Hej,
Piszę ten post nie po to, aby uzyskać pomoc, tylko czuję, że muszę się wygadać, i usłyszeć jakieś słowa pocieszenia + MOŻE jakieś wskazówki od kogoś, kto przechodził podobny "problem"
Jestem świeżo po rozstaniu z dziewczyną - nie minął nawet miesiąc. Obydwoje zaraz 30-tka, stała praca, wspólne mieszkanie, i takie tam inne aspekty dorosłego życia
Około miesiąc przed rozstaniem dziewczyna zakomunikowała mi, że jest między nami źle - że przestała czuć do mnie pociąg fizyczny, że nie ma ochoty na seks ze mną, bo w jej oczach stałem się nudny, i tym samym mało atrakcyjny. Faktycznie, z seksem było ostatnio trochę słabo, raz na tydzień, dwa (A związek niewiele ponad 3 lata) Utrzymywała jednak, że poza tym, każdy aspekt naszego związku jest idealny, że jest ze mną szczęśliwa, że mnie kocha, że jej na mnie zależy, i że bardzo chcę, żeby ten kryzys został zażegnany. No więc się starałem, i ona się starała. Jednak nie wyszło. W feralny dzień z rana dostałem wiadomość jak co dzień - miłego dnia, buziaczki, miłej pracy. Klasyka. Jednak po pracy dostałem wiadomość ""Wracaj do domu, chcę porozmawiać". Wiedziałem, co się święci, skoro ciemne chmury wisiały nad nami od jakiegoś czasu, więc wróciłem przygotowany. No cóż.
Ale nie o tym. Zrobiłem coś, co było najgłupszą, ale i najlepszą rzeczą, którą mogłem zrobić: sprawdziłem jej wiadomości. Wiem, co myślicie, i sam coś takiego potępiam, ACZKOLWIEK nie żałuje, bo dzięki temu dowiedziałem się że:
-Na początku związku dziewczyna wyjechała na prawie rok za granice do Niemiec, dorobić sobie. Na miejscu miała Tindera o czym wiedziałem, bo jak ona to ujęła "chciałaby czasem wyjść gdzieś, bo nikogo tu nie ma, ale na zwykłe spotkanie przy piwku, nie żadne randki' - okej, nie robiłem problemów. Przez kilka miesięcy codziennie pisaliśmy, raz ja odwiedziłem ją, raz ona mnie. Było super. Potem wróciła, i wszystko było jak w bajce. I tak, dobrze się domyślacie - za moimi plecami uprawiała tam seks. Tzn, szła na spotkanie z chłopakiem, wmawiając mi, że idzie na "piwo" po czym po wszystkim jak gdyby nigdy nic wieczorem pisała mi dobranoc, a rano pisała mi miłe wiadomości. Kto by się domyślił? I przez cały czas nie dała po sobie poznać, że coś jest nie tak
-W jej życiu pojawił się "tylko kolega" z którym sobie pisała. Dość intensywnie. Nie robiłem scen zazdrości, powiedziałem jej tylko, że w poprzednim związku taki "tylko kolega" stał się powodem do rozstania, i bardzo nie chciałbym być skrzywdzony w ten sam sposób. Obiecała, że nie. A jak wyszło? Wiadomo. Flirt, sexting, umawianie się na seks (tylko umawianie, bo kolega mieszka w innym województwie) i wysyłanie nagich zdjęć - z łazienki, kiedy ja byłem za drzwiami. Cały ten proceder trwał kilka miesięcy. I tak jak wyżej, nic nie dała po sobie poznać. Flirtuje, wysyła nudesy, a potem jak gdyby nigdy nic przychodzi do mnie się przytulić i powiedzieć, jak bardzo mnie kocha
- Ta nagłą zmiana narracji w dzień rozstania, z "dzień dobry kochanie" na "musimy pogadać" była spowodowana tym, że w ciągu dnia jakiś facet, z którym robiła jakieś interesy napisał jej, ze przyjedzie do niej do miasta. Także ona stwierdziła, że musi ze mną zerwać, bo "nie przepuści takiej okazji, żeby zaliczyć takie ciacho"
- Zaraz po rozstaniu, dosłownie parę minut po pisała do kolegi z pracy, że jest już wolna, i że jak tylko się wyniosę, to może wpaść na seks. Kolega żonaty, dzieci
- Swoim koleżankom pisała, że ma ochotę się "wyszaleć, jak nigdy dotąd"
Jak tylko zobaczyłem te wiadomości, od razu pierwsza rzecz - wyprowadzka. Ogarnąłem transport, i w ciągu jednego dnia mnie już tam nie było. Nawet ona była w szoku, bo nie spodziewała się takiego szybkiego obrotu spraw.
Chciałem na nią nakrzyczeć, powiedzieć co myślę, wyzwać od najgorszych. Byłem wściekły.
Mieliśmy kontakt jeszcze tydzień. Byłem normalny, nie dałem niczego po sobie poznać.
Jak załatwiliśmy wszystkie formalności związane z mieszkaniem (typu klucze, umowa itd), tak że miałem pewność, że to będzie nasze ostatnie spotkanie wziąłem ją na rozmowę.
Powiedziałem jej wszystko co wiem. Zrobiłem to bardzo spokojnie.
Powiedziałem jej, że czuje się oszukany, wykorzystany i obdarty z zaufania. Czuje się zraniony i skrzywdzony. Zdradzany i oszukiwany. Że mnie zawiodła.
Powiedziałem jej, że nie zamierzam się na niej mścić, rozpowiadać za plecami, czy informować żonę kolegi, i że mówię jej to tylko dlatego, żeby nie miała poczucia, że uszło jej to wszystko na sucho. Żeby nie myślała, ze mogła odpierdzielać krzywe akcje za plecami, potem się rozstać, i "nie liczy się już, bo nie jesteśmy razem"
Powiedziałem jej, że nigdy jej tego nie wybaczę, i nie chce mieć z nią nic wspólnego.
Powiedziałem jej, że to był piękny czas, tylko szkoda, ze zatruty takim jadem.
Powiedziałem jej, że życzę jej powodzenia.
Ona przez całą rozmowę nic nie powiedziała. Po prostu patrzyła pustym wzrokiem w pustkę.
Pożegnałem się, i odszedłem, nawet nie obracając się za siebie.
Zablokowałem wszędzie gdzie się da.
Zero kontaktu ani z mojej ani z jej strony od tamtego czasu (ponad tydzień)
Jak się z tym czuje?
Sinusoida. Raz czuje się podle, raz czuje się dobrze.
Raz obwiniam ją, raz siebie.
Raz chce żeby zniknęła z mojego życia na dobre, raz chciałbym, zeby stanęła w moich drzwiach, i prosiła o wybaczenie i jeszcze jedną szansę.
Ale wiem, ze nie ma do czego wracać. Nie do czegoś, gdzie zaufanie było tak zdeptane. Nie do czegoś, gdzie od samego początku funkcjonowała zdrada.
Czuje się podle z tym, że zajrzałem w wiadomości, ale wiem, ze dobrze zrobiłem. Bo dowiedziałem się prawdy. I przez to jest mi z tym łatwiej z tym wszystkim pogodzić. I jestem pogodzony. Ale wiadomo, boli.
Nadal jednak podglądam jej sociale. No cóż. Potrzeba czasu.
Najgorsza jednak świadomość, że kiedy ja się zbieram do kupy, i mimo wszystko cierpię, ona w tym czasie "szaleje" z innymi facetami. No cóż.
Pozdrawiam