Witajcie
Nie wiem, czego się spodziewam po tym poście, chyba chcę żeby mnie ktoś obiektywnie ocenił i albo stwierdził, że przesadzam, albo potwierdził moje wątpliwości i zmotywował do rozstania. Ja i on jesteśmy niby w związku i takie koleżeńskie jego aspekty są ok, nie będę się rozpisywała, ale nie mam na co narzekać. Problemem są takie typowo damsko męskie sprawy, raz że nie czuję się adorowana, nie ma mowy o kwiatach nawet na dzień kobiet itp. Wiem, że to nie jest mega problem, ale gdy mu o tym powiedziałam, to po prostu stwierdził, że „to nie jest najważniejsze” i miałby pewnie rację, gdyby nie to, że mam wrażenie, że dla niego nic co ja czuję w takich związkowych sprawach nie jest ważne (a gdyby powiedział, że kocha mnie jak siostrę, to bym uwierzyła, bo wszystko inne jest ok). Źle się z tym czuję, że głównie chcę się rozstać z powodu okropnego seksu, takie puste mi się to wydaje jako powód i samolubne, ale naprawdę jest okropnie i on nie chce nic zmienić. Ja nawet nie marzę o jakichś orgazmach, tylko bym chciała, żeby było mi miło. Nie ma z nim mowy o jakiejś prawdziwej grze wstępnej. Najgorsze, że on w ogóle nie chce nic zmienić i nie chce słuchać, co ja czuję, czego potrzebuję. Jak mu powiedziałam, że praktycznie mnie nawet nie dotyka, a ja potrzebuję więcej (bo to prawda, tylko mnie rozebrać potrafi nic więcej) to tylko stwierdził, że to cytuję „nieprawda”, jakby lepiej wiedział, co ja czuję ode mnie. Kilka innych prób podobnie, to już nawet nie próbuję rozmawiać o tym, bo mi się tylko płakać od tego chce. Próbowałam sposobem, kupiłam taką pachnącą świecę do masażu i co, nic z tego zaniosłam mu ją i gdzieś ją schował. Naprawdę się czuję jakbym jakaś trędowata była, albo składała się tylko z dziury w widomym miejscu. Też kiedyś, jak mu powiedziałam, że jego rodzice, jak są za ścianą, to mnie krępują, to wyśmiał, że chyba nie zamierzam sapać. To teraz wiem, że muszę się mega kontrolować przy nim i nie ma mowy o byciu jakimś swobodnym i nieskrępowanym. Wiem, że znalazłbym kogoś innego bez większego problemu, nie jest tak, że boję się być sama, czy coś takiego, ale jakoś tak mam w głowie, że to źle o mnie świadczy, że ogólnie nie złego człowieka zostawić bym mogła ze względu na coś takiego jak seks. Zła jestem na siebie, ale naprawdę bliskość fizyczna jest dla mnie ważna i nie chcę, żeby to wyglądało jak teraz, że zdejmie mi gacie, porobi swoje przez maks 3 minuty i po wszystkim (chociaż tak jak jest, to dla mnie łatwiej, że tak krótko, głupio to brzmi napisane, ale tak właśnie czuję i tak się pocieszam w trakcie, że zaraz koniec) Ja jakbym miała stawiać mu jakąś diagnozę, to mam wrażenie, że nie ma doświadczenia zbyt dużego z kobietami, wstydzi się tego i to mu utrudnia jakiekolwiek rozmowy. Jednak jesteśmy razem już kilka lat i nigdy nie było fajnie w tym aspekcie i nic się nie poprawiało.
A i jeśli to ma jakieś znaczenie to nie mieszkamy razem, ja mam 34 lata, on jest sporo starszy.
Raczej mój wygląd nie jest problemem, bo nie straszę, a różnych seksownych ciuchów mam więcej niż w małym sexshopie. Ja potrzebuję więcej, z pasją, fantazją, jakąś oprawą, a on nawet się opędzał od takich niewinniejszych rozmów i szybko mnie zamykał, a przecież o to nie będę robiła awantur. To tak dziwne, że np. dba, żeby jak jestem u niego, to było do jedzenia to, co lubię, ale już jak go poprosiłam, żeby zaczął używać miętowej pasty do zębów, albo płynu to zignorował to, a jak umyje wieczorem taką bezzapchową, to takie „nadrapane” to wszystko szczoteczką po prostu nieprzyjemnie pachnie i muszę się odsuwać i zasłaniać, żeby tego nie czuć, bo niby normalna sprawa i każdemu się zdarza nieprzyjemny zapach z ust, ale mnie to odrzuca, a potem mam wyrzuty sumienia, że się od niego odsuwam i że pewnie mu przykro.
Musiałam się wyżalić chyba, nie wiem co mam robić, nie mam już siły na rozmowy, zwłaszcza, że on zaprzecza temu, co ja czuję. Kopnijcie mnie w d… żebym w końcu coś zdecydowała, bo w sumie powinnam się albo z tym pogodzić, albo rozstać.