Witam chciała bym podzielić się moim problemem. Otóż jestem po rozwodzie już prawie 10 lat, mam trójkę dzieci w wieku 17, 16 i 14 lat. Od czterech lat mam nowego partnera i wszystko do tej pory układało się dobrze. A teraz gdy mój partner zamieszkał z nami pojawiły się pretensje że moje dzieci są źle wychowane i rozpieszczone. Mój partner uwaza że mnie nie szanują, że to moja wina . Ja tak nie uważam i z tego powodu pojawiają się kłótnie między nami. Czasami mam dość wszystkiego, i zastanawiam się czy to ma sens. Nie chcę go stracić bo bardzo go kocham ,ale dzieci są dla mnie najważniejsze, juz sama nie wiem co mam robić.
Witam chciała bym podzielić się moim problemem. Otóż jestem po rozwodzie już prawie 10 lat, mam trójkę dzieci w wieku 17, 16 i 14 lat. Od czterech lat mam nowego partnera i wszystko do tej pory układało się dobrze. A teraz gdy mój partner zamieszkał z nami pojawiły się pretensje że moje dzieci są źle wychowane i rozpieszczone. Mój partner uwaza że mnie nie szanują, że to moja wina . Ja tak nie uważam i z tego powodu pojawiają się kłótnie między nami. Czasami mam dość wszystkiego, i zastanawiam się czy to ma sens. Nie chcę go stracić bo bardzo go kocham ,ale dzieci są dla mnie najważniejsze, juz sama nie wiem co mam robić.
Patrząc według danych podanych przez Ciebie, to powiedziałbym że widzę spore prawdopodobieństwo że Twój partner ma rację.
Zrospaczona123 napisał/a:Witam chciała bym podzielić się moim problemem. Otóż jestem po rozwodzie już prawie 10 lat, mam trójkę dzieci w wieku 17, 16 i 14 lat. Od czterech lat mam nowego partnera i wszystko do tej pory układało się dobrze. A teraz gdy mój partner zamieszkał z nami pojawiły się pretensje że moje dzieci są źle wychowane i rozpieszczone. Mój partner uwaza że mnie nie szanują, że to moja wina . Ja tak nie uważam i z tego powodu pojawiają się kłótnie między nami. Czasami mam dość wszystkiego, i zastanawiam się czy to ma sens. Nie chcę go stracić bo bardzo go kocham ,ale dzieci są dla mnie najważniejsze, juz sama nie wiem co mam robić.
Patrząc według danych podanych przez Ciebie, to powiedziałbym że widzę spore prawdopodobieństwo że Twój partner ma rację.
A które to dane miałyby o tym świadczyć?
Nowe_otwarcie napisał/a:Zrospaczona123 napisał/a:Witam chciała bym podzielić się moim problemem. Otóż jestem po rozwodzie już prawie 10 lat, mam trójkę dzieci w wieku 17, 16 i 14 lat. Od czterech lat mam nowego partnera i wszystko do tej pory układało się dobrze. A teraz gdy mój partner zamieszkał z nami pojawiły się pretensje że moje dzieci są źle wychowane i rozpieszczone. Mój partner uwaza że mnie nie szanują, że to moja wina . Ja tak nie uważam i z tego powodu pojawiają się kłótnie między nami. Czasami mam dość wszystkiego, i zastanawiam się czy to ma sens. Nie chcę go stracić bo bardzo go kocham ,ale dzieci są dla mnie najważniejsze, juz sama nie wiem co mam robić.
Patrząc według danych podanych przez Ciebie, to powiedziałbym że widzę spore prawdopodobieństwo że Twój partner ma rację.
A które to dane miałyby o tym świadczyć?
Wychowuje dzieci od 10 lat. Obecnie to już nastolatki. Bez męskiego wzoru niestety wychowanie nie jest łatwe i powstają deficyty.
Matka zazwyczaj rozpieszcza swoje dzieci. To ona wychowywała dzieci, więc to jej wina, gdy się źle zachowują. Choć też nie do końca, bo są w wieku, gdy nie szanują nikogo.
Foxterier napisał/a:Nowe_otwarcie napisał/a:Patrząc według danych podanych przez Ciebie, to powiedziałbym że widzę spore prawdopodobieństwo że Twój partner ma rację.
A które to dane miałyby o tym świadczyć?
Wychowuje dzieci od 10 lat. Obecnie to już nastolatki. Bez męskiego wzoru niestety wychowanie nie jest łatwe i powstają deficyty.
Matka zazwyczaj rozpieszcza swoje dzieci. To ona wychowywała dzieci, więc to jej wina, gdy się źle zachowują. Choć też nie do końca, bo są w wieku, gdy nie szanują nikogo.
W takich okolicznościach jak tu podane matka bardzo często (zwłaszcza sprzyja temu - lub jest symptomem tej "choroby" - fakt że przez 10 lat nikogo sobie nie znalazła) staje się zafiksowana na swoich dzieciach i ślepa na ich wady, nawet formułowanie przez nią zdań w opisie sytuacji zdaje się to potwierdzać. Najczęściej dobrym "zwierciadłem" staje się dopiero ktoś z zewnątrz, choć prawie równie często matka nie chce go słuchać (w tym wypadku padło na partnera). Czasem łuski z oczu spadają dopiero gdy dochodzi do tragedii (dziecko schodzi na złą drogę).
Owszem, partner może mieć inną wizję wychowania dzieci. Ale na miejscu Autorki (o ile NAPRAWDĘ chce poznać prawdę) spytałbym kogoś z zewnętrz, kto nie będzie jej się bał tej prawdy przekazać...
Witam chciała bym podzielić się moim problemem. Otóż jestem po rozwodzie już prawie 10 lat, mam trójkę dzieci w wieku 17, 16 i 14 lat. Od czterech lat mam nowego partnera i wszystko do tej pory układało się dobrze. A teraz gdy mój partner zamieszkał z nami pojawiły się pretensje że moje dzieci są źle wychowane i rozpieszczone. Mój partner uwaza że mnie nie szanują, że to moja wina . Ja tak nie uważam i z tego powodu pojawiają się kłótnie między nami. Czasami mam dość wszystkiego, i zastanawiam się czy to ma sens. Nie chcę go stracić bo bardzo go kocham ,ale dzieci są dla mnie najważniejsze, juz sama nie wiem co mam robić.
Małe dzieci stosunkowo łatwo nawiązują przyjazny kontakt z nowymi partnerami swoich rodziców. Jednak im dziecko jest starsze i im dłuższą ma za sobą historię kontaktów z rodzicem który odszedł, tym większe jest prawdopodobieństwo, że będzie miało trudność w zaakceptowaniu macochy lub ojczyma. Tutaj twój partner autorko zachowuje się trochę jak słoń w składzie porcelany. Robiąc fochy i i obwiniając cię o złe zachowanie twoich dzieci, na pewno nie sprawi że staniecie się pełną i zgraną nową rodziną. Pewnie on chciałby być na pierwszej pozycji w waszym domu, a dzieci niestety nie akceptują tego i chcą aby było jak dawniej gdy byliście sami. To, że masz teraz partnera i w wielu aspektach chcesz polegać na nim, żle odbierają i prawdopodobnie nie w pełni akceptują go jako członka rodziny. Mało szczegółów napisałaś, ale prawdopodobnie twój partner robi sporo błędów w układaniu relacji z twoimi dziećmi.
Starsze są przecież już prawie dorosłe, sporo widzą, swoje myślą i trudno ci będzie ich wszystkich "pogodzić" gdy postawa twojego partnera jest taka jak opisujesz.
Jeśli ty sama masz dobry kontakt ze swoimi dziećmi to nie przejmuj się tym, że partnerowi coś się nie podoba. To w końcu twoje dzieci i twoja sprawa jak je wychowujesz. Nie pozwól też partnerowi "ciosać" sobie kołków na głowie, bo jeśli nie chce mu się nieco postarać o dobre relacje z dziećmi, to niech chociaż przestanie wymuszać na tobie zmiany w twoim postępowaniu z nimi. Może z czasem wszystko się ułoży o ile partner wcześniej wszystkiego doszczętnie nie zepsuje do końca.
7 2022-09-25 23:51:33 Ostatnio edytowany przez Kleoma (2022-09-25 23:54:35)
Autorka jest z tym partnerem od 4 lat.
Nie można twierdzić, że od 10 lat nikogo nie znalazła.
Rozwiodła się gdy dzieci były małe.
Mogła wtedy nie mieć czasu na randki.
Troje dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym.
Najlepiej by było gdyby autorka podała przekłady tego rozpieszczenia i braku szacunku wedle jej partnera.
Według mojego partnera źle je wychowałam bo np. Jak zrobię obiad to nie jadają z nami razem tylko o różnych porach ,albo robią sabid coś innego bo akurat nie mają na to ochoty. Wchodzą do pokoju bez pytania to znaczy akurat mój pokuj jest w salonie połączonym z aneksem kuchennym , nie mówią dziękuję za często, kluca się między sobą, a ostatnio powiedział że dla niego to taka patologia. Co mam zrobić w takiej sytuacji.
Według mojego partnera źle je wychowałam bo np. Jak zrobię obiad to nie jadają z nami razem tylko o różnych porach ,albo robią sabid coś innego bo akurat nie mają na to ochoty. Wchodzą do pokoju bez pytania to znaczy akurat mój pokuj jest w salonie połączonym z aneksem kuchennym , nie mówią dziękuję za często, kluca się między sobą, a ostatnio powiedział że dla niego to taka patologia. Co mam zrobić w takiej sytuacji.
Zmienić partnera albo pozbyć się dzieci.
Druga opcja raczej nie wchodzi w grę, co nie?
W życiu nie wpadłabym na to, że jedzenie o różnych porach to oznaka złego wychowania. Po prostu każde dziecko ma swoje zajęcia, każde ma czas w innym momencie, jeżeli Wam to pasuje, to w czym problem? Że się kłócą? Ja mam 5 lat młodszą siostrę i przestałyśmy się kłócić dopiero jak obie się z domu wyprowadziłyśmy.
Może porozmawiaj z partnerem i mu wytłumacz, czemu każda z tych rzeczy tak wygląda jak wygląda?
Według mojego partnera źle je wychowałam bo np. Jak zrobię obiad to nie jadają z nami razem tylko o różnych porach ,albo robią sabid coś innego bo akurat nie mają na to ochoty. Wchodzą do pokoju bez pytania to znaczy akurat mój pokuj jest w salonie połączonym z aneksem kuchennym , nie mówią dziękuję za często, kluca się między sobą, a ostatnio powiedział że dla niego to taka patologia. Co mam zrobić w takiej sytuacji.
Dla osoby bez dzieci to wszystko to oznaki złego wychowania.
Nie przyjść na obiad gdy matka ugotowała? Nie do pomyślenia.
Albo skoryguj te zachowania dzieci (trochę ogłady jeszcze nikomu nie zaszkodziło) albo odłóż swoje życie aż odprawisz dzieciaki na studia.
Według mojego partnera źle je wychowałam bo np. Jak zrobię obiad to nie jadają z nami razem tylko o różnych porach ,albo robią sabid coś innego bo akurat nie mają na to ochoty. Wchodzą do pokoju bez pytania to znaczy akurat mój pokuj jest w salonie połączonym z aneksem kuchennym , nie mówią dziękuję za często, kluca się między sobą, a ostatnio powiedział że dla niego to taka patologia. Co mam zrobić w takiej sytuacji.
Mieszkasz w pokoju połączonym z kuchnią.
I tu jest pies pogrzebany.
Partnerowi, który jak mniemam też mieszka w tym pokoju przeszkadza brak spokoju i intymności.
Chciałby aby dzieciaki nie kręciły się po kuchni cały czas tylko w określonych godzinach.
On rozumuje, że gdyby zjadły posiłek wszystkie razem o tej samej porze to w czasie między posiłkami nikt do tego pomieszczenia by nie wchodził.
I miałby spokój.
Yyy... Patologia to trochę mocne słowo jak na różne pory posiłków. Jak wyglądają te kłótnie, że aż tak to określił?
Rozumiem, że teraz salon jest waszym pokojem, skoro mieszkacie razem? Tu by można było coś zdziałać, ten facet też gdzieś musi mieć miejsce, gdzie się może czuć swobodnie, w sensie - gdzie mu się znienacka nie pojawi nastolatek w drzwiach. Tak, jak oczekiwałabym pukania od partnera, zanim wejdzie dziecku do pokoju, tak i w drugą stronę powinno to wyglądać.
Swoją drogą, może część problemów się bierze zwyczajnie ze względu na za mały metraż, jak na taką liczbę osób? Facet nie ma swojego kąta, mieszkacie w salonie połączonym z kuchnią, dzieci też się mogą nie czuć swobodnie, musząc mu/wam za każdym razem przeszkadzać, chcąc się np. czegoś napić. Może inaczej by to wyglądało, gdyby mogli się do siebie wzajemnie przyzwyczaić, nie siedząc sobie na głowie.
Witam chciała bym podzielić się moim problemem. Otóż jestem po rozwodzie już prawie 10 lat, mam trójkę dzieci w wieku 17, 16 i 14 lat. Od czterech lat mam nowego partnera i wszystko do tej pory układało się dobrze. A teraz gdy mój partner zamieszkał z nami pojawiły się pretensje że moje dzieci są źle wychowane i rozpieszczone. Mój partner uwaza że mnie nie szanują, że to moja wina . Ja tak nie uważam i z tego powodu pojawiają się kłótnie między nami. Czasami mam dość wszystkiego, i zastanawiam się czy to ma sens. Nie chcę go stracić bo bardzo go kocham ,ale dzieci są dla mnie najważniejsze, juz sama nie wiem co mam robić.
Twój partner wprowadził się do Was i chciałby teraz wprowadzić swoje zasady i to jeszcze wykorzystując jako narzędzie w tym celu Ciebie, bo to przecież Twoja wina i to Ty powinnaś doprowadzić do stanu tolerowanego przez niego. Nawet jeśli sama tego nie czujesz.
Właściwie czego on oczekuje? Że zaczniesz pod jego dyktando musztrować w domu nastolatki? Czy że będziesz je przekonywać do czegoś, do czego sama nie jesteś przekonana?
Jak dla mnie mission impossible.
Wielki pan domu się objawił :-/, który ciosa kołki na głowie swojej partnerki, żeby zrobiła mu dobrze kosztem swoich dzieci. Wiadomo, że okres nastoletni to ciężki czas, bo to jest przełom adolescencyjny, gdzie młodzi ludzie kształtują swoją tożsamość i sorry, ale obcy dla nich facet, wymagający nagłych zmian w Waszym dotychczasowym życiu szybko stanie się ich wrogiem. Ty, natomiast, będąc jego narzędziem dla tych działań, nie dość, że będziesz się czuła między młotem a kowadłem (już pewnie tak się czujesz), to jeszcze rzeczywiście stracisz szacunek swoich dzieci, gdy będziesz coś robić wbrew sobie, aby dogodzić ich kosztem facetowi.
Jak mu się nie podoba, to niech może sam spróbuje porozmawiać na ten temat z Twoimi dziećmi i jakoś je przekonać, że jego wizja jest super.
Jak mu się nie podoba, to niech może sam spróbuje porozmawiać na ten temat z Twoimi dziećmi i jakoś je przekonać, że jego wizja jest super.
No chyba żartujesz, żeby obcy facet miał uczyć czyjeś dzieci kultury. To obowiązek matki.
Dzieciaki mu powiedzą żeby spierdalał.
MagdaLena1111 napisał/a:Jak mu się nie podoba, to niech może sam spróbuje porozmawiać na ten temat z Twoimi dziećmi i jakoś je przekonać, że jego wizja jest super.
No chyba żartujesz, żeby obcy facet miał uczyć czyjeś dzieci kultury. To obowiązek matki.
Dzieciaki mu powiedzą żeby spierdalał.
Pogadać zawsze można. Spróbować przekonać swoimi argumentami to żadna ujma dla nikogo. Jak nie będzie przy tym protekcjonalny, to może ma jakąś szansę nie tylko dotrzeć do tych dzieciaków, ale zbudować z nimi jakąś relację. Zawsze to lepiej niż wysługiwanie się ich matką, żeby wprowadzać swoja wizję układów w rodzinie.
Prawdę mówiąc, wątpię. Te dzieci teraz robią tak, jak chcą (i nie mam tu na myśli złego zachowania, tylko dokładnie to, co napisałam), matce też to odpowiada. I teraz miałyby zmienić zachowanie na takie, którego nie chcą, bo jakiś facet się wprowadził? Ja bym nie zmieniała. Zwłaszcza że to już duże dzieci, raczej wyszły z etapu "dorosły mówi, to tak trzeba".
Ja bym chyba najpierw pogadała z partnerem: co przeszkadza, co można zmienić, a na co się nie zgadzam (jak te pory posiłków). A potem rozmowa ze wszystkimi domownikami, ale nie na zasadzie "jesteście niegrzeczni, macie robić tak i tak", tylko "trochę już ze sobą mieszkamy, chcielibyśmy, żeby wszystkim w tym układzie było jak najwygodniej, więc porozmawiajmy o tym, co możemy zmienić". Tylko że ta rozmowa musiałaby działać w dwie strony - dzieci też muszą mieć szansę wypowiedzi, muszą mieć szansę coś uzyskać, jeśli przeszkadza im coś, co robi partner autorki.
17 2022-09-26 10:50:17 Ostatnio edytowany przez gojka102 (2022-09-26 10:51:27)
Przepraszam, ale trudno traktować serio coś co napisał nick "zrospaczona".
Czy Wy wchodzicie do ich pokojów bez pytania?
Przepraszam, ale trudno traktować serio coś co napisał nick "zrospaczona".
Zrospaczona, pokuj, kłucą się, ogólnie bardzo bul oczuf.
Czy Wy wchodzicie do ich pokojów bez pytania?
Gojko, tak sobie pomyślałam - że dla tych dzieci to był dotychczas ogólnodostępny salon i być może są przyzwyczajone do korzystania z niego w sposób dowolny i bez większych ograniczeń. Dzieci nie odbierają tego jako jakiejś prywatnej alkowy, do której trzeba pukać, czy prosić o możliwość wejścia.
To pomieszczenie miało dla nich dotychczas inny priorytet - był to pewnie ogólnodostępny pokój, do którego można było wejść i wyjść swobodnie. Pewnie wpadały tam, żeby coś sobie w kuchni przygotować, albo z kuchni wziąć.
Może jakimś wyjściem było rozdzielenie kuchni z pokojem dziennym i zrobienie np. kuchnio-jadalni z osobnym wejściem z korytarza, a dla ciebie i partnera wydzielenie niekrępującego kąta? Chyba wszystkim by ulżyło, gdyby każdy miał swój "kawałek podłogi"? Pomyśl o tym.
Może jeszcze 4 lata póki ostatnie dziecko nie będzie pełnoletnie, lepiej mieszkać osobno?
Potem robisz co chcesz.
To jak wszystkie będą pełnoletnie, to już ich przebywanie w tym samym mieszkaniu nie będzie partnerowi przeszkadzało ?
To jak wszystkie będą pełnoletnie, to już ich przebywanie w tym samym mieszkaniu nie będzie partnerowi przeszkadzało
?
Jak będą pelnoletnie to ten związek już się skonczy.
Dzieci poznajduja sobie własnych partnerów, wyjadą na studia albo za pracą, będą mieszkały że swoimi sympatiami a matka zostanie sama. Ciężko kogoś znaleźć.
Dracarys napisał/a:To jak wszystkie będą pełnoletnie, to już ich przebywanie w tym samym mieszkaniu nie będzie partnerowi przeszkadzało
?
Jak będą pelnoletnie to ten związek już się skonczy.
Dzieci poznajduja sobie własnych partnerów, wyjadą na studia albo za pracą, będą mieszkały że swoimi sympatiami a matka zostanie sama. Ciężko kogoś znaleźć.
Jesteś pewna Rossanko, że osiągnięcie pełnoletności przez dzieci jest gwarantem tego wszystkiego? Dla mnie to brzmi absurdalnie, że wraz z wybiciem 18 urodzin, każde z nich zniknie natychmiast ze wspólnego domu.
rossanka napisał/a:Dracarys napisał/a:To jak wszystkie będą pełnoletnie, to już ich przebywanie w tym samym mieszkaniu nie będzie partnerowi przeszkadzało
?
Jak będą pelnoletnie to ten związek już się skonczy.
Dzieci poznajduja sobie własnych partnerów, wyjadą na studia albo za pracą, będą mieszkały że swoimi sympatiami a matka zostanie sama. Ciężko kogoś znaleźć.Jesteś pewna Rossanko, że osiągnięcie pełnoletności przez dzieci jest gwarantem tego wszystkiego? Dla mnie to brzmi absurdalnie, że wraz z wybiciem 18 urodzin, każde z nich zniknie natychmiast ze wspólnego domu.
No właśnie,szczególnie,że maturę zdają nie 18 latki a 19 latki.
Mam znajomą,która też tak myślała,że dzieci wyjadą na studia i już planowała gdzie im kupić mieszkania.Skończylo się na tym,że jeden syn mieszka z nią a drugi w tym samym miescie bo nie poszedl na studia.
rossanka napisał/a:Dracarys napisał/a:To jak wszystkie będą pełnoletnie, to już ich przebywanie w tym samym mieszkaniu nie będzie partnerowi przeszkadzało
?
Jak będą pelnoletnie to ten związek już się skonczy.
Dzieci poznajduja sobie własnych partnerów, wyjadą na studia albo za pracą, będą mieszkały że swoimi sympatiami a matka zostanie sama. Ciężko kogoś znaleźć.Jesteś pewna Rossanko, że osiągnięcie pełnoletności przez dzieci jest gwarantem tego wszystkiego? Dla mnie to brzmi absurdalnie, że wraz z wybiciem 18 urodzin, każde z nich zniknie natychmiast ze wspólnego domu.
Pomalu zniknie, widze po dzieciach dużo starszych koleżanek albo znajomych. W zasadzie te dzieci, które wyjechały na studia nie wróciły już do miejsca wcześniejszego zamieszkania z rodzicami. Część po maturze, albo już po studiach wyjechała z agranicę - ci też nie wrócili, tam mieszkają, pozakładali rodziny.
Czasem któreś wybrało studia w mieście rodzinnym, albo poszło do pracy w tym mieście, a zamieszkało ze swoimi sympatiami(czy coś z tego wyjdzie niewiadomo oczywiście).
Może nie w chwili zdmuchnięcia 18 świeczek, ale pomału to sie działo, we wczesnych dwudziestkach. Obserwując młodziez teraz i 20 lat temu widzę, ze większośc usamodzielnia sie obecnie szybciej.
Kiedyś na studiach mało kto pracował w wieku 20 lat, Teraz sa galerie handlowe, siłownie, praca przez internet, zdalna, w social mediach - to i młodzi ludzie szybciej się usamodzielniają.
A matka niech zadba o soebie. czas szybko leci, za chwile już nie będzie miała dzieci na wychowaniu a co ma byc sama przez reszte życie?
Z reszta jak na razie za mało danych.
Sadzę że tam chodzi o coś więcej niż o jedzenie posiłków o innej porze czy nie pukanie do drzwi.
A faorum jak zawsze rzdmuchuje sprawę.
26 2022-09-26 14:54:25 Ostatnio edytowany przez Farmer (2022-09-26 14:54:56)
Może jeszcze 4 lata póki ostatnie dziecko nie będzie pełnoletnie, lepiej mieszkać osobno?
Potem robisz co chcesz.
Facet ucieknie. Ma czekać 4 lata?
Żaden nie wytrzyma.
27 2022-09-26 15:14:33 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2022-09-26 15:17:22)
rossanka napisał/a:Może jeszcze 4 lata póki ostatnie dziecko nie będzie pełnoletnie, lepiej mieszkać osobno?
Potem robisz co chcesz.Facet ucieknie. Ma czekać 4 lata?
Żaden nie wytrzyma.
Ten to może lepiej, żeby się ulotnił.
Marny to materiał na partnera, skoro w trudnej dla niego sytuacji zamiast działać z wyczuciem, ale używając własnej sprawczości, to wybiera sączenie jadu do ucha swojej partnerce na jej własne dzieci, nie oszczędzając jej samej. Słabe to na maxa.
Z jednej strony partner jest teraz tez domownikiem, i ma prawo do tego aby wyrazić swoje zdanie, jak funkcjonuje ich dom, co mu sie podoba co mu sie nie podoba.
Absurdalne są tezy ze to on ma sie w pełni dostosować. On teraz tez jest członkiem tego gospodarstwa domowego.
Z drugiej strony wkroczył on już jakieś opracowane ramy, w rutynę dnia codziennego, w pewne rytuały, które ta rodzina przez lata sie dorobiła.
I tak samo absurdalne jest wymagania względem partnerki, aby nagle wszystkich poustawiała po kątach, i żeby wszystko funkcjonowało tak jak on chce.
Juz widzę jak nastolatkowie dadzą sie ustawiać po kątach obcemu facetowi.
Powodzenia.
myślę ze zabrakło tutaj po prostu rozmowy wszystkich domowników, całej piątki.
Bo dla każdego z nich zmieniła sie otaczająca go rzeczywistość.
Powinni wspólnie ustalić sobie nowe ramy, nowe zasady, według których funkcjonuje ich dom.
to juz nie sa dzieci, maja prawo wyrazić swoje opinie, i propozycje.
Zachowanie faceta,,słabe,, w stylu "idz porozmawiaj z panią żeby nas szybciej z lekcji pościła, bo ja sie wstydzę"
Wysyłanie matki aby ta była heroldem woli faceta...słabe, żeby nie powiedzieć żałosne.
Ale fakt, to że nastolatkowie nie rozumieją że maja pukać do pokoju w którym teraz nie mieszka tylko ich mama, słabe i jak najbardziej świadczy o złym wychowaniu.
Ale fakt, to że nastolatkowie nie rozumieją że maja pukać do pokoju w którym teraz nie mieszka tylko ich mama, słabe i jak najbardziej świadczy o złym wychowaniu.
To jest również kuchnia. Do kuchni mają pukać i pytać kapo o pozwolenie wypicia szklanki wody?
30 2022-09-26 17:45:34 Ostatnio edytowany przez Szeptuch (2022-09-26 17:49:44)
Szeptuch napisał/a:Ale fakt, to że nastolatkowie nie rozumieją że maja pukać do pokoju w którym teraz nie mieszka tylko ich mama, słabe i jak najbardziej świadczy o złym wychowaniu.
To jest również kuchnia. Do kuchni mają pukać i pytać kapo o pozwolenie wypicia szklanki wody?
Ty sobie jaja robisz czy nie ogarniasz tak prozaicznych czynności życiowych jak np przebieranie się?.
To nawet kiedyś nie była tylko kuchnia, bo to był pokój ich mamy, i tak samo ma prawo do prywatności.
Teraz wyobraź sobie ze nie mieszka tam tylko ich mama tylko dorosły facet, z którym ich mama wyobraź sobie, może sie namiętnie całować, nawet nie mówię o sexie, tylko o gorących pocałunkach, które nagle jeb przerywa gwałtowne otwarcie drzwi.
Serio, pomyśl zanim coś napiszesz.
A który nastolatek nie jest wstanie pojąc tego faktu powinien się zamienić pokojami.
On wyląduje do tego z kuchnia a mama i partner przeniosą sie do osobnego.
Gwarantuje ci że będzie pierwszy który będzie domagał sie pukania.
nie wiedziałem ze prosząc o pukanie można dorobić sie rangi oprawcy.
Ty sobie jaja robisz czy nie ogarniasz tak prozaicznych czynności życiowych jak np przebieranie się?.
To nawet kiedyś nie była tylko kuchnia, bo to był pokój ich mamy, i tak samo ma prawo do prywatności.
Jeśli zawsze musieli pukać przed wejściem do tego wielofunkcyjnego pomieszczenia, a teraz ostentacyjnie tego nie robią, to Twój wybuch jest uzasadniony. Jeśli jednak nie - a o niczym takim Autorka nie napisała w swoim poście, to Twoja reakcja jest mocno na wyrost. Dodatkowo nie znam żadnej osoby, która przebiera się w kuchni.
Teraz wyobraź sobie ze nie mieszka tam tylko ich mama tylko dorosły facet, z którym ich mama wyobraź sobie, może sie namiętnie całować, nawet nie mówię o sexie, tylko o gorących pocałunkach, które nagle jeb przerywa gwałtowne otwarcie drzwi.
Pocałunki, to nie sex. Nie ma nic złego w tym, że mama i jej wieloletni partner, którego te dzieciaki przecież znają od dawna - całują się. Nie wiem dlaczego dorosła kobieta, albo jej równie dorosły partner mieliby czuć się zakłopotani tym, że jej dzieci widziały ich pocałunek. Jednak o czymś takim, jak tu wymyślasz, również nie było mowy w oryginalnym poście ...
serio, pomyśl zanim coś napiszesz.
A który nastolatek nie jest wstanie pojąc tego faktu powinien się zamienić pokojami.
On wyląduje do tego z kuchnia a mama i partner przeniosą sie do osobnego.
Gwarantuje ci że będzie pierwszy który będzie domagał sie pukania.
nie wiedziałem ze prosząc o pukanie można dorobić sie rangi oprawcy.
Nie potrafisz ani czytać ze zrozumieniem, ani myśleć. Dodatkowo dajesz się ogromnie ponosić własnym domysłom i wymysłom. Konia z rzędem temu, kto pokaże w którym miejscu w pierwszym poście jest napisane, że dzieci były proszone o pukanie przed wejściem do kuchni, i że się temu kategorycznie sprzeciwiają, włażąc bezczelnie i znienacka się napić, podczas najintymniejszych momentów.
Nie potrafisz ani czytać ze zrozumieniem, ani myśleć.
"akurat mój pokuj jest w salonie połączonym z aneksem kuchennym"
Napisze to tak żeby nawet ktoś taki jak ty zrozumiał
uwaga: autorki pokój to salon gdzie jest wyznaczone miejsce do gotowania zwane aneksem.
Wiec tak, z technicznego punktu widzenia przebierają sie w kuchni.
Wiedziałaś byś to gdybyś umiała czytać ze zrozumieniem.
wiec tak wskazane jest żeby dzieci pukały, bo mama i jej partner mogą się przebierać.
łał jakie to teraz proste co nie?
Nie wiem czy masz partnera ale wyobraź sobie że sa pocałunki i pocałunki.
Tak, dzieci, tym bardziej nastolatkowie nie powinni być zszokowani tym ze mama da całusa swojemu partnerowi.
ale sa tez pocałunki przesiąknięte erotyzmem, choćby, żeby komuś takiemu uzmysłowić jak ty, takie z języczkiem.
Intymne, poprzedzające pieszczoty itp
I na takie pocałunki mogą zle zareagować dzieci a tym bardziej mama ktora miała by czuc na sobie wzrok swoich dzieci w takiej chwili.
ale ja nic nie napisałem o tym że dzieci na złość wchodzą im w intymnych momentach, sama sobie to dopowiedziałaś i z tym dyskutujesz.
Ja odniosłem sie tylko do twojego absurdalnego zrównania osoby które prosi o pukanie do oprawcy i wymieniłem dlaczego MOŻE o cos takiego prosić.
Resztę zbudowałaś sobie w głowie sama i dyskutujesz.
wiec sobie dyskutuj ale bez zemnie.
Nie potrafisz ani czytać ze zrozumieniem, ani myśleć.
"akurat mój pokuj jest w salonie połączonym z aneksem kuchennym"
Napisze to tak żeby nawet ktoś taki jak ty zrozumiał
uwaga: autorki pokój to salon gdzie jest wyznaczone miejsce do gotowania zwane aneksem.
Wiec tak, z technicznego punktu widzenia przebierają sie w kuchni.
Wiedziałaś byś to gdybyś umiała czytać ze zrozumieniem.
wiec tak wskazane jest żeby dzieci pukały, bo mama i jej partner mogą się przebierać.
łał jakie to teraz proste co nie?Nie wiem czy masz partnera ale wyobraź sobie że sa pocałunki i pocałunki.
Tak, dzieci, tym bardziej nastolatkowie nie powinni być zszokowani tym ze mama da całusa swojemu partnerowi.
ale sa tez pocałunki przesiąknięte erotyzmem, choćby, żeby komuś takiemu uzmysłowić jak ty, takie z języczkiem.
Intymne, poprzedzające pieszczoty itp
I na takie pocałunki mogą zle zareagować dzieci a tym bardziej mama ktora miała by czuc na sobie wzrok swoich dzieci w takiej chwili.ale ja nic nie napisałem o tym że dzieci na złość wchodzą im w intymnych momentach, sama sobie to dopowiedziałaś i z tym dyskutujesz.
Ja odniosłem sie tylko do twojego absurdalnego zrównania osoby które prosi o pukanie do oprawcy i wymieniłem dlaczego MOŻE o cos takiego prosić.
Resztę zbudowałaś sobie w głowie sama i dyskutujesz.
wiec sobie dyskutuj ale bez zemnie.
Nie wiem dlaczego tak się rzucasz z pazurami na mnie, ale wyjaśnieniem może być zjawisko, jakim jest łazienka.
Jeśli w małym mieszkaniu, gdzie jest dużo ludzi, a pomieszczeń mało na tyle, że muszą pełnić wielofunkcyjne role, to ktoś, kto musi się w ciągu dnia przebierać [bo zakładam, że w środku nocy bezczelne bachory nie włażą do salonu, czy też do kuchni] - mógłby w tym celu iść do łazienki, która z definicji jest miejscem o podwyższonej intymności - jeśli widać, że jest zajęta.
Dodatkowo piszesz, że nie pisałeś o intymnych momentach, odwołując się dwa zdania wyżej do pocałunków i pocałunków, nawet tych z języczkiem, o istnieniu których taki ćwok jak ja na pewno nie ma pojęcia Czyli przebieranie się, o czym Autorka nie napisała ani słowa, nie jest intymne, i pocałunki z języczkiem, o których Autorka również nie napisała, również nie są intymne. Ale to ja rozbudowuję sobie coś w głowie. No jasne
Jeszcze raz, bo widzę ze dalej nie rozumiesz.
Nie pisałem nigdzie o tym że ( uwaga) dzieci wchodzą im nazłość do pokoju pod byle pretekstem, przerywając intymne momenty.
Napisałem ( uwaga) dlaczego osoba które zamieszkuje teoretycznie pokój wielofunkcyjny ma prawo wymagać pukania, i wymieniłem tutaj te intymne momenty.
Teraz zagadka dla ciebie:
co jest bardziej uprzykrzające życie?
1:
wymaganie od mamy i jej nowego partnera aby przebierali sie w łazience za każdym razem, można deliberować jak duża jest łazienka, ale raczej średnio tam sie przebiera dwóm osobą prawda?
Dodatkowo pamiętaj, ze w Polsce raczej nie jest norma kilka łazienek, wiec co zrobić gdy trzeba sie przebrać do pracy a tron w wc okupuje dziecko A łazienka jest zajęta przez pozostałą dwójkę?
2: Proszenie dzieci o to aby pukały.
Serio, nie będę ci więcej tu odpisywał, bo dziwnie się czuje pisząc takie oczywistości.
Zmuszonym wychodzić do łazienki aby się przebrać to można być na wyjeździe studenckim z paczką znajomych a nie we własnym domu.
Jeszcze raz, bo widzę ze dalej nie rozumiesz.
Nie pisałem nigdzie o tym że ( uwaga) dzieci wchodzą im nazłość do pokoju pod byle pretekstem, przerywając intymne momenty.
Napisałem ( uwaga) dlaczego osoba które zamieszkuje teoretycznie pokój wielofunkcyjny ma prawo wymagać pukania, i wymieniłem tutaj te intymne momenty.
Teraz zagadka dla ciebie:
co jest bardziej uprzykrzające życie?
1:
wymaganie od mamy i jej nowego partnera aby przebierali sie w łazience za każdym razem, można deliberować jak duża jest łazienka, ale raczej średnio tam sie przebiera dwóm osobą prawda?
Kyrie Elejson, Szeptuch, osobOM. Piszesz, jakby oni się najmniej z 7 razy dziennie przebierali. Tymczasem problemem Autorki nie jest niemożność swobodnego przebierania się, a opinia jej partnera na temat zachowania jej dzieci, które - nie zawsze chcą jadać wspólnie obiady i które się ze sobą kłócą. To zostało określone przez tego partnera mianem patologii.
Dodatkowo pamiętaj, ze w Polsce raczej nie jest norma kilka łazienek, wiec co zrobić gdy trzeba sie przebrać do pracy a tron w wc okupuje dziecko A łazienka jest zajęta przez pozostałą dwójkę?
2: Proszenie dzieci o to aby pukały.
Serio, nie będę ci więcej tu odpisywał, bo dziwnie się czuje pisząc takie oczywistości.
Ale skąd wiesz, że dzieci były proszone o to, żeby pukać? Gdzie to jest napisane przez Autorkę?
Jeszcze taka mała podpowiedź - jeśli dzieci jest troje, jedno z nich okupuje tron, a pozostała dwójka zajmuje łazienkę, to można się śmiało przebierać, dzieci są gdzie indziej i nie czają się pod drzwiami do salono-sypialnio-kuchni, po to, żeby tam wtargnąć znienacka, jak ktoś będzie na golasa.
Autorko a ile macie pokoi? bo jeśli poza salonem są 2 sypialnie to może warto rozważyć by dzieci spały razem? dzieci teoretycznie stracą nieco swojej przestrzeni, ale a) wtedy duży pokój zyska nowy wymiar i każdy będzie mógł tam w dzień przebywać i tą przestrzeń zyskają i b) no wy potrzebujecie również swojej przestrzeni. a może w ogóle macie szansę się przeprowadzić? rynek mieszkań niełatwy, ale nowy członek gospodarstwa to dodatkowe zarobki, możnaby oszczędnoś wynikającą z jego zamieszkania u Was przenznaczyć na wynajęcie większego mieszkania do czasu aż dzieci wyfruną z domu.
Czy trzeba uprawiać seks albo przebierać się dziesięć razy dziennie, żeby mieć prawo do prywatności? Bo ta dyskusja wyżej wg mnie jest co najmniej dziwna, jak gdyby nie można było oczekiwać pukania, jeśli akurat nie paraduje się nago. Śmiem wątpić, że dzieci byłyby zachwycone tym, że facet autorki wbija im bez uprzedzenia do pokoju, nawet jeśli byłyby w pełni ubrane.
Tu (i tylko tu, bo czepianie się pór posiłków to nieporozumienie jakieś) się zgodzę, w wychowaniu coś nie pykło. Nie mówimy o przedszkolach, tylko o nastolatkach, które pewne rzeczy powinny rozumieć. I nazywanie osoby, która oczekuje pukania, zamiast naruszania jej prywatności znienacka, jest solidnym nadużyciem. Ja nie wiem, pamiętam, że nawet za dzieciaka potrafiłam zapukać, jak u mamy siedziały koleżanki (które, wiadomo, nie uprawiały tam grupowego seksu), i nie czułam się tym terroryzowana.
Tak sobie myślę, że autorka trochę nie przygotowała się na to wspólne mieszkanie, tylko wprowadziła ot tak faceta do domu. I teraz ani dzieci nie są na to przygotowane, ani tenże facet.
ale wyobrażasz sobie że za każdym razem jak idziesz zrobić herbatę albo wziąć głupie jabłko to musisz pukać? ja bym się czuła co najmniej jak nie w swoim domu. zdecydowanie bardziej do mnie przemawia że warunki są jakie są więc pzebieram się w łazience. tu w ogóle nie widzę problemu i dyskusja o przebieraniu się jest abstrakcyjna. niemniej rozumiem że partner nie ma swojego kąta i to również jest niekomfortowe. tylko.. no chyba pomyślał o tym zanim się wprowadził?
niemniej rozumiem że partner nie ma swojego kąta i to również jest niekomfortowe. tylko.. no chyba pomyślał o tym zanim się wprowadził?
A ona pomyślała, że nie ma warunków na związek?
Mogła przeprowadzić się do niego, a młodzież w jej mieszkaniu tylko doglądać. To nie są już małe dzieci.
Co wy z tym przebieraniem. XD Jasne, przebierać się można w łazience. Do kuchni też jednak nie wpada się pięć razy na godzinę. A kilka razy dziennie można zapukać, nie widzę problemu. Zakładając, że partner autorki nie wbija do dzieci bez pukania, to może oczekiwać tego samego. Zwłaszcza że wiedzą, że on nie ma możliwości odizolować się w innym pomieszczeniu i nie mieszka "w kuchni" złośliwie.
Coraz bardziej skłaniam się ku temu, że autorka mocno nie przemyślała wspólnego zamieszkania, bo najwyraźniej nie ma na to warunków takich, żeby wszyscy czuli się swobodnie.
Według mojego partnera źle je wychowałam bo np. Jak zrobię obiad to nie jadają z nami razem tylko o różnych porach ,albo robią sabid coś innego bo akurat nie mają na to ochoty. Wchodzą do pokoju bez pytania to znaczy akurat mój pokuj jest w salonie połączonym z aneksem kuchennym , nie mówią dziękuję za często, kluca się między sobą, a ostatnio powiedział że dla niego to taka patologia. Co mam zrobić w takiej sytuacji.
OK, mamy więcej informacji. Starły się dwie strony, być może od początku obie były źle nastawione do siebie: partner chyba chce narzucić swoją wizję rodziny, ale i po dzieciakach widać że chyba najchętniej by się go pozbyły (dzieciakom chyba się spodobało że od rozwodu mają mamusię tylko dla siebie i nie chcą zmiany tego stanu rzeczy); według mnie jest bardzo prawdopodobne że mogą próbować pod nim kopać.
Na pewno będzie ciężko, bo nawet jak jedna ze stron (partner) dozna przemiany i postanowi wyciągnąć rękę i tak to ułożyć żeby przekonać do siebie dzieciaki, to nie jestem pewien czy dzieciaki będą równie chętne do zawarcia z nim pokoju.
Nie wiem, ale mnie to pachnie rozstaniem w ciągu roku, może nawet najbliższych miesięcy...
A jak było zanim partner z wami zamieszkał?
Czy wtedy też miał uwagi co do zachowania dzieci?
Czy one go lubią, akceptują jego wprowadzenie się do was?
Co wy z tym przebieraniem. XD Jasne, przebierać się można w łazience. Do kuchni też jednak nie wpada się pięć razy na godzinę. A kilka razy dziennie można zapukać, nie widzę problemu. Zakładając, że partner autorki nie wbija do dzieci bez pukania, to może oczekiwać tego samego. Zwłaszcza że wiedzą, że on nie ma możliwości odizolować się w innym pomieszczeniu i nie mieszka "w kuchni" złośliwie.
Coraz bardziej skłaniam się ku temu, że autorka mocno nie przemyślała wspólnego zamieszkania, bo najwyraźniej nie ma na to warunków takich, żeby wszyscy czuli się swobodnie.
Nie czytałem rano wszystkich postów po drodze w tej dyskusji (najzwyczajniej nie miałem na to czasu), ale masz Saro rację: zdecydowanie autorka nie ma warunków na tę operację. Tylko pytanie czy miała inną możliwość, bo...
Sorry że teraz pewnie pojadę po autorce, ale... może lepiej brutalnie, ale w pełni szczerze. Zakładając na wstępie że ten cały temat nie jest prowokacją (bo i to mi przeszło przez głowę) czytając jej posty widzę osobę albo z dysortografią albo osobę mało wykształconą (tym bardziej że osoba wykształcona, świadoma swojej dysortografii, jednak przepuściłaby swój wpis choćby przez kontrolera pisowni w Wordzie nim by go opublikowała). Osoba ta w przeciągu 3-4 lat dała sobie zmajstrować trójkę dzieci (to niestety kolejna przesłanka za niższym wykształceniem i słabszym początkowym statusem, jednak u osób po studiach zdecydowanie rzadziej następuje taki ciąg wydarzeń niż u słabo wykształconych osób ze środowisk (jak to w poprzednim systemie nazywano) robotniczo-chłopskich. Myślę że wisienką na torcie byłaby informacja o wieku autorki (podejrzewam że jest ode mnie znacząco młodsza, nawet myślę że jest duże prawdopodobieństwo że ma jeszcze "trójkę" z przodu). Mieszka raczej na małym metrażu (nie podała ile pokojów, ale jeśli jest aneks kuchenny, to obawiam się że pokoje są maksymalnie dwa. Aż by się prosiło o informacje ile trwało małżeństwo z którego ma dzieci, czemu się rozpadło i w jakim wieku wyszła za mąż... W każdym razie to wszystko zebrane do kupy nie czyni z niej kobiety, która może przebierać w facetach... i jej facet pewnie też zdaje sobie sprawę z jej pozycji negocjacyjnej. Podejrzewam że nie trafiła na najlepszego faceta na świecie i być może facet wbił do niej dlatego że sam nie ma swojej miejscówki (czyli inicjatywa wcale nie musiała wyjść od niej). To wszystko mogłaby nam wyjaśnić autorka gdyby zechciała. Kobieta ewidentnie jest między młotem i kowadłem i być może nawet nie ma specjalnie możliwości znalezienia rozwiązania, które mogłoby zadowolić wszystkie strony. Warunków na związek pewnie istotnie tam nie ma... ale czy ktoś chce żyć samotnie do śmierci jako matka-Polka-cierpiętnica z jaskrawym hasłem przed oczami: "Masz przejebane i nic z tym nie zrobisz"? Wobec braku innych opcji chwyciła się pewnie jedynej jaka była dostępna, a czy ona jest dobra? Tym bardziej że dzieci (wbrew temu co ktoś napisał) raczej nie znikną z jej domu w przeciągu 4 lat (chyba że będą miały tak dość przepełnienia i przerąbanej sytuacji że wybiorą nawet wynajem z koleżankami/kolegami by się stamtąd wyrwać, bo podejrzewam że na żadne z nich nie czeka własnościowe mieszkanko.
Sytuacja, w której znalazła się autorka po prostu może w ogóle nie mieć nawet nie tylko prostego, ale i WYKONALNEGO rozwiązania.
Bez przesady.
Znam masę osób po studiach, którzy chcą mieć więcej niż 2 dzieci. Głównie są to ludzie, którzy mają sami mało rodzeństwa, jakby sobie chcieli odbić. Znam świetnie wykształconych ludzi, super zarabiających z 4 dzieci. Sama mam wyższe wykształcenie, a jakbym dała radę urodzić bez problemów, to też chciałabym mieć 3 żywych dzieci.
Metraż może mieć większy, wystarczy, żeby każde dziecko miało swój pokój, mały, ale swój i już robi Ci się z tego 4 pokojowe mieszkanie. Niedaleko idąc, mam sąsiadkę, która w 4pokojowym mieszkaniu ma 5tkę dzieci. Druga na takim samym metrażu ma 2 i myśli o 3 i jak te dzieci im podrosną to też będą spać w salonie.
Bez przesady.
Znam masę osób po studiach, którzy chcą mieć więcej niż 2 dzieci. Głównie są to ludzie, którzy mają sami mało rodzeństwa, jakby sobie chcieli odbić. Znam świetnie wykształconych ludzi, super zarabiających z 4 dzieci. Sama mam wyższe wykształcenie, a jakbym dała radę urodzić bez problemów, to też chciałabym mieć 3 żywych dzieci.Metraż może mieć większy, wystarczy, żeby każde dziecko miało swój pokój, mały, ale swój i już robi Ci się z tego 4 pokojowe mieszkanie. Niedaleko idąc, mam sąsiadkę, która w 4pokojowym mieszkaniu ma 5tkę dzieci. Druga na takim samym metrażu ma 2 i myśli o 3 i jak te dzieci im podrosną to też będą spać w salonie.
W pełni zgoda.
Mam 3 przyjaciół, wybitnie wykształceni i wszyscy po 3 dzieci.
Rozpoczęli swoje rodzicielstwo tuz po studiach, i dzieci pojawiały sie jedno po drugim.
Gdy jest miłość/wsparcie/rozumienie swoich potrzeb i ograniczeń, naprawdę można pogodzić rodzicielstwo/studia i prace.
wiadomo, na początku nie będzie sie przelewać i czas prywatny będzie zredukowany niemal do 0, ale nie od razu Rzym zbudowano, i gdy sie chce, wszystko przyjdzie z czasem.
Znam masę osób po studiach, którzy chcą mieć więcej niż 2 dzieci. Głównie są to ludzie, którzy mają sami mało rodzeństwa, jakby sobie chcieli odbić. Znam świetnie wykształconych ludzi, super zarabiających z 4 dzieci. Sama mam wyższe wykształcenie, a jakbym dała radę urodzić bez problemów, to też chciałabym mieć 3 żywych dzieci.
To nie chodzi ile sumarycznie ma dzieci tylko, że niemalże co rok prorok. Przecież widać, że to drugie to wpadka, bo nikt świadomie nie naraża swojego (i dziecka) zdrowia i nie zachodzi w ciążę od razu po porodzie.
Sytuacja, w której znalazła się autorka po prostu może w ogóle nie mieć nawet nie tylko prostego, ale i WYKONALNEGO rozwiązania.
Mam dokładnie takie same spostrzeżenia.
Lady Loka napisał/a:Znam masę osób po studiach, którzy chcą mieć więcej niż 2 dzieci. Głównie są to ludzie, którzy mają sami mało rodzeństwa, jakby sobie chcieli odbić. Znam świetnie wykształconych ludzi, super zarabiających z 4 dzieci. Sama mam wyższe wykształcenie, a jakbym dała radę urodzić bez problemów, to też chciałabym mieć 3 żywych dzieci.
To nie chodzi ile sumarycznie ma dzieci tylko, że niemalże co rok prorok. Przecież widać, że to drugie to wpadka, bo nikt świadomie nie naraża swojego (i dziecka) zdrowia i nie zachodzi w ciążę od razu po porodzie.
Znowu - jak bardzo nieodpowiedzialne go jest to ja wiem, natomiast znam masę matek, które mają dzieci rok po roku. Znam takich, co z rozmysłem zachodzą w ciążę pół roku po porodzie. Zabroni im ktoś? Nie. Ryzykują? Tak. Wpadka? Nie.
Ba, moje koleżanki wychodzą z założenia, że lepiej jest mieć dzieci szybko jedno za drugim, bo w pieluchach toniesz raz, a potem już masz spokój. Odstęp roku między dziećmi masz też jeżeli np. pierwsze masz z lutego 2002, a drugie masz z listopada 2003. A jest odstęp między ciążami wystarczający.
A nawet jeśli to była wpadka, to co z tego? To było prawie 20 lat temu. Mamy patrzeć na Autorkę przez pryzmat potencjalnej wpadki sprzed nastu lat? Ojeju, ludzie uprawiają seks bez strachu przed ciążą, życie.
50 2022-09-27 20:57:39 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2022-09-27 20:57:54)
dubel
A nawet jeśli to była wpadka, to co z tego? To było prawie 20 lat temu. Mamy patrzeć na Autorkę przez pryzmat potencjalnej wpadki sprzed nastu lat? Ojeju, ludzie uprawiają seks bez strachu przed ciążą, życie.
To z tego, że pozwala snuć pewne domysły o poziomie jej inteligencji i posiadania.
Lady Loka napisał/a:Bez przesady.
Znam masę osób po studiach, którzy chcą mieć więcej niż 2 dzieci. Głównie są to ludzie, którzy mają sami mało rodzeństwa, jakby sobie chcieli odbić. Znam świetnie wykształconych ludzi, super zarabiających z 4 dzieci. Sama mam wyższe wykształcenie, a jakbym dała radę urodzić bez problemów, to też chciałabym mieć 3 żywych dzieci.Metraż może mieć większy, wystarczy, żeby każde dziecko miało swój pokój, mały, ale swój i już robi Ci się z tego 4 pokojowe mieszkanie. Niedaleko idąc, mam sąsiadkę, która w 4pokojowym mieszkaniu ma 5tkę dzieci. Druga na takim samym metrażu ma 2 i myśli o 3 i jak te dzieci im podrosną to też będą spać w salonie.
W pełni zgoda.
Mam 3 przyjaciół, wybitnie wykształceni i wszyscy po 3 dzieci.
Rozpoczęli swoje rodzicielstwo tuz po studiach, i dzieci pojawiały sie jedno po drugim.
Gdy jest miłość/wsparcie/rozumienie swoich potrzeb i ograniczeń, naprawdę można pogodzić rodzicielstwo/studia i prace.
wiadomo, na początku nie będzie sie przelewać i czas prywatny będzie zredukowany niemal do 0, ale nie od razu Rzym zbudowano, i gdy sie chce, wszystko przyjdzie z czasem.
Dobra Szeptuch, jeszcze raz przeczytaj jej posty i zadaj sobie pytanie czy to taki sam przypadek? Od razu zaznaczam że to pytanie retoryczne... Ale podejrzewam że resztę wątpliwości rozwieje autorka jak zechce napisać o tym jak i kiedy związała się z mężem i przez co się rozstali
Lady Loka napisał/a:A nawet jeśli to była wpadka, to co z tego? To było prawie 20 lat temu. Mamy patrzeć na Autorkę przez pryzmat potencjalnej wpadki sprzed nastu lat? Ojeju, ludzie uprawiają seks bez strachu przed ciążą, życie.
To z tego, że pozwala snuć pewne domysły o poziomie jej inteligencji i posiadania.
O poziomie inteligencji, bo naście lat temu mogła zaliczyć wpadkę?
Nie ma to jak oceniać człowieka na podstawie tego, co robił prawie 20 lat temu. Nie wiem jak Ty, ale ja zmieniłam się od momentu jak 6 lat temu zakładałam tu swoje pierwsze tematy, a co dopiero jakby ktoś mi wyciągał zachowania sprzed 15 lat. Jak forumowi frustraci - dokopać wyciągając przeszłość.
M!ri napisał/a:Lady Loka napisał/a:A nawet jeśli to była wpadka, to co z tego? To było prawie 20 lat temu. Mamy patrzeć na Autorkę przez pryzmat potencjalnej wpadki sprzed nastu lat? Ojeju, ludzie uprawiają seks bez strachu przed ciążą, życie.
To z tego, że pozwala snuć pewne domysły o poziomie jej inteligencji i posiadania.
O poziomie inteligencji, bo naście lat temu mogła zaliczyć wpadkę?
Nie ma to jak oceniać człowieka na podstawie tego, co robił prawie 20 lat temu. Nie wiem jak Ty, ale ja zmieniłam się od momentu jak 6 lat temu zakładałam tu swoje pierwsze tematy, a co dopiero jakby ktoś mi wyciągał zachowania sprzed 15 lat. Jak forumowi frustraci - dokopać wyciągając przeszłość.
Może zmądrzała, może nie. Konsekwencje będzie ponosić do końca życia.
Lady Loka napisał/a:Bez przesady.
Znam masę osób po studiach, którzy chcą mieć więcej niż 2 dzieci. Głównie są to ludzie, którzy mają sami mało rodzeństwa, jakby sobie chcieli odbić. Znam świetnie wykształconych ludzi, super zarabiających z 4 dzieci. Sama mam wyższe wykształcenie, a jakbym dała radę urodzić bez problemów, to też chciałabym mieć 3 żywych dzieci.Metraż może mieć większy, wystarczy, żeby każde dziecko miało swój pokój, mały, ale swój i już robi Ci się z tego 4 pokojowe mieszkanie. Niedaleko idąc, mam sąsiadkę, która w 4pokojowym mieszkaniu ma 5tkę dzieci. Druga na takim samym metrażu ma 2 i myśli o 3 i jak te dzieci im podrosną to też będą spać w salonie.
W pełni zgoda.
Mam 3 przyjaciół, wybitnie wykształceni i wszyscy po 3 dzieci.
Rozpoczęli swoje rodzicielstwo tuz po studiach, i dzieci pojawiały sie jedno po drugim.
Gdy jest miłość/wsparcie/rozumienie swoich potrzeb i ograniczeń, naprawdę można pogodzić rodzicielstwo/studia i prace.
wiadomo, na początku nie będzie sie przelewać i czas prywatny będzie zredukowany niemal do 0, ale nie od razu Rzym zbudowano, i gdy sie chce, wszystko przyjdzie z czasem.
Szeptuch, jeszcze raz zacytowałem bo IMHO ta odpowiedź wymaga rozwinięcia .
Strzelenie sobie trójki dzieciaków jednego po drugim to albo objaw niesamowitej wręcz pewności siebie i swoich sił graniczącej wręcz z zadufaniem (w przypadku branży IT w ostatnich latach akurat da się jeszcze powiedzieć że jest to jakoś podparte realiami, choć kto wie jak będzie za 10 lat...) albo lekkomyślności. A autorka naprawdę nie wygląda na wysoce wykształconą kobietę sukcesu, która poradzi sobie w każdych realiach ekonomiczno-zawodowych; po tym co przedstawiła i jak siebie kreuje, to raczej spodziewałbym się młodej, niezbyt wykształconej, naiwnej kobiety, która z miłości i naiwności dała sobie strzelić trójkę dzieciaków przez swoją młodzieńczą miłość, a związek z czasem rozpadł się... przez zdrady, alkohol? To najczęstsze przyczyny rozpadu w takich historiach. W takiej sytuacji pewnie zamieszkała z dziećmi sama bo już się nie dało wytrzymać, a nie w wyniku spokojnego, w pełni świadomego wyboru. Przydałyby się dalsze wyjaśnienia od autorki, ale nie wiem czy się o nie pokusi (chociaż z drugiej strony te wyjaśnienia pozwoliłyby także na ocenienie jej siły negocjacyjnej w tej sytuacji, a więc i perspektyw rozwiązania tego problemu).
56 2022-09-28 08:36:29 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-09-28 08:46:24)
Odezwali się wykształceni w Oxfordzie co najmniej Kobieta zjawiła się tu z prośbą o poradę w sprawach rodzinnych a otrzymała retrospekcję swojej edukacji oraz powodów swojego rozstania ze swoim mężem, choć nawet nie wiadomo czy go w ogóle miała albo czy nie zmarł. Nie potraficie pomóc to chociaż nie dołujcie jej, wyżywajcie się gdzie indziej na tych znienawidzonych kobietach które was nie chciały. Nie dziwię się autorce że przeszła jej ochota na dalsze zwierzenia i w pełni rozumiem, że niektórzy piszą po prostu na priv oczekując jakiegoś wsparcia, bo tu niestety jest jak jest od jakiegoś czasu.
Autorka już się pewnie nie pojawi, bo nie usłyszała tego co chciała usłyszeć / rzuć go, jak on śmie, dzieci są najważniejsze /
Szeptuch napisał/a:Lady Loka napisał/a:Bez przesady.
Znam masę osób po studiach, którzy chcą mieć więcej niż 2 dzieci. Głównie są to ludzie, którzy mają sami mało rodzeństwa, jakby sobie chcieli odbić. Znam świetnie wykształconych ludzi, super zarabiających z 4 dzieci. Sama mam wyższe wykształcenie, a jakbym dała radę urodzić bez problemów, to też chciałabym mieć 3 żywych dzieci.Metraż może mieć większy, wystarczy, żeby każde dziecko miało swój pokój, mały, ale swój i już robi Ci się z tego 4 pokojowe mieszkanie. Niedaleko idąc, mam sąsiadkę, która w 4pokojowym mieszkaniu ma 5tkę dzieci. Druga na takim samym metrażu ma 2 i myśli o 3 i jak te dzieci im podrosną to też będą spać w salonie.
W pełni zgoda.
Mam 3 przyjaciół, wybitnie wykształceni i wszyscy po 3 dzieci.
Rozpoczęli swoje rodzicielstwo tuz po studiach, i dzieci pojawiały sie jedno po drugim.
Gdy jest miłość/wsparcie/rozumienie swoich potrzeb i ograniczeń, naprawdę można pogodzić rodzicielstwo/studia i prace.
wiadomo, na początku nie będzie sie przelewać i czas prywatny będzie zredukowany niemal do 0, ale nie od razu Rzym zbudowano, i gdy sie chce, wszystko przyjdzie z czasem.Szeptuch, jeszcze raz zacytowałem bo IMHO ta odpowiedź wymaga rozwinięcia .
Strzelenie sobie trójki dzieciaków jednego po drugim to albo objaw niesamowitej wręcz pewności siebie i swoich sił graniczącej wręcz z zadufaniem (w przypadku branży IT w ostatnich latach akurat da się jeszcze powiedzieć że jest to jakoś podparte realiami, choć kto wie jak będzie za 10 lat...) albo lekkomyślności. A autorka naprawdę nie wygląda na wysoce wykształconą kobietę sukcesu, która poradzi sobie w każdych realiach ekonomiczno-zawodowych; po tym co przedstawiła i jak siebie kreuje, to raczej spodziewałbym się młodej, niezbyt wykształconej, naiwnej kobiety, która z miłości i naiwności dała sobie strzelić trójkę dzieciaków przez swoją młodzieńczą miłość, a związek z czasem rozpadł się... przez zdrady, alkohol? To najczęstsze przyczyny rozpadu w takich historiach. W takiej sytuacji pewnie zamieszkała z dziećmi sama bo już się nie dało wytrzymać, a nie w wyniku spokojnego, w pełni świadomego wyboru. Przydałyby się dalsze wyjaśnienia od autorki, ale nie wiem czy się o nie pokusi (chociaż z drugiej strony te wyjaśnienia pozwoliłyby także na ocenienie jej siły negocjacyjnej w tej sytuacji, a więc i perspektyw rozwiązania tego problemu).
Niedobrze mi się robi jak czytam Twoje wypociny. Wcześniejszej wypowiedzi nie będę cytować, bo szkoda mi energii.
Jeśli ja i mój narzeczony chcielibyśmy mieć 5 dzieci, a ja drugie już teraz, pomimo, że nasz synek ma kilka miesięcy to jak to nazwiesz? Nie oceniaj ludzi. To, że masz 1 dziecko i nieudane małżeństwo nie daje Ci prawa do takich osądów.
59 2022-09-28 10:17:16 Ostatnio edytowany przez anna.zakochana (2022-09-28 10:19:07)
Odezwali się wykształceni w Oxfordzie co najmniej
Kobieta zjawiła się tu z prośbą o poradę w sprawach rodzinnych a otrzymała retrospekcję swojej edukacji oraz powodów swojego rozstania ze swoim mężem, choć nawet nie wiadomo czy go w ogóle miała albo czy nie zmarł. Nie potraficie pomóc to chociaż nie dołujcie jej, wyżywajcie się gdzie indziej na tych znienawidzonych kobietach które was nie chciały. Nie dziwię się autorce że przeszła jej ochota na dalsze zwierzenia i w pełni rozumiem, że niektórzy piszą po prostu na priv oczekując jakiegoś wsparcia, bo tu niestety jest jak jest od jakiegoś czasu.
w punkt
brakwało mi tylko jeszcze wyliczenia IQ autorki. może jakaś symulacja? oczami wyobraźni widzę jak Otwarcie szuka statystyk dotyczących średniego IQ, następnie za każde dziecko odejmuje parę punktów - za drugie więcej bo trzeba uwzględnić mnożnik dotyczący przerwy między tymi dziećmi. aneks w kuchni - łooo, tu dopiero mamy zmienną która bardzo mocno koreluje z inteligencją.
szczerze mówiąc to te Twoje wypociny Otwarcie świadczą.. o Twojej inteligencji emocjonalna leży, ale patrząc na te próby analizy, ta matematyczna na oko wcale też nie najwyższa.
ale wiesz jak jest, jak się zapytasz grupy ludzi czy mają wyższe IQ niż mediana w grupie to większość odpowie, że tak
Szeptuch napisał/a:Lady Loka napisał/a:Bez przesady.
Znam masę osób po studiach, którzy chcą mieć więcej niż 2 dzieci. Głównie są to ludzie, którzy mają sami mało rodzeństwa, jakby sobie chcieli odbić. Znam świetnie wykształconych ludzi, super zarabiających z 4 dzieci. Sama mam wyższe wykształcenie, a jakbym dała radę urodzić bez problemów, to też chciałabym mieć 3 żywych dzieci.Metraż może mieć większy, wystarczy, żeby każde dziecko miało swój pokój, mały, ale swój i już robi Ci się z tego 4 pokojowe mieszkanie. Niedaleko idąc, mam sąsiadkę, która w 4pokojowym mieszkaniu ma 5tkę dzieci. Druga na takim samym metrażu ma 2 i myśli o 3 i jak te dzieci im podrosną to też będą spać w salonie.
W pełni zgoda.
Mam 3 przyjaciół, wybitnie wykształceni i wszyscy po 3 dzieci.
Rozpoczęli swoje rodzicielstwo tuz po studiach, i dzieci pojawiały sie jedno po drugim.
Gdy jest miłość/wsparcie/rozumienie swoich potrzeb i ograniczeń, naprawdę można pogodzić rodzicielstwo/studia i prace.
wiadomo, na początku nie będzie sie przelewać i czas prywatny będzie zredukowany niemal do 0, ale nie od razu Rzym zbudowano, i gdy sie chce, wszystko przyjdzie z czasem.Szeptuch, jeszcze raz zacytowałem bo IMHO ta odpowiedź wymaga rozwinięcia .
Strzelenie sobie trójki dzieciaków jednego po drugim to albo objaw niesamowitej wręcz pewności siebie i swoich sił graniczącej wręcz z zadufaniem (w przypadku branży IT w ostatnich latach akurat da się jeszcze powiedzieć że jest to jakoś podparte realiami, choć kto wie jak będzie za 10 lat...) albo lekkomyślności. A autorka naprawdę nie wygląda na wysoce wykształconą kobietę sukcesu, która poradzi sobie w każdych realiach ekonomiczno-zawodowych; po tym co przedstawiła i jak siebie kreuje, to raczej spodziewałbym się młodej, niezbyt wykształconej, naiwnej kobiety, która z miłości i naiwności dała sobie strzelić trójkę dzieciaków przez swoją młodzieńczą miłość, a związek z czasem rozpadł się... przez zdrady, alkohol? To najczęstsze przyczyny rozpadu w takich historiach. W takiej sytuacji pewnie zamieszkała z dziećmi sama bo już się nie dało wytrzymać, a nie w wyniku spokojnego, w pełni świadomego wyboru. Przydałyby się dalsze wyjaśnienia od autorki, ale nie wiem czy się o nie pokusi (chociaż z drugiej strony te wyjaśnienia pozwoliłyby także na ocenienie jej siły negocjacyjnej w tej sytuacji, a więc i perspektyw rozwiązania tego problemu).
Serio.
Nie wiem czy ja to źle zrozumiałem czy ty to tak przedstawiłeś.
Bo piszesz tak jak by prawo do posiadania dzieci mieli osoby tylko wybitnie wykształcone z oszczędnościami idącymi w miliony.
Nie znasz historii tej kobiety, a już postawiłeś wyrok ze głupia i nieodpowiedzialna.
Wyobraź sobie ze większość Polaków nie zarabia więcej niz 3.5k na rękę.
A ogromna liczba zarabia lub oscyluje zarobkami w okolicach minimalnej.
Tak wygląda życie w Polsce.
I teraz wyobraź sobie co pociągnęło by za sobą podejście ze tacy ludzie nie powinni mieć dzieci bo ich nie stać.
Za 20 alt miałbyś taki kryzys demograficzny (który i tak będzie) ze na karetkę czekał bys 2 dni a straż pożarna przyjechała by jak by z twojego domu juz nic nie zostało.
Paradoks jest taki ze ludzie wykształceni nie chcą/mogą mieć dzieci, ostatnio maja wyprany mózg bzdurami o klimacie i powtarzają te hasełka o dobru planety niczym fanatycy religijni.
Wierni kościoła z zielonym dachem.
My jako społeczeństwo powinniśmy robić wszystko aby młodzi ludzie chcieli mieć dzieci, i nie jedno ale 3/4.
I nie poprzez szkodliwy social, ale zapewnienie możliwości swobodnej edukacji wyższej w przypadku posiadania dziecka, budowa żłobków i przedszkoli,i działanie ich w systemach 2 zmianowych, rozwój szkolnictwa średniego, zwłaszcza techników, aby młodzi ludzie mieli zawód i umiejętności a nie bezwartościowy papierek po kulturoznawstwie czy innym gównie na które młody człowiek poszedł aby przedłużyć sobie dzieciństwo.
Tu gdzie mieszkam, bardzo często to tak wygląda że idzie sie do zawodówki czy technikum, tam sie kogoś poznaje, kończy sie szkołę, ma sie zawód i prace, i zakłada sie rodzinę. Czasami jedzie sie w ramach urlopu na prace sezonowe do Niemiec i tak tworzy sie swoja przyszłość.
I jak patrze na takich 25 latków z mojej wioski, to właśnie mają juz 3 dzieci, pracują, budują, a ci z pomocą rodziców juz zbudowali dom, sa dorosłymi ludźmi.
A obserwując 25 latków z np Wrocławia to jedyna mysl jaka mi sie nasuwa do dzieciaki tuz po szkole. Nie nauczone żadnej odpowiedzialności. Nic nie maja, niczego sie nie dorobili.
Oczywiście to wszystko co napisałem to generalizacja, ale nie będą za każdym razem pisał "oczywiście sa wyjątki"
Nie widzę nic złego w tym że para stara sie o kolejne dziecko zaraz gdy jest to możliwe.
Sam bym sie cieszył gdyby mój syn powiedział mi że po ukończeniu szkoły średniej założyć rodzinę
I czy byśmy mu nie pomogli organizacyjnie, z dalsza edukacja dla niego i jego partnerki czy finansowo.
Ponieważ naoglądałem sie naprawdę dużo rozpaczy/łez i smutku małżeństw które nie mogą mieć dzieci.
Rozwijali sie,uczyli, kolejny staż,kolejny kierunek i przychodzi 30 i tego dziecka nie mogą mieć.
SaraS napisał/a:Co wy z tym przebieraniem. XD Jasne, przebierać się można w łazience. Do kuchni też jednak nie wpada się pięć razy na godzinę. A kilka razy dziennie można zapukać, nie widzę problemu. Zakładając, że partner autorki nie wbija do dzieci bez pukania, to może oczekiwać tego samego. Zwłaszcza że wiedzą, że on nie ma możliwości odizolować się w innym pomieszczeniu i nie mieszka "w kuchni" złośliwie.
Coraz bardziej skłaniam się ku temu, że autorka mocno nie przemyślała wspólnego zamieszkania, bo najwyraźniej nie ma na to warunków takich, żeby wszyscy czuli się swobodnie.Nie czytałem rano wszystkich postów po drodze w tej dyskusji (najzwyczajniej nie miałem na to czasu), ale masz Saro rację: zdecydowanie autorka nie ma warunków na tę operację. Tylko pytanie czy miała inną możliwość, bo...
Sorry że teraz pewnie pojadę po autorce, ale... może lepiej brutalnie, ale w pełni szczerze. Zakładając na wstępie że ten cały temat nie jest prowokacją (bo i to mi przeszło przez głowę) czytając jej posty widzę osobę albo z dysortografią albo osobę mało wykształconą (tym bardziej że osoba wykształcona, świadoma swojej dysortografii, jednak przepuściłaby swój wpis choćby przez kontrolera pisowni w Wordzie nim by go opublikowała). Osoba ta w przeciągu 3-4 lat dała sobie zmajstrować trójkę dzieci (to niestety kolejna przesłanka za niższym wykształceniem i słabszym początkowym statusem, jednak u osób po studiach zdecydowanie rzadziej następuje taki ciąg wydarzeń niż u słabo wykształconych osób ze środowisk (jak to w poprzednim systemie nazywano) robotniczo-chłopskich. Myślę że wisienką na torcie byłaby informacja o wieku autorki (podejrzewam że jest ode mnie znacząco młodsza, nawet myślę że jest duże prawdopodobieństwo że ma jeszcze "trójkę" z przodu). Mieszka raczej na małym metrażu (nie podała ile pokojów, ale jeśli jest aneks kuchenny, to obawiam się że pokoje są maksymalnie dwa. Aż by się prosiło o informacje ile trwało małżeństwo z którego ma dzieci, czemu się rozpadło i w jakim wieku wyszła za mąż... W każdym razie to wszystko zebrane do kupy nie czyni z niej kobiety, która może przebierać w facetach... i jej facet pewnie też zdaje sobie sprawę z jej pozycji negocjacyjnej. Podejrzewam że nie trafiła na najlepszego faceta na świecie i być może facet wbił do niej dlatego że sam nie ma swojej miejscówki (czyli inicjatywa wcale nie musiała wyjść od niej). To wszystko mogłaby nam wyjaśnić autorka gdyby zechciała. Kobieta ewidentnie jest między młotem i kowadłem i być może nawet nie ma specjalnie możliwości znalezienia rozwiązania, które mogłoby zadowolić wszystkie strony. Warunków na związek pewnie istotnie tam nie ma... ale czy ktoś chce żyć samotnie do śmierci jako matka-Polka-cierpiętnica z jaskrawym hasłem przed oczami: "Masz przejebane i nic z tym nie zrobisz"? Wobec braku innych opcji chwyciła się pewnie jedynej jaka była dostępna, a czy ona jest dobra? Tym bardziej że dzieci (wbrew temu co ktoś napisał) raczej nie znikną z jej domu w przeciągu 4 lat (chyba że będą miały tak dość przepełnienia i przerąbanej sytuacji że wybiorą nawet wynajem z koleżankami/kolegami by się stamtąd wyrwać, bo podejrzewam że na żadne z nich nie czeka własnościowe mieszkanko.
Sytuacja, w której znalazła się autorka po prostu może w ogóle nie mieć nawet nie tylko prostego, ale i WYKONALNEGO rozwiązania.
Co ma jej wykształcenie do pytań, które zadała? Może popełniła kilka błędów ortograficznych, ale jakie to ma znaczenie? Pani była kulturalna i zdecydowanie zaaferowana swoją aktualną sytuacją z partnerem. Ty natomiast zesrałeś się na środku pokoju (tak, mówię o twoim poście powyżej) i nawet wyższe wykształcenie ci nie pomoże.
Nowe_otwarcie napisał/a:SaraS napisał/a:Co wy z tym przebieraniem. XD Jasne, przebierać się można w łazience. Do kuchni też jednak nie wpada się pięć razy na godzinę. A kilka razy dziennie można zapukać, nie widzę problemu. Zakładając, że partner autorki nie wbija do dzieci bez pukania, to może oczekiwać tego samego. Zwłaszcza że wiedzą, że on nie ma możliwości odizolować się w innym pomieszczeniu i nie mieszka "w kuchni" złośliwie.
Coraz bardziej skłaniam się ku temu, że autorka mocno nie przemyślała wspólnego zamieszkania, bo najwyraźniej nie ma na to warunków takich, żeby wszyscy czuli się swobodnie.Nie czytałem rano wszystkich postów po drodze w tej dyskusji (najzwyczajniej nie miałem na to czasu), ale masz Saro rację: zdecydowanie autorka nie ma warunków na tę operację. Tylko pytanie czy miała inną możliwość, bo...
Sorry że teraz pewnie pojadę po autorce, ale... może lepiej brutalnie, ale w pełni szczerze. Zakładając na wstępie że ten cały temat nie jest prowokacją (bo i to mi przeszło przez głowę) czytając jej posty widzę osobę albo z dysortografią albo osobę mało wykształconą (tym bardziej że osoba wykształcona, świadoma swojej dysortografii, jednak przepuściłaby swój wpis choćby przez kontrolera pisowni w Wordzie nim by go opublikowała). Osoba ta w przeciągu 3-4 lat dała sobie zmajstrować trójkę dzieci (to niestety kolejna przesłanka za niższym wykształceniem i słabszym początkowym statusem, jednak u osób po studiach zdecydowanie rzadziej następuje taki ciąg wydarzeń niż u słabo wykształconych osób ze środowisk (jak to w poprzednim systemie nazywano) robotniczo-chłopskich. Myślę że wisienką na torcie byłaby informacja o wieku autorki (podejrzewam że jest ode mnie znacząco młodsza, nawet myślę że jest duże prawdopodobieństwo że ma jeszcze "trójkę" z przodu). Mieszka raczej na małym metrażu (nie podała ile pokojów, ale jeśli jest aneks kuchenny, to obawiam się że pokoje są maksymalnie dwa. Aż by się prosiło o informacje ile trwało małżeństwo z którego ma dzieci, czemu się rozpadło i w jakim wieku wyszła za mąż... W każdym razie to wszystko zebrane do kupy nie czyni z niej kobiety, która może przebierać w facetach... i jej facet pewnie też zdaje sobie sprawę z jej pozycji negocjacyjnej. Podejrzewam że nie trafiła na najlepszego faceta na świecie i być może facet wbił do niej dlatego że sam nie ma swojej miejscówki (czyli inicjatywa wcale nie musiała wyjść od niej). To wszystko mogłaby nam wyjaśnić autorka gdyby zechciała. Kobieta ewidentnie jest między młotem i kowadłem i być może nawet nie ma specjalnie możliwości znalezienia rozwiązania, które mogłoby zadowolić wszystkie strony. Warunków na związek pewnie istotnie tam nie ma... ale czy ktoś chce żyć samotnie do śmierci jako matka-Polka-cierpiętnica z jaskrawym hasłem przed oczami: "Masz przejebane i nic z tym nie zrobisz"? Wobec braku innych opcji chwyciła się pewnie jedynej jaka była dostępna, a czy ona jest dobra? Tym bardziej że dzieci (wbrew temu co ktoś napisał) raczej nie znikną z jej domu w przeciągu 4 lat (chyba że będą miały tak dość przepełnienia i przerąbanej sytuacji że wybiorą nawet wynajem z koleżankami/kolegami by się stamtąd wyrwać, bo podejrzewam że na żadne z nich nie czeka własnościowe mieszkanko.
Sytuacja, w której znalazła się autorka po prostu może w ogóle nie mieć nawet nie tylko prostego, ale i WYKONALNEGO rozwiązania.
Co ma jej wykształcenie do pytań, które zadała? Może popełniła kilka błędów ortograficznych, ale jakie to ma znaczenie? Pani była kulturalna i zdecydowanie zaaferowana swoją aktualną sytuacją z partnerem. Ty natomiast zesrałeś się na środku pokoju (tak, mówię o twoim poście powyżej) i nawet wyższe wykształcenie ci nie pomoże.
Wiedziałem pizdeuszu że mój post cię przyciągnie.
Otóż jej wykształcenie ma bardzo dużo do rzeczy. Ma o tyle ze jakąkolwiek rada jakiej możemy jej hdzielic musi być uzależniona od jej pozycji negocjacyjnej. Matka z trójka dzieci nie jest atrakcyjna partia do związku, jeśli jeszcze jest to niewykształcona kobieta w kiepskiej sytuacji, to jej pizycja negocjacyjna jest praktycznie zerowa i tylko desperat się na taką skusi,a i on będzie się czuł w tym układzie mocniejszyJeśli więc jest jak zakładam,to autorka ma tylko dwie opcje: albo specyfikowana dzieciaki albo kopnąć faceta i liczyć na cud że znajdzie jakikolwiek inny chętny do poważnego związku z nią, o wspólnym zamieszkaniu nie mówiąc. I tu już nawet nie ma co roztrząsać jakim facetem jest jej aktualny (pewnie też nie złoty czlowiek), bo ona jest w takiej sytuacji że nie ma w zasadzie innych opcji.
po pierwsze mylisz się w kwestii desperacji. atrakcyjność ma wiele poziomów. może być bardzo atrakcyjna fizycznie, emocjonalnie, może być świetna w łóżku i po prostu bardzo ciepła na co dzień. a atrakcyjność intelektualna to nie tylko inteligencja a po prostu wspólne tematy do rozmów. nie musi być to fizyka kwantowa czy abstrakcyjna algebra. równie dobrze mogą byś zafascynowani słonioami i rozmawiać o tym godzinami.
a druga sprawa że nie chodzi o to że jej sytacja nie wpłynie na nasze rady bo oczywiście wpłynie i może być tak że sytuaja jest bez wyjścia. chodzi o to że Ty na podstawie dwóch postów przeprowadziłeś analizę całego życia kobiety co jest po prostu żałosne i śmieszne. i odstrasza osoby od pytania bo zaraz taki wyjedzie ze swoimi mądrościami.
Nowe_otwarcie napisał/a:Szeptuch napisał/a:W pełni zgoda.
Mam 3 przyjaciół, wybitnie wykształceni i wszyscy po 3 dzieci.
Rozpoczęli swoje rodzicielstwo tuz po studiach, i dzieci pojawiały sie jedno po drugim.
Gdy jest miłość/wsparcie/rozumienie swoich potrzeb i ograniczeń, naprawdę można pogodzić rodzicielstwo/studia i prace.
wiadomo, na początku nie będzie sie przelewać i czas prywatny będzie zredukowany niemal do 0, ale nie od razu Rzym zbudowano, i gdy sie chce, wszystko przyjdzie z czasem.Szeptuch, jeszcze raz zacytowałem bo IMHO ta odpowiedź wymaga rozwinięcia .
Strzelenie sobie trójki dzieciaków jednego po drugim to albo objaw niesamowitej wręcz pewności siebie i swoich sił graniczącej wręcz z zadufaniem (w przypadku branży IT w ostatnich latach akurat da się jeszcze powiedzieć że jest to jakoś podparte realiami, choć kto wie jak będzie za 10 lat...) albo lekkomyślności. A autorka naprawdę nie wygląda na wysoce wykształconą kobietę sukcesu, która poradzi sobie w każdych realiach ekonomiczno-zawodowych; po tym co przedstawiła i jak siebie kreuje, to raczej spodziewałbym się młodej, niezbyt wykształconej, naiwnej kobiety, która z miłości i naiwności dała sobie strzelić trójkę dzieciaków przez swoją młodzieńczą miłość, a związek z czasem rozpadł się... przez zdrady, alkohol? To najczęstsze przyczyny rozpadu w takich historiach. W takiej sytuacji pewnie zamieszkała z dziećmi sama bo już się nie dało wytrzymać, a nie w wyniku spokojnego, w pełni świadomego wyboru. Przydałyby się dalsze wyjaśnienia od autorki, ale nie wiem czy się o nie pokusi (chociaż z drugiej strony te wyjaśnienia pozwoliłyby także na ocenienie jej siły negocjacyjnej w tej sytuacji, a więc i perspektyw rozwiązania tego problemu).
Serio.
Nie wiem czy ja to źle zrozumiałem czy ty to tak przedstawiłeś.
Bo piszesz tak jak by prawo do posiadania dzieci mieli osoby tylko wybitnie wykształcone z oszczędnościami idącymi w miliony.
Nie znasz historii tej kobiety, a już postawiłeś wyrok ze głupia i nieodpowiedzialna.
Wyobraź sobie ze większość Polaków nie zarabia więcej niz 3.5k na rękę.
A ogromna liczba zarabia lub oscyluje zarobkami w okolicach minimalnej.
Tak wygląda życie w Polsce.
I teraz wyobraź sobie co pociągnęło by za sobą podejście ze tacy ludzie nie powinni mieć dzieci bo ich nie stać.
Za 20 alt miałbyś taki kryzys demograficzny (który i tak będzie) ze na karetkę czekał bys 2 dni a straż pożarna przyjechała by jak by z twojego domu juz nic nie zostało.
Paradoks jest taki ze ludzie wykształceni nie chcą/mogą mieć dzieci, ostatnio maja wyprany mózg bzdurami o klimacie i powtarzają te hasełka o dobru planety niczym fanatycy religijni.
Wierni kościoła z zielonym dachem.
My jako społeczeństwo powinniśmy robić wszystko aby młodzi ludzie chcieli mieć dzieci, i nie jedno ale 3/4.
I nie poprzez szkodliwy social, ale zapewnienie możliwości swobodnej edukacji wyższej w przypadku posiadania dziecka, budowa żłobków i przedszkoli,i działanie ich w systemach 2 zmianowych, rozwój szkolnictwa średniego, zwłaszcza techników, aby młodzi ludzie mieli zawód i umiejętności a nie bezwartościowy papierek po kulturoznawstwie czy innym gównie na które młody człowiek poszedł aby przedłużyć sobie dzieciństwo.
Tu gdzie mieszkam, bardzo często to tak wygląda że idzie sie do zawodówki czy technikum, tam sie kogoś poznaje, kończy sie szkołę, ma sie zawód i prace, i zakłada sie rodzinę. Czasami jedzie sie w ramach urlopu na prace sezonowe do Niemiec i tak tworzy sie swoja przyszłość.
I jak patrze na takich 25 latków z mojej wioski, to właśnie mają juz 3 dzieci, pracują, budują, a ci z pomocą rodziców juz zbudowali dom, sa dorosłymi ludźmi.
A obserwując 25 latków z np Wrocławia to jedyna mysl jaka mi sie nasuwa do dzieciaki tuz po szkole. Nie nauczone żadnej odpowiedzialności. Nic nie maja, niczego sie nie dorobili.
Oczywiście to wszystko co napisałem to generalizacja, ale nie będą za każdym razem pisał "oczywiście sa wyjątki"
Nie widzę nic złego w tym że para stara sie o kolejne dziecko zaraz gdy jest to możliwe.
Sam bym sie cieszył gdyby mój syn powiedział mi że po ukończeniu szkoły średniej założyć rodzinę
I czy byśmy mu nie pomogli organizacyjnie, z dalsza edukacja dla niego i jego partnerki czy finansowo.
Ponieważ naoglądałem sie naprawdę dużo rozpaczy/łez i smutku małżeństw które nie mogą mieć dzieci.
Rozwijali sie,uczyli, kolejny staż,kolejny kierunek i przychodzi 30 i tego dziecka nie mogą mieć.
Sorry,ale na Twoje podejście chyba bardziej wpływa tradycja regionalna niż wykształcenie itp. Ta,uważam że 3 dzieci to brak rozwagi i w lwiej części wypadków wyrzekanie się zapewnienia im godnego życia. Tak,moje małżeństwo rozpadło się w dużej mierze przez fiasko starań o drugie dziecko,ale w obecnej sytuacji w sumie dobrze ze mam tylko jedno. I wkurza mnie bulenie na socjal dzieciorobów, gdyby nie to cholerne rozdawnictwo wyborcze jak 500+ i pozostałe,to inflacja i co za tym idzie ceny byłyby niższe. Powiedzmy sobie szczerze: człowiek decydujący się na 3-4 dzieci najczęściej na innych zwala koszt ich utrzymania,edukacji itd.
po pierwsze mylisz się w kwestii desperacji. atrakcyjność ma wiele poziomów. może być bardzo atrakcyjna fizycznie, emocjonalnie, może być świetna w łóżku i po prostu bardzo ciepła na co dzień. a atrakcyjność intelektualna to nie tylko inteligencja a po prostu wspólne tematy do rozmów. nie musi być to fizyka kwantowa czy abstrakcyjna algebra. równie dobrze mogą byś zafascynowani słonioami i rozmawiać o tym godzinami.
a druga sprawa że nie chodzi o to że jej sytacja nie wpłynie na nasze rady bo oczywiście wpłynie i może być tak że sytuaja jest bez wyjścia. chodzi o to że Ty na podstawie dwóch postów przeprowadziłeś analizę całego życia kobiety co jest po prostu żałosne i śmieszne. i odstrasza osoby od pytania bo zaraz taki wyjedzie ze swoimi mądrościami.
Właśnie sek w tym ze nawet jak jest bardzo ładna,to już 3 dzieci cholernie obniża jej "wartosc" na "rynku" uczuciowym. A pozostałe kwestie to dodatkowe minusy. Podchodź do tego realnie: takiej kobiecie już przez same dzieci ciężko kogoś znaleźć. Popytaj znajomych facetów ilu wśród nich amatorów na babkę z 3 dzieci?