Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 22 ]

1

Temat: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Będzie dość długo, ale chce wszystko opisac.
Jestem 41latkiem, żona 43 lata, nasze wspólne dziecko 4 lata, mieszka z nami 14-letni syn żony z poprzedniego związku.
Napiszę może od początku, żeby dobrze nakreślić problem. Jak miałem 24 lata dostałem ciężkiej depresji, próbowałem odebrać sobie życie, odratowano mnie, ale mam na koncie długi pobyt w psychiatryku. Po wyjściu jeszcze  kontynuowałem farmakoterapie i psychoterapię, ale mój stan się bardzo się poprawił. Żona wie o wszystkim, niczego ze swojej przeszłości nie ukrywałem. Ślub wzięliśmy 5 lat temu. I wszystko było tak, jak powinno. Pracujemy oboje, chwilowo żona zarabia lepiej ode mnie, niestety tak się potoczyło. Z jej synem miałem dobry kontakt.
Teraz opiszę, co się działo w ostatnich miesiącach. Wprost żonie o tym nie mówiłem, żeby jej nie martwić, ale odnosiłem wrażenie, że tracę grunt. W pracy pracowałem/pracuje jeszcze normalnie, wywiązuje się z obowiązków, ale w głowie mam jakieś przepalenie styków. Jak wracałem do domu to z wielką chęcią opuszczałbym rolety w całym domu i szedl spać i gdybym mieszkał sam, tak pewnie by było. I tak spać potrafię bardzo długo, a mimo to ciężko mi wstawać. Syna z przedszkola najczęściej odbierałem ja. W domu małym zajmujemy się razem, ale ja czasem nie miałem ochoty nawet mu poczytać do spania. Było też kilka razy tak, że synek mi pokazywał rysunek czy coś, a ja niby patrzyłem na to, ale to było takie tępe patrzenie, bo nawet nie wiedziałem, na co dokładnie patrzę. Później przepraszalem małego, bo dziecko zauważało, że jestem obecny-nieobecny. W głowie rodzą mi się różne myśli i pytania; czasem wprost z tyłka zaczynam rozmyślać, co by było (w domu, w pracy) gdybym nagle bez słowa wyjechał itp. To tak jakby mi ktoś światło w mózgu zapalił, bo przed tym myślę o czymś związanym z naszą rodziną czy pracą, a nagle takie przemyślenia. Chwilowo tracę kontakt. Żona - niby nic jej nie mówiłem, bo niepokoic jej nie chciałem, ale ona wyczuwała, że coś się dzieje. Ostatnio w łóżku zaczęła mnie przytulać i całować, była bardzo czuła, ale jak zaczęła schodzić coraz niżej, to po raz pierwszy w życiu wydarłem na nią pysk, żeby mi dała święty spokój i zabrała łapy.  Żona wyszła do salonu, poszedłem za nią i przeprosiłem. Ona do mnie, żebym całą prawdę jej zaczął mówić, a ja powiedziałem tylko, że się cały obolały czuje. Chyba nie uwierzyła, ale na wtedy nie ciągnęła tematu i do tego zajścia nie wracała.

W końcu żona zaczęła mi wygarniać, że brakuje jej bliskości z mojej strony (tu ma, niestety, rację, bo nawet nie przytulam jej, o seksie to nie ma mowy), patrzy na mnie i ślepa nie jest, wyczuwa kłopoty, padły różne słowa, ja szedłem w zaparte i mówiłem, że jest ok. Ona z każdą sekunda miała pretensje, wypaliła, że pewnie kogoś mam, co jest bzdurą, bo prawie się z domu nie ruszam, poza pracę, w życiu nie zdradziłem jej; straciłem kontrolę, dwa razy uderzyłem ją i poszarpałem, przybiegl jej starszy syn, stanął w obronie matki; żona powiedziała, że albo wychodzę albo ona dzwoni na policję.
Wyszedlem, na drugi dzień od razu zapisałem się na konsultacje u lekarza. To był kop w du.., chciałem grać przed żoną, że wszystko gra, bo wstydzilem się, że mogą dochodzic do głosu problemy jakie miałem w przeszłości ze zdrowiem psychicznym, a ta cała szopka z ukrywaniem mojego samopoczucia skończyła się tym, że zaatakowałem ją.
Pytanie, które zadam bedzie dla niektórych i naiwne i durne, ale po takim czymś da się uzdrowić w jakikolwiek sposób relacje? Naprawic (jak?) ten błąd?
Jest mi wstyd za to, jak ją potraktowałem, zresztą wstyd to za mało powiedziane.
Na razie żona nie ma ochoty na kontakty ze mną, z jej synem relacje mam najprawdopodobniej skopane do reszty. A jest jeszcze nasze dziecko..
Da się coś jeszcze zrobić?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Wątpię, bo nawet nie rokujesz, czyli zawsze będzie obawiała się powtórki z rozrywki.
Sam sobie skopałeś życie nie mówiąc żonie co się dzieje i nie poszedłeś od razu do psychiatry, tym bardziej, że znałeś problem.

A jak postanowi żona, to tylko czas pokaże.

3

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Problemy psychiczne to jedno ale uderzenie kogoś to drugie.

Pewnie się ciebie z jednej strony boi a z drugiej nie szanuje bo okazałeś słabość.

Niestety, słabość facetów nie jest akceptowalna.

4

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Z opisu wygląda to na powrót choroby. Jaki czas minął od kiedy odczuwasz zmianę? Jak długo określa to żona?  Bierzesz leki? Kontynuuj leczenie z pełną przejrzystością wobec osób, na których ci zależy.
Oni również powinni przechodzić proces terapeutyczny. Im więcej zrozumiecie, tym większa szansa na powrót relacji ,ale to się nie może powtórzyć. Żona  może (ale nie musi) potrzebować pomocy psychologa, bo życie z chorym bywa trudne. Nie wiem, jaką świadomość na ten temat ma jej syn i jak bardzo źle jest obecnie między wami, ale bliscy są kluczowym elementem terapii. Nawet jeśli nie zamieszkacie ponownie razem już w tym momencie, zadbaj o zachowanie relacji. Staraj się nie nastawiać negatywnie, bo masz obecnie zaburzony względem normy osąd.

5

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Zmiany w nastroju wyraźnie odczuwalne zacząłem mieć ok 7 miesięcy temu, +-. Teraz wiem, że już wtedy, mając za sobą taką przeszlosc i historie choroby, powinienem isc do lekarza. Wstydziłem się przed żoną, mimo że ona na samym początku znajomosci dowiedziała się o wszystkim. Bałem się, że wyjdę na psychola, który nie ma szans na normalne, zdrowe życie, a żona odejdzie ode mnie. To irracjonalny lęk, bo i tak zostałem sam, moje życie to jedno wielkie bagno, a gdybym wtedy zaczął leczenie, miałbym dobrane leki (teraz biorę, ale ledwie co, na razie nawet nie czuję poprawy, bo za krótki okres leczenia, a za bardzo przeciągnięte), to z dużym prawdopodobieństwem do ataku na żonę by nie doszło. Ja się starałem ukrywać przed nią, że cos nie gra u mnie, nie chciałem niepokoić, bałem się tego, o czym już napisałem u góry, ale ona ,podejrzewam, że czuła, że jest ,,cos''. Zbywałem ją, jak pytała, ale ona chyba tego nie kupowała.
A mój syn? Oboje podjęlismy decyzję o posiadaniu dziecka, ale mały przez moje problemy sam jest bardziej narażony na zaburzenia psychiczne, teraz to jest małe dziecko, ale nie da się wykluczyć podobnych kłopotów w przyszłosci, na samą mysl o tym szlag mnie trafia.
Za to syn żony nie był szczegółowo informowany o moim życiu, pokrótce wie, ze chorowałem, ale o próbie samobójczej i psychiatryku nie wiedział, teraz mogła mu żona powiedzieć. U niego przekreslony jestem, dzieciak zobaczył, że atakuje mu matkę, jak teraz miałyby wyglądać nasze relacje? Udało mi się zbudować z nim dobrą więź, a od początku się tego obawiałem, nie wiedziałem, czy mnie zaakceptuje, a aktualnie? Zapomni o tym?
Boje się, że to koniec, nie uda się uratować niczego, bo poszło to za daleko, ja się za daleko posunąłem.

6

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Z jednej strony pytasz, "czy da się jeszcze coś uratować?", z drugiej zdecydowałeś ukrywać nawrót choroby. Gdzie tu logika?

7 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2022-10-26 13:53:07)

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?
Wielokropek napisał/a:

Z jednej strony pytasz, "czy da się jeszcze coś uratować?", z drugiej zdecydowałeś ukrywać nawrót choroby. Gdzie tu logika?

Od autora nie można oczekiwać logiki raczej strach, że wszystko się skończy  i zostanie sam.

8

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Tamiroo,
niczego od autora nie oczekuję. smile

9

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Wiem, że nie powinienem tego ukrywać, bo doprowadziłem do pogorszenia, za późno decydując się na leczenie, ataku na żonę i w konsekwencji i tak jestem sam. Tego nie cofne.
Nie chciałbym jednak stracić rodziny, a obawiam się, że tak sie stanie.
Stąd moje pytania

10

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Jasne, że nie cofniesz czasu i nie zapobiegniesz swej przemocy i jej konsekwencjom. Nie mam szklanej kuli i nie znam przyszłości. Myślę jednak, że ukrywając przed rodziną informację o nawrocie choroby (ale też podjęciu leczenia), pogarszasz swą sytuację Depresja nie jest usprawiedliwieniem agresji, ale zatajanie jej niczemu dobremu nie służy.
Jak można odbudować zaufanie do siebie oszukując? <pytanie retoryczne>

11

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Postaw na pełną transparentność i uzbrój się w cierpliwość. Siedmiu miesięcy zamiatania problemów pod dywan nie naprawisz tak łatwo. Przyznać się do porażki to nic złego, ale nie możesz oczekiwać, że otoczenie przymknie na to oko. Może na początek zorganizuj spotkanie na jakimś neutralnym gruncie, żeby porozmawiać z żoną i wtedy nie będziesz musiał się sam zastanawiać, jak ona to widzi? Skoro atak był pojedynczy i wynikał z choroby, a żona i syn żony mieli z tobą poprawne relacje, to szansa na powrót jest. Ważne, żebyś sam dopuścił taką możliwość i pozostali zainteresowani również.

12

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?
Robek napisał/a:

Wiem, że nie powinienem tego ukrywać, bo doprowadziłem do pogorszenia, za późno decydując się na leczenie, ataku na żonę i w konsekwencji i tak jestem sam. Tego nie cofne.
Nie chciałbym jednak stracić rodziny, a obawiam się, że tak sie stanie.
Stąd moje pytania

Ja myślę, autorze, że żona jest w stanie wiele zrozumieć i chciałaby ci pomóc, ale ty nie utrudniaj. Weź się w końcu za leczenie, bo to może być nawrót choroby, a może być jeszcze coś innego.

13 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-10-26 14:28:56)

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?
Robek napisał/a:

Wiem, że nie powinienem tego ukrywać, bo doprowadziłem do pogorszenia, za późno decydując się na leczenie, ataku na żonę i w konsekwencji i tak jestem sam. Tego nie cofne.
Nie chciałbym jednak stracić rodziny, a obawiam się, że tak sie stanie.
Stąd moje pytania

Jedyne rozsądne wyjście to koncentracja na leczeniu,nad pracą dla siebie i nad sobą, bez żadnych wymówek i niby kompromisów,dróg na  skróty,część lęków które masz jest wzmocniona nawrotem.

14

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Twoja przeczuwała, że coś jest nie tak.
Opisałeś tu swoje obawy i lęki.
Napisz do niej list, gdzie je opiszesz z prośbą o wybaczenie.

I lecz się, bo depresja wykańcza nie tylko chorego, ale jego całą rodzinę.

15

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Lecze się, biorę leki, ale jak u góry napisałem, dopiero co leczenie zacząłem, wiec poprawy nie odczuwam, a zanim zacznę czuć, to jeszcze może sporo czasu upłynąć. Raz, że leki muszą zacząć działać, dwa im później rozpoczęte leczenie tym trudniej dojść później do równowagi.
Ja cały czas jestem nabuzowany emocjami i lękami, myślę o nich i chciałbym wiedzieć, co będzie. Żona na kontakty ze mną na razie niechetna. Boje się końca, a próbuje się też zarazem uspokajac, że moze nie wszystko stracone.

16

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?
Robek napisał/a:

Ja cały czas jestem nabuzowany emocjami i lękami, myślę o nich i chciałbym wiedzieć, co będzie.

Dlatego list, a nie rozmowa.

Robek napisał/a:

Żona na kontakty ze mną na razie niechetna.

Dziwisz się? Napisz, że wiesz dlaczego tak jest.

Robek napisał/a:

Boje się końca, a próbuje się też zarazem uspokajac, że moze nie wszystko stracone.

Może być stracone. Ale jeśli nie spróbujesz, to się nie dowiesz.
Jeśli Ciebie kocha ...

17

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Jeśli to jest pierwszy i jednorazowy akt agresji z Twojej strony, to wydaje mi się, że żona może Ci wybaczyć. Powinna zrozumieć, znając Twoją przeszłość. Choroba nie wybiera. Ale fakt, że zataiłeś jej nawrót, złe samopoczucie i udawałeś że nic się nie dzieje pomimo czujności żony źle wróży niestety... Napisz list, jak Ci tu ktoś sugeruje, zbierz myśli na spokojnie, dopracuj wypowiedź, wyślij i czekaj. Lecz się w międzyczasie.

18

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?
Robek napisał/a:

Będzie dość długo, ale chce wszystko opisac.
Jestem 41latkiem, żona 43 lata, nasze wspólne dziecko 4 lata, mieszka z nami 14-letni syn żony z poprzedniego związku.
Napiszę może od początku, żeby dobrze nakreślić problem. Jak miałem 24 lata dostałem ciężkiej depresji, próbowałem odebrać sobie życie, odratowano mnie, ale mam na koncie długi pobyt w psychiatryku. Po wyjściu jeszcze  kontynuowałem farmakoterapie i psychoterapię, ale mój stan się bardzo się poprawił. Żona wie o wszystkim, niczego ze swojej przeszłości nie ukrywałem. Ślub wzięliśmy 5 lat temu. I wszystko było tak, jak powinno. Pracujemy oboje, chwilowo żona zarabia lepiej ode mnie, niestety tak się potoczyło. Z jej synem miałem dobry kontakt.
Teraz opiszę, co się działo w ostatnich miesiącach. Wprost żonie o tym nie mówiłem, żeby jej nie martwić, ale odnosiłem wrażenie, że tracę grunt. W pracy pracowałem/pracuje jeszcze normalnie, wywiązuje się z obowiązków, ale w głowie mam jakieś przepalenie styków. Jak wracałem do domu to z wielką chęcią opuszczałbym rolety w całym domu i szedl spać i gdybym mieszkał sam, tak pewnie by było. I tak spać potrafię bardzo długo, a mimo to ciężko mi wstawać. Syna z przedszkola najczęściej odbierałem ja. W domu małym zajmujemy się razem, ale ja czasem nie miałem ochoty nawet mu poczytać do spania. Było też kilka razy tak, że synek mi pokazywał rysunek czy coś, a ja niby patrzyłem na to, ale to było takie tępe patrzenie, bo nawet nie wiedziałem, na co dokładnie patrzę. Później przepraszalem małego, bo dziecko zauważało, że jestem obecny-nieobecny. W głowie rodzą mi się różne myśli i pytania; czasem wprost z tyłka zaczynam rozmyślać, co by było (w domu, w pracy) gdybym nagle bez słowa wyjechał itp. To tak jakby mi ktoś światło w mózgu zapalił, bo przed tym myślę o czymś związanym z naszą rodziną czy pracą, a nagle takie przemyślenia. Chwilowo tracę kontakt. Żona - niby nic jej nie mówiłem, bo niepokoic jej nie chciałem, ale ona wyczuwała, że coś się dzieje. Ostatnio w łóżku zaczęła mnie przytulać i całować, była bardzo czuła, ale jak zaczęła schodzić coraz niżej, to po raz pierwszy w życiu wydarłem na nią pysk, żeby mi dała święty spokój i zabrała łapy.  Żona wyszła do salonu, poszedłem za nią i przeprosiłem. Ona do mnie, żebym całą prawdę jej zaczął mówić, a ja powiedziałem tylko, że się cały obolały czuje. Chyba nie uwierzyła, ale na wtedy nie ciągnęła tematu i do tego zajścia nie wracała.

W końcu żona zaczęła mi wygarniać, że brakuje jej bliskości z mojej strony (tu ma, niestety, rację, bo nawet nie przytulam jej, o seksie to nie ma mowy), patrzy na mnie i ślepa nie jest, wyczuwa kłopoty, padły różne słowa, ja szedłem w zaparte i mówiłem, że jest ok. Ona z każdą sekunda miała pretensje, wypaliła, że pewnie kogoś mam, co jest bzdurą, bo prawie się z domu nie ruszam, poza pracę, w życiu nie zdradziłem jej; straciłem kontrolę, dwa razy uderzyłem ją i poszarpałem, przybiegl jej starszy syn, stanął w obronie matki; żona powiedziała, że albo wychodzę albo ona dzwoni na policję.
Wyszedlem, na drugi dzień od razu zapisałem się na konsultacje u lekarza. To był kop w du.., chciałem grać przed żoną, że wszystko gra, bo wstydzilem się, że mogą dochodzic do głosu problemy jakie miałem w przeszłości ze zdrowiem psychicznym, a ta cała szopka z ukrywaniem mojego samopoczucia skończyła się tym, że zaatakowałem ją.
Pytanie, które zadam bedzie dla niektórych i naiwne i durne, ale po takim czymś da się uzdrowić w jakikolwiek sposób relacje? Naprawic (jak?) ten błąd?
Jest mi wstyd za to, jak ją potraktowałem, zresztą wstyd to za mało powiedziane.
Na razie żona nie ma ochoty na kontakty ze mną, z jej synem relacje mam najprawdopodobniej skopane do reszty. A jest jeszcze nasze dziecko..
Da się coś jeszcze zrobić?

Jak dla mnie jeżeli podniosłes raz na kobietę rękę zrobisz to ponownie. I zawsze znajdziesz powód. Potrafię dużo zrozumieć. Wiem że niektórymi targają skrajne emocje natomiast nic nie usprawiedliwia przemocy. Gdybyś kochał.. szanował.. żonę czy dzieci nie zrobiłbyś tego nawet jeżeli przechodzisz w życiu rozterki. Każdy ma moment zawahania. Każdy przeszedł przez coś w życiu co go zmieniło. Nie ma powrotu do przeszłości. Masz wpływ na przyszłość. Jeżeli nie weźmiesz się w garść nie zrozumiesz co jest dla ciebie najważniejsze i którędy chcesz iść to bedziesz działał pod wpływem chwili. Według mnie zamiast wydzierać się na żonę i ją szarpać warto podjąć rozmowę i wyrazić swoje zdanie. Tylko najpierw trzeba uwierzyć w to że własne zdanie jest ważne. Jeśli nie rozumiesz że ta droga którą idziesz jest błędna i krzywdzisz innych to będzie gorzej. Kiedyś żona cię znienawidzi. Może nie powie wprost ale tak będzie. Nie da się być szczęśliwą z przemocowcem. Jeśli zależy ci na rodzinie to powinieneś zauważyć to że dzieci patrzą na to co robisz w domu i w ten sposób nabierają wzorców. Jesteś za to odpowiedzialny więc jeśli nie potrafisz panować nad sobą zrozumieć że twoja rodzina nie ma wspólnego z tym co myślisz na temat siebie to proponuję dać rodzinie spokój. Współczuję tylko kobiecie że nie potrafi podjąć decyzji która uratuje ją i dzieci. Sorry ale ja uważam że jeśli ktoś chce uratować relacje to robi coś w tym kierunku podejmuje działania a nie o tym mówi tylko .

19 Ostatnio edytowany przez KarminowaRóża (2022-11-19 12:01:23)

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Robek,
moim zdaniem zawsze warto dążyć do naprawy relacji. W Twoim przypadku tym bardziej, bo synek potrzebuje ojca na co dzień, potrzebuje zdrowej rodziny.
Popełniłeś poważny błąd nie reagując na sygnały alarmowe Twojego organizmu i nie rozmawiając o tym z żoną. Lecz kto nie popełnia błędów? Nie ma takich ludzi.
Widać, że rozumiesz co i dlaczego się stało, rozumiesz powagę i konsekwencje tej sytuacji, podjąłeś już próby naprawy, dlatego moim zdaniem warto dać Ci szansę. Co myśli i zrobi Twoja żona tego nie wiemy. Na pewno teraz bardzo cierpi, jak również chłopcy. Ty też cierpisz. Takie jest życie. Oprócz chwil szczęścia, są i chwile bardzo trudne. Nie da się ich ominąć. Można jednak powoli i konsekwentnie dążyć do poprawy sytuacji. Być może za jakiś czas, gdy ból nieco zelżeje, Twoja żona przemyśli tę sytuację jeszcze raz. Na pewno jak będzie widzieć, że żałujesz, że pracujesz na sobą i że zależy ci na odbudowie rodziny, to może dać Wam wszystkim szansę na to. Musisz być jednak cierpliwy, bo to nie stanie się od razu.

Moim zdaniem warto dać szansę Waszej rodzinie, jesteście sobie nawzajem potrzebni. Nie można tak po prostu skreślić człowieka, to nawet nie ma sensu, przecież nie ma ludzi idealnych. Dziś Ty potrzebujesz pomocy, a jutro być może będzie to Twoja żona. Wybaczanie jest częścią życia, chociaż jest bardzo trudne. Czasami ból jest tak duży że zasłania nam obraz, nie widzimy tego, że inni też cierpią. Ja odnoszę się tu tylko do Twojej sytuacji - nie piszę o rodzinie patologicznej, gdzie przemoc jest chlebem powszednim.

Ja Ciebie rozumiem, życie bywa bardzo ciężkie i czasami dzieje się tak że człowiek dochodzi do ściany, do granicy swojej wytrzymałości i wtedy wystarczy impuls, aby jak to się mówi puściły mu nerwy.
Stało się źle. Teraz należy wyciągnąć z tego wnioski. Twoja wypowiedź świadczy o tym, że Ty to zrobiłeś. Jednak potrzebujesz wsparcia. Ludzie powinni wspierać się w potrzebie.

Jeśli przeanalizujesz swoje zachowania z jakimś dobrym fachowcem, to pomoże wyłapać ci pewne schematy zachowań, pewne sygnały, które świadczą o tym, że zbliżasz się do niebezpiecznej granicy. Na pewno ta chęć ucieczki, o której pisałeś, senność oraz wyłączanie się, świadczą o tym że organizm "jedzie na oparach".

Musisz koniecznie zadbać o siebie. Na pewno nie możesz się przepracowywać. Pisałeś, że żona więcej zarabia. Pewnie jest to trudne dla Ciebie, ale tak bywa, że jedna strona zarabia więcej. W małżeństwie nie powinno być o to problemu, tym bardziej, że nie wiadomo co przyniesie przyszłość, wystarczy choroba, wypadek, a cały świat obraca się w gruzy. Lepiej mieć mniej pieniędzy i mieć rodzinę, mieć właśnie ten czas dla dziecka, dla żony, dla siebie. Co z tego, że człowiek cały czas pracuje, jak życie przeleci mu koło nosa. Jak nie ma czasu, żeby pobyć z bliskimi, żeby sobie po prostu odpocząć i posłuchać własnych myśli.

Obecnie odpoczynek fizyczny jest dla Ciebie absolutnie konieczny, do tego odprężenie psychiczne np. spacery po lesie, przebywanie na łonie natury, musisz mieć ruch i do tego koniecznie pokarm jak najlepszej jakości, najlepiej z targu prosto od gospodarza oraz zestaw witamin i minerałów. Nie zlekceważ tych wskazówek. Organizm nie pojedzie na byle czym. Prędzej się zepsuje niż zadziała.

Pamiętaj, że same tabletki nic nie dadzą, jeśli nie zlikwiduje się przyczyny napięcia psychicznego, które powstaje. Ludzie to nie roboty, muszą odpocząć i fizycznie i duchowo.

Jeśli będzie okazja porozmawiaj szczerze z żoną, powiedz jej to co tutaj napisałeś. Może również uda się zamienić słowo ze starszym synem, będzie trudno odbudować zaufanie, dużo czasu upłynie, ale nie jest to niemożliwe. Z tej trudnej sytuacji można wyciągnąć lekcję pokory, lekcję życia, tylko trzeba umieć ze sobą porozmawiać, trzeba chcieć.

Robek, zadbaj więc o siebie. Jesteś tatą, myślę, że wiesz że to jest super sprawa. Twój synek na pewno Cię kocha i potrzebuje. Nikt nigdy nie zastąpi mu Ciebie. Pamiętaj o tym. Niezależnie od tego jaką decyzję podejmie żona, Ty rób swoje. Dbaj o siebie, abyś mógł dawać szczęście swojemu synkowi, kiedyś on założy rodzinę, będziesz miał wnuki, będziesz się nimi cieszył, będziesz miał dobre życie. Bądź też dobry dla żony, widać że ją rozumiesz. Nie zależnie od tego co zrobi, szanuj ją i kochaj. Miłość to właśnie jest lek. Niestety coraz mniej znany i stosowany.

20 Ostatnio edytowany przez Apogeum (2022-11-19 12:19:51)

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?
KarminowaRóża napisał/a:

Takie jest życie. Oprócz chwil szczęścia, są i chwile bardzo trudne. Nie da się ich ominąć.

Ogólnie tak, ale w odniesieniu do tego, co się wydarzyło w tej rodzine, to już bzdura jakich mało. Nie tyle dało się te chwile ominąć, co nie miała prawa bytu.

Poza tym niemal wszystkim umknęło, ze autor wątku uderzył żonę dwa razy, a do tego doszło szarpnięcie.

21

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Ale się chłop wpakował.
Baba starsza o 2 lata i do tego ze starszym dzieckiem. Z daleka to już pachniało problemami.

Podstawowy błąd, którzy tacy jak ty robią: dałeś sobie wejść na głowę.

22

Odp: Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?
Robek napisał/a:

Będzie dość długo, ale chce wszystko opisac.
Jestem 41latkiem, żona 43 lata, nasze wspólne dziecko 4 lata, mieszka z nami 14-letni syn żony z poprzedniego związku.
Napiszę może od początku, żeby dobrze nakreślić problem. Jak miałem 24 lata dostałem ciężkiej depresji, próbowałem odebrać sobie życie, odratowano mnie, ale mam na koncie długi pobyt w psychiatryku. Po wyjściu jeszcze  kontynuowałem farmakoterapie i psychoterapię, ale mój stan się bardzo się poprawił. Żona wie o wszystkim, niczego ze swojej przeszłości nie ukrywałem. Ślub wzięliśmy 5 lat temu. I wszystko było tak, jak powinno. Pracujemy oboje, chwilowo żona zarabia lepiej ode mnie, niestety tak się potoczyło. Z jej synem miałem dobry kontakt.
Teraz opiszę, co się działo w ostatnich miesiącach. Wprost żonie o tym nie mówiłem, żeby jej nie martwić, ale odnosiłem wrażenie, że tracę grunt. W pracy pracowałem/pracuje jeszcze normalnie, wywiązuje się z obowiązków, ale w głowie mam jakieś przepalenie styków. Jak wracałem do domu to z wielką chęcią opuszczałbym rolety w całym domu i szedl spać i gdybym mieszkał sam, tak pewnie by było. I tak spać potrafię bardzo długo, a mimo to ciężko mi wstawać. Syna z przedszkola najczęściej odbierałem ja. W domu małym zajmujemy się razem, ale ja czasem nie miałem ochoty nawet mu poczytać do spania. Było też kilka razy tak, że synek mi pokazywał rysunek czy coś, a ja niby patrzyłem na to, ale to było takie tępe patrzenie, bo nawet nie wiedziałem, na co dokładnie patrzę. Później przepraszalem małego, bo dziecko zauważało, że jestem obecny-nieobecny. W głowie rodzą mi się różne myśli i pytania; czasem wprost z tyłka zaczynam rozmyślać, co by było (w domu, w pracy) gdybym nagle bez słowa wyjechał itp. To tak jakby mi ktoś światło w mózgu zapalił, bo przed tym myślę o czymś związanym z naszą rodziną czy pracą, a nagle takie przemyślenia. Chwilowo tracę kontakt. Żona - niby nic jej nie mówiłem, bo niepokoic jej nie chciałem, ale ona wyczuwała, że coś się dzieje. Ostatnio w łóżku zaczęła mnie przytulać i całować, była bardzo czuła, ale jak zaczęła schodzić coraz niżej, to po raz pierwszy w życiu wydarłem na nią pysk, żeby mi dała święty spokój i zabrała łapy.  Żona wyszła do salonu, poszedłem za nią i przeprosiłem. Ona do mnie, żebym całą prawdę jej zaczął mówić, a ja powiedziałem tylko, że się cały obolały czuje. Chyba nie uwierzyła, ale na wtedy nie ciągnęła tematu i do tego zajścia nie wracała.

W końcu żona zaczęła mi wygarniać, że brakuje jej bliskości z mojej strony (tu ma, niestety, rację, bo nawet nie przytulam jej, o seksie to nie ma mowy), patrzy na mnie i ślepa nie jest, wyczuwa kłopoty, padły różne słowa, ja szedłem w zaparte i mówiłem, że jest ok. Ona z każdą sekunda miała pretensje, wypaliła, że pewnie kogoś mam, co jest bzdurą, bo prawie się z domu nie ruszam, poza pracę, w życiu nie zdradziłem jej; straciłem kontrolę, dwa razy uderzyłem ją i poszarpałem, przybiegl jej starszy syn, stanął w obronie matki; żona powiedziała, że albo wychodzę albo ona dzwoni na policję.
Wyszedlem, na drugi dzień od razu zapisałem się na konsultacje u lekarza. To był kop w du.., chciałem grać przed żoną, że wszystko gra, bo wstydzilem się, że mogą dochodzic do głosu problemy jakie miałem w przeszłości ze zdrowiem psychicznym, a ta cała szopka z ukrywaniem mojego samopoczucia skończyła się tym, że zaatakowałem ją.
Pytanie, które zadam bedzie dla niektórych i naiwne i durne, ale po takim czymś da się uzdrowić w jakikolwiek sposób relacje? Naprawic (jak?) ten błąd?
Jest mi wstyd za to, jak ją potraktowałem, zresztą wstyd to za mało powiedziane.
Na razie żona nie ma ochoty na kontakty ze mną, z jej synem relacje mam najprawdopodobniej skopane do reszty. A jest jeszcze nasze dziecko..
Da się coś jeszcze zrobić?

Posty [ 22 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Przemoc wobec żony, da się coś jeszcze uratować?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024