie będzie chciał rozmawiać ale wtedy trzeba wejść na wyższy poziom.
24 2022-11-05 16:17:07 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2022-11-05 16:56:13)
To wszystko nie jest takie proste. Piszcie o terapii w celu przepracowania straty dziecka - zaraz po poronieniu w zasadzie nie rozmawialiśmy o tym, każdy dusił to w sobie, ja siebie ogarnęłam sama, poukładałam to sobie w głowie. Na rozmowę o dziecku mąż jest zamknięty. Już jakby nie chciał więcej próbować, jak ten raz nie wyszedł.
Nie wiem, czy on przystanie na terapię,czego by ona nie dotyczyla, ale chciałabym, żebysmy spróbowali. Zeby nie kończyć tego małżeństwa tak już, zaraz, bez (chociaż) próby uratowania go. Z kolegą kontakt muszę przerwać, bo inaczej się nie uda nic, mogę "nie chcieć", ale muszę. Bo mnie wziął haj emocjonalny, i pod jego wpływem mam jak w banku, że coś zrobię, czego nie mogę.Maku - kolega nikomu nie powie, bo musiałby być pierd....w mózg. A mąż zabiłby chyba i jego i mnie (wystawiłby mi walizki w pięć minut za drzwi).
On jest zamknięty na rozmowę z Tobą. Ja na Twoim miejscu znalazłabym terapeutę tak, jak opisałam w poście gdzieś wyżej i dałabym mu numer telefonu. Ewentualnie zapytałabym czy go zapisać na wizytę i na kiedy, jeżeli dla niego telefon to za dużo. I zapytałabym czy chce na taką wizytę iśc sam czy ze mną.
I tak jak pisałam, ja się mu wcale nie dziwię, że jest zamknięty na temat dziecka. To jest całkowicie normalne.
My straciliśmy dziecko w 22tygodniu. Mąż terapii nie chciał, ja mam swoją terapeutkę do której chodzę i ona mi bardzo w głowie pomaga to wszystko ustawić.
Myślę, że nawet jeżeli mąż takich spotkań nie chce, to Ty sama mogłabyś do takiej terapeutki iść na kilka spotkań choćby po to, żeby pogadać o tym, jak rozmawiać z mężem, jak jemu pomóc, jak go wspierać. Bo każde z Was ma swój okop i uznajecie siebie za wrogów. Nie rozumiecie się wzajemnie. A Ty niespecjalnie próbujesz zrozumieć jego i to, w jaki sposób on to wszystko przeżywa. Tobie się wydaje, że skoro Ty się podniosłaś, to on też powinien, a tak nie jest.
Moja terapeutka mówiła mi o wielu przypadkach, gdzie jedna strona całkowicie zostaje pogrążona w żałobie i zamyka się na wszystko, a druga strona nie rozumie, bo już ruszyła dalej. To wszystko jest do wyprostowania, tylko w tym momencie, Ty musisz podjąć konkretną akcję po to, żeby pomóc jemu.
Edit.
Jeszcze jedno. Specjalnie napisałam wcześniej o tych badaniach, do czego też się nie odniosłaś. Bo myślę, że mąż by inaczej podszedł do komunikatu "Słuchaj Heniek, zrobiłam badania, sprawdziłam sobie krzepliwość, cukier, tarczycę, kontroluję ciśnienie, zbadałam i z mojej strony wszystko jest ok. Znalazłam dobrego lekarza, od razu po pozytywnym teście da mi progesteron i będzie kontrolował regularnie czy wszystko jest ok. Zrobimy wszystko, co damy radę". Wtedy od razu człowiek czuje się pewniej. Nie oskarżam Cię tutaj ani nic, bo poronienie nie jest winą kobiety, ale można się przed nim maksymalnie zabezpieczyć. Wiadomo, że nie wyeliminuje się tego na 100%, bo ryzyko jest zawsze, ale to daje psychicznie bardzo dużo, jak się jest przygotowanym.
Pójście do boczniaka zawsze jest pójściem na łatwiznę, a ja mam wrażenie, że Twój mąż po prostu ma jakieś stany depresyjne, które wyłącza u siebie grami.
Jeśli próby naprawienia twojego małżeństwa są przez męża odrzucane, to albo on już kogoś ma, albo bliskość z kimkolwiek mu niepotrzebna (są takie przypadki), albo sam ma jakieś swoje życie o którym nic nie wiesz i to od dawna.
Według mnie to dość prawdopodobne. Autorko, bierzesz w ogóle pod uwagę możliwość, że on już myślami jest przy kim innym?
Salomonka napisał/a:Jeśli próby naprawienia twojego małżeństwa są przez męża odrzucane, to albo on już kogoś ma, albo bliskość z kimkolwiek mu niepotrzebna (są takie przypadki), albo sam ma jakieś swoje życie o którym nic nie wiesz i to od dawna.
Według mnie to dość prawdopodobne. Autorko, bierzesz w ogóle pod uwagę możliwość, że on już myślami jest przy kim innym?
Ale tu nie widać, żeby Autorka podejmowała jakieś próby, które mąż odrzucał.
27 2022-11-05 17:11:42 Ostatnio edytowany przez Sisimisi28 (2022-11-05 17:19:33)
Lady loka - odnioslam się do badań, ale nie napisałam szczegółowo, tylko krótko, że wszystko jest u mnie ok, jestem zdrowa i mamy duże szanse na to, że teraz ciąża normalnie by się "przyjęła" i mamy szansę na dziecko.
Bb8 - jestem pewna, że mąż nikogo nie ma i drugiego życia nie prowadzi.
Lady, będę rozmawiała z mężem, bo bez rozmowy naszych problemów nie damy rady rozwiązać. Dziękuję Ci za odpowiedzi.
bb8 napisał/a:Salomonka napisał/a:Jeśli próby naprawienia twojego małżeństwa są przez męża odrzucane, to albo on już kogoś ma, albo bliskość z kimkolwiek mu niepotrzebna (są takie przypadki), albo sam ma jakieś swoje życie o którym nic nie wiesz i to od dawna.
Według mnie to dość prawdopodobne. Autorko, bierzesz w ogóle pod uwagę możliwość, że on już myślami jest przy kim innym?
Ale tu nie widać, żeby Autorka podejmowała jakieś próby, które mąż odrzucał.
Nie widać, ale on też nie wychodzi z inicjatywą. Autorka już ma kogoś na boku, nie wykluczałabym, że on też. Wszyscy tutaj jego niechęć do starań o kolejną ciążę przypisują żałobie po utracie poprzedniej, ja myślę, że to jest tylko jedna z opcji. Czytam dużo dyskusji na forach okołociążowych, fakt, że większość piszących to kobiety, ale można zauważyć, że taki wzajemny chłód i zniechęcenie pojawia się zazwyczaj dopiero po n-tej stracie i wielu latach porażek.
Lady Loka napisał/a:bb8 napisał/a:Według mnie to dość prawdopodobne. Autorko, bierzesz w ogóle pod uwagę możliwość, że on już myślami jest przy kim innym?
Ale tu nie widać, żeby Autorka podejmowała jakieś próby, które mąż odrzucał.
Nie widać, ale on też nie wychodzi z inicjatywą. Autorka już ma kogoś na boku, nie wykluczałabym, że on też. Wszyscy tutaj jego niechęć do starań o kolejną ciążę przypisują żałobie po utracie poprzedniej, ja myślę, że to jest tylko jedna z opcji. Czytam dużo dyskusji na forach okołociążowych, fakt, że większość piszących to kobiety, ale można zauważyć, że taki wzajemny chłód i zniechęcenie pojawia się zazwyczaj dopiero po n-tej stracie i wielu latach porażek.
Oj zdziwiłabyś się.
Nigdy nie uprawialam seksu z kolegą, a Ty, Szeptuch: kto Ci dał prawo do mówienia, kto na kogo zasługuje czy nie zasługuje?
Jak ludzie zrobią coś głupiego, czego zrobić nie powinni, to już koniec, nie ma co ratować? Bo to chyba tak nie działa.
widzisz, ja uważam że do momentu zdrady wszystko można wybaczyć i wszystko przepracować,o ile sa szczere chęci z obydwu stron.
Zdrada niszczy i wypala wszystko.
Ty juz rubikon przekroczyłaś,zdradziłaś swojego męża.
Wiec jak dla mnie,nie ma tu juz miejsca na ratowanie czegokolwiek.
BB:
Autorka sama pisze że jej starania o ratowania małżeństwa były żadne,do tej pory.
Sama również pisze że wszystko zaczęło sie sypać od momentu poronienia, że jej mąż stał sie wycofany, chłodny,zaczął sie izolować.
Nie trzeba geniusza żeby dodać 2 do 2 i wyjdzie żze ciągle jest w żałobie,nie przepracował traumy.
bb8 napisał/a:Lady Loka napisał/a:Ale tu nie widać, żeby Autorka podejmowała jakieś próby, które mąż odrzucał.
Nie widać, ale on też nie wychodzi z inicjatywą. Autorka już ma kogoś na boku, nie wykluczałabym, że on też. Wszyscy tutaj jego niechęć do starań o kolejną ciążę przypisują żałobie po utracie poprzedniej, ja myślę, że to jest tylko jedna z opcji. Czytam dużo dyskusji na forach okołociążowych, fakt, że większość piszących to kobiety, ale można zauważyć, że taki wzajemny chłód i zniechęcenie pojawia się zazwyczaj dopiero po n-tej stracie i wielu latach porażek.
Oj zdziwiłabyś się.
Tzn, mieliście kryzys po utracie dziecka? Mam na myśli kryzys w małżeństwie.
Lady Loka napisał/a:bb8 napisał/a:Nie widać, ale on też nie wychodzi z inicjatywą. Autorka już ma kogoś na boku, nie wykluczałabym, że on też. Wszyscy tutaj jego niechęć do starań o kolejną ciążę przypisują żałobie po utracie poprzedniej, ja myślę, że to jest tylko jedna z opcji. Czytam dużo dyskusji na forach okołociążowych, fakt, że większość piszących to kobiety, ale można zauważyć, że taki wzajemny chłód i zniechęcenie pojawia się zazwyczaj dopiero po n-tej stracie i wielu latach porażek.
Oj zdziwiłabyś się.
Tzn, mieliście kryzys po utracie dziecka? Mam na myśli kryzys w małżeństwie.
My nie. Ale bardzo pracowaliśmy nad tym, żeby tak było. Ja mam terapię praktycznie od samego początku. I u nas ciągle jest jednak bardzo wcześnie.
Terapeutki też nie znalazłam sobie sama. Moja mama od swojej znajomej dostała telefon i kazały mi zadzwonić i się umówić. Ja byłam w takim stanie, że wstawałam z łóżka tylko do łazienki, a przez cały dzień żyłam na jednej kanapce, którą ktoś we mnie wmusił. I paradoksalnie do tego miałam ochotę natychmiast zajść w kolejną ciążę, bo tak mi organizm dyktował.
Rozumiem tu i Autorkę i jej męża.
Znam ludzi, dla których rok to było mało, żeby się ze stratą pogodzić.
Znam ludzi, którzy tracili po 5 ciąż zanim udało się uratować jedno dziecko. I szacun dla nich.
Znam ludzi, którzy poddali się po pierwszej stracie.
Nie ma jednego poprawnego scenariusza tego, ile człowiek może w życiu znieść, albo tak jak w tym przypadku, po ilu stratach dopiero ma prawo się załamać. Ludzka psychika jest bardzo złożona. Ja po poprzedniej ciąży mam objawy PTSD, które zaczęły wychodzić dopiero teraz. Kolejna ciąża będzie dla męża Autorki gigantycznym obciążeniem. Praktycznie do 10 tygodnia ciągłym stresem. Ma prawo do tego, żeby nie czuć się na to gotowym. Szkoda, że nie dostał wsparcia od samego początku, ale niestety u nas kuleje nawet wsparcie dla matek, a co dopiero dla ojców. Moim zdaniem facet ma jakieś stany depresyjne i potrzebuje pomocy, a nie nacisku.
Też powiedziałam mężowi, że jak teraz się nie uda, to więcej nie chcę próbować. Bo wiem, że wolałabym skoczyć z mostu niż pochować kolejne dziecko.
33 2022-11-05 17:59:51 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-11-05 18:08:21)
Jestem 3 lata po ślubie, a u nas więcej nijakich niż udanych dni. Dobiegamy do trzydziestki.
...............Z mężem malo się widzimy, wracamy z pracy to każde kieruje się do swojego pokoju Posiłki jemy osobno, od wielkiego dzwonu zjemy wspólnie obiad. .
Wszystko fajnie, tylko facet dobiegający trzydziestki żyjący jak mnich tybetański? Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Żoną zainteresowany nie jest, używki omija, tylko pracuje, wraca późno z pracy i pooglądawszy telewizję idzie spać? I to trzy lata po ślubie?
Oczywiście że poronienie żony mogło wywołać u niego smutek i pogrążyć go na jakiś czas w żalu, ale tutaj coś mi nie pasuje. Nie twierdzę, że facet kogoś ma i zdradza, ale że coś z nim nie jest w porządku, to chyba jasne jak slońce.
Autorka chociaż znalazła sobie "kolegę", to przecież daje dowód że żyje, nie jest chodzącym trupem i ma ludzkie odruchy, a takim jest chociażby potrzeba bliskości i zwyczajnego ciepła drugiej osoby.
Terapia jak najbardziej potrzebna, tylko aby oboje się rzeczywiście otworzyli na niej i szczerze powiedzieli co w nich siedzi. Niewykluczone że to ich małżeństwo zbudowane zostalo na piasku, a poronienie przez jakie przeszli spowodowało katastrofę budowlaną.
Do tego nie rozumiem, dlaczego tylko autorka powinna/musi walczyć o swoje małżeństwo? Faceta to nie dotyczy? Co on zrobił dla tego związku po tym, gdy żona straciła dziecko? Nic nie zrobił, więc jest tak samo winny temu, że ten związek się rozpada. Z resztą nie jestem pewna, czy on by tak bardzo rozpaczał, gdyby się dowiedział o jej zdradzie, bo szaleństwo z powodu urażonej dumy, to nie to samo co emocje po stracie życiowej stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa i ukochanej osoby na której nam zależy.
Ja po poprzedniej ciąży mam objawy PTSD, które zaczęły wychodzić dopiero teraz. Kolejna ciąża będzie dla męża Autorki gigantycznym obciążeniem. Praktycznie do 10 tygodnia ciągłym stresem. Ma prawo do tego, żeby nie czuć się na to gotowym. Szkoda, że nie dostał wsparcia od samego początku, ale niestety u nas kuleje nawet wsparcie dla matek, a co dopiero dla ojców. Moim zdaniem facet ma jakieś stany depresyjne i potrzebuje pomocy, a nie nacisku.
Też powiedziałam mężowi, że jak teraz się nie uda, to więcej nie chcę próbować. Bo wiem, że wolałabym skoczyć z mostu niż pochować kolejne dziecko.
Bardzo mi przykro, że Cię to spotkało.
Jeśli chodzi o Autorkę - czy Ty w ogóle chcesz ratować swoje małżeństwo? Ja bym to przemyślała jeszcze zanim zaczniesz go namawiać na terapię.
Salomonko, ale Autorce doradzamy, nie jej mężowi, bo jego tu nie ma. Więc siłą rzeczy nie powiemy mu jak ma ratować swoje małżeństwo.
Jakby on tu był to dostałby swoje rady i myślę, że też mogłoby mu to pomóc. Myślę, że czy będą to ratować czy nie, to on i tak potrzebuje terapeuty indywidualnie.
36 2022-11-05 18:24:21 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-11-05 18:24:52)
Salomonko, ale Autorce doradzamy, nie jej mężowi, bo jego tu nie ma. Więc siłą rzeczy nie powiemy mu jak ma ratować swoje małżeństwo.
Jakby on tu był to dostałby swoje rady i myślę, że też mogłoby mu to pomóc. Myślę, że czy będą to ratować czy nie, to on i tak potrzebuje terapeuty indywidualnie.
Żeby ratować, to jeszcze trzeba mieć co i wiedzieć, że to tego ratowania jest warte.
Albo chociaż w to głęboko wierzyć.
Lady Loka napisał/a:Salomonko, ale Autorce doradzamy, nie jej mężowi, bo jego tu nie ma. Więc siłą rzeczy nie powiemy mu jak ma ratować swoje małżeństwo.
Jakby on tu był to dostałby swoje rady i myślę, że też mogłoby mu to pomóc. Myślę, że czy będą to ratować czy nie, to on i tak potrzebuje terapeuty indywidualnie.Żeby ratować, to jeszcze trzeba mieć co i wiedzieć, że to tego ratowania jest warte.
Albo chociaż w to głęboko wierzyć.
No tak, tylko trudno mężowi powiedzieć, co może zrobić, skoro go tu nie ma.
Dlatego piłka po stronie Autorki.
Ja żałuję, że męża tu nie ma, chętnie bym z nim pogadała, ale Sisi mu pewnie wątka nie pokaże.
[
No tak, tylko trudno mężowi powiedzieć, co może zrobić, skoro go tu nie ma.
Dlatego piłka po stronie Autorki.
Ja żałuję, że męża tu nie ma, chętnie bym z nim pogadała, ale Sisi mu pewnie wątka nie pokaże.
A pewnie że nie pokaże
Mężowi nie można powiedzieć co ma zrobić, ale czego nie zrobił do tej pory, to trudno nie zauważyć.
Lady Loka napisał/a:[
No tak, tylko trudno mężowi powiedzieć, co może zrobić, skoro go tu nie ma.
Dlatego piłka po stronie Autorki.
Ja żałuję, że męża tu nie ma, chętnie bym z nim pogadała, ale Sisi mu pewnie wątka nie pokaże.A pewnie że nie pokaże
Mężowi nie można powiedzieć co ma zrobić, ale czego nie zrobił do tej pory, to trudno nie zauważyć.
Właściwie żadne z noch nic nie zrobiło. Każde okopane po swojej stronie.
Co ci salomonka nie pasuje?
to że typ wpadł w depresje po straconym dziecku?
Rozumiem że ma x czasu na to a potem wypad do baru i na tance bo inaczej będzie uznany przez ciebie "chodzącym trupem"?
I teraz uwaga salomonka ktoś w żałobie, być może w depresji nie chce "bliskości i zwyczajnego ciepła drugiej osoby."
I nie wiem czy zauważyłaś ale nie piszemy tutaj z mężem autorki, bo w tedy można było by mu polecić psychiatrę i rozwód z winy żony.
Co ci salomonka nie pasuje?
to że typ wpadł w depresje po straconym dziecku?
Rozumiem że ma x czasu na to a potem wypad do baru i na tance bo inaczej będzie uznany przez ciebie "chodzącym trupem"?
I teraz uwaga salomonka ktoś w żałobie, być może w depresji nie chce "bliskości i zwyczajnego ciepła drugiej osoby."I nie wiem czy zauważyłaś ale nie piszemy tutaj z mężem autorki, bo w tedy można było by mu polecić psychiatrę i rozwód z winy żony.
Szeptuch, ja ci już kilka razy pisałam, że ja nic nie mogę za to, że ty pewne rzeczy na opak rozumiesz albo wcale nie rozumiesz.
42 2022-11-05 18:58:10 Ostatnio edytowany przez Sisimisi28 (2022-11-05 18:59:57)
Lady Loka napisał/a:Ja po poprzedniej ciąży mam objawy PTSD, które zaczęły wychodzić dopiero teraz. Kolejna ciąża będzie dla męża Autorki gigantycznym obciążeniem. Praktycznie do 10 tygodnia ciągłym stresem. Ma prawo do tego, żeby nie czuć się na to gotowym. Szkoda, że nie dostał wsparcia od samego początku, ale niestety u nas kuleje nawet wsparcie dla matek, a co dopiero dla ojców. Moim zdaniem facet ma jakieś stany depresyjne i potrzebuje pomocy, a nie nacisku.
Też powiedziałam mężowi, że jak teraz się nie uda, to więcej nie chcę próbować. Bo wiem, że wolałabym skoczyć z mostu niż pochować kolejne dziecko.
Bardzo mi przykro, że Cię to spotkało.
Jeśli chodzi o Autorkę - czy Ty w ogóle chcesz ratować swoje małżeństwo? Ja bym to przemyślała jeszcze zanim zaczniesz go namawiać na terapię.
Chciałabym spróbować, bo poddać się zawsze zdążę. Tylko zerwanie kontaktów z kolegą to mus, bo sie nie uda inaczej.
Maz zawsze był bardzo spokojny, alko pija bardzo rzadko.
Chciałabym spróbować, bo poddać się zawsze zdążę. Tylko zerwanie kontaktów z kolegą to mus, bo sie nie uda inaczej.
To chociaż tyle z tego jest, że w końcu dojrzałaś do jakiegoś kroku.
Chciałabym spróbować, bo poddać się zawsze zdążę. Tylko zerwanie kontaktów z kolegą to mus, bo sie nie uda inaczej.
.
Trochę Cię będzie telepać "ponarkotycznie",przez miesiąc odleciałaś dość szybko i łatwo,ale to do przeżycia nie strasz się tym odstawieniem,zadbaj o siebie bardziej po prostu coś nowego zrób ,więcej ruchu i wstrząśnij mężem coś za bardzo uciekł w swój świat
W każdym razie odcięcie się i zero kontaktu z kolegą to podstawa.
45 2022-11-05 22:54:26 Ostatnio edytowany przez Apogeum (2022-11-05 23:14:08)
Maku - kolega nikomu nie powie, bo musiałby być pierd....w mózg.
A nie jest? (Pomijam samo sformułowanie, w którym coś zgrzyta). Gdyby nie był, jak to określiłaś, pierd… w mozg nie całowałby żony kolegi ani tym bardziej nie dążyłby do spotkania w wiadomym celu. Dobraliście się, nie ma co. Powód? Bo to określenie, którego uzylas, pasuje również do ciebie. Bo tylko ktoś taki:
1. całuje kolegę męża
2. mysli o dziecku z człowiekiem, z którym żyje jak ze współlokatorem
3. nie rozumie, ze związek sam się nie zepsuł i sam się nie naprawi. Albo ze - o zgrozo - naprawi go dziecko.
Jesteś bardzo nieodpowiedzialna, biorąc w ogóle pod uwagę powołanie na świat dziecka, w sytuacji gdy twoje malzenstwo wyglada tak jak opisałaś. I to tylko 3 lata po ślubie.
To smutne, ze niektórym łatwiej przychodzi całowanie się po kątach z kolegą człowieka, któremu składało się przysięgę, niż rozmowa z własnym mężem.
Ojej, znowu znudzona mężatka która całą odpowiedzialność zrzuca na męża. Faceci to świnie. Po co wy się wiążecie w ogóle jeżeli wasz poziom samokontroli jest na poziomu rocznego dziecka? Ślub jest aż tak modny? Wystarczy odpowiednia okazja i lampka prosecco, dramat.
Jaka Ty jesteś naiwna .Nie wiem czy wiesz ale wbijasz sztylet w plecy swojego męża.Ten gość to jest dno totalne.Kim trzeba być,żeby brać się za żonę swojego kolegi ?Ty teraz jesteś takim samym dnem jak ten kolega.Choc Twój mąż o tym nie wie to i tak został upokorzony.Teraz nie masz gwarancji,że to nie wyjdzie.W oczach tego nowego gacha i tak będziesz zawsze tą która zdradziła męża.Pobawi się z Tobą i zostawi.Nikt nie jest na tyle głupi,żeby wiązać się z taką kobietą.A wiesz jaki będzie final ?Zostaniesz sama jak palec.Bez szacunku do samej siebie.Skad to wiem?Bo trochę już przeżyłem i znam takie kobiety.Pozdrawiam.
Ojej, znowu znudzona mężatka która całą odpowiedzialność zrzuca na męża. Faceci to świnie. Po co wy się wiążecie w ogóle jeżeli wasz poziom samokontroli jest na poziomu rocznego dziecka? Ślub jest aż tak modny? Wystarczy odpowiednia okazja i lampka prosecco, dramat.
Nieraz uśmiech wystarczy
49 2022-11-06 21:20:57 Ostatnio edytowany przez Sisimisi28 (2022-11-06 21:25:23)
Jaka Ty jesteś naiwna .Nie wiem czy wiesz ale wbijasz sztylet w plecy swojego męża.Ten gość to jest dno totalne.Kim trzeba być,żeby brać się za żonę swojego kolegi ?Ty teraz jesteś takim samym dnem jak ten kolega.Choc Twój mąż o tym nie wie to i tak został upokorzony.Teraz nie masz gwarancji,że to nie wyjdzie.W oczach tego nowego gacha i tak będziesz zawsze tą która zdradziła męża.Pobawi się z Tobą i zostawi.Nikt nie jest na tyle głupi,żeby wiązać się z taką kobietą.A wiesz jaki będzie final ?Zostaniesz sama jak palec.Bez szacunku do samej siebie.Skad to wiem?Bo trochę już przeżyłem i znam takie kobiety.Pozdrawiam.
A ja nie pozdrawiam.
Po pierwsze nawet nie wiesz, kim jest ten kolega, a nazywasz go dnem totalnym. Brawo, gratuluję.
Zostane bez szacunku do samej siebie? Lol.. Nawet jak zostanę sama jak palec, to na moje poczucie wartości i szacunek do samej siebie to nie wpłynie.
Jeszcze na zakończenie: niektórzy ludzie, mimo głupot, jakie zrobili, decydują się na ratowanie małżeństwa, a nie od razu rezygnują i do widzenia, rozwód.
Jeśli ten facet jest bliskim znajomym Twojego męża, to całkowicie podzoielam zdanie Kolegi Andersa. Akurat trzeba już zupełnie mieć zalany hormonami mózg, aby się dobierać do partnera(rki) kogoś bliskiego.
Widziałam podobne posty, ale każdy przypadek nawet podobny, jest inny.
Mylisz sie, wszystkie te historie sa bardzo podobne.
Brak zasad, nieuczciwosc. Przerzucanie odpowiedzialnosci na partnera.
Typowe az do bólu.
Ja, mąż i "jego" kolega
no już myślałem ze będzie nagły zwrot akcji że mąż i kolega będą mieć sie ku sobie a tu znowu standard, znudzona ja bawcie mnie ...nudna, przewidywalna jesteś finał tez oczywisty
Po pierwsze nawet nie wiesz, kim jest ten kolega, a nazywasz go dnem totalnym. Brawo, gratuluję.
Gdyby twój mąż za twoimi plecami, robił to co robi ten twój menedżer, to jakbyś go nazwała?
Powinnam zakończyć to, co zaszło między mną a kolegą, a tu....nie chce. Mam ochotę tym rzucić, ale na ochocie się konczy. To "tylko" wymiana wiadomości, jak się spotkamy, to na samej rozmowie się nie skończy, dlatego na razie ciągle odmawiam. Czuje się jak świnia rozgrywając tak wszystko za plecami męża, przemyślając, a on niczego nie podejrzew...........
Tak naprawdę to już zdradziłaś męża : fizycznie (długi pocałunek na pewno z wzajemnością) oraz uczuciowo (ciągle o kochanku myślisz, sms, marzysz). Bądzmy dorośli i nazywajmy fakty a nie znajdujmy tysiąc określeń zamiast urzyć jednej prawdy. Nie dziw się uwagą piszącym bo oni wbrew temu co Ci się wydaje chcą twego dobra ! chociaż wydaje się że obrażają ciebie. Jeżeli twierdzisz że do rzadnej zdrady nie doszło i nic się nie stało to powiedz ślubnemu o całowaniu i dalszym kontakcie z facetem ( postaw się w odwrotnej sytuacji). Co jeszcze dodać ? ano to że zasmakowałaś i odpłynełaś całkowicie od męża zamiast gdy jeszcze coś się tam tliło zabrać się za naprawianie małżeństwa. Co dalej ? ano sztampowo po czasie ulegniesz i odwiedzisz kochanka w wiadomym celu. Albo po numerku (zaliczeniu) jemu przejdą amory a ty pozostaniesz z rozwaloną psychiką albo będziecie kontynuować romans aż się wyda lub ty zakomunikujesz ślubnemu że nigdy go nie kochałaś i masz dosyć takiego życia związku z tym chcesz rozwodu mówiąc że oczywiście nikogo nie masz. Właśnie teraz mam nieprzyjemność obserwować taką historię gdzie mężatka popłynęła na fali bajkoopowiadacza oczywiście ciągle mówiąc że nikogo nie ma a on to taki kolega do wyżalenia się. Co robić gdy aż tak zaszło twoje zauroczenie ? natychmiastowa zmiana numeru, maila itp, zerwanie CAŁKOWICIE kontaktu i stanie się najlepszą żoną dla męża oraz po cichu pójście na terapie. To zaraz dzisiaj bo może okazać się że jest za póżno już nawet bo mąż się domyśla, bo ktoś was widział, bo ktoś się zorientował, bo kochaś się komuś pochwalił, bo..... Albo olać małżeństwo wkońcu raz się żyje i powiedzieć mężowi że już go się nie kocha i chcesz rozwodu ewentualnie dodając że kogoś masz i jesteś zakochana (co jest prawdą). A może podczas uniesień z kochasiem zajdziesz w ciąże którą wmówisz mężowi bo ktoś musi wychować jak swoje ??? Poczytaj fora , pomyśl chłodno co sobie robisz i do czego dążysz.